#2. Ja nie mam serca
Poranki. Jedni je uwielbiają, drudzy przeklinają, a jeszcze inni nie mają wyjścia. Oczywiście Nathalie należała do tej ostatniej grupy.
Kiedy piskliwy dźwięk obwieszczał nadejście nowego dnia, to trzeba go było rozpocząć niezwłocznie.
Założyła okulary i - bardziej odruchowo niż z potrzeby - sprawdziła godzinę. Za dwadzieścia siódma, jak na początku każdego dnia roboczego. Nie pozostawało jej nic innego, jak tylko udać się do łazienki w celu porannej pielęgnacji, satynową piżamę zamienić na czerwony golf i kostium, a przy toaletce starannie upiąć kok i wykonać makijaż. Wszystko to uczyniła w ciągu około czterdziestu minut, klasycznie. Gdy wyglądała już jak na asystentkę przystało, szybko przejrzała zadania na ten dzień w tablecie - ponownie zrobi to przy kawie, na którą miała mniej więcej dwadzieścia pięć minut.
W drodze do kuchni pozwoliła sobie dumać o nadchodzących godzinach. Ile spotkań dane jej będzie przełożyć, czy akurat zdarzy się atak akumy, jaką wymówkę ojca sprzeda Adrienowi tym razem...
Słowem - rutyna.
Bo nieobecności starszego Agreste'a na obiedzie z synem była pewna bardziej, niż kulistości Ziemi. Jeśli jedli razem raz w ciągu tygodnia, stanowiło to cud. Chociaż dzisiaj mógłby odpuścić, pomyślała w tej samej chwili, w której z kosztownego ekspresu wybrała latte macchiato. Po powściągliwej pracownicy ludzie spodziewają się zgoła innych wyborów, jednak ona preferowała ten delikatny, a pobudzający wariant. Zupełne przeciwieństwo Gabriela - on z kolei na przekór wizerunkowi artysty-ekscentryka lubił najprostsze w świecie espresso. Kąciki ust Nathalie uniosły się delikatnie, niemal niezauważalnie na tę myśl.
Przy stole analizowała dzienny grafik domu, co kilka minut biorąc łyk z filiżanki.
Adrien zszedł na śniadanie punktualnie. Wewnętrznie odetchnęła z ulgą, gdy pojawił się w progu jadalni. Dobrze, że przynajmniej dziś zje przed wyjściem - rzecz jasna chłopiec nie mógł dostrzec tej troski. Tego ranka wydawał się mniej posępny w obliczu samotnego posiłku niż zwykle. Był raczej nieobecny, zamyślony. Kobieta wiedziała, że niestety później zobaczy go zawiedzionego.
- Nie zapomnij poćwiczyć na pianinie po powrocie ze szkoły, przed treningiem szermierki.
Najbardziej ze wszystkiego zdawała się boleć powtarzalność tego widoku, który za każdym razem musiała przyjmować na chłodno. Wobec którego zawsze była tak uciążliwie bezsilna. Chociaż... nie.
Nie zawsze.
Po zawiezieniu Adriena do szkoły i powrocie do rezydencji udała się do swojego biura. Zastała tam szefa pracującego przy ekranie, najpewniej nad jakimś projektem. Zerknęła na obraz kobiety znajdujący się za nim, na którym on sam wyjątkowo nie skupiał uwagi.
Z całym szacunkiem, ale to o wiele lepsze zajęcie niż gapienie się na Ciebie godzinami. Znając życie, pewnie też tak uważasz.
Zdecydowanie wolała, gdy Gabriel oddawał się swoim obowiązkom. I to nie tym z działki super-złoczyńcy. Co prawda za takowego go nie uważała, w żadnym razie, jednakże każdy atak akumy wywoływał w niej zmartwienie. Bynajmniej nie o siebie, ale właśnie o tego powszechnie uznanego "złoczyńcę". Nikt nie zdawał sobie sprawy z ogromu cierpienia, jakie kryło się za jego poczynaniami. Nikt prócz niej...
Nie był to jednak czas na podobne rozmyślania, tylko na robienie tego, za co jej płacono. Kobieta natychmiast wróciła na ziemię i nakierowała umysł na czekającą robotę papierkowo-komputerową.
Po dwóch godzinach żołądek wyraźnie dał znać, że chętnie przyjąłby lunch. Na całe szczęście godziny przerw Nathalie zazwyczaj pokrywały się z grafikiem jej głodu. Nawet jej organizm zdawał się chodzić jak w zegarku. Cóż, po wielu latach pracy jej rytm dobowy praktycznie sam się tak "zaprogramował". Znacznie ułatwiało to osiągnięcie tak zwanej perfekcji, której wielki i zły pan Agreste wymagał od podwładnych. Warunek był jasny - albo robiłeś pod jego dyktando, albo wylatywałeś. Nathalie miała jednak pewien przywilej, swego rodzaju wyróżnienie specjalne, na które inni liczyć nie mogli. Tego dnia czuła, że w którymś momencie będzie musiała z niego skorzystać.
Nie myliła się.
***
Akuma. Po raz kolejny. Nie, tego było za wiele. Jak mógł to zrobić dzisiaj, zamiast spędzać czas z synem? A ją postawił na czatach. Miała siedzieć i pracować w zamkniętym atelierze do czasu, aż groźny Władca Ciem najprawdopodobniej znowu skończy z tyłkiem sowicie skopanym przez parę nastolatków. Już ona mu powie po całej akcji, już mu dogada...
- Przepraszam szefie, ale mam jedną wiadomość do przekazania przed odwiezieniem Adriena na lekcję szermierki.
- Jestem pewien, że może to poczekać.
Jak zwykle, serce z kamienia. Wiedziała, że to tylko fasada i nawet nie potrafiła się na niego solidnie rozzłościć. Targającym nią uczuciem był żal o niefortunny obraz sytuacji. I o to, że Gabriel nie potrafił dostrzec, czego - a raczej kogo - jego syn faktycznie potrzebował.
Przełknęła ślinę.
- Niestety nie może.
Uwadze mężczyzny nie umknął jej stanowczy ton, ale cały czas stał tyłem do niej. Mógł gapić się w ten obraz do Nowego Roku, ale nie ucieknie w ten sposób.
- To nieprzyjemny dzień, wiem. Ale chodzi w nim o miłość, a pański syn jej potrzebuje.
- Do czego zmierzasz?
- Proszę pana o towarzyszenie Adrienowi podczas dzisiejszego obiadu.
Musiała odłożyć na bok zależność pracownik-pracodawca i postawić szefa do pionu. Ten niepisany przywilej, że mogła sobie na to pozwalać - niezwykle użyteczny, zwłaszcza, gdy Gabriel chciał słuchać.
Czasami Gabriel słuchać nie chciał.
- Jeśli tak brakuje mu towarzystwa, to z wielkim sercem możesz dziś do niego dołączyć.
Czy ten człowiek był aż tak głupi, czy tylko z niej kpił?
- To nie ja jestem jego ojcem. A nawiasem mówiąc, powinien znać pan nazwiska pańskich pracowników - ja nie mam serca.
Oh, szanowny Agreste raczył odwrócić się twarzą do niej. A nawet, zdecydował się patrzeć w jej oczy. Wzajemne spojrzenia tak dopełniające ich wypraną z emocji wymianę zdań, że sekundy zdawały się być godzinami - to nie należało do rutyny. W trakcie tej niemej konwersacji Nathalie zdążyła zastanowić się nad szukaniem nowej posady, zirytować na trudność w rozszyfrowaniu myśli Gabriela, by na końcu łagodny wyraz jego twarzy wziąć za dobrą monetę.
Mężczyzna był w pewnym sensie poruszony, gdy obserwował swoją asystentkę opuszczającą pomieszczenie bez słowa. Gdzieś w środku przyznawał jej rację - nie pamiętał sytuacji, w której pomyliła się co do Adriena. Umiała postępować z jego własnym synem lepiej niż on. I zawsze wiedziała, kiedy Gabriel uciekał, czego nigdy nie śmiałaby mu przyznać. Rzecz jasna nie zdawała sobie sprawy z jego świadomości, tak jak on nie mógł mieć pojęcia o grymasie na jej twarzy balansującym między ulgą a zmartwieniem, kiedy opierała się o drugą stronę drzwi.
Słuszności co do własnego postępowania nabrała tuż przed osiemnastą, gdy odgłosy rozmowy przywiodły ją do jadalni. Oczom kobiety ukazał się najpiękniejszy, a zarazem najrzadszy znany jej widok. Na spełnieniu jej prośby Gabriel wyszedł nie gorzej niż jego syn - dawno już nie widziała ich tak uśmiechniętych, a zwłaszcza razem. Nie zamierzała im przeszkadzać, zresztą miała jeszcze sporo zadań do wykonania, toteż udała się do biura. Tam czekała na nią kolejna niespodzianka.
Na biurku leżała zgięta na pół karteczka w kremowym kolorze.
W równym stopniu zdziwiona, co zaintrygowana rozłożyła świstek.
Masz serce. Nie wymawiaj się nazwiskiem.
Doskonale znała charakter pisma.
Gabriel.
Jedna mała karteczka wystarczyła, by stopić organ, którego istnienia wcześniej tego dnia się wypierała. W zasadzie powiedziała to w celu zrobienia wrażenia i nie spodziewała się, że ostatnie słowo będzie należeć do niego.
Ta karteczka nie musiała znaczyć wiele. Ale Nathalie pozwoliła sobie uznać ją za najbliższe walentynce, co mogła otrzymać tego dnia.
// credits to graphic author: http://hchano.tumblr.com/
Ostatnie dni zdawały się układać w taki sposób, abym w żadnym razie nie dokończyła tego epizodu. A jednak!
Jest zauważalnie dłuższy (praktycznie trzykrotnie XD) od pierwszego. Zastanawiam się nad pisaniem i wrzucaniem na przemian dłuższych i krótszych epizodów, wyjdzie w praniu :P
Mam nadzieję, że się podobało ^^
Zapraszam do komentowania!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro