Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

Noc.
Pora, w której co szczęśliwsi leżą wtuleni w siebie, czując się bezpiecznie.

Noc to także czas, gdy demony lubią wychodzić ze swoich kryjówek i atakować Przyziemnych.
Zniszczenie Edonu bardzo pomogło, lecz te parszywe stworzenia nie wyginęły.

Noc, gdy Alec dostał wezwanie do Insytutu, a Magnus leżał w ich łóżku i próbował się nie martwić.
Lightwood kategorycznie zakazał mu wychodzenia czy pomagania sobie.
Kazał mu odpoczywać.

Ale jak tu odpoczywać, gdy twoja druga połówka być może walczy właśnie z demonami?
Demonami, których zamiast ubywać,  ciągle przybywało.
Ostatnio zauważono także, że stawały się inteligentniejsze.
Wychodząc Alec ucałował jego oba policzki, prosząc by Magnus się nie martwił i spał dobrze. Musiał zauważyć, że czarownik ostatnio ma problemy ze snem.
Odliczał więc czas, leżąc sobie albo się krzątając.

Alec miał już wrócić dwie godziny temu!

Magnus niespokojnie przygryzł paznokcie, przez co czarny lakier się zniszczył.

- Nie, ja tego nie wytrzymam! - krzyknął i jednym pstryknięciem palców przywołał się do porządku i szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi.
Zgasił większość świateł, które wcześniej powłączał, zostawiając przyjemny półmrok.

Podszedł bliżej do drzwi, otwierając je machnięciem dłoni.

I natrafił na Alec'a, który właśnie położył rękę na klamce.

Obaj, zdziwieni spojrzeli na siebie.

- Wychodzisz? - zapytał Lightwood, podnosząc brwii. Chłopak minął męża, całując go w policzek. - Idziesz pewnie na randkę, korzystając że ja jestem w pracy, co? - uśmiechnął się.

- Nie, przysięgam. Przecież wiesz, że... - Magnus uniósł ręce w obronnym geście i zaczął się tłumaczyć.

- Wiem. Wiem, tylko żartuję. - westchnął Alec.
Bane odetchnął z ulgą

- Martwiłem się. - przyznał czarodziej, łapiąc ukochanego za rękę. - Miałeś być już dwie godziny temu. - zamarudził.

- Przepraszam... przedłużyło się i my... trochę musieliśmy dłużej zostać. Wszystko Ci opowiem, tylko zdejmę to z siebie i wezmę ciepły prysznic. Jestem trochę spięty. - Alec zdjął z barków łuk, który zawsze trzymał blisko siebie wraz z zapasem strzał.

- Chcesz, żebym pomógł ci się rozluźnić? - zapytał Bane z figlarnym uśmiechem, gdy Lightwood był już w drzwiach od łazienki.

- Pod prysznicem?

- A jakże. - nie musiał czekać na odpowiedź. Znał ją.

Ta noc jednak okazała się być dobra i pełna śmiechu.
Być może jako jedna z ostatnich?
Bo zło nie wraca. Zło po prostu nigdy nie znika.
Przez nieuwagę jest niewytępione do końca i odradza się.

Często ze zdwojoną siłą...
I atakuje wszystko co dobre, piękne i pełne miłość.
Jak małżeństwo Bane-Lightwood...

Witam wszystkich! Przepraszam, że dziś tak krótko ale nie pasuje mi dawać więcej. Tutaj dobrze skończyć.

Jak się podoba? Nie zapomnijcie zostawić po sobie znaku! Buziaki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro