16
Magnus i Alec wyszli z "Forest cafe" uśmiechnięci i trzymając się za ręce. Większość ludzi omijała tą kawiarnię że względu na dziwnych gości. Nie wiedzieli, że to kawiarnia faerie. Śmiali się tam w środku z głupich Przyziemnych.
Magnus okręcił Aleca wokół siebie, jakby tańczyli. Śmiali się głośno, ze szczęścia i tego wszystkiego co im się wydarzyło.
- Będę tatą - powtarza uśmiechnięty Magnus.
- Będziesz tatą. - potwierdza Alec, szczęśliwy z szczęścia męża.
- Będziemy tatami! - krzyczy głośno.
- Tak, będziemy ta-, czekaj tak się nie mówi. Tatami? Jak już to ojcami. Tatusiami? Nie wiem. - miesza się.
- No właśnie, jak nasze dzidci będą nas nazywać? Będziesz mamą?
- W życiu. - już zaczęli się sprzeczać o takie rzeczy, mimo że to dopiero pierwsze tygodnie ciąży, dopiero drugi miesiąc. Te dzieci pewnie nawet nie mają palców. - Ja będę tatą a ty tatusiem, co? - pyta się.
Magnus zatrzymał się i pocałował męża w policzek - Alexandrze, bardzo mi to pasuje. Jestem najszczęśliwszy na świecie.
- Chyba nie bardziej niż ja. - pocałował go prosto w usta, nie zważając na to, że jest tutaj mnóstwo ludzi. Mają problem jeśli mają problem. - Kocham Cię... - szepnął.
- I ja Ciebie. - dodał Magnus.
***
Bane już zaczął myśleć o większym mieszkaniu, Alicante było naprawdę bezpiecznym miejscem, więc właśnie tu. Większy dom, z tarasem i ogrodem.
Czynił projekty, dokładnie rysując to co chciał osiągnąć. Ceglany domek, skryty za białym murkiem z przejrzystym, jasnym salonem z takimi samymi meblami jak tu, ale ż miękkim dywanem. Dwa pokoiki z kołyskami i przewijakami i motywami lasu dla chłopca i morza dla dziewczynki. Ale na tyle duże, żeby potem wstawić tam normalne łóżko. I jeszcze jeden pokoik, pusty. Na wypadek kolejnej ciąży.
- Magnus, jestem w drugim miesiącu...
- za dziesięć dni w trzecim. - wciął się.
- Ryj. Jestem w drugim miesiącu a ty myślisz o kolejnych ciążach. Czy ktoś mnie pytał o zdanie?! - zdenerwował się Alec. Już się zrobił czerwony.
- Kochanie, nie denerwuj się bo znów dostaniesz mdłości. - Magnus chciał go uspokoić, ale wprawił w jeszcze większą złość.
- Właśnie, że tak! Znaczy nie... nie będziesz mi rozkazywać! Wszystko tu śmierdzi. Śmierdzisz. Wszyscy śmierdzą. - obrażony Alec poszedł się położyć na kanapę.
Czarownik próbował stłumić chichot. Zmienił szampon i perfumy, ale średnio trzy razy dziennie słyszał, że śmierdzi. Wszystko dla Aleca było śmierdzące i denerwujące.
Magnus wiedząc, że to objawy ciąży znosił to wszystko cierpliwie.
- Mogę iść wziąć prysznic, jeśli chcesz? - zaproponował cierpliwie.
- A mogę iść z Tobą? - uśmiechnął się figlarnie Alec.
- No jasne, kochanie. - Już mieli iść do łazienki, kiedy telefon Lightwooda zadzwonił. To była Izzy ze złymi wieściami.
Tututut. I am Polsat.
Witam po długim czekaniu. Rozdział krótki, ale nie chciałam żebyście dłużej czekali. Enjoy!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro