6
Uwaga!
Poniższy tekst zawiera opis scen nieodpowiednich dla osób nieletnich, i tak dalej, sami wiecie. Ja ostrzegam.
Ciało Castiela drżało, mimo tak subtelnego i ostrożnego dotyku. Przez dłuższy moment zwyczajnie się nim rozkoszował, czując na sobie intensywne, niebieskie spojrzenie Iana. To samo, które tak go przyciągało, hipnotyzowało i uzależniało. Jakby odnajdywał kolejne, całkowicie nowe elementy siebie, o których istnieniu nawet nie zdawał sobie sprawy. Jego skrajne zachowanie brało się po części właśnie z tego, że robił i czuł rzeczy, których się po sobie nie spodziewał. Zagubienie, zdziwienie, Ian... Tyle nowych detali i fragmentów wpływało na niego, że momentami czuł się nimi przepełniony, jak do pełna nadmuchany balonik. Wzrok Iana wyzwalał w Castielu coś pierwotnego, jeszcze nigdy tak bardzo nikogo nie pragnął. Jęknął tylko i wyłącznie z powodu intensywnych oczu mężczyzny skierowanych na siebie.
— Pośpiesz się — powiedział tylko.
Walczyły w nim dwie strony. Jedna chciała zatrzymać ten moment w nieskończoności, a druga dławiła się, byle szybciej, więcej i bardziej. Nieco niecierpliwie pomógł Ianowi rozpiąć guziki białej koszuli, rozkoszując się widokiem jego nagiej klatki piersiowej. Gdy tylko została ona całkowicie wyswobodzona z więzów ubrania, Castiel zaczął całować jego skórę, zostawiając za sobą mokre ślady. Ian westchnął i odchylił nieco głowę, wplątując palce we włosy chłopaka i rozkoszując się przez chwilę ustami, które sunęły po jego skórze. Jednak w końcu odsunął go od siebie, a widząc zirytowane spojrzenie szarych oczu, pocałował go w ramach przeprosin. Nie przerywając pieszczony, rozpiął jego spodnie i zsunął je z wąskich bioder. Oderwał się od jego ust i skierował pocałunki na szyję, którą chłopak wyciągnął chętnie pod wpływem dotyku. Jednocześnie objął go, przyciągając bliżej siebie, a wolną dłonią zjechał pod bieliznę. Dotykał go powoli, niespiesznie, nie chcąc jeszcze serwować całej przyjemności, a jedynie dać posmak tego, co go czeka. W końcu jednak czując, że nie wytrzyma już zbyt długo, bowiem jego problem stawał się coraz bardziej palący, odsunął się na moment od Castiela, nachylając się do szafki nocnej. Odwrócił się z powrotem do chłopaka już kilka sekund później, trzymając w dłoni olejek. Castiel powiódł wzrokiem za dłonią mężczyzny. Gdy zdał sobie sprawę po co sięgał, ponownie poczuł się nieco niezręcznie. Objął więc ręką plecy mężczyzny, ukrywając twarz w jego szyi. Gdy dotknęły go zimne palce czarnowłosego, westchnął mu prosto w ucho. Każdy kawałek jego skóry zdawał się płonąć. Olejek stanowczo ułatwił pewne sprawy, ale blondyn się bał. Bał się tego, jak bardzo tej chwili pragnął. Tego, jak ważna się ona dla niego stała. Jak istotny stał mu się Ian. Przyjemności, której doświadczał tylko dlatego, że był obok niego. Dla kogoś tak wolnego jak Castiel owo wiążące uczucie, relacja były czymś przerażającym. Co jeśli Ian go porzuci? Ale potrzebował go. Pilnie. Tu i teraz.
— Ian... — ugryzł go w szyję, wydając z siebie cichy pomruk. — Wystarczy.
Ian odetchnął ciężko, gdy gorący oddech i szept chłopaka owiał jego ucho. Mruknął nisko, czując lekkie ugryzienie i ostatecznie wysunął palce z jego wnętrza.
— Wystarczy? — zamruczał, zaczynając sunąć ustami po linii jego szczęki, dłońmi przesuwając po wewnętrznej stronie jego ud.
Chciał go już, teraz. Ale jednocześnie odsuwanie tego momentu sprawiało mu pewną przyjemność. Z satysfakcją obserwował brwi chłopaka, które zbliżyły się do siebie w wyrazie zniecierpliwienia.
— Tak, tak! — wychrypiał gwałtownie Castiel ze zniecierpliwieniem. — No przecież mówię, ruszyłbyś się w końcu — kontynuował ze swoim niewyparzonym językiem.
To był jego pierwszy raz. Nie seks. Coś dużo ważniejszego. To był jego pierwszy raz z kimś do kogo... Coś czuł. Blondyn odniósł niepokojące wrażenie, że odrobinę spąsowiał z powodu swoich własnych myśli. Chciało mu się płakać, ale wymusił na sobie wstrzymanie się. Nawet nie wiedział czemu. Zwyczajnie tak bardzo chciał już, by Ian w nim był. By mógł poczuć, że mężczyzna jest jego. Że to do niego należy i do nikogo innego. Chciał go dla siebie. Jego spojrzenia, dotyku, emocji i... uczuć. Poprzez oddanie mu się pragnął go uspokoić, udowodnić jak bardzo mu na nim zależy. Sprawić, by Ian nie myślał o niczym i nikim innym. By istniał dla niego tylko Castiel. Wbił mocno paznokcie w plecy mężczyzny, drapiąc go.
— Ruszyłbyś się w końcu, z łaski swojej — zawarczał, całując czarnowłosego delikatnie po szyi, raz za razem. Znowu i znowu, aż dotarł do jego ust.
Ian chciał się z nim zwyczajnie podroczyć. Sprawdzić jak bardzo Castiel go pragnął. Jednak nie przewidział tego, jak sam zareaguje, na te pospiesznie wysapane słowa, na paznokcie drapiące jego skórę, pocałunki i lekko zaszklone oczy, wpatrujące się w niego z ponaglaniem. Poczuł jak puls mu przyspiesza. Chwycił go za biodra i przekręcił ich gwałtownie, tak że teraz to Castiel siedział na nim okrakiem. Aż westchnął mu w usta, czując go przy sobie tak blisko, kompletnie nagiego. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że sam wciąż ma na sobie spodnie, ale to był mały błąd, bardzo prosty do skorygowania. Pocałował go mocno, gwałtownie wdzierając się pomiędzy jego wargi, jednocześnie przekręcając ich po raz kolejny. Całowanie się i jednoczesne zdejmowanie spodni, gdy się nad kimś klęczało, nie było najprostszym zadaniem, dlatego oderwał się od jego ust i warknął cicho, gdy zamek w rozporku zaprotestował.
— No kurwa — zaklął, mocując się z suwakiem i wywracając oczami ze zniecierpliwieniem. Miał pod sobą przystojnego, chętnego chłopaka, sam już bardzo, bardzo chciał przejść do rzeczy, a na drodze stanął mu rozporek. I to w drogich, markowych spodniach. Za takie pieniądze powinien śmigać jak po wazelinie.
Poirytowany, szarpnął materiałem i zamek puścił. I to już na dobre. Ian, czując się oswobodzony, zrzucił z siebie szybko resztę zbędnej odzieży i wrócił do leżącego pod nim ciepłego ciała, przylegając ściśle. Aż westchnął, gdy się o siebie otarli.
— Kompletnie motasz mi w głowie — wymruczał przy jego ustach, jednocześnie wyciągając prezerwatywy z szuflady, z której wcześniej wyjął olejek. Przygotował się zgrabnie, Castiel prawdopodobnie nawet nie zauważył kiedy. Chwycił chłopaka za biodra i ściągnął bardziej w dół, bliżej siebie. Objął go ciasno, dłoń wsuwając pod jego plecy i ugryzł go w szyję w momencie, gdy się w niego wsunął. Trochę żeby odwrócić jego uwagę od pierwszego uczucia dyskomfortu, a trochę by samemu się uspokoić. Falstart poważnie mógłby nadszarpnąć jego dumę.
Castiel przez dobry moment próbował udawać, że ostatnie wypowiedziane przez Iana słowa, wcale nie uderzyły go tak mocno. Bezskutecznie. Przylgnął do niego jeszcze bardziej na tyle, na ile było to w ogóle fizycznie możliwe.
— To moja kwestia — odpowiedział półszeptem, ale po sekundzie gwałtownie się wygiął, gdy znalazło się w nim obce ciało. Wymknął mu się krótki jęk, nim zacisnął usta, próbując w ten sposób uciszyć swoje własne, mimowolne dźwięki. Jedną ręką obejmował Iana, palce drugiej wpił w pościel. Gorący oddech mężczyzny na skórze blondyna wywoływał w nim gęsią skórkę. Zadrżał przy ugryzieniu.
— Nie tak mocno Ian... Proszę... — ostatnie słowo ledwo mu przeszło przez gardło. Jednak nie z powodu bólu. Wręcz przeciwnie. Castiel nie uważał się za masochistę, ale gdy czarnowłosy go ugryzł równocześnie w niego wchodząc, chłopak prawie doszedł od mieszanki doznań, bólu, przyjemności i satysfakcji, że w końcu się połączyli. Że Ian w końcu, chociaż na ten jeden krótki moment, należał całkowicie do niego. Wcześniej nieco uciekając wzrokiem z zażenowania, teraz wbił spojrzenie w roztapiające go oczy Iana. Blondyn pragnął by patrzył na niego wiecznie. — Nie zostawiaj mnie.
Ian wypuścił głośno powietrze, zastygając na moment w bezruchu, dając Castielowi chwilę, by się przyzwyczaił. Podpierając się na łokciu, drugą dłonią odgarnął mu troskliwie kosmyki z czoła, które lekko ucałował. Nie miał pojęcia dlaczego, to był po prostu odruch.
— No co ty, w życiu — odpowiedział cicho i uśmiechnął się lekko.
Trącił nosem jego nos i pocałował go, powoli, jakby mieli dla siebie cały czas tego świata. A potem poruszył się, równie wolno, ostrożnie, wyczulony na najmniejszy sprzeciw szczupłego ciała pod sobą. Nie miał pojęcia skąd się w nim wzięły takie pokłady troski i delikatności, której wszak zabrakło w najpotrzebniejszych momentach jego życia. A jednak znalazły się. Castiel je odkopał. I teraz należały tylko do niego. Castiel zamknął oczy, czując na czole usta Iana. Oddał pocałunek, rozkoszując się smakiem ust czarnowłosego. Usłyszane słowa go uspokoiły. Wcześniejszy strach tymczasowo zaczął znikać, a zastępowało swoiste poczucie komfortu. Blondyn wiedział, że mężczyzna nie jest typem osoby jawnie ukazującej czułość. Nawet w stosunku do ważnych ludzi. Zimny, zamknięty, nieszczery... Castiel to wszystko widział. Wady Iana, tak szczelnie i rzetelnie przez niego ukryte, widniały teraz jawnie, na samo wyciągnięcie ręki. A przynajmniej dla Castiela. Bo był uparty, sam do nich dążył i chciał je odkrywać, chciał znać wszystkie wady i słabości Iana. Pragnął je posiąść razem z całą resztą czarnowłosego. Castiel się podniósł, siedząc teraz mężczyźnie. Objął dłońmi jego twarz, wpatrując się w jego intensywnie niebieskie oczy, które pałały wyjątkową dozą delikatności, jakiej jeszcze nie widział. Musnął go łagodnie ustami. Owinął wokół jego karku jedną z rąk, wplatając palce w jego włosy, a drugą objął ponownie jego plecy, sunąc po nich dłonią. Kochał go... Przejebane.
***
Gdy Ian obudził się rano, jego głowa wydawała się być ciężka, choć jego ciało było zrelaksowane. Czuł się... Dobrze. Bezpiecznie. Nie było śladu po tym nieprzyjemnym uczuciu, z którym ostatnimi czasy witał dzień. Zniknęło poczucie osaczenia przez cały świat. Zniknęło osamotnienie. Gdy otworzył oczy, powitała go jasna czupryna, a blond kosmyki łaskotały go w nos. Ian ostrożnie zgiął ramię, na którym spoczywała głowa Castiela i zatopił palce w jego rozczochranych włosach, przeczesując je od niechcenia. Chłopak wciąż spał, więc korzystał ze spokoju, chłonąc tę chwilę wszystkimi zmysłami. Ciepło jego ciała, spokojny, regularny oddech, zapach szamponu do włosów. To były drobnostki, których na co dzień się nie dostrzegało, jednak Ian pozbawiony tych bodźców przez długi czas, teraz czuł jak kojące ciepło rozlewa się po jego wyziębionym ciele. Po chwili do jego uszu dotarł cichy pomruk. Castiel poruszył się, naciągając lekko kołdrę, która wcześniej zsunęła się z jego ramienia. Ian uśmiechnął się delikatnie, czując jak coś w jego wnętrzu się roztapia. Jakoś automatycznie objął chłopaka ciaśniej, przygarniając do swojej piersi.
— No i co mnie budzisz? — warknął Cas z udawaną irytacją, ale mimo to zamruczał po chwili z zadowoleniem, czując ciepłe palce Iana w swoich włosach.
Gdyby wszystkie pobudki takie były, to może nie stanowiłyby one wiecznie najgorszej części dnia. Gdy Ian go do siebie przycisnął, jasnowłosy odetchnął, relaksując się. Słyszał ciche bicia serca mężczyzny. Castiel nigdy nie zdawał sobie sprawy z satysfakcji jaka wynikała ze zwykłego leżenia obok ważnej dla siebie osoby. Pozwolił się więc objąć ściślej, zatapiając się w ramionach bruneta.
— Boli mnie tyłek — westchnął blondyn, ale nagle mu się coś przypomniało, więc zmienił temat. — Ian... Wczoraj, gdy robiłem herbatę, znalazłem jakieś zdjęcie. Zdjęcie z tobą i jakimś innym ciemnowłosym chłopakiem — Castiel nie był typem patyczkującej się i przebierającej w słowach osoby, więc spytał prosto z mostu. — Kto to?
Uśmiech mężczyzny poszerzał się z każdym kolejnym pomrukiem Castiela, a na wspomnienie o bolącym tyłku, już nie powstrzymał parsknięcia. Jednak wzmianka o zdjęciu, które skrzętnie ukrywał pomiędzy paczkami herbat, sprawiła, że zamarł. Naszła go ochota, by odsunąć się od blondyna. Jego całe ciało spięło się, zupełnie jakby gdzieś w umyśle mężczyzny zaczęła bić syrena alarmowa. Tym razem nie posłuchał swojego umysłu, przymykając oczy i oddychając głęboko, by choć trochę uspokoić serce, które na pytanie Castiela zaczęło kołatać w piersi mężczyzny jak oszalałe. Nie chciał więcej odtrącać. Nie chciał więcej kłamać, oszukiwać i zatajać. Był już tym zmęczony.
— To... Kiedyś był dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Ale bardzo go skrzywdziłem. Wiele razy. Do tego stopnia, że między nami zostały już tylko żal i rozczarowania — powiedział cicho.
A to był tylko wstęp. Ian mówił. Mówił długo i szczegółowo, opowiadając o wszystkich błędach popełnionych w przeszłości. O ojcu, który nie potrafił zaakceptować jego wyborów, o kobietach, które wykorzystał dla własnych korzyści. O Anfisie, nastolatce, której w bestialski sposób złamał serce, o Liji, którą traktował jak śmiecia, który przykleił się do podeszwy buta. O Maksymie, który nie miał okazji poznać tej brudnej strony swojego ojca i Ian miał nadzieję, że nigdy nie będzie miał ku temu okazji. Aż wreszcie opowiedział mu o Saszy. Nie ukrywając niczego. Wreszcie zamilkł, nie wiedząc czego się spodziewać. Castiel miał pełne prawo by wstać, ubrać się i wyjść, gdy Ian zdjął maskę, ukazując chłopakowi wszystkie obrzydliwości, które się pod nią kryły. Jednak nie czuł już strachu. Wreszcie, chyba po raz pierwszy miał okazję, by się oczyścić. Wypowiedzieć na głos wszystkie swoje grzechy, zmierzyć się z nimi. I żyć dalej.
Castiel nie odrywał wzroku od Iana. Śledził każdą zmianę w wyrazie jego twarzy, patrzył na jego oczy, usta, odrobinę drżące dłonie i słuchał. W całkowitym milczeniu pozwolił mężczyźnie wylać z siebie wszystkie, wyniszczające go powoli, własne brudy. Nie było tu miejsca na tłumaczenie się, czy próby oczyszczenia własnego imienia tanimi wymówkami. Każde zdarzenie i każde wypowiadane słowo Ian brał na klatę. Nie uciekał od niczego. Jego spojrzenie było ciemne i pochmurne, ale pełne determinacji. Ian był już zmęczony. Zmęczony samym sobą .Leżący do tej pory Castiel podniósł się powoli, ciągnąc za sobą Iana, do siedzącej pozycji. Pochwycił jego twarz w dłonie, wpatrując się prosto w posępne oczy mężczyzny. Trzymając go, potarł kciukiem jego policzek, po czym pocałował go delikatnie w czoło.
— Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś — powiedział, nie odrywając wzroku od Iana. — Jednak... Nie zamierzam cię oceniać, Ian. Nie mówię, że postąpiłeś dobrze, ale dla mnie nie ma to żadnego znaczenia. Nie interesuje mnie kogo, jak, gdzie i kiedy skrzywdziłeś. To wszystko... Nie mówię, że jest nieważne, bo jest ważne, ale to się dla mnie nie liczy. Ci ludzie, o których mówisz... Widać żaden z nich nie próbował cię nigdy zrozumieć. Ale ja jestem inny. Możesz mnie krzywdzić, ranić, manipulować — tu Castiel się zawahał — Nie żeby miało ci się to kiedykolwiek udać... — parsknął cicho. — Jednak musisz wiedzieć jedno. Nie dam ci nigdy spokoju. Jeśli mnie skrzywdzisz, to dam ci w pysk. Jeśli będziesz próbował mną manipulować, to zrobię wszystko, by zrozumieć czemu. Jeśli mnie zostawisz, to cię znajdę choćby i na końcu świata. Rozumiesz, Ian? Czy rozumiesz, co mam na myśli? Kocham Cię.
Ian miał wrażenie, że w tym momencie czas się zatrzymał. Błądził wzrokiem po twarzy Castiela, nie do końca wiedząc jak zareagować. Bo też nie wiedział co właściwie poczuł w tym momencie. Ciężar uczuć, szczerość chłopaka i pewność, z którą wypowiedział każde słowo, każdą obietnicę, przygniótł Iana. Ten gówniarz... Ian odsunął od siebie jego ręce i zakrył oczy dłonią. Czy był w stanie to udźwignąć? Czy w ogóle ufał sobie na tyle, by podjąć takie ryzyko? W końcu po przeciągającej się ciszy odsłonił twarz i chwycił nadgarstki Castiela.
— Wiesz co mówisz? — spytał cicho, ale poważnie. — Jesteś w pełni świadomy tego, co właśnie przed chwilą powiedziałeś? — powtórzył pytanie, doszukując się w jego oczach choćby cienia wątpliwości. Ale nie znalazł jej. Spojrzenie Castiela było klarowne, twarde i pewne siebie. Utwierdzało Iana w przekonaniu, że już nie było ucieczki.
Powoli, drżącymi lekko z przejęcia dłońmi objął chłopaka, przytulając się do niego.
— Zapamiętaj to, co powiedziałeś — szepnął w jego szyję. — Już nie możesz się wycofać. Nie możesz mnie zostawić, ja... — jego głos zadrżał niebezpiecznie, więc zacisnął usta.
W którym właściwie momencie stał się tak bezbronny? Castiel bez większego wysiłku dokopał się do najwrażliwszej części serca Iana, którym teraz mógł bawić się wedle uznania.
— ...ja też cię kocham.
Castiel czuł przyjemny, ciepły oddech na swojej szyi.
— Wiem — uśmiechnął się. — Nie zostawię cię. Nawet jakbym chciał, to nie mogę. W końcu w każdej chwili możesz mnie oddać psom na komisariat za kradzież portfela, więc wolę ci się nie narażać — oddał uścisk mężczyzny, przytulając się do niego jeszcze ściślej.
Sunął teraz dłonią po jego plecach. Słysząc odpowiedź na swoje wyznanie wstrzymał lekko oddech. Coś go ścisnęło w piersi. Nikt go nigdy nie kochał. Był porzuconym, niechcianym, bezpańskim kundlem, który całe życie pałętał się to tu to tam, nie będąc w stanie znaleźć swojego miejsca w tym chaotycznym i okrutnym świecie. Sprzedawany, wykorzystywany, bity, nauczył się funkcjonować i radzić sobie sam, bez jakiegokolwiek wsparcia. Wciąż nie wiedział tak do końca czym była miłość, więc poczuł nagle strach. Po raz pierwszy w życiu bał się porzucenia. Teraz, gdy zaznał kochania i bycia kochanym, zaczął się bać. Przerażenie podstępem wdarło się do jego serca i wywróciło wnętrzności. Inną rzeczą było nie mieć czegoś od początku, a inną stracić to, co właśnie pozyskał. Te intensywne, niebieskie oczy należące do tak złożonego i skomplikowanego mężczyzny, stały się dla Castiela tak ważne, że myśl o ich utracie zabierała mu oddech.
— Ty też nie możesz mnie zostawić. Bezpańskie psy są najwierniejsze — powiedział Castiel, odrobinę smutnym głosem — Jeśli mnie zostawisz to umrę — dodał cicho.
Ten sam Castiel, który całe życie był zdany na siebie, teraz został całkowicie uzależniony od bruneta, którego tak krótko przecież znał.
_________________________________________________
Ahoy!
Czuję nieprzyjemny ścisk w żołądku, dodając ten rozdział. Nie jestem z niego zadowolony, mam wrażenie, że coś nie wyszło po drodze, wyszło zbyt ckliwie. xD
I jeszcze jedno. Cas był cholernie podekscytowany zbliżeniem, ale wy dzióbki pamiętajcie. Nikomu, nigdy nie musicie nic udowadniać. W żaden sposób. :3
Mam nadzieję, że pomimo mojego niezadowolenia, Wam rozdział przypadnie do gustu. Został jeszcze epilog, wstawię go może jeszcze w tym tygodniu.
Trzymajcie się,
~Kid
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro