Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

     Dotyk palców Castiela był jak okład na jątrzącą się ranę. Utwierdzał Iana w przekonaniu, że nie jest sam. Nie jest i już nigdy nie będzie musiał być. Choć może była to chwilowa, niesprecyzowana znajomość, to wywoływała w mężczyźnie właśnie to przekonanie, które koiło jego zmartwienia.

    — Lubię twoje towarzystwo — mruknął. — Nie nudzę się, bo nigdy nie wiem kiedy się na mnie rzucisz — uśmiechnął się, unosząc głowę i spoglądając na Castiela. Jednak już chwilę później spoważniał. Wypuścił chłopaka z uścisku, a zamiast tego przesunął dłońmi po jego ramionach. — Nic ci nie jest? — zapytał. W jego głosie dało się usłyszeć niezbyt dobrze skrywany niepokój. — Teraz... Zostaniesz na dłużej?

    Gdy chłopak był obok, Ian się nie martwił, nie zadręczał. Castiel pochłaniał tyle jego uwagi, że na nic innego już jej nie starczało. I nawet jeśli koszmary dalej go męczyły, to choć za dnia mógł od nich uciec.

    O ile zachowanie Iana nie było zaskoczeniem, o tyle Castiel czuł się odrobinę zbity z tropu, zgubiwszy nieco swego zwyczajnego rezonu i śmiałości. Poczochrał się niezgrabnie po włosach, nie wiedząc co odpowiedzieć mężczyźnie, nie wiedząc nawet czy ten będzie pamiętał dzisiejszy wieczór. Nie był przyzwyczajony do tego, że ktoś się o niego martwił. To było dla niego za dużo. 

    — Zostanę — odpowiedział, odwracając wzrok, nagle nie będąc w stanie tak odważnie skrzyżować spojrzeń, jak to zazwyczaj czynił. — Przede wszystkim to powinieneś się wykąpać... — mruknął. — Pomogę ci się przebrać i umyć — Castiel wolał nie jechać teraz na ostry dyżur, gdyby pijany mężczyzna się poślizgnął i coś złamał podczas kąpieli.

    Ian przez chwilę wpatrywał się w Castiela bez słowa, aż wreszcie tylko westchnął cicho, z niejaką rezygnacją. Nie to, żeby spodziewał się szczerej odpowiedzi i nagłej wylewności ze strony chłopaka, ale cóż... Kto nie lubił być czasem mile zaskakiwany? Zdecydował jednak, że nie będzie naciskał. Pomimo dość sporego zamroczenia alkoholowego, Ian zdążył zauważyć, że dzieciak jest jakiś nieswój. Zazwyczaj dążący do konfrontacji, teraz uciekał wzrokiem.

    — Dam sobie radę sam — mężczyzna sapnął, odtrącając delikatnie dłoń chłopaka, który chciał mu pomóc wstać z kanapy.

    Tuż po tym przeszedł go impuls. Ian stanął w miejscu, wpatrując się tępo przed siebie. Czy nie to właśnie robił cały czas? Odtrącał, odpychał. Zakorzenił się w przekonaniu o własnej sile, ostatecznie kończąc na dnie przykryty mułem. Prychnął, śmiejąc się cicho pod nosem, zapewne wyglądając jak rasowy pomyleniec. Zwrócił wzrok na Castiela, który przypatrywał mu się z jawnym niepokojem. Ian posłał mu delikatny uśmiech.

    — Naprawdę, teraz już wszystko jest w porządku — powtórzył, nieco ciszej. — Nie przewrócę się pod prysznicem, możesz być spokojny. Miałbym tylko małą prośbę... Byłbym wdzięczny, gdybyś zaparzył mi herbaty — mówiąc to, wyciągnął dłoń i poczochrał chłopakowi włosy, a następnie skierował swe kroki do łazienki.

    Gdy już znalazł się sam na sam z własnym odbiciem w lustrze, dokładnie przyjrzał się swojej sylwetce. Naprawdę nie wyglądał najlepiej. Alkohol wyjątkowo mu nie służył. Stanowczo powinien przestać. Zagryzł dolną wargę, przeczesując palcami włosy. Musiał stanąć na nogi. Wiedział to. Musiał, nie tylko dla siebie. Dla Maksyma, dla Liji... Nawet dla Saszy. Choć nie utrzymywali ze sobą kontaktu, Ian miał pewność, że wiadomość o jego stoczeniu się na dno, na pewno nie uszczęśliwiłaby nauczyciela.
Stojąc pod strumieniem chłodnej wody, wciąż myślał nad własnym życiem. Nad tym co robił. Co robi teraz. I co może jeszcze zrobić. Wiedział, że jego stan nie należy już do najlepszych. Miał problem i dotarł do punktu, w którym musiał już przyznać się do tego przed samym sobą. Miał pieprzony problem. Chrzanił każdą relację, w którą się wplątywał. Nadużywał alkoholu. Nie potrafił radzić sobie z własnymi emocjami. Zimne płytki dotknęły jego czoła, a Ian zakręcił kurek, gdy przez jego ciało przeszedł dreszcz.
Poradzi sobie.
Chwyci się wszystkiego, byleby nie pójść na dno.
Z tą myślą, czując się już nieco trzeźwiej, wyszedł z łazienki, ubrany w świeżą bieliznę i koszulkę.

    Castiel skierował się do kuchni, wsłuchując się w cichy szum wody dobiegający z łazienki. Nie zdawał sobie nawet sprawy, że drgał na każdy głośniejszy dźwięk, bojąc się o Iana. Włączył czajnik i zaczął grzebać po szafkach w poszukiwaniu herbaty. Jego wzrok przykuły zdjęcia, bowiem nader dziwnym wydało mu się trzymanie fotografii w kuchennej szafce z herbatami.  Machinalnie sięgnął po nie dłonią, zaczynając przeglądać. Pociągnął zębami kolczyk w dolnej wardze, czując metaliczny posmak na języku. Ian i... Ktoś. Przyjrzał się owej osobie uważnie, podsuwając sobie fotografię niemal pod nos, zapominając na amen o herbacie. Coś w tej osobie wyglądało mu znajomo... Może oczy? Obaj młodzieńcy wyglądali na szczęśliwych. Blondyna zakłuło w piersi. Przypomniał sobie pusty wzrok Iana, gdy spotkali się po raz pierwszy. Jego zachmurzone, samotne spojrzenie. Castiel zacisnął palce na zdjęciu, nieznacznie je w jednym miejscu gniotąc. Odłożył je, zatrzaskując szafkę. Normalnie pewnie zaczekałby na mężczyznę, zaczynając rzucać zgryźliwe komentarze, żarciki lub cokolwiek innego. Jednak tym razem coś go przed tym powstrzymało. Nie był w stanie stwierdzić, co takiego. Usłyszał charakterystyczne szczęknięcie łazienkowych drzwi. Szybko pootwierał pudełeczka i puszki, natykając się w końcu na jakieś ziółka. Nasypał niedbale herbaty do dwóch kubków, w momencie gdy do kuchni wszedł Ian.

    — Dłużej się nie dało?

    Ian nieco obawiał się wejść do kuchni. Przez chwilę stał za węgłem, nasłuchując dobiegających z pomieszczenia odgłosów. Dopiero gdy usłyszał trzask szafki, zdecydował się wejść. Nie potrafił wytłumaczyć tego irracjonalnego niepokoju. Nie wiedział dlaczego obawiał się, że Castiel nagle zniknie, albo okaże się, że wcale go tu nie było. Że istniał tylko w wyobraźni Iana. Dlatego widok chłopaka, stojącego przy blacie, wywołał w Ianie kojące ciepło. Łatwo było sobie wyobrazić, że postać w kuchni jest trochę wyższa, trochę lepiej zbudowana... No ale Sasza nie rzucał ciągle docinkami. Ian wywrócił oczami, wzdychając.

    — I ty to mówisz? — prychnął, podchodząc do chłopaka i zaglądając do kubków. — To ty kazałeś na siebie czekać — wytknął mu, spoglądając na profil Castiela. Na jego twarzy wciąż gościła ta dziwna powaga, przez którą Ian czuł się niepewnie. — Coś taki skwaszony? — spytał, chcąc jakoś nawiązać rozmowę, powrócić do ich przekomarzanek, do słownych wojenek, które stały się czymś charakterystycznym dla ich znajomości.

    Wzrok Iana zjechał na odsłoniętą szyję chłopaka. Tym razem nie było na niej żadnych śladów. Sińce zniknęły, skóra była blada i wydawała się tak gładka. Mężczyzna zmusił się, by odwrócić wzrok.

    Castiel wpatrywał się w Iana. W jego niebieskie oczy przesuwające się z kubków na blondyna, na jego stalowe oczy, prosty nos, wąskie usta, zatrzymujące się na szyi. Wzrok miał ostrożny, jakby bał się tego, co mógł zobaczyć. A Castiel patrzył. Nie myślał, nie zastanawiał się, nie analizował.

    — Nie zostawię cię — jego wargi zdawały się wypowiadać te słowa z własnej woli, bez udziału mózgu. 

    Uniósł dłoń przykładając ją do policzka mężczyzny. Zamknął oczy, opierając głowę na jego piersi, jakby była to najbardziej naturalna czynność pod słońcem. Jakby miał pełne prawo by to zrobić. Jakby całe życie żył i oddychał właśnie po to, by być przy jego boku i czuć jego ciepłe ciało i oddech na swoim karku. Przysunął Iana do kamiennego blatu kuchni, więżąc go między swoimi ramionami. Jednak coś go wciąż powstrzymywało od swojego zwyczajnego, śmiałego spojrzenia prosto w jego intensywne niebieskie oczy, obramowane pięknymi, czarnymi rzęsami. Z rękoma na blacie wpatrywał się teraz w podłogę, słysząc tylko ich oddechy i ciche bicie serca Iana. 

    — No chyba, że mnie bardzo wkurwisz — zaśmiał się, obejmując go nagle. 

    Dziwne kłucie w piersi stawało się coraz silniejsze. Wiedział, że przez ten tydzień, gdy się nie widzieli, czegoś mu brakowało, ale dopiero teraz wszystko nagle znalazło się na swoim miejscu. Odetchnął. Nie zamierzał tego analizować... Był wolny i robił, co chciał w danym momencie. A teraz chciał Iana i niczego więcej.

    Gdy Castiel niespodziewanie się do niego zbliżył i bezceremonialnie złożył głowę na jego piersi, Ian się uśmiechnął. Zazwyczaj wzdrygał się, zaskoczony. A teraz właśnie tego chciał. Chciał, by Castiel go zaskakiwał. By zajął jego uwagę, jego myśli i czas. Gdy usłyszał ostatnie zdanie, które wypowiedział chłopak, parsknął cicho.

    — Oho... A cóż musiałbym zrobić, żeby cię wkurwić? — spytał, samemu obejmując blondyna i układając dłonie na jego biodrach. Nie specjalnie, gdzieżby... O, jakoś tak.

    Śmiech był miły dla ucha. Zabijał ciszę, wypełniał pustkę. Dla Iana to wciąż było tak nowe, tak niepojęte. Nie wiedział jakim cudem ten dzieciak, który wziął się w jego życiu praktycznie znikąd, potrafił tak szybko podnieść go do pionu. Stabilizował Iana. Sprawiał, że czuł się lepiej. Zdrowiej. Świeżej. A nie jakby umierał od wewnątrz. Uśmiech błądził na wąskich ustach mężczyzny, gdy wpatrywał się w zmrużone jak u polującego kota, szare oczy i jasną, zmierzwioną czuprynę. Niebieskie oczy rozchmurzyły się, zaiskrzyły nikłym promieniem.

    — Zresztą wiesz... Grasz takiego groźnego, a wystarczy cię tu i ówdzie dotknąć, czy połaskotać i miękniesz — uśmiechnął się szerzej, nieco wzmacniając uścisk.

    Castiel przewrócił ostentacyjnie oczami.

    — Nie musisz się nawet starać, by mnie wkurwić — mruknął z przekonaniem, uśmiechając się do siebie. 

    Objęcia Iana były cudowne. Castiel nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo uwielbiał się w nich zatapiać. Nawet wtedy, gdy wędrowały one... Cóż. Niebezpiecznie nisko. Ponownie przewrócił oczami. 

    — Jak na takiego staruszka śmiało sobie poczynasz. Jesteś pewien, że w ogóle by ci stanął w twoim wieku? 

    Ten przytyk był formą zemsty ze strony Castiela. Za to, że tak go zmartwił, gdy otworzył mu drzwi. Za tamto zdjęcie w szafce. I za to, że blondyna kłuło w piersi, gdy tylko patrzył na Iana, lub Ian na niego. Zadrżał, gdy mężczyzna wzmocnił swój uścisk. Bał się, że go wypuści ze swoich objęć, więc wpił się w jego koszulę palcami.

    Ian zdusił w sobie cichy chichot, jednak uśmiech nie schodził mu z twarzy.

    — Zawsze możesz się przekonać.

    Och, uwielbiał je. Te sugestywne rozmowy. Dostarczały mu niebywałej rozrywki. Gdy poczuł, jak palce Castiela zaciskają się mocniej na jego koszulce, już wiedział. Chłopak go chciał. Tak samo jak Ian chciał Castiela. Jednak przeciąganie tej sytuacji mogłoby być tak zabawne...

    — Więc? — spytał, nachyliwszy się niżej i niemal muskając ustami ucho blondyna. — Podejmujesz wyzwanie, czy wymiękasz? Wiesz... Nikt nie będzie miał ci za złe, jeśli uciekniesz, ratując swój tyłek — mruknął, odrobinę niżej zsuwając dłonie, przez co jego palce delikatnie musnęły pośladki chłopaka. — No i teraz wytykasz mi od staruchów... To jakiś nowy fetysz?

    Castiel walnął Ianowi w żebra, nie za mocno, ale na tyle by ten zachłysnął się z zaskoczeniem powietrzem.

    — Argh, jesteś taki irytujący — blondyn stanął na palcach i pocałował mężczyznę. Smakował intensywnie dżinem. — Fuj, chyba wolę whiskey — mruknął.

    — To ty mnie całowałeś po tym, jak prawie obrzygałeś samego siebie, nie narzekaj... — prychnął Ian, nim pocałunek został pogłębiony.

    Ciało drobniejszego chłopaka delikatnie drżało. Ian pachniał mydłem i bardzo subtelną nutą malboro. Castiel ugryzł czarnowłosego w ucho, wsuwając jednocześnie ręce pod jego świeżą koszulkę. Och pogniecie ją jeszcze. I to jak. Zaśmiał się nieco złośliwie. Nie wiedział czemu tak bardzo zależało mu na tym kontakcie. Prawie nie znał tego mężczyzny, do którego właśnie tak kurczowo się lepił, jak walczący o oddech niedoszły topielec. Nie wiedział czemu, za każdym razem gdy go widział, zdawał się coraz bardziej desperacko go pragnąć. Do stopnia, który aż wzbudzał w nim niepokój. Chciał go chronić. Chciał rozjaśnić jego oczy, widzieć uśmiech, sprawić, by zaczął nie tylko istnieć, ale i żyć. Łapać w usta hausty powietrza, jakby każdy z nich był tym ostatnim. I by łapał je razem z nim. By nie pił więcej, gdy jest sam, z niemal na czarno podkrążonymi oczyma i nie budził się sam w nocy po koszmarach, zlany potem, z umysłem wypełnionym marami przeplatającymi się z rzeczywistością. Castiel zmrużył swoje stalowe oczy, wpatrując się nagle w te barwy nieba po burzy z dziwną upartością. Wskoczył na Iana, oplatając go ciasno nogami, z przyciśniętymi do jego pleców biodrami, obejmując go ramionami za szyję. Wskazał palcem drzwi. 

    — Kierunek sypialnia — rozkazał.

    Ian nawet nie zdążył się nad niczym zastanowić. Gdy poczuł, że dzieciak wskakuje mu na plecy, odruchowo złapał go za uda, by nie spadł. Zaśmiał się cicho, stękając. 

    — Nie boisz się, że złamiesz mi plecy? — parsknął, jednak posłusznie ruszył w stronę sypialni.

    Puścił Castiela tuż nad łóżkiem, tak by to właśnie na miękkim materacu wylądował. Ian odwrócił się przodem do blondyna i przybliżył się do niego, opierając się rękoma o materac. Nic nie powiedział. Po prostu go pocałował. Castiel mu się nie oddawał. Och, co to, to nie. Choć Ian był niemal pewny, że będzie na górze, to podczas pocałunków blondyn zaciekle walczył o dominację. Ian wdrapał się głębiej na łóżko, na oślep chwytając za materiał bluzy chłopaka i ciągnąc go ku górze. W tym momencie nie obchodziło go to, jaki widok zastanie. Pragnął go tu i teraz. A jednak, gdy nie zauważył nowych krwiaków na bladej skórze, odczuł wyraźną ulgę. Przesunął palcami po nagim torsie chłopaka, zahaczając palcami o sutek. Tak przypadkiem, zaczepnie. 

    — I co dalej? — spytał, klęcząc przed Castielem, pomiędzy jego nogami i uśmiechając się kąśliwie.

    — Jesteś już na tyle stary, że chyba wiesz co dalej, nie? — chłopak uniósł jedną brew, ale nie brzmiał zbyt przekonująco, bo muśnięcie palców Iana wywołało w nim natychmiastowy dreszcz. 

    Castiel nie zdawał sobie nawet sprawy, że był w stanie tak gwałtownie reagować na tak pobieżny dotyk. Jakby wszystkie bodźce działały ze wzmożoną siłą. Nagle poczuł się odrobinę zażenowany. Ale nie tym, że zaraz miał być całkowicie nagi, czy nawet tym, że Ian miał być również, a... Sam nie wiedział czym. Gorąco buchnęło w jego twarz. Zasłonił twarz dłońmi, nie wierząc w to, co się właśnie dzieje. 

    — P-p-pospiesz się — odezwał się tak szybko, że aż się przy tym dwukrotnie zająknął, co tylko dodatkowo spotęgowało jego zawstydzenie. — Albo nie! Czekaj! — odepchnął Iana, naciągając na siebie kołdrę. Wszystko to trwało może dwie sekundy. Już widział jaką czarnowłosy będzie miał z niego polewkę. — Ian... Daj mi chwilę — jęknął, prawie umierając z zażenowania, owinięty w puchową pościel niczym poczwarka, siedząc tyłem do mężczyzny. 

    Co w niego do jasnej cholery wstąpiło? Uprawiał już seks, co więcej już nieraz był też na niego gotowy z Ianem. Ostatnim razem, gdy byli razem w sypialni niemal go pożarł żywcem... A teraz? 

    Takiego kontrastu, w tak krótkim czasie, Ian się nie spodziewał. Jednak każde drgnięcie szczupłego ciała, mina, którą robił... Wszystko zdawało się działać na Iana tak cholernie mocno. Nawet nie przeszli do gry wstępnej, a już czuł, że jest pobudzony. Tymczasem chłopak przeszedł ze skrajnej pewności siebie, w skrajną nieśmiałość. A Ian siedział skołowany, wpatrując się w kokon z kołdry, w którym tkwił Castiel.

    — Hej... Wiesz, jeśli nie chcesz, to... — zaczął niepewnie, nie bardzo wiedząc, jak zachować się w tej sytuacji.

    Przysunął się bliżej, chwytając krawędź kołdry i ciągnąc go lekko.

    — O co chodzi? — spytał, zerkając na wyraźnie zażenowanego i spłoszonego blondyna. Widzenie go w takim wydaniu było... Z pewnością niecodzienne. Ale Ian nie mógł zaprzeczyć, że ta strona jego osobowości miała w sobie pewien urok.

    — Zamknij się — warknął Castiel, całkowicie wyprowadzony ze swej zwyczajnej, śmiałej równowagi. — Powiedziałem żebyś dał mi chwilę — dodał jeszcze, starając się opanować nagły gorąc, który uderzył mu do głowy. 

    Nie wiedział skąd pojawił się ten atak zażenowania. Powoli przechodził, więc zaczął sobie wyrzucać, że właśnie dał kolejne sposobności Ianowi do dogryzek. Już widział jak będzie mu to kiedyś wypominał. Westchnął ze znużeniem na samą myśl.

    — Dotknij mnie — odezwał się w końcu cicho, choć wciąż był owinięty kołdrą i wciąż jeszcze unikał spojrzenia mężczyzny. — Ian — wyszeptał jego imię, ale zabrzmiało to jakby mówił sam do siebie. 

    Wstrzymał oddech, czekając niecierpliwie. Mimo, że jeszcze niecałą minutę temu sam go odepchnął, to teraz znowu chciał poczuć jego ręce na sobie. Jego palce, spojrzenie, usta. Wszystko. Oddech Castiela przyspieszył, ocieplając kołdrę przy której trzymał wciąż usta.

    Ian milczał. Dość ostre słowa, które uleciały z ust Castiela, wmurowały Iana w materac na którym klęczał, co było do niego kompletnie niepodobne. W końcu Ian rozkazywał, a nie wykonywał rozkazy. A jednak siedział, czekał i milczał. Drgnął dopiero gdy Castiel spojrzał na niego i wypowiedział kolejny rozkaz. Brunet poczuł jak dreszcz przechodzi mu po plecach. Biegnie wzdłuż kręgosłupa, powodując mrowienie. Szare spojrzenie świdrowało go, nieco niepewnie, wciąż mając w sobie nutę uprzedniego zażenowania.

— Jesteś popierdolony — mruknął Ian, wyciągając dłoń i muskając palcami ostro zarysowaną linię szczęki. — Ale podoba mi się to. Chcę cię teraz jeszcze bardziej — uśmiechnął się, jednocześnie nie wierząc, że powiedział coś tak żenującego.

    Zredukował odległość między nimi, muskając blade usta chłopaka. Z początku powoli, dopiero po chwili wkradając się językiem pomiędzy wargi. Dłonią przesunął po jego szyi, po ramieniu i boku, docierając do uda. Przerwał pocałunek na moment, odchylając kołdrę, która zakrywała stanowczo zbyt wiele. Chciał więcej. Więcej dotykać, móc więcej zobaczyć. Zdawało się, że w Ianie coś przeskoczyło. Błądził wzrokiem po ciele Castiela, jakby nie mogąc się zdecydować na którym elemencie się skupić. Bo nie potrafił. Powrócił do jego ust, ale tylko na chwilę. Blada szyja skutecznie przyciągnęła zarówno uwagę Iana, jak i jego usta. Zassał się na skórze, pozostawiając po sobie ślad. Popchnął delikatnie chłopaka, chcąc by się położył, a gdy to zrobił, sam zawisł nad nim. Dotykał go, tak jak Castiel tego chciał. Nie przekraczał jednak wciąż granicy pasa, poświęcając uwagę jego ramionom, szyi, torsowi i brzuchowi. Dopiero gdy poznał już wszystkie tamtejsze krzywizny, zjechał dłonią niżej. Przesunął palcami po kroczu skrytym pod materiałem spodni, a gdy wyczuł wyraźne wybrzuszenie, mruknął w usta nastolatka z zadowoleniem. Przerwał pocałunek, oraz wędrówkę swoich dłoni po ciele chłopaka, odsuwając się. Nieco pośpiesznie zaczął rozpinać guziki swojej koszuli, chcąc jak najszybciej się jej pozbyć. Nie zdejmował przy tym wzroku z Castiela, wciąż uważnie mu się przypatrując, chłonąc go całego.

________________

No elo.

Obiecałem, więc jest.
Jest też bardziej niż pewne, że coś mi z błędów umknęło, bo tak trochę zdycham pod toną ubrań, koca i kołdry. 

Trzymajcie się! ♥

~Kid

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro