Widać, że zakochany... ~~4~~
S. Po wyjściu z sali odpraw nie dałem za wygraną i za wszelką cenę chciałem dowiedzieć się, dlaczego to nasz Jacek chciał wcielić się w rolę policjanta w plenerze.
- Jacku, dlaczego chcesz wziąć udział w akcji? - usłyszałem lekko zaniepokojony głos Jaskowskiej. Jak dobrze, że przez dziurki od klucza da się coś słyszeć!
- Pani komendant, ja Ali samej nie zostawię! Ona wyszła dopiero co ze szpitala i już od razu prowokacja? Jeżeli ona musi, to ja mogę być nawet jej mężem z Ukrainy, byleby nie była sama! - odpowiedział błagalnym tonem.
Renata westchnęła i zamilkła na kilka sekund.
- Widzę Cię o 12 u mnie w gabinecie - powiedziała p o chwili, kapitulując.
- Dziękuję pani komendant! - rozpromienił się dyżurny i z szacunkiem spojrzał na przełożoną.
Widząc, że szykowali się do wyjścia, złapałem rozbawioną Aśkę za rękę i pobiegliśmy wprost do pokoju po kamizelki.
- Czyżbym widziała fana Strusia Pędziwiatra? - zauważyła partnerka, zapinając pas z bronią.
- Oraz fan Speedy Gonzales 'a - dodałem i puściłem oczko do Zatońskiej.
- Co ty tam takiego usłyszałeś, że musieliśmy uciekać? - zaśmiała się.
- Jacek chce wziąć udział w akcji dla Ali - zacząłem. - Ala... zachorowała na białaczkę. Dawcą szpiku okazał się nie kto inny jak Jacek. Wydaję mi się...
- ... że on ją kocha - dokończyła za mnie starsza posterunkowa. - Ale to urocze.. - westchnęła.
Tak samo jak ty - pomyślałem. - Widać, że zakochany - powiedziałem zamiast tego i gestem zaprosiłem ją do udania się na pierwszy patrol.
*****
Mijała druga godzina naszego patrolu, a do tej pory nawet skąpego mandatu nie wystawiliśmy.
- Zawsze macie taki spokój na mieście? - zdziwiła się Aśka.
- Żartujesz sobie? Od rana nawet powiadamiają o złym parkowaniu sąsiada... Nie wiem co im się odwidziało, może dziś jest Dzień Bez Powiadamiania Policji, czy inny kij - stwierdziłem.
- Zero-zero do zero-siedem! - zawołał Jacek po kilku minutach.
- Jacek nareszcie! Ile można czekać na jedną interwencję?! - zapytała rozżalona Aśka.
- Uwierzcie, jeszcze będziecie błagać o chwilę wytchnienia - zażartował dyżurny. - Wracając do sprawy, to macie wezwanie na ul. Kowala 23/7. Sąsiadów niepokoją wrzaski z mieszkania obok, w dodatku twierdzą, że padł strzał. Włączcie sobie bomby, bo nie wiem co tam zastaniecie. Bez odbioru - dodał.
- Jednak coś się tutaj dzieje - mruknęła Asia.
- Dzieje się, dzieje - odpowiedziałem i posłałem jej standardowy uśmiech.
Chwilę pózniej dotarliśmy pod wskazany blok. Wchodząc po schodach, krzyki były co raz bardziej słyszalne. Najpierw głośno zapukaliśmy, a gdy to nie dało skutku, Aśka bez ceregieli otworzyła mieszkanie. Nie zauważyliby nawet złodzieja.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro