Załatwie to
Fausti
Kiedy Bartek wyszedł, pozostawiając pustkę w moim pokoju, jak i sercu, długo myślałam. O mojej zmianie szkoły. O dniach spędzonych razem z moją grupką. O każdym naszym dniu z Bartkiem, kiedy wspólnie szliśmy, a później wracaliśmy ze szkoły. O tej wycieczce, która zmieniła moje życie. O akcji w parku. O moim Bubisiu, o moim całym świecie.
Wydostałam się spod kołry i przeszłam do kuchni po drodze mijając Patryka.
- Hej. - powiedziałam krótko.
- Dzień doberek, siostrzyczko. - podszedł do mnie i potargał mi włosy, jak rodzeństwu.
- Jak się spało?
- Superancko, tylko powiem ci, tak w tajemnicy - Wika strasznie chrapała! - powiedział na co wybuchnęliśmy śmiechem - Tylko nie mój jej, błagam! - złożył ręce jak do modlitwy.
- Zastanowię się. Jeśli mi podpadniesz, to pierwsze co, rzucę się do biegu w jej stronę.
- Czyżbyście mnie obgadywali? - nagle na korytarzu pojawiła się wspomniana wcześniej Wika.
- Słonko ciebie? Nie wymyślaj! - Patryk podszedł do Wiki i złożył na jej ustach czuły pocałunek. Zazdrościłam im. Zazdrościłam im tego, że pokazują otwarcie swoje emocje. Uśmiechnęłam się na myśl o tym, że gdy razem z Bartkiem powiemy im o naszym związku, też będziemy mogli sobie tak słodzić przy wszystkich.
- Dobra z drogi śledzie, idę do kuchni. Jestem głodna jak wilk! - krzyknęła nagle Hania z końca korytarza. U jej boku szedł świeży.
Razem weszliśmy do kuchni i każdy zajął się przygotowywaniem swojego śniadania. Ja postawiłam na grzanki z avocado i jajkiem. Do picia zrobiłam sobie zieloną herbatę, a do niej wzięłam leki na przeziębienie. Zastanawiałam się co robi teraz Bartuś. Jak się czuję, o czym myśli. I co najważniejsze, czy ma leki przy sobie. Przestraszyłam się na myśl, że zostawiłam chłopaka chorego, z gorączką i bólem gardła bez leków, na pastwę losu.
Zamyśloną przeszłam do stołu gdzie wszyscy pałaszowali swoje śniadania. Śmiali się i głośno rozmawiali. Patrzyłam na dziewczyny i ich drugie połówki. Poczułam się jak piąte koło u wozu. Każdy siedzi i rozmawia ze swoją drugą polowką, a ja w ciszy, pogrążona we własnych myślach pałaszuje jedzenie. Mam nadzieję, że Bartuś sobie coś zjadł. Musiałam wymyślić coś, by spotkać się dziś z chłopakiem.
Kiedy zjadłam dałam swoje brudne naczynia do zmywarki i poszłam do swojego pokoju. Dziś postawiłam na wygodę. Ubrałam szare dresy, czarny top, a na to zarzuciłam bluzę Bartka. Nadal pachniał piżmem. Pościeliłam łóżko i wzięłam do ręki telefon.
Od Bubiś🤍:
Wczoraj, 17:36
Mam dla ciebie niespodziankę gwiazdeczko. Kocham cię🤍
Uśmiechnęłam się na wspomnienie wczorajszego wieczoru i nocy. Byłam taka beztroska i szczęśliwa pomimo choroby.
Do Bubiś🤍:
Jak się czujesz Bartuś? Martwię się. Jadłeś coś? Masz leki?
Po napisaniu wiadomości odłożyłam telefon na bok i położyłam się na łóżku. Pogrążyłam się w myślach. Myślałam o tym jak przyjść do Bartka nie wzbudzając podejrzeń przyjaciół. Moja komórka wydała charakterystyczny dźwięk i informujący o nowej wiadomości.
Od Bubiś🤍:
Nie za dobrze. Zjadłem śniadanie, a teraz leżę. Nie mam żadnych leków, ale sen napewno mi pomoże. Kocham cię gwiazdeczko🤍
Biedny Bartuś - pomyślałam.
Do Bubiś🤍:
Załatwie to.
~~~
490 słów.
Jak wam się podoba?
Buziaki🤍
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro