Tosty czy naleśniki?
Poe zaklął i pobiegł w stronę kwartet generała. Tritt otworzył mu i wskazał głową sypialnie. Hux siedział na łóżku patrząc przed siebie z ręką zaciśniętą na nożu i drugą na kolanach. Poe podszedł do niego powoli i uklęknął przy nim. Wyjął mu ostrożnie nóż z ręki.
- Armitage?... Słyszysz mnie? Hugs? Hugsy skarbie? Hej... - pocałował go w wierzch dłoni - Jesteś bezpieczny wiesz? Nie pozwolę mu się do ciebie zbliżyć. Powinni byli go zastrzelić, kiedy mieli okazję. - uścisnął jego rękę mocniej - Tage - szepnął. Odetchnął cicho widząc jak po policzkach rudowłosego cieknął łzy. - Poczujesz się bezpieczniej, jeśli powiem Trittowi, żeby pilnował drzwi? - Hux skinął lekko głową w odpowiedzi. Poe podniósł się i wymienił z Opanem parę zdań. Zamknął drzwi do sypialni i usiadł przy Huxie. Pomógł mu wyplątać się z płaszcza i rzucił go na ziemie. - Co mogę zrobić.? - przyłożył rękę do jego policzka. - Hej. Zostań tu Armitage. Ja nigdzie nie idę ty też nigdzie się nie wybierasz. - przytulił go mocno, ale poczuł, że Hux odsuwa się szybko - okej... W porządku. W porządku. Jeśli będziesz czego potrzebował...
- Nie idź. - wyrzucił z siebie szybko rudowłosy patrząc na niego.
- Już mówiłem nigdzie się nie wybieram, Tage. Zgodziłeś się za mnie wyjść nie myśl, że tak łatwo się mnie pozbyć - mrugnął do niego. - Połóż się. Bez ściskania. Posiedzę obok. - odgarnął mu włosy z twarzy. Armitage skinął powoli głową kładąc się na łóżku. Poe przesunął ręką po jego włosach. Rudowłosy wbił wzrok w płaszcz na ziemi a potem spojrzał wymownie na Poe.
- Poważnie? Dobra dobra już... - podniósł się i powiesił go w szafie - Zadowolony? - Hux skinął głową zamykając oczy przyciągnął go do pocałunku- Hux...?
- Cicho - mruknął i pchnął go na łóżko.- Nie odzywaj się - warknął całując go mocno.
- Armitage to nie jest najlepszy pomysł... Hux - jęknął czując kolejny pocałunek - Hux nie. To nie pomoże. Hux. Mówię do ciebie. Hux! - złapał go za nadgarstki. - X-wing! Uspokój się.
Rudowłosy zadrżał wyrywając nadgarstki z jego rąk. Usiadł na brzegu łóżka i schował twarz w dłoniach. Poe usiadł obok niego.
- Możemy... Wziąć prom. Polecieć na Ajan Kloss zabiorę parę rzeczy i....
- Poe. To nie ma sensu. - Dameron spojrzał na niego zdzwiony.
- Nie ma sensu? Co nie ma sensu? Hux?... - Rudowłosy spojrzał na niego.
- To.
- Słucham? Nie myślisz tak. Tage. Nie myślisz tak. Nie na prawdę. Armitage. - położył ręce na jego policzkach.
- Myślę... Że to się nie., że się nie... - Poe zasłonił mu usta
- Proszę nie mów niczego czego będziesz jutro żałował. - rudowłosy zacisnął usta i oparł się na nim. Zamknął oczy czując jak Poe go obejmuje. Usłyszał dźwięk komu i odpiął go od paska.
- Hux. - powiedział cicho.
- Sir. Kapitan Opan i Ren. - wykrztusił Mitaka. Hux zaklął po arkanijsku zamykając oczy.
- Miał stać przy drzwiach. - powiedział cicho patrząc na Poe. Dameron podniósł się i poszedł wyjrzeć za drzwi. Phasma stała oparta o ścianę. Pilot zaklął.
- Phasma go zmieniła.
Rudowłosy przełknął ślinę przecierając twarz.
- Podaj mi płaszcz. - podniósł się chwiejnie.
- Ja pójdę zostań tutaj zaraz.
- Nie. - Hux przerwał mu. - Nie. To mój bałagan. Ja go posprzątam. Daj mi płaszcz. - przymknął na chwile oczy czując jak Dameron nakłada mu płaszcz na ramiona. Wziął głęboki oddech i wyprostował plecy. - weź blaster - rozkazał i ruszył w kierunku drzwi. Poe sięgał po broń i poszedł za nim. Phasma dołączyła do nich. Szli w milczeniu, a im bliżej byli mostka tym Hux szedł szybciej i pewniej. Drzwi rozsunęły się przed nimi. Generał wyminął Opana i nieprzytomną Rey leżąca na ziemi i ruszył prosto w stronę Kylo Ren. Ben Solo otworzył szeroko oczy widząc go. Zgasił miecz i zaczął się przed nim cofać aż natrafił plecami na konsole. Hux wyrwał mu miecz z ręki i przyłożył mu rękojeścią w twarz. Ben złapał się mocno konsoli zaciskając powieki. Rudowłosy przypiął sobie miecz do paska i odwrócił się. Opan stał za nim z blasterem w gotowości.
- Kapitanie Opan skończył pan zmianę proszę wracać do kwater. - Tritt zasalutował i zszedł z mostka. Hux przeniósł wzrok na Phasme. - Zamknijcie go w karcerze. Nie chcę go widzieć chodzącego po pokładzie
- Tak sir. - Phasma wyprostowała się wyjmując kajdanki. Hux pchnął Rena na kolana i podszedł do Mitaki.
- Zajmę się mostkiem. - Dolpheld wyprostował się i stukną obcasami.
- Sir. Tak, sir.
Hux wyprostował plecy i przymknął na chwilę oczy. Poe stanął obok kładąc rękę na jego plecach.
- Tage? – rudowłosy pokręcił głową.
- Czemu nie zastrzelili go, kiedy wszedł na pokład?
- Rey interweniowała.
- Oczywiście. – mruknął.
- Powinieneś odpocząć.
- Nie mów mi co powinienem, a czego nie. – pilot westchnął odsuwając się.
-Armitage... Proszę. – położył mu rękę na ramieniu.
- Moja cierpliwość zaraz się skończy albo zostajesz i milczysz albo wyrzucę cię z mostka. – Poe nie odpowiedział. Stał obok przyglądając się Huxowi. Czekając. Czekanie było kolejną rzeczą obok ciszy, która sprawiała, że Poe chciał krzyczeć. Ale udało mu się polubić ciszę przez czas spędzony z Huxem. Nie sądził jednak, żeby cokolwiek przekonało go do tej nieznośnej niepewności. Prawie podskoczył, kiedy Hux w końcu się odezwał.
- Jesteś nadal pewien, że to należy do mnie? – dotknął obrączki na swojej szyi.
- Oczywiście Tage. – Hux pokiwał powoli głową i spojrzał na niego.
- Nie chce tu być ani godziny dłużej. – pilot dotknął jego policzka.
- Będę czekał w hangarze.
*****
- Kapitanie. miał pan wróci do kwater. - Hux stanął w drzwiach swoich pokoi. Tritt siedział za jego biurkiem paląc papierosa.
-Żebyś mógł uciec z okrętu ze swoim latawcem bez słowa? - uniósł brew.
- Wcale nie zamierz...
- Przestań Armitage. - Phasma spojrzała na niego opierając się o ścianę. - Zamierzałeś.
- yhm - Rudowłosy zsunął z siebie płaszcz i rzucił go na krzesło - Zamierzałem. I nadal zamierzam nie powstrzymacie mnie.
- Wcale nie zamierzamy - Tritt uśmiechnął się rozbawiony. Podniósł się i stanął przed nim. Wyprostował się i zasalutował. - To była przyjemność Armitage. Cieszę się, że cię nie zabiłem, kiedy miałem okazję. - Rudowłosy spojrzał na jego wyciągniętą rękę i uścisnął ją. Otworzył szeroko oczy, kiedy Tritt przyciągnął go bliżej. - Nie chcę widzieć cię słabego. Nigdy więcej Armitage. - powiedział cicho. Odsunął się i skinął mu głową. Wyszedł z kwater. Hux patrzył za nim przez chwilę przeniósł wzrok na Phasme.
- Pomóc ci się spakować?... - uśmiechnął się lekko.
- Nie... Nie Phas. Umiem się spakować. Nie jestem dzieckiem. Co zamierzasz? - wzruszyła ramionami.
- Może zabiorę się z Opanem... Myślisz, że jestem wystarczająco wykwalifikowana na najemnika? - Rudowłosy uniósł brew.
- Nie jest najemnikiem tylko płatnym zabójcą. Myślę, że twoje kwalifikacje znacznie przewyższają wymagania na to stanowisko.
- Uważaj na siebie, Armitage. - Hux skinął głową. - Pożegnasz się z Mitaką?
-Tak. Zajrzę do niego w drodze do hangaru.
- Lepiej żebyś mówił poważnie. Należy mu się.
-Należy mu się znacznie więcej.
- Przestań Hux. Nie jest małym dzieckiem poradzi sobie. Wyjdź za swojego rebelianckiego księcia i żyjcie długo i szczęśliwie. - rudowłosy zaśmiał się kręcąc głową. Phasma posłała mu niepoważny uśmiech i zasalutowała. Wyszła z pomieszczenia. Armitage został sam. Rozejrzał się powoli po kwaterze i usiadł na fotelu za biurkiem wbijając wzrok w podłogę. Przetarł twarz biorąc głęboki oddech. I po raz kolejny chciał umrzeć.
- Tage. Wybrałem nam ładnego TIE... Czekam w piątym hangarze.
Rudowłosy odpiął komunikator od paska.
- Będę niedługo - powiedział cicho starając się opanować drżenie głosu.
- Tage? Wszystko w porządku?
- To... Nic... Muszę tylko zabrać parę rzeczy i już...
- Armitage... Jeśli masz wątpliwości...
- Nie mam. - uciął Hux. - spakuję się i już jestem - wyłączył kom i przetarł twarz.
- Sir. - Drzwi szurnęły cicho. Mitaka stanął na progu - To znaczy... Armitage. Kapitan Phasma powiedziała, że powinienem zajrzeć... Czy coś się stało?
Hux spojrzał na Mitake wzdychając. Cholerna Phasma. Podniósł się powoli nie bardzo widząc co miałby powiedzieć.
- Coś się stało. - stwierdził Dolpheld podchodząc bliżej. - Coś złego? - rudowłosy otworzył usta i wzruszył ramionami zamykając je.
- Opuszczam okręt. Miałem do ciebie zajrzeć w drodze do hangaru, żeby się pożegnać. - powiedział w końcu.
- Na długo?... Wrócisz zanim dotrzemy do Ajan Kloss czy... - Mitaka urwał widząc jak Hux unika jego wzrok - w ogóle nie wracasz.
Rudowłosy pokręcił głową.
- Rozumiem. To... To był zaszczyt
- Przestań Mitaka. - syknął Hux
- Nie. Bo mówię prawdę. To był zaszczyt. Cieszę się, że mogłem cię poznać. I dziękuję za wszystko. Na pewno już dawno bym nie żył, gdyby nie ty. I mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. - wyciągnął do niego rękę. - I będę czekał na zaproszenie.
- Zaproszenie? - Hux zamrugał.
- Na ślub. - Armitage zaśmiał się cicho zaskoczony.
- No tak. Cóż... Jeśli naprawdę jakiś będzie możesz być pewien, że będziesz pierwszy na niezwykle krótkiej liście gości.
- Trzymam cię za słowo Armitage. Pomóc ci się spakować? - Rudowłosy odchrząknął rozglądając się.
- Cóż... Czemu nie.
******
Poe spojrzał na Huxa który opadł na drugi fotel pilota. Złapał go za rękę.
- Hej?
- Już mi lepiej - rudowłosy spojrzał na niego.
- Czemu mi nie mówisz...? Chce wiedzieć co czujesz Hux. Szczególnie kiedy jest źle. Czemu...?
- Co mam ci powiedzieć?-prychnął - Wróciłem do pokoju i czekali na mnie Phasma i Opan. Żeby się pożegnać. A kiedy wyszli zrobiło się... Koszmarnie pusto - powiedział cicho. - Spędziłem całe życie na Niszczycielach Poe... To wszystko co znam. Nie wiem nawet gdzie moglibyśmy polecieć. Arkanis odpada. Nie ma mowy żebym jeszcze raz postawił stopę na tej przeklętej planecie.
-Myślałem o... Yavi IV. Spodoba ci się. I jesteśmy blisko. Jeśli ci się nie spodoba wymienimy TIEa na coś wygodniejszego i znajdziemy inne miejsce... Ale jest tam ładnie.
- Opan mówił, że masz rodzinę. - przypomniał sobie rudowłosy - masz tam kogoś? Na Yavin IV?
Poe skinął głową z wahaniem.
- Mojego ojca. Ale... Nie rozmawiałem z nim od kiedy odszedłem z floty republiki nie wiem czy... Czy chciałby mnie w ogóle wiedzieć.
- Szczególnie z narzeczonym masowym mordercą - dodał ponuro Hux.
- Nie jesteś... - Dameron urwał, bo chyba nie było sensu zakłamywać rzeczywistości. Udawać, że nie są tym kim są. Hux posłał mu gorzki uśmiech. - Jesteś moim wyborem. Moim narzeczonym. Jeśliby tego nie zaakceptował nie mam czego tam szukać.
- Więc Yavin IV. - Dameron spojrzał na niego zaskoczony.
- Mówisz poważnie?
- Tak. Nie mamy lepszych opcji. Zaufaj mi. Jestem ekspertem od relacji ojciec syn. W razie czego służę pomocą.
- Hej! Bez zabijania. Nie zabijamy mojego ojca. To dobry człowiek. - Hux uniósł ręce w obronnym geście.
- W porządku. To tylko drobną sugestia.
- Hux!
- Wiem. Nie zabijamy twojego ojca. Obiecuje. - Poe westchnął i kręcąc głową.
- Żartowałeś, prawda? – Hux uśmiechnął się rozbawiony.
- Nie zabijamy twojego ojca. Przecież obiecałem.
- Kriff.
*******
Kes Dameron zatrzymał się na progu i spojrzał na Poe oniemiały.
- Tato... - wykrztusił brunet, patrząc wszędzie tylko nie na niego. Otworzył szeroko oczy, kiedy Kes przyciągnął go do siebie i zamknął w uścisku.
- Poe. Na galaktykę skąd się tu wziąłeś?
- To... Trochę długa historia. - wykrztusił pilot przytulając go mocno.
- Hm? Ma coś wspólnego za Starkillerem za twoimi plecami czy powinienem iść po blaster?
-Nie! Blaster nie będzie konieczny, a on ma na imię Armitage i... No dobrze może najpierw usiądziesz?
- Poe.
- Jest moim narzeczony.
- Co masz na myśli...?
- Mam na myśli, że się mu oświadczyłem. Dałem mu obrączkę matki i zamierzam z niego wyjść.
- Dałeś mu obrączkę Sary? Chyba faktycznie muszę usiąść. - mruknął przyglądając się im. Lepiej, żeby twoja długa historia miała sens.
Poe westchnął zerkając na Huxa i wszedł za ojcem do domu. Usiadł na kanapie biorąc oddech. Kes spojrzał na Huxa.
- Zamierzasz stać cały czas? To podobno długa historia. - rudowłosy usiadł niepewnie obok Poe i spojrzał na niego. Nie odzywał się wcale, kiedy rozmawiali. Zapalił papierosa. Czuł się jak intruz i bardzo chciał wyjść, ale nie chciał zawieść Poe. Nie teraz. Nie po tym wszystkim. Nie kiedy siedział przed nimi Kes Dameron. Z zamyślenia wyrwał go głos Poe.
- Armitage? Słyszysz mnie? - pokręcił głową odgarniając myśli i spojrzał na pilota pytająco.
- Tak?... - Poe wyglądał na zmartwionego. Złapał go ostrożnie za nadgarstek i odsunął rękę z papierosem od jego drugiego nadgarstka
- Poparzyłeś się. - Hux zamrugał patrząc na swoje ręce i zmarszczył brwi. - Nie... Nie reagowałeś przez parę minut.
- Ja... - przełknął ślinę patrząc na swoje ręce. Podniósł się szybko i skierował do drzwi.
- Tage! Kriff czekaj!
- Nie. Pójdę się przejść zaraz wrócę. Powinniście porozmawiać sami. - zatrzasnął mu drzwi przed nosem.
- Kriff...
- Często mu się to zdarza? - Kes uniósł brew.
- Jest... Jest mu ciężko. Ale było dużo gorzej... Chyba. Mam nadzieję, że jest lepiej. Miałem, ale... Kriff powinienem za nim iść.
- Daj mu moment, Poe.
- Boje się o niego.
- Nie dziwię się. Na moje oko życie mocno mu przyłożyło. Co wcale nie zmienia faktu, że zmiótł z galaktyki cały układ planetarny.
- Wiem.
- Zamierzasz to ignorować? Poe to nie jest...
- Zamierzam się z tym pogodzić. Bo chce z nim spędzić resztę życia. Kocham go. To była wojna tato. Ja też zabijałem ludzi. I mogę się oszukiwać, że wszyscy na to zasłużyli, ale to nie prawda. Jedyne czego teraz chce to zostawić to wszystko za sobą i mieć go obok. - Kes westchnął ciężko.
- Zostańcie. - mruknął - Chce z tobą spędzić trochę czasu. Tęskniłem Poe. Myślałem, że cię straciłem.
Brunet westchnął przygryzając wargę.
- Powinienem cię uprzedzić.
- Że przyjedziesz z narzeczonym? Nie byłbym zły, gdyby nie... Wiem, że zawsze pociągało cię ryzyko, ale teraz przebiłeś nawet swoją matkę.
- Zaufaj mi wiem co robię. – Kes uniósł brew. – No... dobrze... Może nie do końca? Ale kocham go.
- A on?
- Co?
- Kocha ciebie?... A może po prostu znalazł sposób jak uniknąć konsekwencji tego co zrobił.
- Nie. To nie to tato, tego jestem pewien.
- Zawsze nam się tak wydaje, Poe.
- Proszę. Zobaczysz sam. Poznacie się lepiej.
- Nie jestem pewien czy to bezpieczne Poe. Założę się, że ludzie, którzy poznali go lepiej nie przeżyli.
- Ja żyję. I mam się świetnie!
- Wyjątki potwierdzają regułę, prawda?– brunet przewrócił oczami i wyszedł za Huxem.
*****†
Poe miał w zwyczaju spać do południa co Huxa dobijało. Miał tylko nadzieję, że jego ojciec ma podobne nawyki. Wyślizgnął się z pokoju idąc do kuchni. Zacisnął usta widząc w środku Kesa zalewającego sobie herbatę. Mężczyzna zerknął na niego.
- Chyba źle wczoraj zacząłem - powiedział odstawiając czajnik i wyciągnął do niego rękę. - możesz mi mówić Kes.
Hux uścisnął ją z wahaniem.
- Armitage.
- Mój syn cię kocha. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, dlaczego.
- Więc jest nas dwóch. - mruknął rudowłosy. Kes przygadał mu się przez chwilę.
- Herbaty? - Hux skinął głową przyjmując kubek i usiadł z nim w salonie licząc, że uniknie dalszej konwersacji. Kes dołączył do niego bardzo szybko. - Chyba nie masz mi za złe, że cię prześladuje? Niecodziennie synowie zjawiają się na progu z narzeczonymi generałami najwyższego porządku. Nie jesteś za młody na generała?
Armitage wiedział już po kim Poe odziedziczył gadatliwość
- Byłem najmłodszym.
- Czemu?
- Czemu?
- Wiem, jak to działa. Nie awansuje się za dobrze wykonaną prace... zabiłeś kogoś? Miałeś wysoko postawionych krewnych? Zaszantażowałeś jakąś szychę? A może po prostu nie było nikogo lepszego? - rudowłosy skrzywił się lekko.
- Chyba... Wszystko na raz – stwierdził cicho upijając łyk herbaty. I jeszcze więcej – dodał w myślach. Chciał wrócić do łóżka. Zatopić się w ramionach Poe i już nigdy nie wstawać. Pilot stanął właśnie za nim i pocałował go w czubek głowy.
- Jadłeś śniadanie?
- Nie jestem głodny.
- Mh... Chyba mam jakieś batoniki proteinowe w torbie... Co ty na to?...
- Poe...
- W szafce na górze są szejki. Truskawkowe...
- O! Naprawdę? Co powiesz na breję Tage?
- Skoro muszę... - Poe poszedł do kuchni, a rudowłosy upił łyk herbaty i odstawił kubek na stolik. Spojrzał na siedzącego przed nim mężczyznę. Czytał o nim raport, który przesłał mu Tritt, ale niewiele tam było o obecnych czasach.
- Czym właściwie się zajmujesz, Kes...? - brunet uniósł brew.
- Cieszę się emeryturą. - Hux zerknął na karabin rzucony na stół. - oh to? Chodzę na strzelnice. Żeby jakoś zabić czas... Mogę cię zabrać któregoś dnia, jeśli chcesz...
- Preferuje noże.
- O. To bezpośrednia broń. Zakładałem, że ktoś taki jak ty wybierze coś zwiększającego dystans.- mruknął - Wibronoże czy tradycyjne...? - rudowłosy przekrzywił głowę rozważając jego słowa. Ktoś taki jak ja?
- Zależy. Ale zazwyczaj mam przy sobie tradycyjne ostrze i wibronóż mojego projektu. Lżejszy przez to delikatny, ale nadal funkcjonalny...
- Projektowanie broni to hobby czy zawodowy przymus? - Kes posłał mu ironiczny uśmiech biorąc swój kubek.
- Tato. - Poe wrócił z szejkiem dla Huxa i usiadł obok niego.
- Hobby. Nie tylko moje - wskazał na karabin - ten model fabrycznie nie jest wyposażony w ten typ celownika - upił trochę szejka przez rurkę obserwując Kesa. - To nie jedyna modyfikacja prawda?
- Może sam sprawdzisz. - zabrzmiało niemal jak wyzwanie. Armitage wypił pół szejka wstał i podniósł karabin oglądając go. Usiadł z bronią z powrotem na kanapie.
- Wysoce zmodyfikowany. Ale przez to traci na celności prawda? - podniósł go i wymierzył - Jest za ciężki. - odłożył broń na stół. - Wiele modyfikacji wymaga poprawek.
Kes prychnął zabierając broń rozdrażniony
-Czyżby?
- Owszem.
- Tato. Tage. Proszę. Możemy nie kłócić się o karabin przy śniadaniu?
- Oh nie skoro moja broń jest tak fatalnie zmodyfikowana to chce zobaczyć jego wibronóż. Pewnie jest ideałem wśród wibronoży domowej produkcji.
Hux sięgnął do paska pod rękawem i wyjął ostrze. Podał je Kesowi rękojeścią do przodu. Był elegancki. Starannie wykonany z grawerem na ostrzu. Poe westchnął wywracając oczami. Świetnie. Nie ma nic lepszego niż jego ojciec i jego narzeczony porównujący swoją broń przy śniadaniu. Kes Dameron był jednak szczerym człowiekiem. I potrafił uznać porażkę. Podał nóż Huxowi.
- Jest imponujący. Co to za język?
- Arkanijski. - mruknął rudowłosy chowając nóż.
- Mam tylko nadzieję, że z nim nie śpisz. - Poe ugryzł kawałek kanapki, żeby nie musieć się odzywać. Oczywiście, że Hux spał z tym cholernym nożem. A na pewno spał z nim tej nocy. Dameron nawet nie był zły. Rozumiał, że Hux może nie czuć się najlepiej w obcym miejscu, ale...
- Śpię. Nie lubię nieznanego otoczenia. - Poe spojrzał na niego zdzwiony unosząc brew.
- Zapewniam, że nikt cię tu nie zaatakuje. Jesteś moim gościem. Kimkolwiek byś nie było jakby to o mnie świadczyło, gdyby coś ci się przytrafiło w moim domu?
- Jestem? - Poe miał wrażenie, że znalazł się w środku czegoś czego do końca nie rozumiał. - Nie zostałem tu zaproszony. Nie jestem gościem tylko intruzem...
- Poe cię zaprosił to też jego dom.
- Nie był tego zbyt pewny. Zresztą to ty jesteś tu gospodarzem.
- hm... Cóż to całkiem logiczne. Tak to działa na Arkanis.? Czy może goście nie mogę czuć się tam bezpiecznie?
- Goście na Arkanis są bezpieczni w domu, do którego zostali zaproszeni. Przez gospodarza.
Kes pokiwał głową.
- Cóż... Możesz czuć się zaproszony... Niestety będziesz musiał znosić moje wścibskie pytania. Sam rozumiesz, ale zapewniam, że nie zamierzam cię w nocy zaszlachtować. - uśmiechnął się rozbawiony - obawiam się, że Poe by mi tego nie wybaczył. Może cię to zdziwi, ale on chyba ma do ciebie słabość. - mrugnął do niego. Rudowłosy zaśmiał się cicho i Poe zaobserwował z zadowoleniem, że rozluźnia się trochę.
- Obawiam się, że to coś więcej niż słabość... - westchnął cicho i spojrzał na pilota. Poe uśmiechnął się lekko i mrugnął do niego. Hux utkwił wzrok nożu leżącym na stoliku.
- Co to znaczy? Napis. - Kes spojrzał na niego.
- Przetrwają najsilniejsi.
- Trochę pretensjonalne. - Hux spojrzał w bok.
- To motto Komendanta. Było logiem jego programu szkoleniowego.
- Komendanta?
- Mojego... - rudowłosy westchnął patrząc na nóż.
- Ojca - dokończył za niego Poe. Rudowłosy pokiwał powoli głową chowając nóż.
- Słyszałem o nim. Opowiadało się o nim różne rzeczy. Naprawdę był taki jak mówili?
- Nie wiem co o nim mówili.
- Cóż... Że nawet jego imperialni koledzy mieli problem z zaakceptowaniem jego metod. Że otaczał się swoimi ludźmi, że stworzył sektę...
- To nie była sekta. Ale tak to wszystko prawda.
- Sekta? - Poe spojrzał na nich. Hux sięgnął po nóż i schował go z powrotem.
- Kadeci Komendanta. - mruknął cicho - to nie sekta. To tajne stowarzyszenie utworzone przez Komendanta w strukturach Imperium. Dostawali się do niego tylko najbardziej uzdolnieni kadeci z akademii na Arkanis. Żeby udowodnić swoją wartość musieli zabić innego kadeta i upozorować wypadek... - umilkł.
- Cóż... - mruknął cicho Kes - jaka jest definicja sekty?
- To wyodrębniona grupa stanowiąca odłam jakiejś ideologii skupiona wokół silnego przywódcy i - umilkł. - Sekta. Tak. Chyba pasuje. - podniósł się. - Muszę się położyć.
Poe westchnął patrząc za nim, spojrzał zirytowany na Kesa.
- Co?
- Musisz?
- Wybacz, ale nie zamierzam go traktować jak filiżankę.
- W porządku – warknął Poe. – Nie traktuj, ale wiesz kim był jego ojciec? Oprawcą. Pierdolonym sadystą, który jedyne co umiał to znęcać się nad własnym synem. Więc nie będziesz o nim więcej wspominał. Możesz wypominać mu co chcesz, możesz się z nim kłócić, poradzę sobie. Ale ani słowa więcej o Komendancie. To poniżej twojego poziomu. – Kes milczał przyglądając się mu. Skinął głową.
- Dobrze. Obiecuje.
Poe wziął głęboki oddech i zajrzał do pokoju. Hux stał przy otwartym oknie paląc.
- Tage?...
- W porządku. – Dameron objął go.
- Na pewno?
- Powinno być, prawda? – pokręcił głową. – Ile razy trzeba kogoś zabić, żeby dał spokój? Nie. Nie odpowiadaj. Jestem żałosny. – zaciągnął się zamykając oczy.
- Przestań. Nie jesteś. Jeśli ktoś był żałosny to Komendant. Nie ma nic bardziej żałosnego i wyrażającego słabość niż wyładowywanie swoich frustracji na bliskich. Szczególnie tych najbardziej bezbronnych. Szczególnie w taki sposób. To on był żałosny i słaby. I wiesz co, Armitage? Zasłużył sobie na wszystko co się z nim stało.
- Nie wiesz co się z nim stało. - mruknął cicho Hux.
- I nie muszę znać szczegółów, żeby wiedzieć, że na to sobie zasłużył. No dalej.
- Co?...
- Powiedz to. Na głos.
- Dameron.
- Mów Hux.
- Był...żałosny i słaby.
- Kto?...
- Komendant.
-A ty jesteś? - Rudowłosy spojrzał na niego zdzwiony. - Jaki jesteś Hux?
- Oszałamiający? - Poe pocałował go lekko.
- Dokładnie tak Armitage. – Na twarzy Huxa pojawił się cień uśmiechu. – Przyniosę ci śniadanie.
- Rozpuścił się w zbiorniku z bactą. – Poe przełknął ślinę zatrzymując się na progu. Rudowłosy wpatrywał się w jego plecy. – Opan go otruł. Nie mieli pojęcia co mu jest. Nie wiedzieli, jak mu pomóc. Upewniłem się, żeby wiedział kto to na niego sprowadził. Upewniłem się też, żeby czuł, że umiera. Teraz powiedz mi, Poe. Nadal jestem oszałamiający?
Poe stał przez chwilę nieruchomo odwrócił się, żeby spojrzeć na Huxa. Rudowłosy patrzył mu prosto w oczy. Niemal wyzywająco.
- Nikt nie jest doskonały. – powiedział cicho pilot podchodząc bliżej. – Nie wystraszysz mnie, Hugs. – mrugnął do niego. – Tosty czy naleśniki?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro