Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Problem osobowościowy

Myślę, że jesteśmy w połowie 😌

Godzinę później byli na promie. Hux siedział oparty o pilota z przymkniętymi oczami. Poe trzymał go za rękę.
- Wszystko w porządku Hugs?
- Nie.
- Powiesz mi co jest nie w porządku.? – rudowłosy uchylił oczy i uśmiechnął się  bez wyrazu.
- Większość – zerknął na niego i  powoli położył głowę na jego kolanach. – muszę odpocząć. Ale nie mogę spać. Welth mówił, że to przez odstawienie. Potrwa parę dni. – odgarnął włosy.
- Załatwię nam przepustkę hm? Parę dni odpoczynku ?
Rudowłosy uśmiechnął się rozbawiony.
-To urocze Dameron, ale nie ma na to teraz czasu. – spojrzał na niego – Jesteś generałem. Nad waszą bazą wisi Niszczyciel, niedługo będą tu siły Republiki, jutro na Ajan Kloss będziecie mieli więźnia, którego trzeba skłonić do mówienia, oficerów co do których trzeba zdecydować czy można im ufać. Okręt z którym nie wiadomo co zrobić. Nie masz czasu na przepustkę Poe.
Kriff. Hux miał cholerną rację. Poe odchylił głowę przymykając oczy. Zrobiło mu się niedobrze. Jedyne czego tak naprawdę chciał to degradacja. Był pilotem. Latanie było czymś co go uszczęśliwiło. Co go definiowało. A teraz nie miał nawet na to czasu. Nie miał siły. A odpowiedzialność, która każdego dnia na niego spadała była przytłaczająca i obezwładniająca. Hux przyglądał mu się przez chwilę, podniósł się i pocałował go.
- Nie bój się – powiedział cicho – Pomogę. Nie jesteś w tym sam. – odgarnął mu włosy.
- Ja... Cały czas boje się co będzie jeśli... Jeśli zdecyduje źle. Kriff. Ludzie mogą zginąć, ludzie za których jestem odpowiedzialny...
- Organa powiedziałby ci pewnie, że to dobrze. Wiesz... Cenisz ludzkie życie, empatia i tak dalej.
Poe zaśmiał się cicho.
- Empatia i tak dalej... Cóż.Tak. Potrafię sobie wyobrazić co by mi powiedziała – westchnął – ale to nie bardzo pomaga. To mnie... Unieruchamia Hux. Jestem generałem powinienem być w stanie podejmować decyzje a... Nie mogę tego robić, bo boje się, że ktoś zginie, że ktoś ucierpi. Przeze mnie.
- Jest wojna. Każdego dnia ludzie cierpią i giną dla sprawy, w którą wierzą.- spojrzał na niego – jest tylko jedna zła rzecz, którą możesz zrobić i jest to nie robienie nic. Nie podjęcie żadnej decyzji. Złe decyzje są trudne. Ale potrzebne. Bez złych decyzji nie wiedziałbyś jak podejmować dobre.
Brunet oparł czoło na jego ramieniu.
- Powtórzył byś je? Wszystkie złe decyzje?
- Moje życie składało się głównie ze złych decyzji. Ale gdybym ich nie podjął, nie byłoby mnie tu. Więc.. tak. Powtórzył bym wszystko. Z – zawahał się – z jednym małym wyjątkiem -dodał cicho.
- Hosnian?
-Wiem, że chciałbyś usłyszeć tak. – Dameron westchnął i pokiwał głową.
- Ren.
- Ren. – potwierdził rudowłosy zaciskając usta. Poe objął go i przytulił do siebie.
-Jeśli.. chciałbyś mi kiedyś powiedzieć.
- Nie ma o czym – powiedział cicho – Nie sądzę żebym był w stanie o tym mówić. Kiedykolwiek. – szczęka mu się zacisnęła. Spróbował się rozluźnić biorąc głęboki oddech, ale przy wydechu wrzucił z siebie cichy jęk. Podciągnął nogi pod klatkę piersiową chowając twarz w dłoniach. Dameron przyglądał mu się bezsilnie. Czując jak Hux się trzęsie, czując, że płacze i czując, że niewiele może z tym zrobić. Że cokolwiek by powiedział nic by nie pomogło. Przytulił go mocno przesuwając ręką po jego włosach.
- ‘Tage – szepnął cicho. – Jak mogę... Co mogę zrobić?
- Nic... Ale..  już robisz bardzo dużo. – spojrzał na niego – ale to tylko sprawia, że czuje się gorzej, bo nigdy nie będę mógł się... Mógłbym ci opowiedzieć.
- Przestań. Już ustaliliśmy, że to nie jest wymiana. Ludzie się wspierają kiedy im na sobie zależy. Tak to działa. Tutaj. Jeśli będziesz chciał mi powiedzieć to to zrobisz. Ale nie w ramach zapłaty. Nie chcę o tym słuchać w ramach zapłaty. Chce o tym słuchać, bo chce cię poznać i chce żebyś czuł się lepiej. Jeśli to nie sprawi, że poczujesz się lepiej to tego nie rób. Rozumiesz?
- Chyba tak. – Poe westchnął przytulając go mocno.
- Zadaje się, że się uzupełniamy Hux.
- Tak?
- Tak. Ty wiesz jak być generałem mnie kompletnie brakuje tej cechy.
- A ty co masz do zaoferowania Dameron?- Poe otwarł mu mokre policzki.
- Wszystko poza byciem generałem oczywiście. Bo chyba nie najlepiej sobie z tym radzisz... I... To nie jest twoja wina... Spędziłeś tam całe życie prawda?... – Hux skinął głową.
- Chyba można tak powiedzieć.
- No właśnie... Musimy odzyskać twoje życie Hux. – mruknął – Jest dużo więcej niż Najwyższy Porządek, Ruchu Oporu i wojna. I zamierzam ci to udowodnić.
- Wiem, że jest Dameron...
- Tak?... No dalej popisz się... Co lubisz robić oprócz inżynierii.
- To nie fair. Lubię inżynierię. Naprawdę. Nie dlatego, że jest i była związana z moją pracą... Ja... Chyba lubię ją nawet bardziej od kiedy jestem z wami. – mruknął.
- Podoba ci się.
- Tak...
- I nie jesz mięsa.
- Tak..
- Coś jeszcze?..
- Nie pije.
- I?
- I... Nie mogę ci powiedzieć będziesz rozczarowany. – Dameron uniósł brew.
- Kiedyś cię to powstrzymało ?
- Będziesz naprawdę rozczarowany.
- No już dobij mnie.
- Nie przepadam za lataniem. – Poe znieruchomiał i jęknął łapiąc się teatralnie za serce.
- Jak możesz Hugs?...- Armitage przewrócił oczami. Poe uśmiechnął się rozbawiony – Będę musiał to przeżyć. Coś jeszcze?
Hux umilkł na dłuższą chwilę.
- Nie sądzę...
- Na pewno jest dużo więcej Hux. – pocałował go lekko – Obiecuje... Po prostu jeszcze o tym nie wiesz. Oh jedna rzecz. I nie rób tego bardziej niezręcznym niż jest jasne? Po prostu... Em czy... Kriff... My zazwyczaj... Ty... Ja...
Hux uniósł brew.
- Wysłów się Dameron.
- Pamiętasz jak upadł mi klucz magnetyczny?
- Yhm... – uśmiechnął się rozbawiony – ten który wcale mi nie upadł ?
- Właśnie. Czy ty lubisz...
- Czy lubię patrzeć na ciebie na kolanach? Uwielbiam. – zamruczał mu do ucha.
- Kriff.. Nie o to pytam. Musisz się odsunąć, bo źle to się skończy.
- Spokojnie Dameron. Dałbym ci znać gdybym czuł się niekomfortowo – uśmiechnął się rozbawiony siadając mu na kolanach.
- N...nie... Nie jesteśmy tu sami, pilot...
- Poproś, a zejdę.
- Hux....
- No już... Chce usłyszeć jak prosisz. – zaczął całować jego szyję. Poe był głośny. Zawsze. Nigdy nie widział powodu żeby nie być. Teraz były aż dwa i siedziały za sterami promu.
- Kurwa Hux – syknął.
- Nie tak miałeś się do mnie zwracać – warknął Armitage łapiąc go za włosy. Poe jęknął cicho przygrywając natychmiast wargę.
- S..sir... Proszą...
Rudowłosy zszedł z niego siadając obok i poprawiając mundur.
- Jeszcze jakieś wątpliwości. ?- Uniósł brew
- Żadnych. Absolutnie żadnych – wykrztusił Poe odchylając głowę do tyłu i biorąc oddech.
- Cieszę się – wymruczał rudowłosy obejmując go. Poe odetchnął i zamrugał przyglądając się mu. Jak szybko Hux potrafił zmienić nastrój o 180°? Było to dość niepokojące.  Złapał go za rękę przymykając oczy. Dolecieli niedługo potem.
Armitage wziął torbę ze swoimi rzeczami i poszedł z Poe do niego. Przystanął na progu namiotu i westchnął. Mógł się tego spodziewać. Bałaganu.
- um.. nie byłem przygotowany na gości.
- Zauważyłem – położył swoją torbę na stoliku rozglądając się po mieszaninie ubrań i przypadkowych rzeczy.
- To nie tak jak myślisz. Wszystko jest na swoim miejscu. Tutaj jest krzesło na czyste ubrania. Tutaj na brudne i...
- Rozumiem, że koncepcja szafy jest ci obca Dameron?
- W... W szafie są inne rzeczy...
- Mhm. Zatem jeśli chcesz żebym tu spał... To poskładasz wszystkie czyste ubrania i ułożysz w swojej szafie. Brudnych tym bardziej nie chce widzieć.
- ‘Tage...
- Mogę to zrobić za ciebie, ale będzie cię to kosztować.
Dameron uniósł brew opierając się o krzesło.
- Wszystko zawsze sprowadzasz do wymiany?
- Wszystko jest wymianą. A szczególnie to... Wiesz, że potrafię cię zmusić żebyś sam to posprzątał, prawda?
Poe odchrząknął prostując się.
- Właśnie. – Hux podszedł do niego i pocałował go lekko – Mogę posprzątać ci namiot kochanie, ale załatwisz mi datapada. Takiego z dostępem do holonetu nie atrapę.
- To nie fair. -jęknął cicho brunet.
- Masz inne opcje. Zrobić to sam. Poczekać aż cię do tego zmuszę... Pozwolić żebym wrócił do siebie. Druga opcja powinna brzmieć dla ciebie zachęcająco ale jesteś zbyt zainteresowany wizją mnie sprzątającego twój bałagan. Prawda? Zresztą to tylko datapad. Czyżbyś mi nie ufał?
Poe przełknął ślinę przyglądając się mu.
- Miałem wystarczająco okazji żeby cię zabić albo żeby uciec.
Dameron skinął głową.
- Postaram się.
- Nie postarasz się Dameron. Zrobisz to.
- Zrobię...
- Chyba nie usłyszałem
- Zrobię, sir.
- Dobrze. – Hux uśmiechnął się zadowolony.
/********/
Hux leżał tej nocy obok Poe przeglądając Holonet. Nie mógł spać.
- Będę musiał go skonfiskować jeśli zajmujesz się nim zamiast snu.
- Mówiłem ci już, że to przez odstawienie stymulantów. – mruknął Armitage czując jak Poe przytula się do jego pleców. Dameron zawsze się do niego lepił. Hux to polubił. Czuł się bezpiecznie w jego ramionach i ciężko mu było protestować. Zsunął rękawiczki, odwrcając się. Poe wziął oddech czując jego ręce na swoich biodrach. Otworzył oczy. Hux objął go przyglądając się mu. Wtulił twarz w jego ramię.
- Chce ci powiedzieć.
- yhm... Nie musisz to..
- Chce. To... Poczuje się lepiej jeśli ci powiem. Tylko nie wiem jak...
- Mmm.. po prostu..  cóż.. od początku? Albo od końca jak wolisz.
- Koniec jest ci dobrze znany. Skończyłem w celi, a on mnie torturował.
- Tak... Ale ... Chyba nie pierwszy raz... – Poe poczuł się rudowłosy spina się mocno. – Wybacz.
- Nie. Masz rację. On... Zawsze był pierwszy w kolejce jeśli chodziło o zadawanie mi bólu. Po prostu nigdy przed... Tym na Supremancy to nie było tak... Osobiste. To znaczy było, ale.. – umilkł.
- Naprawdę nie musisz.
- Już ci powiedziałem, że chce – warknął zirytowany – siedź cicho Dameron. Odezwiesz się jak ci pozwolę.
- Tak, sir.- zamruczał brunet przytulając go mocniej. Poczuł jak Hux rozluźnia się odrobinę. Poe umilkł czekając.
- My...  Pierwszy raz był na Starkillerze. To nie było nic wielkiego po prostu byliśmy sfrustrowani i się nienawidziliśmy i to był... Wystarczający powód. Wolałem żeby chodził za mną niż niszczył mi bazę. I to... Działało. Było w porządku było... Myślałem wtedy, że mógłbym się nawet z nim dogadać mógłby nawet się w nim... – zakochać. Urwał zanim to wymknęło mu się z ust. – Potem wszystko zaczęło się walić. On był coraz bardziej brutalny, coraz bardziej rozchwiany. Nic mi nie zrobił jeszcze nie. Może trochę manipulował, ale był w tym dość nieudolny. I potem... Po Hosnian..powiedziałem ci co zrobiłem po Hosnian, ale .. nie powiedziałem, że na tym się nie skończyło. Bo po godzinie leżenia i patrzenia tępo w sufit poszedłem do niego.
- Hux...
-Mówiłem żebyś się nie odzywał nie potrzebuje twojej litości!
Dameron chciał zaprzeczyć. Chciał się odezwać, ale Hux zasłonił mu usta ręką.
- Nie zmuszaj mnie żebym cię zakneblował. To by było żałosne. Musieć cię kneblować żebyś słuchał moich jeszcze bardziej żałosnych wywodów.
Kriff, Hux czemu tak siebie nienawidzisz.? Pomyślał Poe, ale milczał.
- Poszedłem do niego i poprosiłem – uśmiechnął się rozbawiony, ale nie było w tym ani trochę wesołości – poprosiłem żeby mnie skrzywdził. Był... Zdzwiony. Myślał, że to podstęp, ale miał pełny dostęp do mojej głowy, a ja na to pozwoliłem. Żeby wszedł. Nie żeby moja zgoda się liczyła. I był zachwycony. Zachwycony mogąc zasiać tam jeszcze większe spustoszenie. Ale tak naprawdę nie zrobił wtedy nic czego nie mógłbym znieść. Zrobiłbym wtedy wszystko żeby coś poczuć. Cokolwiek nawet ból, nawet upokorzenie. To było nawet lepiej jeśli był to ból, bo... Zasługiwałem na to prawda?... Byłem głupi, bo myślałem, że wyjdę stamtąd i wrócę po prostu do pracy, ale to już nigdy się nie skończyło. I stało się gorsze. Z dnia na dzień bardziej osobiste bardziej angażujące i nie mogłem... Przestać. I nie chciałem. A on pchał mnie coraz bardziej i ... A ja... Byłem coraz bardziej zależny i czułem się coraz gorzej. Z siniaków przeszedł do łamania kości z łamania kości do... – pokręcił głową kuląc się jeszcze mocniej. Dameron przełknął ślinę. Chyba nigdy nie usłyszał na raz tyle słów od Huxa. Złapał go mocno – Po prostu chce się go z siebie pozbyć – wyjąkał rudowłosy – ale... Nawet, nawet jeśli będzie martwy nie sądzę żeby to było możliwe. A najgorsze jest to, że gdzieś w tym piekielnym chaosie naprawdę mi.. naprawdę mi na nim zależało. – szepnął łamiącym się głosem. Przetarł twarz zirytowany łzami, które napłynęły mi do oczy. – Już możesz się odzywać.
I po raz pierwszy Poe nie miał pojęcia co mógłby powiedzieć. Nie odezwał się. Nie od razu. Przytulił go do siebie mocno ocierajac oczy.
- Czy... Poczułeś się lepiej...? – poczuł jak Hux trzęsie się wpadając w jakiś histeryczny stan gdzieś pomiędzy płaczem i paniką. – Hux... ‘Tage... Armitage oddychaj. Jestem tutaj. Jestem...
-Nie. Czuje się jeszcze gorzej – szepnął głucho. – I... Nie będę zły jeśli mnie teraz wyrzucisz.
- Co?
- Nie chcesz tego zrobić?
- Wyrzucić cię..? Nie. Wręcz przeciwnie. Już nigdy cię nie puszczę. I jutro mamy wolne, nie ważne  co by się działo. Musisz odpocząć. A ja nie zostawię ci samego. Oddychaj ‘Tage.
- N..nie wiem jak mam się czuć z tego powodu – wykrztusił rudowłosy przytulając się do niego i nagle wydał się kompletnie zagubiony.
- Nie szkodzi... Coś wymyślimy. – Poe pocałował go w czubek głowy przesuwając ręką po jego włosach. – rozważyłbyś kiedyś jakąś formę... Terapii...?- odchrząknął cicho.
- Chcesz mnie wysłać na reconditioning Dameron?
- N..nie. Nie oczywiście, że nie. Na terapię. To co innego. Ja... Bardzo chce pomóc, ale to chyba wykracza poza moje możliwości Hux – przesunął ręką po jego policzku.
- Nie rozważyłbym. – Poe westchnął spodziewając się takiej odpowiedzi – i zanim zaproponujesz nie chce pomocy Organy. Jej syn wystarczająco namieszał mi w głowę.
- Mh – mruknął Poe kiwając głową. – co.. co mogę zrobić ?
-Nie puszczać mnie. Świetnie ci to idzie.
Dameron uśmiechnął się słabo przytulając go.
- Też czasem rozmawiałem z terapeutą.
- Nie jestem tobą.
- Nie, ale..
- Koniec rozmowy. – Poe westchnął. Ale obiecał mu, że nie będzie drążył jeśli Hux nie będzie chciał. Więc umilkł szukając innego tematu. Przeczesał ręką jego rude włosy.
- Kocham cię Armitage – mruknął cicho. Hux spojrzał na niego zaskoczony. Prawdziwie zaskoczony. Nie z tym wystudiowanym wyrazem twarzy, który zwykle fundował innym. – To prawda. I nie musisz nic na to odpowiadać to nie wymiana. – Pocałował go lekko – Chciałem ci to powiedzieć. Żeby poczuć się lepiej.
Rudowłosy odchrząknął przyglądając się mu oniemiały. Zwinął się pod kołdrą blisko niego i zamknął oczy. Zasnął dopiero po godzinie czując rękę Poe w swoich włosach.
- Poe. Dobrze cię widzieć w całości. Jest coś o czym chciałbyś porozmawiać ?
- Dla odmiany nie o sobie.
Mężczyzna zaśmiał się cicho.
- Dziwnie to słyszeć z twoich ust.
- Nie brzmi jak coś co mógłby powiedzieć terapeuta.
- To nie sesja terapeutyczna. Sam jasno to określiłeś.
- Tak... Potrzebuje rady. Mam kogoś.. bliskiego kto... To strasznie popieprzone nie wiem co robić żeby mu pomóc. Zasugerowałem mu żeby porozmawiał z kimś bardziej... Kompetentnym, ale to nie wchodzi w grę.
- Mówimy o kimś komu zdarzyło się zniszczyć parę planet w życiu ?
- Mh.... Kto ci powiedział ?
- Rose... Przypadkiem, ale zdaje się, że się z tym nie kryjecie
- Nie – westchnął Dameron – nie... Czasem żałuję, że nie. Ale... Nigdy nie mógłbym tego ukrywać.
- Żałujesz?
- Nie rozmawiają już ze mną. Rey, Rose, Fin. Pierwsza ściana została postawiona kiedy zostałem generałem druga kiedy... Ja i Hux... No... I o ile tą pierwszą da się obejść ta druga zdaje się być pancerna i... Rozumiem. Po prostu... To naprawdę popieprzone, a ja nawet nie mam komu powiedzieć.
- Może uda ci się go namówić na wspólną terapię...
- Nie sądzę.
- Spróbuj.
- Czy to miałoby sens.?
- Zależy jaki sens miałoby mieć. Jaki chciałbyś żeby miało.
- Żeby był szczęśliwy. Żeby zobaczył siebie tak jak ja go widzę.
- Uważaj czego sobie życzysz.
- hm?
- Cokolwiek o nim teraz myślisz nie jest dobrym człowiekiem
- Nie jest zły. Wiem jak to brzmi, ale... Naprawdę nie jest. Jest przerażony. Jest nieprzystosowany jest..
- Chory.
- Może....
- Badałem już paru oficerów Porządku. I wszyscy byli bardziej lub mniej chorzy. Depresja, zaburzenia lękowe, myśli samobójcze, problemu z agresją z emocjami... Najwyższy Porządek nie był środowiskiem sprzyjającym zdrowiu psychicznemu....
Dameron pokiwał głową
- Tak sądzę... Ale... To coś więcej. A ja nie wiem co zrobić. Słyszę od niego to wszystko czasem tonem jakbyśmy rozmawiali o pogodzie, a czasem takim jakby właśnie umierał mi z rozpaczy na rękach. I nie wiem co z tym zrobić.
- To wszystko, to znaczy...
- Ja... Nie jestem pewien czy mogę ci powiedzieć to bardzo...
- Rozumiem... Ale w takim razie niewiele będę mógł pomóc.
- Miał... Kogoś. Bardzo przemocowego... I mówimy tu raczej o randze łamania kości i gwałtu niż złamanym nosie i siniakach... I.. boje się, że może sobie coś zrobić. Kiedyś, teraz... Nie wiem.
- Próbował ?
- Ja..  Nie jestem pewien. Notorycznie gasi na sobie papierosy wygląda na to, że jest do tego przyzwyczajony... Rozmawialiśmy o Hosnian o tym co robił po strzale powiedział, że jedyne czego chciał to żeby ktoś go skrzywdził. Przeraża mnie to. I przeraża mnie, że go kocham. Kriff. Chyba jednak przydałby mi się sesja.
Niebiesko włosy uśmiechnął się rozbawiony.
- Mogę ci kogoś znaleźć.
- Czemu nie z tobą?
- Zbyt często spotykamy się przy barze Dameron. Jesteśmy przyjaciółmi. To nie sprzyja terapii.
- Mojej sprzyja.
- Chcesz mojej rady? Jako przyjaciela, któremu zdarzyło się być terapeutą?
- Tak. Bardzo.
Mężczyzna zsunął kryształową szklankę z baru. Naczynie uderzyło o ziemię i rozbiło się w drobne kawałki.
- Jakie mamy opcje? – Spojrzał na szkło. Dameron podążył za jego wzrokiem.
- Ja...
- Nie możesz ich pozbierać i z powrotem skleić. To nie możliwe nawet dla ciebie. Kawałków jest za dużo i są zbyt małe i ostre. Pokaleczysz się. Tak małe szkło trudno wyjąć z ran, czasem zostaje na zawsze. Co byś zrobił z taką szklanką?
- Wyrzuciłbym, ale TA szklanka jest zbyt ważna. Dla mnie.
- Z pewnością nie posłuży już do tego do czego została stworzona...
- To nie do końca pomaga, Leila.
- Wymyśl coś kreatywnego.
- Szkło można przetopić. Zrobić nową szklankę. Albo coś innego.
- Brzmi lepiej. Ale wcale nie jest proste. W ten sposób odbierasz jej tożsamość. Nadajesz nowe cechy. Reconditioning. Tak to się chyba u nich nazywa.
- Więc co mam zrobić?
- Zaakceptować fakt, że szklanka jest rozbita. I nic tego nie zmieni ani nie cofnie.
- Mam ignorować to, że cierpi.?- prychnął
- Nie ignorować. Zaakceptować. Tak jak zaakceptowałeś to, że zabił wielu niewinnych ludzi. Gdybyś tylko to ignorował nie wspominał byś o Hosnian wcale. Zaakceptowałeś, że twój nowy chłopak jest przynajmniej W części bezwzględnym mordercą. Zaakceptowałeś to.
- On chce się zmienić. Była wojna. Szpiegował dla nas. Był przez to torturowany. Gdyby nie on bylibyśmy martwi.
- Nie potrzebuje żebyś się usprawiedliwiał, Poe. Rozumiem to, że nie zawsze wybieramy ludzi, do których się przywiązujemy. Jeśli jesteś szczęśliwy obok niego... Bądź. Ale na razie widzę tylko, że jesteś przytłoczony.
-Chce mu pomóc.
- Nie możesz pomóc wszystkim. A szczególnie jeśli oni nie chcą pomocy. Robisz wszystko co możesz. Co powinieneś... Zostawiłeś go dziś samego?
- Nie. Poprosiłem Mitakę żeby z nim posiedział.
- Widzisz? Wiesz co robisz. Po prostu rób to dalej.
- Leila...
-Przenoszą mnie do was. Spróbuję go przekonać. Do rozmowy. Ale nie obiecuję cudów.
- Zrobiłbyś to?
- Tak. Poza wszystkim innym dzielimy ten sam problem osobowościowy. Chcemy uratować wszystkich.
- To zaleta.
-Cieszę się, że tak myślisz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro