Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Scena V

    Dziś, po raz kolejny spędzali noc w pokoju Mikołaja. Tym razem jednak nie zamierzali bawić się mazakami, więc w pokoju paliła się lampka nocna, rzucająca łagodne, żółte światło, sprawiając, że w sypialni panował przytulny klimat. Igor wpatrywał się w przeczytany przed chwilą wiersz Mikołaja. Przyjaciel przed chwilą wyszedł do łazienki, więc blondyn korzystając z jego nieobecności, przebierał ze znudzeniem w jego rzeczach. Przypadkiem trafił na zeszyt z jego wierszami. Jako, że Mikołaj wiele razy pokazywał mu swoje dzieła, Igor bezczelnie wziął do ręki notatnik i zaczął go kartkować. Większość wierszy brzmiała znajomo, kilka z nich znał nawet na pamięć, jednak znalazło się kilka utworów, których jeszcze nie widział. Wiedział, że nie powinien ich czytać bez zgody Mikołaja, jednak ciekawość przezwyciężyła poczucie winy. Wiersz który właśnie przeczytał, ukazał mu przyjaciela w zupełnie innym świetle. Igor wpatrywał się pustym wzrokiem w zapisaną czarnym piórem kartę. Czuł, jak policzki palą go żywym ogniem. Na jego ciele pojawiła się gęsia skórka, choć czuł intensywne ciepło. Teraz uzmysłowił sobie, że z pewnością nie powinien czytać tego wiersza. Jego oczy lśniły, czuł się niekomfortowo. Igor zamknął na moment oczy, próbując przeanalizować to, co właśnie przeczytał, ale marnie mu to wyszło. Zacisnął mocniej dłonie na zeszycie, aż pobielały mu kłykcie. Nie wiedział... Nie miał pojęcia, że Mikołaj miał w sobie tyle uczuć. Tyle pasji, emocji... Tyle spopielających pragnień. Igor czuł się dziwnie. Ten wiersz ukazał mu stronę Mikołaja, której kompletnie nie znał. Czuł się przez to bardzo dziwnie. Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu, wewnątrz przeszywały go iskry. Wręcz czuł tą namacalną potrzebę, intensywną tęsknotę i żądzę, która wypełniała w całości każde zdanie, słowo i literę tego, co właśnie przeczytał. I nie wiedział skąd to niepokojące wrażenie, że przedmiot tego utworu, przesiąkającego nie tylko erotyzmem, ale i niespełnioną potrzebą, był mu jak najbardziej znany. I dlaczego... Dlaczego niektóre opisy przypominały mu ich własną relację? Igor zatrzasnął raptownie zeszyt.

    Tymczasem niczego nieświadomy Mikołaj właśnie wychodził z łazienki. Od razu skierował się do swojego pokoju, stąpając na palcach, unikając zdradliwych miejsc, w których podłoga skrzypiała, gdy się na nią stanęło. Z uśmiechem na twarzy otworzył drzwi do swojej sypialni i pierwsze co rzuciło mu się w oczy, gdy już znalazł się w środku, był Igor, trzymający w dłoni jego zeszyt. Jego sekretny zeszyt, w którym były rzeczy, których przyjaciel z pewnością nie powinien czytać. Nigdy. Mikołaj stanął jak kołek i przez moment po prostu wpatrywał się w Igora z mieszaniną strachu i zaskoczenia. W ciągu kilku sekund przez myśl przebiegło mu multum pytań. 

    Co przeczytał? Zobaczył TEN wiersz? Domyślił się? Co zrobić? CO TERAZ?

    Dopiero po chwili zwrócił uwagę na samego Igora i odpowiedź przyszła sama. Przeczytał. Te rumiane policzki, zaciśnięta pięść, gęsia skórka... Ta dłoń delikatnie przyłożona do ust, jakby w niemym okrzyku... To wszystko świadczyło o tym, że Igor poznał treść, która nie była dla niego przeznaczona. Mikołaja oblał zimny pot. Sparaliżował go strach, jakiego jeszcze nigdy nie czuł. Z drugiej strony był zły. Nawet jeśli znali się tak dobrze, Igor powinien najpierw spytać, czy może to przeczytać. Nic, absolutnie nic nie dawało mu prawa do grzebania w prywatnych rzeczach Mikołaja. Nic nie dawało mu przyzwolenia do grzebania w jego pragnieniach, w jego marzeniach, wyobrażeniach. Mikołaj  miał ochotę nakrzyczeć na Igora, obrazić się. Jednocześnie miał ochotę uciec z tego pokoju i schować się gdzieś, gdzie Igor go nie znajdzie. Ale jedynym do czego był w tym momencie zdolny, było stanie i wpatrywanie się w przyjaciela, trzymając rękę na klamce drzwi, które przed chwilą za sobą zamknął. 

    Minęła dłuższa chwila, nim będący pogrążonym w swoich myślach Igor zauważył, że już od jakiegoś czasu nie znajduje się w tym pokoju sam. Uniósł roziskrzone, błękitne oczy, krzyżując je z przeszywającymi go, wypełnionymi strachem, ciepłymi, ciemnobrązowymi tęczówkami przyjaciela. Gwałtownie wstał z krzesła na którym właśnie siedział. Otworzył usta, chcąc się odezwać, wydukać jakieś przeprosiny, powiedzieć coś. Cokolwiek. Ale nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa. I co więcej, nie wiedział nawet co mógłby powiedzieć. W jaki sposób mógłby wyrazić skruchę. Mikołaj wyglądał, jakby właśnie zawalił mu się na głowę świat. Przez jego twarz przepływała cała gama emocji. Negatywnych. Igor nie potrafił nijak zareagować. Tkwił w miejscu, jakby wrósł w ziemię, wpatrując się w oczy stojącego przy drzwiach bruneta. Zamknął usta i wbił wzrok w ziemię. Miał wrażenie jakby minęło kilka minut, ale w rzeczywistości upłynęło zaledwie parę, dłużących się w nieskończoność, sekund. 

    Mikołaj przełknął ślinę, choć przeszło mu to z trudem. Miał wrażenie, że coś utkwiło mu w gardle, utrudniając oddychanie. Wpatrywał się w Igora, jednak nie potrafił odgadnąć, co w tej chwili może myśleć jego przyjaciel. Wydawał się być zszokowany w równym stopniu, co Mikołaj. Brunet w końcu zaczerpnął głęboki wdech, dochodząc do wniosku, że żaden z nich nie ma zamiaru odezwać się jako pierwszy. A raczej, żaden z nich nie wie co powiedzieć.

    — Nie powinieneś był tego czytać — powiedział półgłosem, spuszczając nieco głowę, jakby chcą ukryć się za brązowymi kosmykami przed spojrzeniem przyjaciela. 

    Miał ochotę podejść do Igora, wyrwać mu z rąk ten notatnik i porwać go na drobne kawałki. Chciał by powód jego wstydu, jego upokorzenia i zażenowania zniknął, by nie został po nim nawet najmniejszy ślad. 

    Uniósł kącik ust w górę. W takim razie chyba powinien wymazać sam siebie... 

    — Wiem... Przepraszam... — szepnął cicho Igor, sądząc, że Mikołaj będzie na niego bardziej zły, jednak głos bruneta wcale nie brzmiał tak, jakby ten miał ochotę go zaraz zamordować. 

    Tymczasem blondyna zaczynało zżerać poczucie winy. Wiedział, że przeczytał coś bardzo intymnego i ważnego dla przyjaciel i że to, co zrobił było wyjątkowo bezczelne. Ale zdarzało się, że przyjaciel pozwalał mu czytać swoje wiersze, w dodatku dosyć często. I... Po prostu... Nie przypuszczał... 

    Powoli i ostrożnie odłożył zeszyt na blat nieco porysowanego biurka, jakby kładł coś bardzo kruchego i łatwego do zniszczenia. Choć przecież było to tylko kilka pospinanych ze sobą kartek... Jednak notatnik był ważny dla Mikołaja, więc automatycznie stawał się też takim dla Igora.

    — Miki... Ja... — nie wiedział w jaki sposób miał go przeprosić, co zrobić, by jego przyjaciel nie wyglądał na tak zdruzgotanego i smutnego... 

    Mikołaj zsunął się plecami po zamkniętych drzwiach swego pokoju, zaczesując palcami włosy do tyłu. Był blady. Wydawał się być spanikowany, zszokowany przebiegiem zdarzeń.  Zupełnie, jakby nagle grunt osunął mu się spod nóg. 

    — Nie powinieneś był tego czytać — powtórzył głucho, wpatrując się w przestrzeń przed sobą. — Nie chciałem, żebyś dowiedział się o... O tej części mnie. A przynajmniej nie teraz i nie w taki sposób — westchnął. — Nie chciałem burzyć twojego obrazu wieloletniej przyjaźni, ale teraz chyba już nie dam rady tego dalej ciągnąć. Przepraszam Igor, ale... Okłamywałem cię — powiedział, spoglądając przyjacielowi w oczy. 

    Jego głos był suchy, zdawał się być wyprany z emocji, choć w brązowych oczach tyle się ich kłębiło. 

    Igor spojrzał niepewnie na Mikołaja, nie do końca pewien, o czym ten do niego mówił. Rozumiał pojedyncze słowa, rozumiał treść zdania, ale jego sens pozostawał niezgłębiony. Nie docierał do niego. Pytania kłębiły mu się w głowie, nie pozwalając myślom wytrzeźwieć i powrócić na swój zwykły tor, uniemożliwiając mu zrozumienie tego, co normalnie już dawno by zrozumiał. Odwrócił na powrót wzrok, widząc kątem oka bardzo delikatnie mieniące się literki, które ostatnio namazał fluorescencyjnym markerem na ścianie przy łóżku chłopaka. Dlaczego miał wrażenie, że to wszystko znika? Wymyka mu się spomiędzy palców? Jakby próbował utrzymać w dłoniach wodę, która przelewała się powoli, ale niebłagalnie, skapując na podłogę i pozostawiając go z pustymi rękoma. 

    Igor wyglądał na tak zagubionego, że Mikołaj przez moment miał ochotę podskoczyć, klasnąć w dłonie i powiedzieć, że żartował. Ale... Przecież i tak musi mu o tym powiedzieć. Odwlekanie tego w czasie niczego nie zmieni, jedynie przysporzy jemu samemu więcej wysiłku. Więcej tęsknoty, strachu, niepewności. 

    — Pamiętasz? Niedawno powiedziałem ci, że jest ktoś, w kim jestem zakochany i że jest to chłopak — zaczął, modląc się w myślach o to, by w tym momencie nastąpił armagedon. — Chciałem ci to powiedzieć dopiero w noc przed wyjazdem, ale skoro przeczytałeś ten wiersz, to i tak się domyślisz. Jutro, czy pojutrze, gdy poukładasz to sobie na spokojnie — wzruszył ramionami, jakby było mu to obojętne, choć w rzeczywistości, po prostu nie mógł nijak temu zaradzić. — Tym, o kim mówiłem, jesteś ty, Igor — ostatnie zdanie z trudem opuściło jego usta. 

    Mikołaj spuścił głowę i podciągnął kolana pod brodę, czując jak łzy napływają mu do oczu. Nie chciał płakać, nawet nie widział takiej potrzeby, ale nie mógł ich powstrzymać. Nawet szybkie mruganie nie pomagało. Cisza która zapadła, zdawała się ranić uszy, była głośniejsza od krzyku. Ściskała płuca, paraliżowała ciało. A Mikołaj nie wiedział, czy chciałby ją przerwać, czy wolał by trwała. 

    Igor słuchał chłopaka, ale go nie słyszał. Słowa, które usłyszał zaskoczyły go, ale nie zaszokowały. Co sugerowało... Że podświadomie wcale nie był zdziwiony tym, co powiedział Mikołaj. Znaczy... Nie spodziewał się tego, ale nie był pewien, czy nie spodziewał się wyznania uczuć w tym momencie, czy tego co czuł do niego jego przyjaciel. Nie odzywał się. Głos bruneta był przepełniony bliżej niezdefiniowanymi przez Igora emocjami. Ciemnowłosy powiedział to tak po prostu, wzruszając ramionami, ale Igor wiedział jak wiele go to kosztowało. Jak duża była cena za wypowiedzenie tych kilku zdań, za wyznanie mu tego. Chłopak nie wiedział, co czuł. Nie wiedział też co odpowiedzieć Mikołajowi, ale cisza się przedłużała, noc nie trwała wiecznie, czas płynął. Blondyn otworzył w końcu usta. Widział, że jego przyjaciel jest bliski łez. Ale czy w tym momencie wciąż można było ich nazwać przyjaciółmi? Czy to, co ich łączyło, czy ich więź wciąż można było określać mianem przyjaźni?

    — Ja... Chyba już pójdę... — Igor zacisnął usta. 

    Nie chciał zostawiać drobniejszego chłopaka samego, ale czuł mętlik w głowie. Nie wiedział nawet, co miał myśleć, czy co takiego czuł. 

    Mikołaj prychnął cicho i kilka łez skapnęło na podłogę. No tak... Czego on się spodziewał? Że co? Że Igor podejdzie, poklepie go po ramieniu i wszystko będzie w porządku? Nie... Nie będzie i Mikołaj dobrze wiedział, że musi się liczyć z takim obrotem spraw, musi wziąć pod uwagę, że ich znajomość może runąć, rozpaść się i żaden z nich może nie być w stanie jej na nowo poskładać. Jednak słowa Igora sprawiły mu ból. Gdzieś w głębi, Mikołaj miał cichą nadzieję, że może jednak porozmawiają, że mimo wszystko Igor nie zostawi go w takim momencie samego ze sobą. A tymczasem, jego przyjaciel zrobił właśnie to, czego Mikołaj najbardziej się bał. Chciał odejść. Zostawić go. Uciec. Wszystkie podniosłe historie o mocy przyjaźni, o poświęceniu i bezwarunkowym wsparciu, nagle stały się nic niewartą makulaturą, śmieciem, kawałkiem papieru, kilkoma nic nie wartymi słowami. Jak silna przyjaźń by nie była, zawsze nadchodzi taki czas, gdy człowiek zostanie sam w chwili, kiedy będzie potrzebował obok siebie bliskiej mu osoby. I chyba dla Mikołaja taka pora właśnie nadeszła.. W najgorszy możliwym momencie.

    — Jasne — mruknął, starając się, by w jego głosie nie było słychać łez. — Jak chcesz. 

    Igor czuł w klatce piersiowej wręcz namacalny ból. Patrzenie jak po policzkach jego przyjaciela, które jeszcze wczoraj były przyozdobione narysowanymi przez blondyna serduszkami, ciekną łzy, sprawiało, że jego serce się ściskało. Jednak nie potrafił znaleźć odpowiednich słów samemu będąc zagubionym. Zawahał się. Nie chciał odchodzić, ale wiedział, że lepiej byłoby dla nich obu, gdyby Igor w spokoju uporządkował sobie kilka rzeczy i poukładał własne myśli i uczucia. Łzy Mikołaja wcale mu nie pomagały w podjęciu tej decyzji, by wrócić już na noc do domu. Igor zacisnął dłoń.

    — Daj... Daj mi trochę czasu... Dobrze? — powiedział cicho, wpatrując się ze smutkiem w swojego najlepszego przyjaciela, który siedział skulony pod drzwiami, z kolanami podciągniętymi pod brodę, zupełnie jakby chciał zniknąć.

    Mikołaj wziął głębszy oddech. Panikował. W dodatku zupełnie niepotrzebnie. Przecież Igor nie odtrącił go. Nie brzydził się nim. Nie nawrzeszczał na niego. Po prostu był zagubiony. Brunet wstał z podłogi i przetarł niezgrabnie zaczerwienione oczy, rękawem bluzy. Nie powinien robić z siebie beksy, przecież nie przystoi... 

    — Jasne, nie ma sprawy — odparł już spokojniej, wyraźnie odzyskując panowanie nad sobą. — I... Przepraszam, że zepsułem nam spotkanie — dodał po chwili. — I za to, że tak nagle ci to powiedziałem. I za to, że to ukrywałem. Ale ty baranie nie powinieneś czytać tego wiersza — burknął na koniec. 

    Przecież... To nie tak, że teraz będą udawać, że się nie znają, prawda? 

    — I wiesz... — zaczął, odrobinę ciszej i mniej pewnie. — To nie tak, że musisz teraz coś z tym robić. Po prostu... Chciałem żebyś wiedział. Nie lubię cię okłamywać — powiedział, spoglądając na przyjaciela z wypiekami na policzkach.  

    W oczach Mikołaja wciąż lśniły łzy, a Igorowi na ten widok krajało się serce.

    — Miki... Nie płacz... — mruknął cicho i poczochrał go po głowie. — Przecież to nic między nami nie zmienia... — powiedział, patrząc na chłopaka z uczuciem, ale po chwili się poprawił. — Znaczy... Zmienia oczywiście... — zaczynał się plątać w swoich własnych słowach, próbując odzyskać rezon. — To, co próbuję powiedzieć to to, że niezależnie od czegokolwiek będę przy tobie. W porządku? — w końcu udało mu się jako tako ubrać myśli w słowa, podczas gdy jego dłoń wciąż tkwiła w ciemnych włosach Mikołaja. — Ja... Jesteś dla mnie ważny... Bez względu na wszystko.

    Mikołaj czuł jak coś go ściska w brzuchu. Uspokoił się. Kilka słów Igora wystarczyło, by poczuł się bezpiecznie, na powrót stabilnie. Uśmiechnął się, tym razem całkiem szczerze. Dłoń, którą znał tak dobrze, od tylu lat, wciąż tkwiła wplątana w jego brązowe włosy. 

    — W porządku — przytaknął, faktycznie tak uważając.

    Wzrok Igora złagodniał. Blondyn wysunął palce spomiędzy włosów drobniejszego chłopaka.  

    Będzie w porządku. Igor powiedział, że go nie opuści, więc tak będzie. Mikołaj już o nic nie musiał się martwić. Ta jedna rzecz była najważniejsza.

    Pożegnali się, ale w ich słowach i gestach tkwiła niepewność. Jakby każdy z nich obawiał się, że skrzywdzi tego drugiego, więc byli oszczędni w swych emocjach, kryjąc je głęboko w sobie. Mimo to, w ich umysłach zapanował względny spokój. Huragan minął, teraz trzeba było tylko po nim posprzątać. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro