Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Scena I

    Było ciemno, a na niebie błyszczało tylko kilka pojedynczych gwiazd, w dodatku ledwo widocznych. Za oknem stało dumne, sporo starsze od niego drzewo. Wychylający się zza parapetu chłopak, usilnie wypatrywał czegoś w mroku, podczas gdy jego wzrok powoli, stopniowo przyzwyczajał się do otaczającej go nocy. W końcu zauważył drobną, znajomą sylwetkę, przemierzającą dobrze im obydwu znaną wytartą ścieżkę, tę samą już od kilku ładnych lat. Uśmiechnął się do siebie. Szybko wrócił do pokoju i ostrożnie, cicho otworzył drzwi, po czym wyszedł na korytarz i zszedł po schodach, uważając przy tym, żeby się na nich przypadkiem nie zabić. Znalazł się parterze i starając się nie wydawać przy tym zbyt głośnych dźwięków, nacisnął klamkę od drzwi piwnicy i pociągnął ją ku sobie. Przystanął w przejściu patrząc jak drobna sylwetka powoli przeciska się przez niewielkie, znajdujące się w pomieszczeniu okienko, lądując po chwili w niemal całkowitej ciszy na podłodze. Chłopak z triumfalnym uśmiechem spojrzał na stojącą przy wejściu do piwnicy osobę.

    — Jak zwykle bez szwanku! — powiedział cicho, wpatrując się w przyjaciela i pokazując znak zwycięstwa. 

    Jakby co najmniej wygrał wielką bitwę, a nie przebiegł niezauważony w środku nocy do domu sąsiadów. No ale cóż... I to było sporym wyzwaniem. Gdyby zostali przyłapani, mogliby się już nie zobaczyć. Mikołaj podszedł do Igora i uściskał go przyjacielsko, fukając cicho, gdy złote kosmyki chłopaka połaskotały go w nos. Bez większych ceregieli obaj wyszli z piwnicy i starając się być jak najciszej, ruszyli po schodach na piętro. Mikołaj pamiętał doskonale ten dom. Zawsze czuł się w nim dobrze. Nawet teraz, gdy legalnie nie wolno było mu tu przebywać, obecność jego przyjaciela sprawiała, że każde miejsce stawało się swojskie, jeśli i on tam był. Chłopak z niejaką nostalgią przejechał palcami po beżowej ścianie korytarza, uśmiechając się pod nosem na wspomnienie, jak razem z Igorem porysowali ją całą świecowymi kredkami, gdy mieli po siedem lat. Igor stuknął łagodnie Mikołaja w ramię, wytrącając go tym samym z zamyślenia. Mikołajowi dość często zdarzało się bujać w obłokach. Otworzył drzwi do swego pokoju i po chwili razem do niego weszli. Ostrożnie je za sobą zamknął, starając się by charakterystyczne kliknięcie, rozległo się na tyle cicho, na ile było to możliwe. I nagle wszystko było znowu na miejscu. Ciemny pokój, delikatny powiew wiatru wpadający do pomieszczenia poprzez otwarte na oścież okno, jeszcze z wtedy, gdy ryzykownie się przez nie wychylając, wypatrywał w ciemności Mikołaja, starając się przedrzeć wzrokiem przez panujący na zewnątrz mrok, by móc popatrzeć jak ten pokonuje dystans jaki dzielił dom Igora od domu jego przyjaciela. Igor czuł się w towarzystwie Mikołaja najbardziej naturalnie, bardziej nawet niż jak był tylko sam ze sobą. Z ciemnowłosym wszystko stawało się takie bardziej normalne, przebywanie z nim było równie niewymuszone co oddychanie. A nie myśli się przecież o tym jak się bierze i wypuszcza oddech, prawda? 

    Mikołaj odetchnął głębiej, wpatrując się w czerń nieba, które było widać przez otwarte okno. Jasne firany lekko falowały, poruszane delikatnym wiatrem który wpadał do pomieszczenia. To był zdecydowanie ten klimat, który Mikołaj uwielbiał najbardziej. W takich momentach czuł się niemal magicznie, tajemniczo, niecodziennie. I tak niewiele mu było trzeba. Tylko Igor i jego pokój! Podszedł do łóżka swojego przyjaciela i rzucił się plecami na jego pościel. Rozłożył szeroko ręce i uśmiechnął się z błogością do białego sufitu. Po chwili poczuł lekki chłód na brzuchu. Podniósł głowę i zauważył, że podwinęła mu się koszulka, zapewne gdy tak klapnął plackiem. Prędko zaciągnął ją z powrotem, jakby coś go miało zaraz ugryźć w odsłoniętą skórę. Zerknął na przyjaciela, układając się na boku i głaszcząc dłonią pysk tygrysa, który widniał na pościeli. 

    — To miejsce jest najlepsze — powiedział po chwili z szerokim uśmiechem. 

    Igor patrzył z rozbawieniem na Mikołaja, który w jego pokoju czuł się jak u siebie. Przyzwyczaił się do tego faktu na tyle, że już nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Okręcił się w kółko na swoim ulubionym fotelu, stojącym tuż przy jego biurku z ciemnego drewna. Podciągnął nogi, siadając na nim po turecku i przechylił lekko głowę, uśmiechając się. Cieszył się, że jego przyjaciel lubił to miejsce, on sam w jakiś sposób był do niego przywiązany. Być może przez to ile czasu tu razem spędzili? Ciemnowłosy znał prawdopodobnie równie dobrze każdy kąt tej sypialni, co on sam. Wiedział o ukrytych miejscach, o czasopismach znajdujących się pod miękkim materacem jego łóżka, o tym jak przy otwartym oknie czasem słychać dźwięki jakie wydawał dzwonek wietrzny znajdujący się tuż przy framudze. Siedzieli tak i milczeli, nie potrzebując słów, by się zrozumieć. Bycie obok siebie w zupełności im wystarczało.

    Mikołaj obserwował uważnie swojego przyjaciela, czując w środku lekkie ukłucie smutku. Ile jeszcze razy będzie mógł siedzieć w tym pokoju? Ile razy będzie mógł zobaczyć ten uśmiech, który był jego własnym lekarstwem na wszelkie zło? Ile tych tajemnych, nocnych spotkań mu zostało?  W dodatku Igor o niczym jeszcze nie wie... Mikołaj nie potrafił mu powiedzieć. Sam nie wiedział dlaczego. Może sam nie chciał przyjąć wiadomości o przeprowadzce, może podświadomie czuł, że powiedzenie o tym przyjacielowi w jakiś sposób to przypieczętuje. A tak bardzo, bardzo pragnął zostać w tym pokoju, przesiadywać nocą przy otwartym oknie i wsłuchiwać się w odgłosy wiatru, wpatrując się w tą znajomą twarz. Uśmiech spełzł z twarzy Mikołaja, gdy znów odleciał do świata własnych myśli, tracąc kontakt z otoczeniem. 

    Igor przez chwilę wpatrywał się dzwonki wietrzne, które delikatnie poruszały za oknem, choć w praktyce widział tylko ich ciemny zarys. Po kilku sekundach jednak przeniósł wzrok na leżącego sobie wygodnie na jego łóżku przyjaciela, który bezwiednie sunął po jego pościeli palcami. Nie widział jego twarzy zbyt wyraźnie, ale miał wrażenie, że panująca w tym momencie cisza była nieco inna niż zwykle. Mikołaj wydawał się być smutny.

    — Miki? Wszystko w porządku? — zapytał, powoli zsuwając nogi na ziemię i wstając z fotela, który wykonał po tym jeszcze pół obrotu sam z siebie, nim zatrzymał się niemal idealnie przodem w kierunku biurka. 

    Chłopak przysiadł na łóżku koło przyjaciela, starając się dostrzec w ciemnościach wyraz jego twarzy. Mikołaj drgnął, znów zostając przywróconym do rzeczywistości. Momentalnie przybrał na twarz uśmiech, jednak wiedział, że Igora nie da rady oszukać. Zbyt długo się znali, by jego przyjaciel dał się nabrać na takie sztuczki. Więc po chwili wykrzywiania twarzy w sztucznym uśmiechu, dał sobie spokój i westchnął ciężko. Musi mu w końcu powiedzieć, przecież nie może zniknąć tak bez słowa...  

    — Wyprowadzam się. Jakoś w przyszłym miesiącu — powiedział cicho, wgapiając się we własną dłoń, która leżała na pościeli, tak blisko dłoni Igora. 

    Gdyby tylko mógł ją tak po prostu chwycić i nie wypuszczać, wtedy wszystko byłoby takie... Lżejsze. Świadomość "posiadania" specjalnej dla siebie osoby, sprawiłaby, że Mikołajowi jakoś łatwiej byłoby opuścić to miejsce. Zerknął niepewnie na Igora, zastanawiając się jak przyjmie tą wiadomość. Będzie smutny, zawiedziony? A może nie będzie robiło mu to różnicy, czy Mikołaj jest, czy go nie ma? Chłopak zganił się w myślach. Oczywiście, że jego przyjacielowi będzie przykro. Doskonale o tym wie, więc po co takie głupie myśli? Zapanowała całkowita cisza. Nawet wiatr przestał trącać zawieszone przy oknie dzwoneczki. 

    Igor zamarł. To stąd to sztywne zachowanie Mikołaja ostatnimi czasy... jednak Jasnowłosy wcześniej nie miał pewności, czy nie była to tylko jego wyobraźnia, więc nic nie mówił. Poza tym uznał, że przyjaciel sam mu powie co go gryzie, jeśli będzie chciał. I najwyraźniej pytanie Igora sprawiło, że Mikołaj powiedział w końcu w czym była rzecz. Igor nie ruszał się, wpatrując się nieco bezmyślnie przez siebie. Był tak bardzo przyzwyczajony do obecności Mikiego, że nie wiedział nawet,  jak to by było bez niego. Czy byłoby mu smutno? Czy byłoby mu źle? Czy tęskniłby? Wiedział tylko, że nie chciał by ten wyjeżdżał. Że... Byłoby dziwnie. Rutyna niby nie była niczym złym, ale jeśli się ją złamało, to potrafiła wywrócić świat do góry nogami. A dla Igora ta przyjaźń znaczyła wiele. Była czymś oczywistym po tych wszystkich latach i nawet nie wyobrażał sobie, że mogłoby być inaczej. Że mogliby nie być razem, nie być przy sobie w sytuacji, gdy któryś z nich potrzebowałby tego drugiego... 

    — Na jak długo?

    Mikołaj zacisnął usta i zaczął nerwowo skubać w palcach materiał pościeli. Tak właśnie myślał, że padnie to pytanie. Bo przecież dla nich obojga nie możliwym by było rozstać się na zawsze. Ale Igor mógł chociaż pomyśleć. W końcu Mikołaj się przeprowadza. Więc chyba logicznym było, że nie na tydzień... 

    — Igor... Na stałe — niemal jęknął z boleścią, choć wypowiedział to na tyle cicho, że nie można było konkretnie stwierdzić jaki miał ton głosu. 

    Igor czekał cierpliwie na odpowiedź chłopaka, choć każda sekunda dłużyła mu się niemiłosiernie. Aż w końcu padła, najgorsza możliwa. Taka, której najbardziej bał się usłyszeć. Zacisnął dłonie na kocu, gniotąc przy tym jego nieco szorstki materiał w swoich palcach. Powoli wypuścił z ust powietrze. Głos Mikołaja brzmiał boleśnie, ale ten przynajmniej miał czas, żeby jakoś się z tą wiadomością pogodzić. Tymczasem na jasnowłosego spadła ona jak grom z jasnego niego. 

    Mimo że Mikołaj wiedział o tym już od jakiegoś czasu, to jednak powiedzenie tego Igorowi sprawiało mu dziwny ból. Zupełnie jakby w momencie wyznania prawdy przyjacielowi, podpisał wyrok. 

    — To nie aż tak daleko... Dwie godziny pociągiem — powiedział, chcąc jakoś podnieść na duchu i siebie i Igora, ale zabrzmiało to mało optymistycznie. — Nie chcę stąd odchodzić — mruknął cicho, spuszczając głowę. 

    Życie bez Igora, to równowartość ucięcia sobie prawej ręki. Co on niby będzie robił? Z kim rozmawiał? Zostanie sam jak palec, bez przyjaciela. 

    Igor zasznurował wargi. Dwie godziny pociągiem... Niby nie było to daleko... Ale w praktyce takie przyjaźnie obumierały. Znikały powoli, ale ich koniec nadchodził zawsze nieubłaganie. Igor po prostu nie potrafił sobie tego wyobrazić. Że niby Mikołaj nie będzie się zakradał do jego pokoju? Że niby nie będą już zarywać wspólnie nocy robiąc różne, przeróżne rzeczy, czasem wykradając się z domu, czasem obserwując gwiazdy, a najczęściej rozmawiając, czasem niemal do białego rana? Chłopak miał wrażenie, że gdyby wymazać korektorem każdą chwilę spędzoną z przyjacielem, to jego życie stałoby się białą plamą. Na nowo białą, niezapisaną kartką, która mimo minionego czasu pozostała nienaruszona i czysta, jakby tych lat w ogóle nie było.

    — Nie możesz... Zostać? — zapytał niezbyt mądrze, bo przecież odpowiedź była oczywista, nawet Igor wiedział, że nie było to możliwe. 

    Mikołaj potrząsnął głową.

    — Rozmawiałem z rodzicami na wszelkie możliwe sposoby, ale oni nie chcą nawet o tym słyszeć. Mówiłem, że mógłbym nawet mieszkać w akademiku, mówiłem, że nie chcę zmieniać szkoły, ale w ogóle ich to nie obchodzi — powiedział, spoglądając ze smutkiem na przyjaciela. — Przepraszam, że dopiero teraz ci o tym mówię, ale... Jakoś tak... — nie potrafił dokończyć zdania. 

    Podniósł się do siadu, i wbił spojrzenie w puszysty dywan. Zawsze lubił na nim leżeć. Igor często kładł się obok niego i wtedy rozmawiali na przeróżne tematy. Kiedyś Mikołaj usnął na tym dywanie. Westchnął ciężko. Był załamany. Gdyby tylko mógł jakoś... Przywiązać do siebie Igora, wtedy byłby spokojniejszy. Miałby pewność, że zawsze będzie istotny w jego życiu. Wyciągnął dłoń w jego stronę, ale już po chwili ją opuścił, zaciskając palce na pościeli. Powietrze w pokoju nagle wydało mu się jakieś cięższe. 

    — Jakoś to będzie, prawda? — spytał, zastanawiając się, czy pyta Igora, czy sam siebie.  

    Igor jeszcze przez moment ani drgnął, dopiero po chwili łagodnie kiwając głową. Wiedział, że Mikołajowi również nie było z tym wszystkim lekko. Miał prawdopodobnie jeszcze ciężej niż Igor, bo nie dość że zostawiał za sobą swojego przyjaciela, to jeszcze jechał w zupełnie nowe, nieznane sobie miejsce, gdzie nikogo nie zna i gdzie będzie sam. Głos bruneta był niepewny. Sam nie wiedział jak to będzie i próbował swoimi słowami przekonać ich obydwu, że wszystko będzie w porządku. Jeśli ten wyjedzie to Igorowi najprawdopodobniej każde mijane codziennie miejsce będzie przypominać o przyjacielu. Mijany po drodze ze szkoły strumyk, w którym często bawili się kamykami i patykami w wodzie latem, a w późniejszych latach nad który po prostu chodzili by patrzeć na nurt tej rzeczki. Oczywiście sama szkoła, przed którą nie raz bawili się jeszcze z innymi, najczęściej jednak wymykając się gdzieś we dwójkę. I oczywiście sam pokój Igora, dom, gdzie aż walało się na każdym kroku od wspomnień... Wszystko było nimi wręcz nasycone, gdzie by nie spojrzał, to każdy znajdujący się w zasięgu jego wzroku przedmiot był w taki albo inny sposób związany z Mikołajem. Będzie ciężko odzwyczaić się od obecności mniejszego chłopaka. A pytanie brzmiało, czy w ogóle było to możliwe? 

    Mikołaj wpatrywał się w Igora, zastanawiając się co zrobić by podnieść na duchu ich obydwu. W końcu nie wytrzymał. Przysunął się odrobinę i przytulił przyjaciela, opierając brodę na jego głowie. Taka bliskość nie była zakazana przez żadnego z nich, ale mimo to Mikołaj starał się nie dotykać niepotrzebnie Igora. Po prostu... Wiedział, że sam odbiera to nieco inaczej. Nie tylko jako zwykłe okazanie sympatii. Jednak teraz ta chwilowa bliskość wlała w niego odrobinę spokoju i bezpieczeństwa. Ciepło które czuł tuż przy swojej skórze, zapach męskiego szamponu, proszku do prania, to wszystko było tak znajome... W końcu po dłuższej chwili Mikołaj odsunął się. Nie powinien przesadzać z tym przytulaniem. Jeszcze czasem Igor zacznie coś podejrzewać. Uśmiechnął się pokrzepiająco, tym razem nieco pewniej. 

    Igor pozwolił się przytulić Mikołajowi, uznając że jego przyjaciel w tym momencie potrzebował tej bliskości i poczucia że ma wsparcie, że nie jest sam i że może na niego liczyć. Jemu również to nieco pomogło. Może nie będzie tak źle? W końcu znali się ile? Całe życie? Więc co to są te dwie godziny dzielącego ich dystansu... Coś tak głupiego nie mogłoby poróżnić ich wieloletniej znajomości. Oparł czoło na piersi chłopaka, czując jego brodę na swojej głowie. Uznał, że tak długo jak tego kontaktu ciemnowłosy potrzebować będzie, tak długo Igor się nie odsunie jako pierwszy. Chciał mu w jakiś sposób pomóc, a to było jedyną rzeczą która wpadła mu do głowy. W końcu Mikołaj się odsunął, a Igor odpowiedział uśmiechem na jego uśmiech i poczochrał go lekko po włosach. Jego przyjaciel mimo wszystko nie był tchórzem. Jak będzie trzeba, to sobie poradzi. Mikołaj wyszczerzył się i schował głowę nieco w ramiona, w miarę jak Igor czochrał go po włosach. Uwielbiał to. Każdy, nawet niewielki dotyk sprawiał że Mikołaj czuł się w jakiś sposób specjalny. Przeciągnął się i spojrzał w ciemną noc za oknem. Wiatr całkowicie ustał, dzwoneczki milczały. Spojrzał na elektryczny zegarek, stojący na biurku Igora i zmarszczył brwi. W pół do trzeciej. 

    — Powinienem wracać, muszę wcześniej wstać i pomóc rodzicom w domu — powiedział, zerkając na przyjaciela. — Jeśli jutro będzie bezchmurna noc, to wyjdziemy? Możemy pooglądać gwiazdy — zaproponował i przekrzywił nieco głowę. 

    Mikołaj uwielbiał wpatrywać się w rozgwieżdżone niebo. Wydawało mu się wtedy takie olbrzymie, nieskończone i tajemnicze. 

    Igor wciąż się uśmiechał, jednak jego uśmiech nie sięgał oczu. Zerknął w kierunku zegara, na który spoglądał Mikołaj. W istocie była już prawie trzecia w nocy. Jasnowłosy nawet nie wiedział kiedy ten czas minął. Wolałby żeby jego przyjaciel został, żeby jeszcze porozmawiali, pośmiali się, posiedzieli w ciszy... Ale dzisiejszy wieczór był inny.

    — Dobrze. Pójdziemy — mruknął tylko, bez sprzeciwu. 

    Często bywało, że nie chciało mu się iść na takie nocne wypady, by potajemnie przez teleskop swojego przyjaciela oglądać rozgwieżdżone niebo. Albo uznawał je za zbyt ryzykowne. Ale tym razem było inaczej. Miał to być jeden z ostatnich spędzonych w ten sposób wspólnych wieczorów. 

    Igor wychylił się ponownie zza okna, obserwując jak ciemna sylwetka jego przyjaciela powoli niknie i zatapia się w mroku nocy. Niezbyt głośny dźwięk wietrznych dzwoneczków, rozbrzmiał łagodnie, przerywając panującą ciszę. I to taka pustka, i właśnie ten rodzaj ciszy miał go osaczać, już niedługo, każdego wieczoru ze wszystkich stron?  


____________________

Cześć Miśki!

Ja wiem, Ołów zawieszony, a tu kolejne badziewie, ale co ja poradzę, że z Natanem mamy tyle pomysłów? ^^"

Przedstawiam Wam nasz nowy "projekt". Będzie to luźna, raczej lekka i niezbyt długa historia. Ukazana w formie krótkich scen, wyłącznie w nocy. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.

Do napisania!

~Kid

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro