Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3. Mam dość uciekam.

Minęły kolejne tygodnie. Kolejne tygodnie. Z dnia na dzień zachowanie moich braci się pogorszyło. Wczoraj moi bracia próbowali mnie zabić pod czas patrolu. Na szczęście nie udało się im. Ale po tym wróciłem bardzo późno do domu. Nikomu nie powiedziałem o tym. Ale jak widzieli ślady po pobiciu zawsze mówiłem, że to przez któregoś z podwładnych Shreddera. Jednak dzisiejszy patrol był jak z horroru. Razem z Leo, Raphem i Donnie pobiegliśmy do opuszczonego parku rozrywki. Gdzie zaczęli mnie tak bić, że ledwo wróciłem do domu. Leo zrobił mi ranę by wyglądało to jak ślad od tygrysich pazurów. W miejscu prawego oka. Krzyczałem wtedy bardzo głośno. Bolało. W domu powiedziałem pozostałym, że to przez Tygrysiego Pazura. Jednak nie było Iris bo była w pracy więc sam opatrzyłem sobie ranę. Obecnie po raz kolejny opatrywałem swoje nadgarstki. Następnie zacząłem pakować do plecaka kilka swoich rzeczy. Po spakowaniu swoich rzeczy napisałem list pożegnalny. Jak wychyliłem się zza drzwi od mojego pokoju. Od razu pobiegłem nie zauważony do wyjścia z kryjówki. Na szczęście nikogo nie było w salonie. Gdy biegłem i skakałem po dachach w pewnej chwili zrobiło mi się słabo. Upadłem na ziemie, a potem była ciemność. 

(Perspektywa Tygrysiego Pazura)

Przez cały czas gdy żółwie miały patrole obserwowałem ich z ukrycia. Przyznaje, że chciałem podejść do nich i skopać im skorupy za to co robią bratu. Ale musiałem się powstrzymać. Wszyscy w siedzibie znają plan mistrza. Więc nikt nie może tknąć Michelangela. Byłem na patrolu z Razorem. Chyba jedynie z nim się dobrze dogaduję. W pewnej chwili zauważyłem na jednym z dachów najmłodszego z synów Hamato. Leżał na dachu. Razor od razu go podniósł za rękę. Żółw był albo nie przytomny albo spał.

-Zobacz Pazurze co tu mamy.- Powiedział potrząsając mutantem który nadal miał zamknięte oczy ale jękną z... Bólu?

-Zabierzmy go do Stockmana. Mistrz się ucieszy. Pewnie ma jakieś urazy od tego bicia.- Powiedziałem biorąc żółwia na ręce. Zaczęliśmy iść do siedziby. Gdy dotarliśmy Stockman od razu się nim zajął, a ja powiedziałem o wszystkim mistrzowi. Wiedziałem, że był zadowolony, że przyprowadziłem go.

(Perspektywa Iris)

Kiedy wróciłam do kryjówki po pracy od razu poszłam do kuchni gdzie wzięłam sobie coś do jedzenia. Zaczęłam jeść. Po chwili do kuchni weszła Karai. Na mój widok od razu podeszła do mnie.

-Dobrze, że wróciłaś. Chodź szybko.- Powiedziała ciągnąc mnie w stronę pokoju Mikeyego.

-Karai powoli. powiedz co się dzieje.- Powiedziałam zatrzymując się przed pokojem Mikeyego.

-Jak zobaczysz to się dowiesz.- Powiedziała pukając w drzwi od pokoju.- Mikey. Mikey otwórz drzwi.- Mówiła Karai patrząc na drzwi. Ale odpowiedziała nam cisza. Karai otworzyła drzwi i weszła. Weszłam za nią do pokoju przyjaciela. Nie było go tam. Jak i część jego rzeczy. Karai zerknęła pod łóżko.- A to co?- Spytała się wyjmując spod łóżka jakieś pudełko. Zauważyłam jakąś złożoną kartkę na szafce.

-Karai. Zobacz.- Powiedziałam, a przyjaciółka podeszła do mnie. Wzięłam kartkę do ręki i rozłożyłam ją. Zacząłem czytać.- Karai.- Powiedziałam, a Karai spojrzała na mnie.- Niech Leo, Donnie i Raph szykują sobie trumny.- Powiedziałam na maksa wkurzona. Wzięłam pudełko które znalazła Karai pod łóżkiem Mikeyego. Następnie poszłam do dojo gdzie Leo, Donnie, Raph, April, Casey i Shini trenowali pod okiem mistrza. Podeszłam do Rapha któremu podcięłam nogi.

-Aua! Iris co ci odbiło?!- Wrzasnął Raph patrząc na mnie.

-Co mi odbiło?! Co wam do cholery odbiło?!- Krzyknęłam wściekła.

-Dosyć! O co chodzi Iris?- Powiedział mistrz Splinter.

-April potrzymaj.- Powiedziałam podając pudełko April. Rozwinęłam kartkę.- Już nie mam sił. To mnie przerasta. Zadawanie sobie bólu już mi nie pomaga. Dla braci jestem tylko obciążeniem. Nic tylko wrzeszczą na mnie, biją, a wczoraj próbowali mnie zabić. Kiedy obroniłem Leo przed atakiem Razora on na mnie nawrzeszczał. Czy ja naprawdę jestem niepotrzebny? Jeśli tak to nie ma już dla mnie miejsca ani w rodzinie ani w drużynie. Nie szukajcie mnie po odczytaniu tego listu. Bo mnie na pewno już nie będzie. W pudełku macie "prezent" dla moich "kochanych" braci. Przekażcie im też, że. Ich. Nienawidzę. Wasz głupi i do nie użytku Mikey.- Po przeczytaniu listu wszyscy spojrzeliśmy wściekli na braci Mikeyego. Widać było, że są przerażeni, a jednocześnie załamani.

-O boże... T-To dla tego Mikey miał bandaże na rękach.- Powiedziała przerażona April. Szybko spojrzałam na nią, a dokładnie na zawartość pudełka.

-Wy idioci! Mikey się okaleczał przez was!- Wykrzyczałam gdy w oczach braci Mikeyego widziałam łzy.

-Chłopcy zawiodłem się na was. A szczególnie na tobie Leonardo. Jak mogliście tak krzywdzić brata? Jeśli Michelangelo nic się złego nie stanie będzie on mógł wybrać dla was tyle kar ile będzie chciał. I nie obchodzi mnie wasze zdanie.- Powiedział mocno wkurzony mistrz.

-Ja idę go szukać wy róbcie co chcecie.- Powiedziałam idąc w stronę wyjścia z dojo.

-Czekaj na nas.- Usłyszałam za sobą głos April, Karai, Caseyego i Shini. Całą piątką poszliśmy na powierzchnię. Weszliśmy na dachy i rozdzieliliśmy się szukając Mikeyego. Miałam nadzieje, że nie jest za późno. Bałam się, że coś sobie zrobił.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro