Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Lucille's POV

Nie widzę nic co znajduje się przede mną, jednak dalej kroczę wgłąb lasu. Zgubiłam się, ale za bardzo się tym nie zmartwiłam. Jestem zbyt wściekła na Ethana by się tym przejmować. Zobaczyłam teraz jego prawdziwą twarz. Nie chciałam myśleć, że zmienił się aż tak drastycznie, jednak to się stało. Jestem zła i zraniona. Właśnie dlatego chciałam o nim zapomnieć i go ignorować bym nie musiała więcej cierpieć. Po prostu chcę znaleźć najdalej od Ethana jak to możliwe, nawet jeśli ma to znaczyć, że zostanę zaatakowana przez niedźwiedzia, pomyślałam. Cały czas słyszę jak nadają świerszcze, ale idę przed siebie, a im głębiej tym więcej nieludzkich głosów uderza mi do głowy. Teraz się boję. Nie, będzie dobrze Luce. Nie umrzesz. Powtarzałam sobie w myślach. Robiło się coraz ciemniej, a dookoła nie było żadnego oświetlenia, No oprócz księżyca i gwiazd na niebie. Owinęłam się ramionami by dać sobie trochę ciepła. Robiło się zimniej z każdą sekundą. Jedyne co miałam na sobie to cieniutki sweterek. Miałam się przebrać po powrocie z łazienki, ale Ethan mnie rozzłościł więc jestem tu gdzie jestem. Samotna, zgubiona w lesie. Nie boję się, nie boję się, wkrótce znajdę nasz obóz. Po prostu idź dalej, Lucille! Bałam się bardziej z każdym krokiem, aż w pewnym momencie...

Stanęłam na gałęzi wystającej z ziemi. Moja stopa się wykrzywiła i runęłam twarzą prosto w stertę mokrych liści. Podparłam się na rękach chcąc wstać, jednak jedynie usiadłam, gdy próbowałam podeprzeć się na nodze, moją kostkę przechodził taki ból, że znów siadałam. Próbowałam wstać znowu, ale ból nie ustępował. Poczułam nawet jak moja kostka zaczęła puchnąć. Czy ja ją właśnie skręciłam?

Teraz, jestem naprawdę przerażona. Kompletnie nie wiem gdzie jestem, a na dodatek skręciłam kostkę.

- Po prostu cudownie... - powiedziałam sarkastycznie, jednak poczułam łzy zbierające się pod powiekami. Nie chciałam być beksą, ale nie wiedziałam co mam robić. Nie wzięłam ze sobą telefonu, więc nikt nie wiedział gdzie jestem. Sama nawet tego nie wiem. Tylko Ethan widział jak odchodzę, ale czy przyjdzie? Część mnie pragnęła żeby nie przyszedł, ale część mnie tak się bała, że aż miała to w dupie. Jeśli przyjdzie, nie będę już na niego wściekła. Próbowałam wstrzymać łzy, ale one same zaczęły spływać po moich polikach. Z każdą kolejną łzą, moja twarz robiła się coraz bardziej wilgotna.

- Proszę! Ktokolwiek... niech mi pomoże! - wyszlochałam.

Ethan's POV

- Gdzie ty do cholery się wybierasz?! - krzyknąłem do Lucille gdy ta odchodziła, zignorowała mnie, jak za każdym razem.

- Lucille!

Spróbowałem ponownie. Wciąż zero odpowiedzi. Po chwili jej sylwetka zniknęła mi z oczu. Spojrzałem w kierunku naszego obozu gdzie wszyscy świetnie się bawili. Lucille szła w przeciwną stronę. Słońce już dawno zaszło więc jest ciemno. Pewnie nawet sama nie wie gdzie idzie. Pójść za nią i spowodować, że bardziej się wścieknie? Czy zostać i pozwolić jej by sama znalazła drogę żeby znowu mogła mnie ignorować? W sumie w obu przypadkach się do mnie nie odezwie.

Jestem idiotą. Nie powinienem jej tego mówić. To wyszło tak nagle pod wpływę frustracji. Tęsknię za nią jak szalony, ale jedyne co ona chcę to ignorowanie mojej osoby. Najgorsze w tym jest to, że nawet nie znam powodu. Nieważnie jak bardzo staram sobie przypomnieć co zrobiłem źle, nic nie przychodzi mi do głowy. Udajemy, jakby nasza przeszłość nigdy nie miała miejsca. Zachowujemy się tak, jakby to było nasze pierwsze spotkanie. Ona udaje jakbym nie istniał będąc przy tym szczęśliwa z Axelem...

Przyznaje, jestem zazdrosny o Axela. Zazdrosny o to, że jest tak blisko niej. Miałem to... i chcę znów to mieć. Gdy ujrzałem ją i Axela przytulających się nad jeziorem, miałem ochotę go odciągnąć i powiedzieć by się do niej nie zbliżał. Wtedy, uświadomiłem sobie, że ona nie jest już moja. Bez powodu, w sekundę ją straciłem. Rozmyślanie nad tym powoduje, że robię się wściekły, ale może i część to moja wina. Nie powinienem mówić jej tak obrzydliwych rzeczy. Pobiegła do lasu którego nawet nie zna, przeze mnie. Spojrzałem znowu w stronę ogniska gdzie wszyscy zachwycali się jedzeniem i rozmawiali. Zastanawiałem się czy mam wziąć ze sobą jakąś pomoc, ale to moja wina. Muszę za nią iść i ją znaleźć.

Wszedłem wgłąb ciemnego lasu bez niczego, oprócz latarki w telefonie. W ciągu dnia wydawało się tu być przyjemnie, ale w nocy, upiornie jak cholera. Chodziłem nawołując jej imię, ciekaw czy w ogóle odpowie. Prawdopodobnie nie chcę mnie widzieć. Szedłem nie wiedząc gdzie zaprowadzi mnie ścieżka.

Jakoś po dwudziestu minutach usłyszałem kobiecy płacz.

- Proszę! Niech ktoś mi pomoże! - krzyczała. To musi być Lucille. Pobiegłem w tamtą stronę krzycząc jej imię w tym samym czasie. Po kilku minutach, w końcu zauważyłem jej postać siedzącą na ziemi w rozsypce. Trzymała się za kostkę.

- Lucille!

Podbiegłem do niej.

- Wszystko w porządku? - przyklęknąłem obok niej. Nie wypowiedziała żadnego słowa, w zamian mnie przytuliła. Przycisnęła polik do mojej piersi szlochając. Jej ciało delikatnie dygotało, a łzy spływały kaskadami. Byłem zszokowany tym, że zamiast skopania mi dupy to mnie przytuliła. W końcu, owinąłem ją ramionami przytulając do siebie. Przycisnąłem ją bardziej do swojego ciała, tęskniłem za tym. Tęskniłem za jej dotykiem tak bardzo. Poczułem ten przypływ emocji i ucałowałem ją delikatnie w czoło.

- Szzz, nie płacz, jestem tutaj. Jestem tutaj... przepraszam... - szepnąłem. W pewnym momencie odepchnęła mnie od siebie i opadłem na tyłek.

Lucille's POV

Wskoczyłam w ramiona Ethana gdy tylko go zobaczyłam i rozpłakałam się. Byłam tak przerażona tym, że umrę w lesie, że jedyne co mogłam zrobić to tulić się do Ethana i płakać. Już myślałam, że nikt mnie nie uratuje. Sądziłam, że Ethan odejdzie i po prostu mnie zostawi, że go więcej nie zobaczę. Wszystkie te emocje przyćmiły mój rozum. Więc, przytuliłam go, instynktownie. Czułam jak moje łzy moczą mu koszulkę.

Moja głowa spoczywała na jego torsie, aż usłyszałam te słowa "jestem tu...przepraszam", wtedy przypomniałam sobie dlaczego jestem w lesie, sama. Chciałam od niego uciec. Przypominając to sobie, odepchnęłam go. Opadł na pośladki. Wstałam używając do tego całej siły jaka mi pozostała. Wstał chwilę po mnie. Utykałam na jedną nogę gdy chciałam zrobić kilka kroków.

- Jesteś ranna? - złapał mnie za nadgarstek by mnie zatrzymać. Przykucnął sprawdzając moją kostkę - masz spuchniętą i posiniaczoną kostkę - powiedział zmartwiony.

Wyrwałam nadgarstek z jego uścisku i próbowałam iść.

- Gdzie znowu się wybierasz? Znowu się zgubisz!

Zignorowałam go. Raz zachowuje się jak totalny dupek, a raz jakby przejmował się ludźmi. Nie mogę odróżnić już co jest prawdą a co kłamstwem.

- Jesteś też ranna Lucille! Musi cię ktoś opatrzyć! - krzyknął podążając za mną.

Dalej szłam ignorując jego słowa. W pewnym momencie stanął przede mną blokując mi drogę.

- W porządku, rób co chcesz. Nie rozmawiaj ze mną, ale pozwól mi siebie odprowadzić bezpiecznie zanim zrobisz sobie coś jeszcze.

Odepchnęłam go i ruszyłam dalej.

- Luce! - kontynuował uparcie podążając za mną.

- Luce!- powtórzył - przestań zgrywać takiej niedostępnej.

Odwróciłam się do niego zirytowana.

- Przestań mnie tak nazywać! Nie masz prawa...

- Co? Nazywać cię Luce? Jeśli ja nie mam prawa to kto? - prychnął.

- Każdy oprócz ciebie! - krzyknęłam.

- Dobra, nie będę cię tak nazywać. Pozwól mi po prostu siebie zanieść do reszty grupy.

- Nie potrzebuje twojej pomocy.

- Jeśli nie, to sam muszę załatwić to po swojemu.

Zignorowałam go, po raz kolejny tego wieczora. Po chwili Ethan podniósł mnie jak pannę młodą.

- Co ty do cholery wyprawiasz?! - powiedziałam wściekle.

- Ostrzegałem cię - odpowiedział nonszalancko.

- Postaw mnie, Ethan!

- Krzycz ile chcesz. Robię twojej kostce przysługę.

Szedł dalej przed siebie. Zaczęłam go odpychać i bić.

- Puść mnie!

- Nie!

- Postaw mnie w tej chwili!

Tym razem on mnie zignorował.

- Nienawidzę cię! - krzyknęłam na niego.

Stanął w miejscu i spojrzał na mnie.

- Skłamałam wcześniej! Spytałeś mnie czy cię nienawidzę? Cóż, to prawda. Nienawidzę cię. Naprawdę cię nienawidzę! Nienawidzę cię Ethanie Collinsie! - krzyknęłam mu prosto w twarz.

Wpatrywałam się w niego. Widziałam ból w jego oczach. Zamiast mnie puścić, pogłębił uścisk i ruszył dalej.

- Nienawidź mnie ile chcesz, ale nie pozwolę ci iść ze skręconą kostką - powiedział spokojnie, ale wiedziałam zbyt dobrze, że pod tą maską spokoju jest zraniony chłopak.

Próbowałam się od niego wydostać, ale nie dawał za wygraną. Poddałam się w końcu. Wpatrywałam się w jego twarz oświetloną przez księżyc. Wciąż przystojny. Jest osobnikiem obok którego nie można przejść obojętnie i jak to mówi Cecilia "jest tematem wszystkich kobiet". Wciąż ma te idealne rysy, którymi zawsze tak się zachwycałam.

Spuścił na mnie wzrok. Nasze spojrzenie skrzyżowało się ze sobą na ułamek sekundy. Zacisnęłam bardziej ręce na jego karku by nie spaść.

Dotarliśmy w końcu do naszego obozu gdzie spotkaliśmy Cecilie i Axela. Ethan postawił mnie na ziemi. Axel ruszył w moją stronę przytulając mnie mocno.

- Nic ci nie jest? Co się stało? - spytał zmartwiony.

- Jest okej... po prostu delikatnie skręciłam kostkę - posłałam mu lekki uśmiech.

- Jak to się stało? - spojrzał na mnie, później na Ethana.

-Ona..

- Poszłam zwiedzić okolicę i natrafiłam na gałąź - ucięłam.

- Jak ją znalazłeś Ethan? - pytał dalej.

- To nie był problem. Powinniśmy obandażować jej kostkę - Cecilia wcięła się w rozmowę - No chodźcie! Do namiotu, mam sprej chłodzący, a później musicie wrócić do miasta.

Kiwnęłam głową i ruszyłam za nią. Spojrzałam na Axela i pocałowałam go w polik.

- Nic mi nie jest - zapewniłam go.Nie wyglądał na udobruchanego, ale przytaknął i ruszył za nami. Zerknęłam kątem oka na Ethana. Wyglądał na zmarnowanego. Irytuje mnie i denerwuje, ale nie mogę poradzić, że czuję się winna za każdym razem gdy jest smutny. Nie powinnaś, zranił cię o wiele mocniej. Przypominałam sobie.


________________________________________________________________________________

W końcu po długiej przerwie kolejny rozdział! Przepraszam za moją długą nieobecność, miałam egzamin zawodowy, do tego doszły jeszcze komplikacje z babcią i zakończenie roku no i ogółem chciałam mieć trochę czasu dla siebie i dla znajomych. Ale to chyba da się wybaczyć, co nie? :)

Nie wiem jak was, ale Luce powoli mnie irytuje i strasznie szkoda mi Ethana :(

DODAM MAŁĄ PROPOZYCJĘ!

Gdyby ktoś był chętny pomóc mi przetłumaczyć kolejny rozdział to pisać na priv!

DO NASTĘPNEGO!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro