Rozdział 13
Lucille's POV
Od imprezy na cześć nowego wydania magazynu minął tydzień. Co ważniejsze, minął tydzień odkąd ostatni raz rozmawiałam z Ethanem. Chciał odkryć prawdę, a ja mu w tym kibicowałam. Powoli brakło mi siły na te nasze sprzeczki. Wierzę, że dzięki odkryciu prawdy będziemy mogli zakończyć naszą walkę. Nieważne jaka ta prawda będzie i tak nie wrócimy do tego co było przedtem. Ja mam Axela. On ma Cecilie. Oboje jesteśmy szczęśliwi. Chciałabym w to wierzyć. Prawda mogłaby zrujnować to co oboje budowaliśmy.
Nasza spółka odbywała teraz spotkanie, niestety bez naszej szefowej na sali, Jan. Rozmawiała z Ethanem na korytarzu dzięki czemu wszyscy mieli idealny widok na ich dwójkę. W tym byłam ja, obserwowałam jego dobrze zbudowane i wysokie ciało. Ethan odwrócił się żeby spojrzeć na salę konferencyjną, nasze spojrzenia skrzyżowały się na ułamek sekundy, po czym znowu spojrzał na Jan. Wręczył jej kopertę, spojrzał na mnie ostatni raz i odszedł. Jan wróciła na salę trzymając mocno w dłoni papierową kopertę. Usiadła u głowy stołu.
- Dobry wieczór wszystkim, rozpocznijmy spotkanie - powiedziała. Wszyscy wyciągnęli na stół wcześniej przygotowane notatki w momencie kiedy ja siedziałam w kącie i obserwowałam całe zajście. Spotkanie było dość krótkie. Trwało godzinę co było wyjątkowo krótkie w porównaniu z ich 3-4 godzinnymi spotkaniami. Wszyscy pakowali swoje rzeczy, gdy Jan dała znać, że chce coś ogłosić.
- Chciałabym jeszcze dodać, że nasz wspaniały model, Ethan Collins zaprosił nas wszystkich na mecz dzisiaj wieczorem - uniosła kopertę i pomachała nią. Wszyscy wydali z siebie podekscytowane odgłosy i zaczęli dyskutować o biletach i meczu.
- Mam nadzieję, że jeśli Ethan okazał się taki hojny to wszyscy się pojawicie. Rozdam wam bilety - praktycznie każdy wziął bilet, oprócz mnie.
- Lucille - zawołała mnie po imieniu.
- Tak?
- Ciebie też to dotyczy.
Spojrzałam na nią zaskoczona i wskazałam na siebie palcem.
- Ja? - wydusiłam.
- Ty w szczególności - pomachała biletem sygnalizując mi, że mam go wziąć. Zrobiłam jak kazała. Podeszłam do niej zabierając jej z ręki bilet. Wpatrywałam się w niego chwilę. Nigdy nie widziałam jak Ethan gra. Nawet przed tą całą dramą nie miałam tej przyjemności żeby obejrzeć go grającego, zawsze byłam zbyt zajęta.
- Idziesz, prawda? - spytała Jan. Podniosłam na nią wzrok znad biletu.
- Um...
Nie mogłam powiedzieć nie, prawda?
- Świetnie! - zatriumfowała zanim ja mogłam coś powiedzieć.
Już teraz nie mogę zrezygnować.
- Widzimy się na miejscu.
Jan zebrała swoje rzeczy i wyszła z sali.
- Będzie świetna zabawa, jeszcze nigdy nie byłem na prawdziwym meczu baseballa - dotarły do mnie słowa jednego z pracowników.
- Lucille - zawołał mnie Mike.
Odwróciłam się do niego.
- Potrzebujesz podwózki na mecz? Kilka osób zabiera się jednym samochodem. Możemy też ciebie podrzucić.
- Nie sądzę ——
- No dalej Lucille. Będzie fajnie. To ty znalazłaś dla nas Ethana. On w szczególności chciałby cię tam zobaczyć.
Nie sądzę.
Przytaknęłam i odpowiedziałam - Okej.
- Odbierzemy cię o 5 - powiedział opuszczając pomieszczenie.
Mój szef Mike i inni współpracownicy odebrali mnie o 17 spod bloku, w którym mieszkam. Pojechaliśmy na stadion, na którym odbywał się mecz, gdy tylko zaparkowaliśmy słychać było okrzyki fanów. Nigdy nie byłam na lidze mistrzów z baseballa więc nie wiedziałam, że jest tu tak dziko. Fani byli poubierani w t-shirty z nadrukami drużyny, której kibicowali.
Nasze miejsca znajdowały się w strefie VIP na górze trybun. Pomieszczenie wydawało się przyjemne. Był tu prywatny bar i kilku kelnerów podających na srebrnych tacach małe przekąski i kieliszki z winem.
- Ethan potrafi załatwić, hm? - odezwał się z uśmiechem Mike.
Odwzajemniłam uśmiech i rozejrzałam się jeszcze raz po pokoju.
- Chodź, usiądź z nami - jedna ze współpracownic powiedziała. Złapała mnie za nadgarstek i zmusiła żebym usiadła obok niej na miękkim fotelu.
- Są już przy czwartej bazie... Patrz! - wskazała przez okno.
Spojrzałam przez nie by obejrzeć mecz. Mogłam zauważyć zawodnika gotowe do rzucenia piłki. A tym zawodnikiem był Ethan. Na trybunach rozległ się głośny krzyk gdy rzut był zadowalający. Nawet się nie kontrolowałam, a na moich ustach uformował się uśmiech. W końcu żyje swoimi marzeniami. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam bijącej z niego radości w takim stopniu. Ciężko pracował przez całe życie by być w tym miejscu.
W połowie gry poczułam odrażający zapach, który aż mnie zemdlił. Zatkałam nos, niestety smród był tak mocno, że dalej go czułam.
- Życzą sobie państwo Kalmary? - spytał jeden z kelnerów. Odwróciłam się w jego stronę i pokręciłam od razu głową. Dopiero wtedy się zorientował, że smród jaki powodował, że chciało mi się wymiotować dochodził z talerza, na którym były Kalmary. Zatkałam dodatkowo nos palcami i odwróciłam głowę próbując nie zwrócić na jego buty. Podniosłam się z fotela i pobiegłam do najbliższej łazienki. Gdy wbiegłam do środka od razu dopadłam do muszli klozetowej, pochyliłam się i pozwoliłam żeby mój żołądek się opróżnił. Jedyne co widziałam to zieleń wydobywającą się z moich ust jak wodospad. Oczy mi łzawiły, a gardło bolało od wysiłku. Myślałam, że to koniec więc otarłam usta i już miałam wstać kiedy znowu poczułam chęć zwymiotowania. Zwróciłam w końcu wszystko co zalegało mi na żołądku i poczułam się zdecydowanie lepiej. W końcu wstałam z posadzki, podeszłam do umywalki obmywając dłonie i usta. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Tusz rozmazał się pod dolną powieką. Doprowadziłam się szybko do normalnego stanu. Co jest ze mną nie tak? To do mnie niepodobne żebym zwracała jedzenie. Zazwyczaj dobrze znoszę różnego rodzaju zapachy. A poza tym... uwielbiam kalmary. Osuszyłam ręce ręcznikiem papierowym.
Postanowiłam, że nie wrócę jeszcze do pomieszczenia VIP-owskiego, ponieważ zapach kalmarów może być zbyt mocny. Nie chciałam znowu zwymiotować. Stałam przed pokojem i oglądałam mecz na ekranie telewizora zawieszonego na ścianie. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa więc usiadłam. Zwrócenie wszystkiego co miałam w żołądku konkretnie mnie osłabiło.
- Lucille? - usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam głowę by ujrzeć osobę, której nie widziałam naprawdę długi czas.
- Heather... - wydusiłam w szoku.
Uśmiechnęła się do mnie.
- Lucille.
W zasadzie nie wiedziałam jak mam się zachować. Trwałyśmy tak chwilę w ciszy.
- Co tam u ciebie? - spytała. To było dziwne. Dwie osoby, które nienawidziły się w szkole średniej spotkały się na meczu baseballa swojego byłego.
- Dobrze, a u ciebie? - spytałam spięta.
- Też dobrze - odpowiedziała.
Kolejna pauza.
- Jesteś tu dla Ethana jak zgaduje, prawda? - ciągnęła dalej tę dziwną konwersację.
- Um, nie. Jestem tu ze znajomymi.
Wyglądała na zaskoczoną, ale nie w sposób satysfakcji.
- Ty i Ethan?
-... nie jesteśmy już ze sobą - dokończyłam.
- Przykro mi - powiedziała szczerze.
- Słucham? - spytałam zaskoczona. Powiedziałam to głośniej niż miałam zamiar.
- Przykro mi, że nie jesteście już razem - odrzekła spokojnie.
- Naprawdę? - dopytałam.
Przytaknęła.
- To znaczy, w liceum... - powiedziałam.
- Byliśmy młodymi, naiwnymi nastolatkami. Nigdy nie powinnam zrobić tego co zrobiłam.
- Nie, miałaś do tego prawo. Ja i Ethan nie powinniśmy się tak zachować...
- Nie... po prostu byliście w sobie zakochani. Powinnam była wam na to pozwolić, ale nie mogłam znieść widoku zakochanego Ethana i tego, że był szczęśliwy z kimś innym. Myślałam, że jak go zatrzymam to się we mnie zakocha.
- Przykro mi - powiedziałam.
- Nie, to mi jest przykro. Na miłość Boską, wylądowałaś przez nas w szpitalu i miałam wyrzuty sumienia przez następne pare miesięcy.
- A Theo?
- Trochę dłużej niż ja, ale wypadł z gry.
Przytaknęłam.
- To dobrze.
Theo zranił mnie w liceum jak nikt inny, ale byłam w stanie mu wybaczyć. Jak powiedziała Heather, byliśmy młodzi i głupi. Czasem mam wrażenie, że wciąż jesteśmy... że próbujemy odnaleźć się w tym wielkim świecie.
- W takim razie wracam obejrzeć resztę meczu. Miło było cię w końcu zobaczyć. Naprawdę myślałam, że ty i Ethan jesteście sobie pisani na całe życie. Kochał Cię z całego serca... to było widać gołym okiem. To pewnie dlatego byłam taka zazdrosna.
Posłała mi bardzo delikatny uśmiech i odeszła.
Usiadłam z powrotem i Wypuściłam powietrze z ust. Spotkanie z Heather poszło lepiej niż to sobie wyobrażałam. Zapomniałam tylko spytać co robi w Nowym Jorku. Moje rozmyślenia przerwały głośne okrzyki. Spojrzałam na ekran telewizora i zauważyłam jak Ethan dobiega do końcowej bazy.
Też myślałam, że przetrwamy, Ethan.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro