1.
Bla bla bla bitwa opowieść o tym jak wybuchła 2 wojna światowa jest nudna. Chciałabym usłyszeć opowieść o Cybertronie. Planecie której mieszkańcy przyczynili się do zniszczenia połowy kraju.
-Grey Witwicky. Kto był odpowiedzialny...
-Abracham 4 Romanowski.-odpowiedziałam szybko.
-Dobrze 5. Abracham był wybitnym....-poczułam wibracje telefonu
"-spotkajmy się za cztery minuty pod szkołą. Kay."
Usiadłam prosto. Podniosłam rękę.
-Tak?
-czy mogę wyjść?
-Prosze ale jest 3 minuty do dzwonka. Zabierz swoje rzeczy-zabrałam plecak i wyszłam z sali potem skierowałam się biegoem do wyjścia. Wyszłam i zobaczyłam jak na parking wjerzdża czaene corvette. Z uśmiechem na twarzy podeszłam do niego. Ale gdy od strony pasarzera wysiadła jakaś dziunia którą Kay pocałował odskoczyłam od nich jak poparzona.
-O kici czekaj.-chłopak złapał mnie za rękę.-co się stało kiciuniu?
-Jak mogłeś.
-Jak? Normalnie. Wiesz...zrywam z tobą. Pa skarbie...-powiedział i wsiadł do corwette. Poszłam do domu. Ale już od progu usłyszałam krzyki rodzicó.
-On nie może tu zostać
-To mój przyjaciel. Uratował mi nieraz życie. Jestem mu coś winien.
-Ale on ma swój dom! Na...na innej planecie!-weszłam do pokoju.
-Cześć-powiedziałam znudzonym głosem. Zabrałam jabłko i chciałam wejść do garażu ale mama staneła przed drzwiami.-co ty robisz?-zapytałam.
-Nie możesz tam wejść.
-Mamo mówisz tak za każdym razem już spokojnie pójdę się przebrać.-Weszłam po schodach. Z góry usłyszałam krzyk mamy.
-Masz się go pozbyć!
-Nie każ mi wybierać. Wiesz że cię kocham ale to jest przegięcie Andrea.
-Newt by go wyrzucił.
-A Asha pozwoliłaby mi trzymać robota w garażu!
-Dobrze. Jak widać nie pasujemy do siebie. Zrywam z tobą.-tata nic na to nie odpowiedział. Przebrałam się i cichaczem wyszłam z pokoju i podeszłam do drzwi garażu.
-Andrea zabroniła ci tam wchodzić.
-Z tego to wiem to twój dom tato.
-Choć.-otworzył drzwi a moim oczą ukazał się najnowszy żółto czarny camaro.
-To twój!?
-To kochana jest mój przyjaciel.
-Co?-w pewnym momęcie samochód zaczął się transformować.-o boże.-przedemną stał robot który gdyby się wyprostował rozwaliłby dach.
-To jest Bumblebee. Przyjechał mnie odwiedzić ale zostaje na dłużej. Nie wystrasz się nie jest agresywny.
-Łał.-podeszłam do niego-niesamowite-przeszłam dookoła robota a ten podążał za mną wzrokiem.-jesteś niesamowity Bee.-on jakby się uśniechnął.
-Bebbebm-powiedział robot
-Co?
-Pytał coś o przejażdzce.
-Jasne.-transformował się i po chwili siedziałam na miejscu kierowcy. Tata nam pomachał i pojechliśmy.-jedźmy na klify co?-bibnął coś i pojechalismy. Na klifach była teraz nieziemska imprezka z mojego rocznika. Zaczynali wcześnie by późno skończyć.-Bee musze się przebrać nie patrz.-przeskocyłam do tyłu i nałaożyłam (nie chce mi sie opisywać)
Usiadłam znowu na miejsce kierowcy gdy zjerzdżaliśmy z drogi do klifów. Bee podjechał i stanął obok jakiegoś Fiata. Uśmiechnełam się gdy zobaczyłam rozdziawioną (otwartą) buzię Kaya.
-to mój były zerwał ze mną dzisiaj. Nie zabijaj nikogo. Dobra?
-be.-odpowiedział. Wysiadłam z auta.
-Lili!
-Titi!-zawołały mnie siosttry Grend. One nie wołały po imieniu ale do każdego wymyślały taakie śpiewne słówka i tak go nazywały.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro