Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4.

Choć najchętniej wymknęłabym się z własnej imprezy, oczywiście w towarzystwie Mikołaja i spędziłabym ten wieczór tylko z nim, to jednak kultura wymagała, abym zaopiekowała się również innym gośćmi, którzy pojawili się tu przecież dla mnie. 

Wzięłam to sobie do serca chyba aż za bardzo, bo następnego ranka powitał  mnie potężny ból głowy.
–Noo, to odpięłaś wrotki królewno - wymamrotałam  do siebie, rozglądając się za czymś mokrym, co mogłabym wlać do ust, by choć na chwilę zaspokoić pragnienie. Z trudem podniosłam się z łóżka, potężnie wkurwiona własną głupotą. 

– Boże, co za wstyd – jęknęłam. Wolałam na razie nie roztrząsać tego, co pomyślał sobie o mnie Mikołaj. 

Zeszłam  na dół gdzie ekipa sprzątająca kończyła ogarniać bajzel po imprezie. Na stole stała świeżo zaparzona kawa i croisanty.
Upiłam łyk i uśmiechnęłam się z ulgą, kiedy dotarło do mnie, że w środku jest również energetyk. W takich chwilach przypominałam sobie, dlaczego Zuza jest moją najlepszą przyjaciółką. Wiem, że to niezdrowe, ale na kaca nic mi tak nie pomaga. Rozkoszując się Redbullesso zorientowałam  się, że nikogo nie ma w domu, spojrzałam na telefon i zauważyłam  wiadomość od mojej przyjaciółki

Zuś: Jak już zmartwychwstaniesz, to się nie martw, pojechałam z Pawłem na siłownię, jak chcesz to możesz na mnie poczekać i Cię odwiozę, a jak nie, to wiesz co robić. Kocham Cię.

Zuza jest niesamowita, wczoraj również się nie oszczędzała, a jednak to nie powstrzymało jej przed porannym – zerknęłam na zegar w kuchni, którą wskazywał czternastą i skrzywiłam się nieznacznie – no dobra, może już nie takim porannym, ale nadal,  treningiem.

Oczywiście, że wiem, jak należy opuścić dom Palińskich, nawet bez posiadania kluczy. Niejednokrotnie wymykałam się stąd  po imprezach, które odbywały się pod nieobecność rodziców Zuzy, nawet gdy ta już dawno siedziała na uczelni. Wystarczyło zatrzasnąć za sobą drzwi i uzbroić dwa alarmy, jeden przy drzwiach frontowych, a drugi przy furtce. Tak właśnie zrobiłam, gdy godzinę później podjechał mój uber.

W momencie opuszczania domu Palińskich, kiedy pierwsze promienie słońca zaświeciły mi prosto w oczy, zrozumiałam, że to nie będzie dzień, który dał mi Pan. Założyłam  słuchawki i rozpłynęlam się na tylnej kanapie,  gdy znów usłyszałam  „Arcade”. 

Po powrocie do domu wystawiłam kierowcy ubera pięć gwiazdek. Chyba przede wszystkim za to, że nie próbował mnie zagadywać.

Ojca nadal nie było, więc zaległam w salonie na kanapie i włączyłam serial na Netflixie. Chciałam  poprzeglądać zdjęcia z urodzin, jednak gdy tylko skupiłam wzrok na telefonie, ponownie poczułam mdłości. Zdecydowanie nie miałam  na to mocy. To był dzień, który po prostu musiałam przetrwać. Ostatkiem sił napisałam do Zuzy, że jeśli ma ochotę, to może wpaść na wino.

Dwa razy nie musiałam namawiać, jednak nie spodziewałam jej się szybko, dlatego byłam nieco zdziwiona, gdy spod koca wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Zerknęłam przez wizjer i niemal zeszłam na zawał.

O mój Boże, to Mikołaj! Kurwa!
Spojrzałam w lustro i się skrzywiłam. 
Cóż, dobrze, że chociaż wzięłam prysznic. 

Poprawiłam dres i związałam włosy “na cebulę” jakby to miało cokolwiek zmienić.  Po mieszkaniu ponownie rozległ się niecierpliwy dźwięk dzwonka, który dewastował moją obolałą głowę. Do tego Mikołaj zaczął nerwowo pukać w drzwi. Byłoby łatwiej, gdybyś zamknęła bramę wjazdową i furtkę, idiotko! Wyrzucałam sobie skrajną nieodpowiedzialność.

– Lilka! Otwieraj te cholerne drzwi! Wiem, że jesteś w domu!– Pośpiesznie przekręciłam zamek, zachodząc w głowę, skąd ten gniew.

– Cześć Mikołaj, co cię do mnie sprowadza? Skąd to zniecierpliwienie?– Chciałam go objąć na przywitanie, jednak zrobił krok wstecz dając mi jednoznacznie do zrozumienia, że nie ma na to ochoty.

– Masz chyba coś mojego! Pamiętasz? – Przysięgam, że ostatni raz widziałam go tak wkurwionego, gdy Nikodem i ja wróciliśmy pijani do domu w wieku szesnastu lat. Nie wiedziałam wtedy na kogo wkurzony był bardziej.

–Yyy – wybełkotałam niepewnie, zażenowana tym, że czarna dziura, dotycząca wczorajszego wieczoru, wciąż się powiększała i to w zatrważającym tempie. – Niekoniecznie – Jak nic, znów zrobiłam się czerwona ze wstydu. Z emocji ledwo pamiętam swoje imię, jeszcze ten cholerny kac, a on mnie pyta o to, czy pamiętam coś z wczoraj?

– Nie zgrywaj głupiej, Lilka! – wzdrygnęłam się mimowolnie na dźwięk jego podniesionego głosu. – Dobrze wiesz, że masz moje kluczyki i prawko, przestań wreszcie uskuteczniać te durne gierki! Daj mi tylko moje rzeczy i spadam stąd! – fuknął obrażony, unikając za wszelką cenę mojego wzroku, wlepionego w  kamienny wyraz twarzy mężczyzny. 

Jego nieustępliwe spojrzenie, wtopione w ścianę salonu zaczynało mnie prześladować. Miałam wrażenie, że wczoraj wydarzyło się coś, co mogło zaważyć na naszej relacji, a czego absolutnie nie pamiętałam. Za wszelką cenę pragnęłam przypomnieć sobie cokolwiek z wczorajszego wieczoru, ale na marne, w głowie miałam absolutną pustkę, jakby wspomniana wcześniej, czarna dziura, pochłonęła dosłownie wszystkie wspomnienia.

– Ale ja zupełnie nie wiem o co ci chodzi! – zająknęłam się. – Jakie gierki, do cholery?!– Poczułam, jak pod powiekami zbierają mi się piekące łzy. Naprawdę chciałabym wiedzieć, co go tak rozwścieczyło, ale nie miałam odwagi prosić o wyjaśnienia.

– Przypomnij sobie wczorajszą imprezę i to… – urwał – zresztą, niech cię szlag trafi, to już i tak nieważne! Idziesz po te cholerne klucze?! – ponaglił mnie i  przetarł dłonią, po wyraźnie zmęczonej, twarzy. 

– Tak, już – Ruszyłam do swojego pokoju na oślep. Oczy miałam przepełnione łzami. Wpadłam do sypialni i wybuchnęłam histerycznym płaczem.

Nie płacz kretynko, nie teraz, kiedy on jest na dole. Szukaj tych kluczyków. Upomniałam się, próbując powstrzymać łzy.

Wysypałam wszystko z  torebki i na samym dnie faktycznie znajdowały  się jego kluczki i prawo jazdy. Tylko czemu to ja je miałam? Ach, tak, przytknęłam dłoń do czoła, zabrałam mu prawko, a potem kluczyki od auta, żeby nie wracał po pijaku do domu. Choć wiem, że na pewno by tego nie zrobił. I co, to ma mi za złe? Że nie chciałam, żeby coś mu się stało?! Że zadbałam o to, by  nie narażał życia swojego i innych?! Jeśli tak, to jest zwykłym idiotą.

Zeszłam na dół, skupiając całą swoją uwagę na tym, by się przed nim ponownie nie rozpłakać.

– Dzięki! – wysyczał, nie spoglądając nawet w moją stronę.

– Mikołaj, poczekaj – Mój głos brzmiał tak żałośnie, że sama go nie poznawałam.

– Czego chcesz? – warknął, dając do zrozumienia, że wcale nie ma ochoty na wyjaśnienia.

Wzięłam głęboki oddech i wypaliłam: 

– Przepraszam...

– A wiesz chociaż za co?! – prychnął z rezygnacją. Spuściłam głowę, żeby tylko nie patrzeć mu w oczy. Miał rację, nie wiedziałam za co go przepraszam. – Tak właśnie myślałem, w takim razie, to przepraszam możesz sobie wsadzić… – Nie dokończył zdania, nie musiał. Domyślałam się, co chciał powiedzieć. – Nie tego się po tobie spodziewałem, Lilka. Naprawdę  myślałem, że jesteś inna! Nie mogę uwierzyć w to, jak bardzo dałem się nabrać. Jestem kretynem. Beznadziejnym idiotą – Spuścił głowę i pokręcił nią z rezygnacją.

– Mikołaj, cokolwiek się stało, to przecież wiesz, że byłam pijana.

– Mikołaj, cokolwiek się stało, to przecież wiesz, że byłam pijana – przedrzeźniał mnie szyderczo – To nie jest wytłumaczenie! A zresztą, skąd wiesz co się stało, skoro nic nie pamiętasz?! Wiesz co, nie pogrążaj się jeszcze bardziej. Cześć! – W drzwiach minął się z Zuzą.

Gdy tylko zniknął z zasięgu mojego wzroku nie wytrzymałam i ponownie wybuchnęłam płaczem.

Zdezorientowana Zuza objęła mnie ramieniem. Za wszelką cenę chciałam się uspokoić, ale nawet czułe głaskanie po plecach przez przyjaciółkę nie pomagało. 

Znowu spieprzyłam! Po raz kolejny straciłam szansę na cokolwiek, co mogło mnie połączyć z Mikołajem. 

– Lili, czemu on był taki wściekły ? I co tu robił? – Zuza wydawała się żywo zainteresowana tym, co wydarzyło się chwilę temu. 
– Przyjechał po kluczyki i prawko, bo zostawił je u mnie w torbie – odpowiedziałam, pociągając nosem i usiadłam na kuchennej wysepce, jednocześnie odpalając papierosa – ale nie wiem, o co mu chodziło, przysięgam! – Spojrzałam na swoje, wciąż trzęsące się, dłonie. – Krzyczał, że gram w jakieś głupie gierki, żebym sobie lepiej przypomniała, co wczoraj zrobiłam... Zuś, czy ty wiesz, co ja nawyczyniałam? – zapytałam z nadzieją, że przyjaciółka rzuci, choć cień światła, na tę sprawę –  Czym go tak zraziłam do siebie? – kontynuowałam, zaciągając się raz po raz papierosem.

– Nie wiem, kochanie,  – podeszła bliżej i wyciągnęła z paczki szluga, obracając go kilkukrotnie w palcach, jakby zastanawiała się, czy powinna go w ogóle odpalać – ale Paweł mi mówił o pewnym zajściu między Mikołajem a Marcinem – podniosłam głowę i zmarszczyłam brwi. Nie miałam pojęcia, o co chodzi.

– Jakim zajściu? – zapytałam, przygryzając z nerwów wargę. Faktycznie, atmosfera między Mikołajem a Marcinem była potwornie napięta, ale przecież to nie była moja wina. – Ty i Paweł, to coś poważnego? – Dodałam, by choć na chwile zająć głowę czym innym.  Przeszło mi przez myśl, że jestem naprawdę chujową przyjaciółką. Nie zorientowałam się nawet, że Zuza się z kimś umawia. Jak mogłam nie wiedzieć, że spotyka się z przyjacielem faceta, na którym tak cholernie mi zależy.

– Tak, ale nie wydaje mi się, żeby to było jakoś bardzo istotne dla tej historii – odpowiedziała dość szybko, jakby chciała za wszelką cenę uciąć temat swojego związku. – Kiedy Pawłowi skończyły się papierosy, we trzech poszli na stację. Nie wiem, dlaczego ten cały Marcin się do nich przykleił. W drodze powrotnej niechciany towarzysz powiedział, że chce się za ciebie zabrać, na co Mikołaj przyparł go do muru i grożąc pięścią, odpowiedział, że zabrać to się może za uczciwą  pracę albo za naukę, a nie za dziewczynę, zwłaszcza za Liliannę. Paweł mówił, że mało co nie doszło między nimi do poważnej bójki, ledwo odciągnął Mikołaja od tego zjeba. Poza tym Mikołaj ręczył za ciebie, że nawet nie spojrzysz na takiego chuja jak Marcin. Lili, – Dziewczyna zagaiła z wyraźną troską w głosie – proszę cię, uważaj na niego. Z tym kolesiem naprawdę jest coś nie tak. Wydaje mi się – Przygryzła wargę, jakby zastanawiała się nad tym, co za chwilę powie – że te róże, które ktoś Ci przysłał do szkoły tańca, mogą być od niego.

– No przecież to jest oczywiste, że Marcin mnie nie interesuje! – Schowałam twarz w dłoniach, próbując przyswoić informacje podane przez Zuzę. – Czuję coś do Mikołaja, odkąd pamiętam! Wydaje mi się, że dałam mu to wczoraj dość jasno do zrozumienia – fuknęłam rozdrażniona. – Nie mogę przecież odpowiadać za to, co powiedział Marcin. A swoją drogą niech no ja go tylko dorwę – urwałam. – Nie rozumiem tylko, co do tego ma Mikołaj, przecież sam jest w związku, do jasnej cholery!

– Może… – Zuza zawahała się przez chwilę – po prostu są jeszcze dobrze wychowani faceci. Mikołaj zawsze się o ciebie troszczył. Jak tylko zrobił prawo jazdy, zawsze odwoził nas do domu i gwarantuję ci, że to nie ze względu na mnie.

Czy Zuza miała rację? Czy naprawdę chodziło o kwestie kultury osobistej i chęć zatroszczenia się o mnie? W jakim charakterze? Brata? Przyjaciela? Przecież, nic innego nie wchodziło w grę. Mikołaj ma partnerkę, z którą wiedzie szczęśliwe życie.

– Ja nie potrzebuję drugiego brata, nie teraz – odparłam zirytowana. Po raz kolejny moje oczy nabrzmiały od łez. Zuza przyciągnęła mnie do siebie i mocno przytuliła.

– Wiem, maleńka. Wiem, że cierpisz. Łukasza z nami nie ma ciałem, ale on cię nigdy nie opuści i nie pozwoli cię skrzywdzić. Wierzę w to, że nad nami czuwa – Uśmiechnęła się ciepło.

Wzięłam do ręki ramkę z naszym wspólnym zdjęciem, zrobionym dwa tygodnie przed jego śmiercią na lotnisku i przesunęłam po niej palcami. Drżącym głosem wyrzuciłam  z siebie wszystko, co obecnie leżało mi na sercu.

– Zostawiłeś mnie. Odebrałeś mi najważniejszą część samej siebie! Gdybyś tu był i usłyszał to, co ten idiota o mnie powiedział, już dawno zmazałbyś mu ten fałszywy uśmieszek z twarzy! A tak, mężczyzna, do którego czuję znacznie więcej, niż powinnam, usiłuje być dla mnie bratem! – Ocierałam łzy spadające na szkło ramki, spazmatycznie szlochając. – Mimo, że to z góry  skazane na porażkę, bo nie ma na świecie człowieka, który mógłby cię zastąpić! 

Cisnęłam zdjęciem o podłogę z taką siłą, że ramka rozbiła się w drobny mak. Kiedy usiłowałam pozbierać szkło, rozcięłam dłoń. Obserwowałam  z chorą fascynacją jak stróżka krwi ściekała po moim przedramieniu.

– Zostaw to! – Zuza zareagowała natychmiast. Z przerażeniem odsunęła mnie od pozostałości po ramce. –  Ja posprzątam, zrobię coś do jedzenia, a ty się ogarnij. – Dostrzegłam w jej oczach troskę wymieszaną ze strachem –  Nie wiem, weź prysznic, zrób coś ze sobą!

– Zuza – rzuciłam się jej na szyję, wciąż płacząc. – Naprawdę nie wiem, jak ci dziękować, ty zawsze przy mnie jesteś. 

–Ty też przy mnie byłaś w najgorszych momentach. – Przez ułamek sekundy miałam wrażenie, że moja przyjaciółka usiłowała uciec wzrokiem, gdy to mówiła, ale być może byłam już przewrażliwiona. – Przez to też przejdziemy razem.

Stałam pod prysznicem chyba z godzinę, pozwalając, aby woda swobodnie spływała po moim obolałym ciele, jakbym czekała na zbawienie albo jakiś złoty środek. Przebrałam się w byle jaki dres i zeszłam  na dół. Tam czekał na mnie rosół z pobliskiej knajpki, który najwidoczniej Zuza musiała kupić, kiedy ja rozważałam, czy utopienie się pod prysznicem jest fizycznie możliwe. Znalazłam  karteczkę, że niestety musi uciekać, bo mają jakąś rodzinną uroczystość, na której musi być.

No to nie pozostało mi nic innego, jak w samotności zapijać smutki.  Westchnęłam  z rozczarowaniem.   Tego mi teraz potrzeba. Zapomnieć. 

Godzinę i dwie butelki wina później, znów byłam naprana jak pekaes. 

– Cóż, – parskęłam – to najwidoczniej kolejny talent, jaki odziedziczyłam po tatusiu, pomijając umiejętności plastyczne. Wino białe na przemian z czerwonym i shoty załatwiły sprawę. Chwyciłam telefon i zadzwoniłam do Mikołaja.

Bardzo odważnie, bardzo.

Odebrał natychmiast.

Kurwa. Tego się nie spodziewałam.

– Czego chcesz? – Gdy usłyszałam jego ton, po moim zmęczonym, pijanym ciele, przebiegły ciarki. 

– Halo, Mikołaj – zachichotałam głupkowato – o co ci chodziło dziś rano? – wybełkotałam  do słuchawki. Przynajmniej tak mi się wydawało. Usłyszałam, jak Mikołaj bierze głębszy oddech.

– Dziewczyno, idź spać. Jesteś pijana, znowu. – W jego głosie dało się wyczuć rozczarowanie.

– Skończ mnie umoralniać – westchnęłam. – Kim ty jesteś, żeby to robić? Sam nie jesteś święty!

Brawo Lilka, wzbiłaś się na wyżyny żenady.

– Nie mam zamiaru. Już mnie nie obchodzi to, co robisz, dobranoc – odparł z irytacją i zakończył połączenie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro