Rozdział 2.
Rano odwiedziłam babcię, jedyną osobę z rodziny, która tak naprawdę jest za mną. Zawsze, bez wyjątków. Spędziłam z nią przedpołudnie, plotkując o bzdurach i unikając poważniejszych tematów, takich jak mój powrót do żywych.
Do tej pory nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego wszyscy chcą, żebym żyła jak gdyby nigdy nic. Zastanawiałam się, czy to z nimi jest coś nie tak, czy naprawdę ze mną. Dziwi mnie się, jak szybko ludzie wracają do normalności. Czy ja też powinnam opanować tę umiejętność? W drodze do Zuzy spotkałam Kamila, który nie tylko był moim instruktorem tańca, ale, przede wszystkim, parszywą szują, traktującą mnie jak powietrze.
- Dość - pomyślałam - albo teraz sobie to wyjaśnimy, albo nigdy.
- Długo zamierzasz mnie traktować jak smród?- zapytałam, nie odwracając się do niego. Usłyszałam, że przystanął i westchnął z rezygnacją. - Przecież coś nas łączyło, nie twierdzę, że to była przyjaźń, ale lubiliśmy się. Chyba że było to jednostronne?
- Powinnaś zmienić szkołę tańca - Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam.
- Ty chyba, kurwa, sobie jaja robisz. Wystawiasz mnie do wiatru na każdym froncie? Wiesz co, Kamil, pierdol się!- Odeszłam, nie czekając na odpowiedź.
Co za bezczelny dupek.
Wpadłam w ostatniej chwili do podmiejskiego autobusu, analizując całe to zajście, od nowa i od nowa. Założyłam słuchawki i starałam się, choć na chwilę, wyłączyć myślenie.
Cholera, naprawdę nie chcę zmieniać szkoły tańca, uwielbiam swoją grupę, to jedyne, co daje mi wytchnienie, choć na chwilę.
Dlaczego on mi to robi?!
Tak bardzo zgubiłam się w swoich myślach, że w ostatnim momencie dotarło do mnie, że na następnym przystanku powinnam wysiąść. W kiosku po drodze kupiłam papierosy. Brawo Lilka, znów udało Ci się spieprzyć sprawę, nawet tak błahą, jak niepalenie fajek. Przecież kondycja już i tak nie będzie mi potrzebna, właśnie zostałam wyrzucona z zajęć.
Ktoś mógłby pomyśleć: wielkie mi halo, przecież możesz iść do innej szkoły tańca. No nie, to miejsce miało dla mnie ogromne znaczenie. Czas przeszły, jak wszystko.
Kamil był przyjacielem mojego brata, pamiętam jak dziś, dzień w którym oświadczył nam, że otwiera swoją upragnioną szkołę tańca. Spędziliśmy mnóstwo czasu przygotowując miejsce do otwarcia. Ja zajmowałam się stroną wizualną, a Kamil z Łukaszem techniczną. Większość rzeczy robiliśmy sami. Zarówno ja jak i mój brat poświęciliśmy temu miejscu wiele czasu i włożyliśmy w nie jeszcze więcej serca.
Nagle dobiegł do mnie czyjś głos, przebijając się przez głośne dźwięki tech house. To Marcin.
- Jezu, dogonić cię dziewczyno... Pędzisz, jakbyś chciała przed czymś uciec.
Bo chcę, przed samą sobą, jednak nie zdobyłam się na taką odpowiedź. Faktycznie musiał biec za mną spory kawałek. Jego urywany oddech i zaczerwienione policzki jednoznacznie na to wskazywały.
- Hej, przepraszam cię, odpłynęłam gdzieś myślami - odpowiedziałam, dając mu czas na wyrównanie oddechu.
- Zauważyłem, nie sposób się jednak na ciebie gniewać. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że się tak wprosiłem na twoje urodziny... W końcu dawno się nie widzieliśmy i może wcale nie masz ochoty spędzać tego wieczoru w moim towarzystwie. Chcę, żebyś wiedziała, że mam żal do siebie, tak łatwo pozwoliłem ci odejść z uczelni.
Zastanowiłam się przez chwilę nad tym, co powinnam odpowiedzieć. Marcin miał rację, odeszłam z dnia na dzień, zostawiając za sobą wszystkie relacje z uczelni, jakby nigdy nic dla mnie nie znaczyły. Jedyną osobą, odpowiedzialną za obecny stan rzeczy, byłam ja. Znajomi ze studiów po prostu uszanowali moją decyzję i dali mi przestrzeń, z której skorzystałam zbyt chętnie.
- Nie, absolutnie! Sama powinnam wpaść na to, by się odezwać. Nic nie mogło zmienić mojej decyzji, ale prawda jest taka, że nie powinnam zostawiać was bez słowa.
- Lila, przecież to nie było twoje widzimisię, zmusiła cię do tego sytuacja życiowa. Zapewniam Cię, że nikt z nas nie ma ci tego za złe. - Uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, dzięki czemu od razu poczułam się lepiej. - Słuchaj, a może dasz się może zaprosić na kawę? - kontynuował. - Wiem, że musisz szykować się na przyjęcie, ale jest dopiero czternasta, a tu niedaleko jest kawiarnia, w której mają naprawdę dobrą kawę. Nadal dasz się pokroić za świeżo mielone, podwójne espresso? Czy to też się zmieniło? - Uśmiechnęłam się pod nosem, będąc pod niemałym wrażeniem, że pamięta takie szczegóły.
- Jasne, są pewne rzeczy, które nie ulegają zmianie, choćby nie wiem co.
- Świetnie, tędy - Ruszył, wskazując malutki lokal na końcu ulicy.
Czas upływał nam bardzo przyjemnie, nadrabialiśmy stracone chwile. Znaczy, Marcin głównie mówił, a ja słuchałam. Kiedyś bym go za to upomniała, teraz niespecjalnie mi to przeszkadzało. Chwilę po piętnastej zadzwoniła do mnie wściekła Zuza. Spotkanie z dawnym znajomym przebiegało tak przyjemnie, że nie zwróciłam uwagi na upływający czas. Oczywiście, nie była zachwycona tym, że mam ponad godzinną obsuwę, dlatego grzecznie przeprosiłam Marcina i zaczęłam zbierać się do wyjścia. Ten jednak uparł się, by mnie odprowadzić, argumentując to tym, że nie wie, gdzie ma się wieczorem stawić. Fakt, nie podałam mu adresu. Odprowadził mnie pod samą furtkę i pożegnał buziakiem w policzek.
Okej, to trochę dziwne. Nigdy tego nie robił.
Nie byłam w stanie ukryć zaskoczenia i instynktownie zwiększyłam dystans. Uciekłam. Po prostu. Nazywajmy rzeczy po imieniu. Zdobyłam się tylko na to, by mu odmachać.
Boże, Lilka, jesteś żałosna.
Wiem, że Zuza przyglądała się całej sytuacji. Jest gorsza niż osiedlowy monitoring w postaci emerytek w oknie.
- Czy to był Marcin, ten twój znajomy ze studiów? Nie wiedziałam, że jesteście tak blisko. Coś się zmieniło? Dlaczego nie mówiłaś, że się umówiliście? - Przywitała mnie gradem pytań, nie dając nawet czasu na zdjęcie butów.
- Cześć. Tak, to był on. Nie umówiliśmy się. Wpadłam na niego na przystanku i tak, od słowa do słowa, poszliśmy na kawę. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że zaprosiłam go na wieczór. Ja też nie wiedziałam, że jest ze mną tak blisko - odparłam z zakłopotaniem.
- No, nie dało się tego nie zauważyć - Widziałam po jej minie, że nie jest zachwycona obecnością Marcina na dzisiejszej imprezie.
- Zuś, przecież wiesz, że nie widzę się teraz w związku. Chyba nie potrafię już wykrzesać z siebie żadnych większych uczuć.
- A co z Mikołajem? - Popatrzyłam na nią jak na kosmitkę, zastanawiając się co to za głupie pytanie.
- Zuzka, nie jestem pewna, czy Mikołaj pamięta jeszcze o moim istnieniu. Odkąd Nikodem, z dnia na dzień, stwierdził, że znudziło mu się bycie moim przyjacielem, minęło prawie pięć lat. To niedorzeczne.
- Lilka, ty czasami jesteś jak dziecko. Przecież Nikodem był zakochany w tobie od gimnazjum. Nie widział, świata poza tobą. Gdy dowiedział się, że robisz maślane oczy do Mikołaja, usunął się w cień. Jak myślisz, czemu w połowie roku szkolnego zmienił szkołę? Musiał się odciąć.
- Ale - zająknęłam się - ale ja nic nie zauważyłam. Naprawdę.
- O tym mówię. Wpadł w głęboki friend zone. Wyobrażasz sobie, kochać dziewczynę i odkryć, że ona również kocha, ale wojego brata? - Uniosła brew, patrząc na mnie jak na skończoną kretynkę.
-Boże, jestem serio beznadziejna w te klocki - Schowałam twarz w dłoniach, nie dowierzając we własną naiwność.
Chryste, czy ja naprawdę byłam aż tak ślepa?!
No tak... - zaczęłam naprędce analizować wszystkie za i przeciw. - Nagłe zerwanie kontaktu, brak odpowiedzi na wiadomości, unfollow w social mediach, wszystko składało się w logiczną całość.
Jak ja mogłam wcześniej tego nie zauważyć?!
- No już, nie zamartwiaj się - Pogłaskała mnie po włosach, czekając aż ponownie na nią spojrzę. - W sumie to na dobre mu to wyszło. Dał się namówić rodzicom na wspólny wylot do Wielkiej Brytanii, tam skończył dobrą szkołę średnią, a później zaczął studia, nawet kogoś ma.
- Czekaj, skąd ty to wszystko wiesz? Przecież wy nigdy nie byliście ze sobą jakoś bardzo blisko. Kumplowaliście się, ale jak doszło do tego, że ty masz o nim jakiekolwiek informacje, a ja nie? - Zuza była wyraźnie zakłopotana moimi pytaniami. Widziałam to w jej błękitnych oczach. Dziewczyna spojrzała na zegarek i, chcąc zmienić temat, zapytała:
- Czy ty nie musisz się zacząć szykować? Jest po siedemnastej.
Kurwa, nawet nie wiem, kiedy ten czas minął.
- Masz rację, ale i tak... - Dzwonek mi przerwał i Zuza zniknęła za drzwiami - ci nie odpuszczę. - Skończyłam myśl, choć ona już tego nie usłyszała.
Wtem, cały hol wypełnił się ludźmi ubranymi w szare uniformy.
Chwila, czy ona zamówiła catering?
Moja przyjaciółka była niemożliwa. Za firmą cateringową weszli dwaj mężczyźni, z trudem wpychający przez drzwi przenośny bar, a za nim koleś ,ciągnący przezroczyste kufry z rozmaitymi alkoholami z różnych zakątków świata. Czy ona zatrudniła mi barmana? Zwariowała! Jak Boga kocham.
Powinnam jej oddać chociaż część kasy. Zajmę się tym jutro. Teraz nie było na to czasu. Do oficjalnego rozpoczęcia przyjęcia zostało niecałe dwie godziny, a biorąc pod uwagę ilość obsługi zatrudnionej na ten wieczór, początkowe plany na niewielką domówkę spełzły na niczym, co oznaczało, że musiałam włożyć znacznie więcej wysiłku w to, by wyglądać adekwatnie do okazji.
Wyciągnęłam z kufra nową paletę cieni i jak zawsze zaczęłam od oczu. Może się to wydawać dziwne, ale gdy coś mi nie wyjdzie, to nie uszkodzę reszty makijażu. W międzyczasie nawinęłam włosy na termoloki. Dziś zdecydowałam się na hollywoodzkie fale. Stylizacji dopełnił kryształowy fascynator i czarne, długie rękawiczki. Spojrzałam w lustro i z zachwytem stwierdziłam, że już dawno nie wyglądałam tak atrakcyjnie. W odbiciu dostrzegłam dawno niewidzianą wersję Lilki, ,
Gdy byłam w końcu gotowa, wyszłam z pokoju gościnnego.
W tle słychać dźwięki „Bang Bang", a dom w błyskawicznym tempie wypełniał się ludźmi. Cholera, nie zdawałam sobie sprawy, że znam tyle osób.
No dobra, Lilka, weź się w garść, w końcu "Little party never killed nobody".
Schodząc po schodach dostrzegłam, że wszystkie oczy są zwrócone ku mnie. Nie do końca poznawałam niektóre twarze, ale, być może, to osoby towarzyszące.
Po zejściu na parter nie byłam w stanie wydobyć z siebie ani słowa. Dom został pięknie przystrojony, przypominając ten rodem z Great Gatsby'ego. Pod schodami znajdowały się tace zastawione rozmaitymi finger foodami, a obok nich stół ze słodkościami, wyjęty wprost z instagramów topowych influ. Byłam oczarowana, jednocześnie dotarło do mnie, jak wiele serca włożyła w to Zuza i ile czasu musiała to planować.
Cóż, być może ten wieczór nie będzie wcale taki zły?
Chciałabym Was zapytać jak odczucia po drugim rozdziale i podziękować za tak pozytywny feedback ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro