Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VII

Gdy Uchiha zniknął między drzewami, wzięłam głęboki wdech, po czym zaczęłam nasłuchiwać. Może i nie mogłam jak na razie korzystać z żadnych technik, gdyż moja chakra była na wyczerpaniu, lecz nie oznacza to iż nie udało by mi się znaleźć jednego starego dziada.

Nie długo myśląc zaczęłam niespiesznie iść w jedną stronę, gdy w pewnym momencie usłyszałam szelest z tyłu. Odruchowo odwróciłam się i za razem rzuciłam kunai'em. Dopiero po tym ujrzałam iż szum stworzyły małe ptaszki siedzące w gnieździe.

- O kurwa - wyszeptałam pod nosem, po czym pośpiechu rzuciłam innym ostrzem aby zmienić trajektorię pierwszej broni. Lecz szczęście mi nie dopisywało w tym dniu i moja próba poprawienia się jedynie pogorszyła sytuację.

W momencie gdy miałam zamiar już przemieścić się do gniazda aby złapać kunai'e, ujrzałam jak w mgnieniu oka gdzieś zza krzaków wyskoczył czerwono-oki i złapał broń, po czym odrzucił w moją stronę.

- Nie wszystko co wydaje dźwięki, jest twoim wrogiem - rzekł zimno Uchiha, spoglądając jak ja w ciszy odbijam ostrza swoimi nunchakami.

- Wiem... To był odruch... - odparłam ciszej niż zamierzałam, po czym zaczęłam obserwować jak znajomy spokojnym krokiem zbliża się w moim kierunku. Gdy ten znalazł się tuż przede mną, splótł swoje ręce pod klatką piersiową po czym nadal spoglądając na mnie szkarłatnymi oczyma, powiedział.

- W takim razie musisz nauczyć się kontrolować ten odruch. Nie zawsze on działa na twoją korzyść. - słysząc te słowa cicho kiwnęłam głową i od razu po tym podniosłam swój wzrok na twarz Madary - No i cudnie. W takim razie kontynuujemy trening. I tym razem, skup się bardziej - mig później Uchiha dał mi pstryczka a ja oszołomiona stałam jeszcze przez jakiś czas w miejscu.

- E-ej! - krzyknęłam z dużym opóźnieniem, po czym nadęłam usta z oburzenia i splotłam swoje ręce pod klatką piersiową - I co to miało być? - wyszeptałam niezadowolonym głosem pod nosem.

Dłuższą chwilę później rozluźniłam swoje mięśnie i ponownie zaczęłam nasłuchiwać oraz odwoływać się do mojego szóstego czucia, jednak okolica była zbyt spokojna i nie miałam żadnego uczucia niebezpieczeństwa.

Nie mając zbytnio pomysłu na to co zrobić, wróciłam na środek polany i usiadłam po turecku. Po tym przymknęłam oczy, nadal nasłuchując.

- Może by tak użyć tej techniki... - zaczęłam mówić pod nosem, po czym gdy podjęłam decyzję, pokierowałam czakrę do swoich oczodołów a już z nich wyrosły dwa pomarańczowe kwiaty, które mgnienie później zaczęły wypuszczać dużo pyłków. Później te pyłki rozproszyły się w promieniu 50 metrów a ja westchnęłam ze zmęczenia - Ts... Mam nadzieję że tego wystarczy. Eh, gdybym miała więcej chakry...

Po tych słowach zacisnęłam pięści i zaczęłam przeczesywać wzrokiem cały teren. Gdy nareszcie znalazłam czarno-włosego, wyszczerzyłam się z zadowolenia i odwróciwszy swoją głowę w jego stronę, wyszeptałam.

- Mam cię~

Nie długo myśląc wskoczyłam na swoje nogi i wyciągnęłam dwa kunai'e, do których przywiązałam metalowe linki. Zaraz po tym poprawiłam swoje rękawiczki i zrobiłam wypad aby szybciej zacząć biec.
Chwila później już wskoczyłam na gałąź i z tamtego miejsca zapuściłam kunai, który przeleciał obok parę drzew i wbił się w grubą gałąź. Mgnienie później oplotłam wokół swojej ręki linkę. Nie długo myśląc zeskoczyłam z drzewka i poleciałam jak Tarzan.

W tym samym czasie Uchiha zaczął po trochu uciekać, gdyż odczytał wypowiedziane przeze mnie słowa, po ruchu moich ust.

- Co to do cholery jest... Jej oczy... - wyszeptał pod nosem czarno-włosy, wspominając obraz kwiatków, które już wtedy pokrywały się szkarłatnym odcieniem krwi wypływającej z moich oczu. Na samą myśl o tym widoku, znajomego przechodził nieprzyjemny dreszcz.

W międzyczasie, dostatecznie zbliżyłam się do mojego "celu", dlatego bez zastanowienia zakręciłam linką tak, aby po rzuceniu, ta oplotła ciało Uchihy. Mgnienie później, ona już leciała w stronę czarno-okiego,  lecz ten zdołał bez większych problemów ominąć ją. Widząc to, ciężko westchnęłam, po czym zaczęłam po prostu kierować się za Madarą, wzbierając się co raz wyżej po gałęziach. 

Po krótkim czasie, byłam na wystarczającej wysokości, dlatego nie zastanawiając się długo, odbiłam się od gałęzi i poleciałam prosto na znajomego. Ten zaś, słysząc dziwny szelest od góry, odwrócił swój wzrok do góry i ujrzał spadającą mnie.

- Ja pier... - rzekł trochę oszołomiony Uchiha i chciał już odskoczyć w bok, lecz siła grawitacji była większa niż jego szybkość reakcji, dlatego też w następnym momencie zbiłam go z gałęzi, trafiając zgiętymi kolanami w klatkę piersiową. Dodatkowo, aby ten nie uciekł w trakcie spadania, przyciągnęłam się rękoma do niego, tylko po to aby oplątać jego tors nogami.

 Mgnienie później czarno-włosy złapał się za jakąś gałąź, a ja przez gwałtowne "hamowanie" poleciałam torsem w dół. Koniec końców zostałam tak wisieć do góry nogami. Widząc to przeciwnik podniósł swój kącik ust i zwierzchnio spojrzał się na mnie. 

- Cóż, przyznam iż to była dość interesująca próba. - pomimo tej zbyt zadowolonej mordy, głos Uchihy brzmiał w miarę spokojnie. 

- Udana próba - dodałam już dość wykończonym głosem, po czym wzięłam głębszy wdech.

- Nie, nie do końca. Zawsze mogę jeszcze cię zrzucić na ziemię, to nie jest wielki problem. - słysząc te słowa, podniosłam swoją głowę do góry, niby spoglądając na twarz czarno-włosego, po czym pokazałam środkowy palec i z niezadowoleniem odparłam.

- A weź się idź jebać, co? Złapałam cię i już. - po tych słowach opuściłam swoją rękę wraz z głową, po czym zaczęłam w ciszy zwisać, nadal trzymając się za tors.

- Długo zamierzasz tak wisieć? - ironicznie spytał się znajomy.

- Tak, bo nie mam już siły aby zejść na dół samą.

- Czyli proponujesz abym ja cię pociągnął na dół?

- Cóż, przyznam że było by naprawdę miło. Ale jeśli nie chcesz, to zostaw mnie gdzieś na drzewie i tyle. - gdy Madara usłyszał moją odpowiedź, to ciężko westchnął po czym wyciągnął do mnie rękę.

- Dobra, z racji że mnie złapałaś, to cię zniosę na dół. Lecz to pierwszy i ostatni raz - w międzyczasie przyjęłam dłoń Uchihy a ten mnie podciągnął do góry tak, że w tym momencie moja twarz była naprzeciwko jego.

- Tak jest szefie. - odparłam z uśmieszkiem, a czarno-włosy odwrócił wzrok w bok.

- A i, weź ty zabierz te kwiaty, bo to wygląda przerażająco...

- M? No dobra, jak chcesz - po odpowiedzi odmieniłam technikę, przez co od razu musiałam zamknąć oczy, gdyż do nich napływała spora ilość krwi, która już w kolejnym momencie zaczęła wyciekać jak łzy - Sorki jeśli pobrudzę twoje ubranie krwią - wypowiedziałam z niezręcznym uśmieszkiem, po czym trzymając się jedną ręką za bark czarno-okiego, polazłam inną do kabury, z której wyciągnęłam chusteczkę. Chwilę później otarłam czerwoną ciecz i zaraz po tym usłyszałam głos znajomego.

- Nie szkodzi. Skoro nie możesz jeszcze widzieć, to lepiej złap się mocniej. Nie będę cię łapał jeśli zaczniesz spadać. - chciałam już coś powiedzieć o tym, że to dość niemiło brzmiało, lecz wcześnie przypomniałam sobie o tym iż tak na dobrą sprawę, Uchiha nie jest zobowiązany mi pomagać, gdyż to nie wchodziło w naszą umowę. Dlatego też w następnym momencie w ciszy kiwnęłam i owinęłam swoje ręce wokół szyi czarno-włosego a podbródek położyłam na jedną z rąk.

Gdy znajomy upewnił się, że wystarczająco mocno się trzymam, odpuścił gałąź, prze co we dwójkę zaczęliśmy spadać. W jakimś mgnieniu, Madara odepchnął się od najprawdopodobniej drzewa i zaczął skakać w niewiadomym kierunku. Kolejne parę minut spędziliśmy w ciszy, nasłuchując trzasku drzew za każdym razem gdy czarno-włosy stawiał krok. Szczerze, były to dość stresujące parę minut, gdyż wtedy ni stąd ni z owąd  zaczęły się do mnie podkradać myśli w stylu " A co jeśli teraz niesie mnie nie na polanę a gdzieś do swojego klanu? Teoretycznie, takie coś mogło by mieć miejsce... Kurwa a ja przecież nawet nie będę mogła się obronić w razie czego." Lecz na moje szczęście, już wkrótce Uchiha zatrzymał się ne trawie, oznajmiając mi, iż mogę już zejść.

- Dzięki... - wypowiedziałam dość słabo, czy to przez natarczywe myśli, czy to przez zawroty w głowie, spowodowane sporą utratą krwi. Jednak wszystko stało się w miarę jasne, gdy postawiłam nogi na ziemi. Zaraz po tym, podgięły mi się one a w oczach nastąpił większy mrok niż przed tym. Ostatnie uczucie, które zapamiętałam to ciepłe męskie ręce, które złapały mnie za nadgarstek, dosłownie chwilę przed tym jak miałam twarzą spotkać się z trawą.

Po tym jak znajomy złapał mnie, podciągnął on moje nieprzytomne ciało aby sprawdzić co się stało.

- Niby oddycha... Straciła przytomność czy to po prostu przemęczenie? - zaczął po cichu rozważać czarno-oki, w międzyczasie odkładając mnie na dość zimną trawę - Dobra, w sumie to nie mój problem... 

Po tych słowach Madara chciał już odejść, jednak przypomniał sobie o tym, że jego klan objął większy terytorium do pilnowania i nie jest wykluczone, iż ktoś od Uchihów mógłby znaleźć moje nieprzytomne ciało. 

- Eh... Co za zmora - wybełkotał se pod nosem, po czym wziął mnie jak worek na ziemniaki i poniósł pod pobliskie drzewo. Po dotarciu na miejsce znajomy opuścił moje ciało na ziemię, oparwszy go o pień. Zaraz po tym czarno-włosy narzucił na mnie swoje kimono a sam usiadł tuż obok mnie, poprawiając czarny golf - Ts... Powinien był już dawno wrócić do domu i pracy nad papierami a nie tracić tu czas, jednak że... - w tamtym momencie ninja przerzucił na mnie swój trochę zimny wzrok - Powinienem na nią uważać... W przyszłości może sprawić i mi i mojemu klanu sporo kłopotów... Muszę mieć ją albo jako martwego wroga albo wiernego sojusznika. Cóż, czas pokaże...

Po tym dość krótkim monologu, znajomy wyciągnął jakiś list i zaczął w zamyśleniu studiować jego zawartość, za razem pilnując okolicy aby nie podpuścić do siebie żadnego wroga.

- Widzę, że otrzymałeś go już - wypowiedział dość tajemniczo, mężczyzna zbliżający się w cieni drzew do naszej dwójki. Jego zarys nie wyglądał dość przyjaźnie, szerokie plecy, dobra postura, wysoki wzrost... Wszystko to nie dawało powodów do zaufania, lecz Uchiha wydawał się nie przejmować tym faktem. On z radosnym uśmiechem podniósł się z ziemi i już wyciągnął rękę aby przygotować się do przywitania.

- Dobrze cię widzieć w całości... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro