Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział V

Po zdarzeniu na małej polance, wróciłam z starszym bratem dopiero nad ranem. O dziwo, Hashirama już nie spał, a jedynie siedział za stołem w kuchni i z zamyśleniem i wymalowanym na twarzy niezadowoleniem przeglądał papiery.

- Dobry ranek Hashi. Już nie śpisz? - spytałam się spokojnie, gdy podeszłam od tyłu i położyłam swój podbródek mu na bark. Ten natomiast "wybudził" się z zamyślenia i rzucił na mnie wzrok a później na Tobiramę, po czym zmęczonym głosem odparł.

- Mhm, a wy już jak widzę, wróciliście. Już jest w porządku? - gdy zabrzmiało pytanie, brunet przypatrywał się biało-włosemu.

- W sumie, to tak. Sytuacja ogarnięta że tak powiem. Ale mniejsza o nas. Lepiej powiedz co ci w głowie siedzi i co to za papiery. - po tych słowach, średni z rodzeństwa kiwnął głową, tym samym wskazując na teczkę i inne dokumenty.

- A, to... Kolejna misja że tak powiem...

- I na czym ona polega? - spytałam się spokojnie, nadal trzymając podbródek na barku Hashiramy.

-Starszyna chcę wykraść techniki konkurujących klanów... 

- Stop, że co proszę? - jednocześnie wypowiedziałam z Tobiramą, po czym zaczęliśmy wpatrywać się w mordkę najstarszego z nas, oczekując iż ten oznajmi, że to był jedynie nieudany żart. Lecz ten trwał w ciszy, spoglądając na kartki.

- A czy to przypadkiem nie samobójstwo? - rzekłam po chwili milczenia, gdy nikt z naszej trójki nie wiedział co powiedzieć. 

- Owszem, samobójstwo... - odparł cicho Hashi, nie odrywając wzroku od stołu.

- I że niby te stare kościotrupy chcą CIEBIE wysłać?! Nie no kurwa nie żartuj sobie ze mnie. Jak ja zaraz pójdę im przypierdolić. Już dawno warto było to zrobić... - po tych słowach pstryknęłam swoją szyją, po czym niespiesznym krokiem, poszłam w stronę wyjścia, lecz w momencie gdy minęłam Tobiramę, ten złapał mnie za kołnierz i nie dał szansy na wyrwanie się.

- Mikoto, ogarnij dupę... - z niejakim zażenowaniem rzekł biało-włosy a ja zaczęłam próbować wyrwać się.

- A ty puść mnie szuju! 

- Mikoto, posłuchaj się Tobiramy... - powiedział cicho brunet, a średni nas wypuścił mnie z uchwytu, abym mogła odwrócić się do Hashiramy przodem.

- No ale Hashi! No na miłość boską! To już jest zdecydowanie przesada!

- Mikoto, problem wcale nie polega na tym, że niby ja mam iść... Problem jest w tym, że wysłać chcą właśnie ciebie... - po tych słowach zamarłam na chwilę, spoglądając w milczeniu w oczy bruneta.

- Że... Mnie? - zdziwiona wydusiłam z gardła, po czym dobrze ujrzałam jak najstarszy spuszcza oczy w dół. Tym czasem biało-włosy równie  zaskoczony co i ja, zaczął kontynuować rozmowę.

- Hashirama, mógłbyś wytłumaczyć, czemu tak naglę dają na tyle ważną misję jej?   

- Sam bym chciał wiedzieć...Lecz domyślam się o jednym. To nie wróży nic dobrego...

Po tych słowach między naszą trójką zagościła grobowa cisza. Nikt z nas nie znał przyczyny przydzielenia mi danego zadania, biorąc pod uwagę ten fakt, iż rzeczywiście nie jestem najbardziej zaufaną osobą w klanie. Tym bardziej, każdy dobrze wie, iż mam z tymi kościotrupami osobiste sprawy do załatwienia. Więc dlaczego tak nagle...

- Słuchajcie, a może... - zaczęłam niepewnie gadać, przy tym sciszając swój głos - Zamierzają mnie wykorzystać bardziej jako mięso armatne? - słysząc te pytanie, brew biało-włosego lekko wzdrygnęła a na jego twarzy zagościło widoczne niezadowolenie.

- Mikoto to absurd. Jak ci do głowy przyszło w ogóle coś takiego? Wiem że miałaś parę sprzeczek z naszą starszyną ale bez przesady - mówiąc dane słowa, brat skrzyżował ręce pod klatką piersiową i częściowo odwrócił się do mnie. Tym czasem brunet jedynie w ciszy przyglądał się zbliżającej się sprzeczce.

- Wiem, wiem że to brzmi absurdalnie. Ale sam pomyśl Tobirama. Prawie taka sama sytuacja była z Tayo dawno temu... - gdy skończyłam mówić, chłopaki wzdrygnęli na samą myśl o tym pamiętnym zdarzeniu.

- Miko, chyba nie sugerujesz, że w śmierci Tayo była zamieszana... Nasza starszyna? - ostrożnie i cicho, prawie szeptem rzekł biało-włosy a ja jedynie przygryzław wargę.

- A właśnie że sugeruję...

- Czemu? Masz w ogóle jakieś przyczyny czy dowody? Bo wiesz, to dosyć poważny zarzut... - po pytaniu, jedynie bardziej przygryzłam usta.

- Czy mam dowody? Na mój wielki żal, nie mam żadnych... Jedynie jedno nikłe wspomnienie o rozmowie starszyny z członkami tamtej misji, bez obecności Tayo... - słysząc to, braci zaczęli z niedowierzaniem spoglądać w moją twarz a sztafetę w zadawaniu pytań przyjął brunet.

- Jaka rozmowa?... Miko, czemu pierwszy raz my o tym słyszymy?

- A co ja miałam wtedy powiedzieć? Tayo nie idź na misje bo słyszałam podejrzaną rozmowę starszyny o twojej misji, chociaż nie mam żadnych dowodów i w ogóle nie jestem pewna czy tak na prawdę mówili oni o tobie?

- Nie no dobra, rozumiem że tak byś nie mogła powiedzieć. Lecz czemu nie powiedziałaś to naszej trójce? Moglibyśmy coś wymyślić... Cokolwiek.... - po tych pytaniach wzięłam głęboki wdech, po czym przerzuciłam swój wzrok prosto na bruneta.

- Hashi, powiedzmy szczerze... Nikt z waszej trójki by nie posłuchał ośmioletnią mnie, oświadczającą że starszyna coś knuje.

Po tych słowach między nami ponownie zapanowała cisza. Hashi i Tobirama cicho wpatrywali się w jakiś pusty kąt pokoju, po cichu i bezsłownie przyznawając mi rację. Lecz nikt nie śmiał wypowiedzieć tego nagłos, gdyż to by oznaczało ostateczne pogodzenie się ze śmiercią Tayo.

Aby nie przedłużać tej męczarni, spokojnie podeszłam do blatu i wyciągnąwszy z lodówki mleko, zaczęłam podgrzewać go, wraz z kawusią. W międzyczasie przygotowałam trzy kubki i niespiesznie spytam się.

- Hashi, Tobiramcia, wam dodawać cukier do kawusi?

- Nie, dzięki. Ale jeśli można, to nie rób zbyt mocną - pierwszy odpowiedział biało-włosy a ja jedynie kiwnęłam głową i przerzuciłam wzrok na bruneta.

- Dwie łyżeczki i bez mleka poproszę.

- Oki doki, już się robi szefie.

Wysłuchawszy preferencji braci, wróciłam do robienia kawusi i już wkrótce, ci otrzymali do rąk swoje kubki. Na ostatek wzięłam również swoją porcję i niespiesznym krokiem zaczęłam kierować się do swojego pokoju, przy tym zabierając papiery dotyczące mojej misji.

- Dobra, tak czy inaczej nie mam wyjścia. Po prostu zrobię wszystko co do mnie należy aby nie dać się zabić.

Nie czekając na odpowiedź, zaczęłam wchodzić po schodach i chwilę później już zamknęłam się w pokoju.

Po oznajmieniu mi o misji, do zachodu słońca siedziałam za biurkiem przygotowując się metnalnie do wykonania zadania, w międzyczasie czyszcząc moją broń.
Gdy do pokoju przestało już docierać światło dzienne, wyjrzałam przez okno, spoglądać na wyjątkowo piękne niebo.

- To chyba już czas... - wyszeptałam pod nosem, po czym odłożyłam na miejsce wszystkie narzędzia i bez większego namysłu, wyskoczyłam na dwór.

Od razu gdy znalazłam się poza terenem mojego pokoju, zaczęłam biec w stronę lasu, czas od czasu przebiegłam po ogrodzeniach moich sąsiadów aby uniknąć na ulicy znajomych ludzi z którymi nie miałam teraz najmniejszej ochoty rozmawiać.
Takim nie dość szybkim tempem, wbiegłam wśród drzewa i od razu wskoczyłam na pierwsze lepsze, grube gałęzi. Dalej zaczęłam skakać między nimi, kierując się w głąb tego terenu.

Pod czas przemieszczania się po drzewach, przymknęłam na chwilę oczy, aby wsłuchać się w otoczenie. Tutaj panowała głucha cisza, którą nie zagłuszały nawet sowy, które najwyraźniej nie zaczęły jeszcze polować.
Gdzieś w oddali, ujrzałam malutkiego zająca, który przeciskał się do norki aby schować się przed drapieżnikami.
Jeszcze dalej, zobaczyłam gniazdo z maluchami, które chwilę później znalazło się praktycznie nad moją głową.

Rozglądając się tak po okolicach, nie zauważyłam nawet gdy zdążyłam wejść daleko w głąb lasu, na absolutnie mi nie znany teren.
Gdy dotarło do mnie, iż zgubiłam się, od razu zeskoczyłam na dół aby obejrzeć się po stronach.

- A to dziwne... Myślałam że już znam tu każdy kąt... - powiedziałam pod nosem, po czym ciężko westchnęłam i spojrzałam na księżyc, który zdążył już wejść na niebo. - I jak mam teraz wrócić?...

W kolejnym momencie, gdy miałam już postawić krok w nieznaną mi stronę, odczułam czyjąś obecność za moimi plecami i w mgnieniu oka, przy mojej szyi znalazło się ostrze, od którego tak i biło chłodem a tył mojej szyi został zaciśnięty przez dużą, zapewne męską dłoń.

Czując to, wzdrygnęłam lekko, po czym cicho, prawie że nie słyszalnie wypowiedziałam pod nosem.

- No super, jeszcze tego mi brakowało... - w tym samym czasie, nieznana osoba nie ruszała się, a jedynie przyglądała mi się od tyłu.

- Mikoto?  Co ty do cholery tu robisz? - słysząc znajomy głos, ostrożnie podniosłam swoją głowę do góry i napotkałam oczy koloru jasnej czerwieni, które pilnie mi się przyglądały. Dalej ujrzałam długie i o wiele gęstsze włosy niż moje, które do tego zlewały się z ciemnym otoczeniem nocnego lasu. Przez dłuższy czas trwaliśmy tak w ciszy, przyglądając się sobie wzajemnie, gdy w pewnym momencie, nareszcie wyrwałam się z zamyślenia.

- O... To ty... Madara, tak? - spokojnie spytałam się, próbując nie myśleć o tym, że z dużym prawdopodobieństwem mogli mi wtedy poderżnąć gardło. W tym samym czasie, słysząc moje pytanie, brew czarno-włosego lekko drgnęła a ten ze zdziwieniem odparł.

- Skąd znasz moje imię?

- Wąż. - po tej krótkiej odpowiedzi, poszła dość niezręczna cisza, pod czas której Uchiha, próbował ogarnąć jak moja odpowiedź jest związana z pytaniem. Gdy ten przypomniał o momencie gdy znalazł Izunę i za razem moją żmijkę, to połączył fakty i ciężko westchnął. Mgnienie później Madara odpuścił moją szyję i schował kunai.

- Dobra, rozumiem... Czyli to coś, również opowiedziało o kwiatku?

- Cóż... Można tak rzecz.

- Czyli przyszłaś tu po niego? - słysząc pytanie opuściłam w bok głowę, po czym po chwili z lekkim zakłopotaniem podrapałam się po tyłu głowy.

- A? Nie-nie, ja ten... Zgubiłam się trochę, heh... - po moich słowach, Uchiha z niedowierzaniem podniósł brew, po czym z zażenowaniem potarł górną część nosa.

- Żartujesz, prawda?

- Eheheheh... Nie...

- Kurde, kobito, jakim cudem? To ty znajdujesz drogę do mojego klanu i bez większych problemów uciekasz, to ty teraz PO PROSTU GUBISZ SIĘ? - z każdym słowem czarno-włosego, zaczynałam rozumieć absurdalność tej sytuacja, przez co robiło mi się bardziej niezręcznie. 

- No z każdym się zdarza - odparłam z lekkim uśmieszkiem, przy tym dalej pocierając swój tył głowy.

- Tiaaaa, jasne... Z każdym... Mhm... Czy ty w ogóle rozumiesz że gdybyś napotkała kogoś innego, to już byś albo była trupem albo siedziałabyś u nas w piwnicy?

- Stop, czy to oznacza że jakimś cudem dotarłam do okolic twojego klanu? - słysząc moje pytanie, Madara na chwilę zamilkł, jak by się zastanawiając nad odpowiedzią a ja tym czasem zaczęłam jeszcze bardziej rozglądać się po okolicy, szukając potencjalnych wrogów.

- Khm... Nie powinienem tobie tego mówić ale odpowiedź brzmi i tak i nie.

- No toż se sprecyzował...

- No chyba nie myślałaś, że zaraz ci podam wszystkie koordynaty? - po tych słowach, jednocześnie z Uchihą splotłam swoje ręce pod klatką piersiową.

- No nie, ale liczyłam na konkretną odpowiedź a nie na "i tak i nie".

- Eh, dobra, dawaj ci opowiem o co tu chodzi, ale najpierw przejdziemy się do bardziej neutralnego miejsca.

Gdy Uchiha skończył mówić, to przewrócił swoim oczom zwykły kolor, po czym odwrócił się do mnie plecami i niespiesznym krokiem pokierował się w kierunku z którego przyszłam.
Nie długo myśląc zaczęłam stąpać wraz za nim, przy tym zarzuciwszy ręce za głowę.

Pierwsze parę minut, minęły nam w głuchej ciszy. O dziwo, tym razem nie odpowiadała mi zbytnio, przez co stwierdziłam iż to wyśmienity pomysł aby podokuczać trochę, o wiele silniejszemu ninja, do tego z wrogiego klanu.

- Zawsze tak się odwracasz do podejrzanych ludzi plecami? - słysząc moje pytanie, czarno-włosy odwrócił do tyłu głowę, po czym zaczął pilnie mi się przyglądać.

- M? Nie, nie zawsze.

- Mmmmm, no dobra, rozumiem. A nie boisz się tego, że mogłabym coś ci zrobić?

- Ph, co niby mogłabyś zrobić? - tę słowa wybrzmiały z dość dużą kpiną w głosie. Przez to moje brwi odruchowo zbliżyły się do siebie a ja z niezadowoleniem zaczęłam przyglądać się twarzy Uchihy.

- Na przykład to co i ostatnim razem. - nie długo myśląc wyprzedziłam Madarę po czym odwróciłam się twarzą do niego, tym samym idąc tyłem do przodu. Od razu po mojej odpowiedzi na moim ryjku pojawił się zadowolony uśmiech.

- To co i ostatnio, powiadasz... No, możesz spróbować. - odparł również z uśmieszkiem czarno-oki.

- M? O, czyżby ktoś tu był masochistą?

- Chciałabyś - od razu odparł Madara, kontynuując stawianie kroków.

- No-no... - po tych słowach zamilkłam na jakiś czas, natarczywie przyglądając się twarzy Uchihy. Parę minut później zobaczyłam jak czarno-włosy zaczął nerwowo odwodzić wzrok w bok.

- Dobra, starczy. - rzekł po chwili po czym znów spojrzał mi w oczy - Czego tak się patrzysz?

- A? A tak se po prostu.

- Po prostu? - nie długo myśląc kiwnęłam głową, po czym chciałam jeszcze coś powiedzieć ale nagle Uchiha złapał mnie za bark i pociągnął trochę w swoją stronę. Nie oczekując tego, poleciałam w jego stronę i znalazłam się dosłownie parę centymetrów przed klatką piersiową czarno-okiego. Nie rozumiejąc o co mu chodziło, podniosłam do góry twarz wraz z jedną brwią a ten ze spokojem rzekł - Przywaliła byś w drzewo, gdybym tego nie zrobił. Więc idź już jak człowiek, co?

Moment później Madara zabrał swoją dłoń i zrobił krok do tyłu, dając mi tym samym przestrzeń a sam mgnienie później zaczął stawiać kolejne kroki. Natomiast ja stałam dłuższą chwilę w szoku, po czym pokręciłam głową i dogoniłam wyższego znajomego.

- Um... Dziękuję... - powiedziałam z niezręcznym uśmieszkiem po czym kontynuowałam dalszą drogę w milczeniu.

Paręnaście minut później znaleźliśmy się nad jednym z brzegów rzeki, który był usypany kamieniami. Uchiha zatrzymał się i nie długo myśląc usiadł na pobliskim głazie, opierając swoje ręce za plecami.

- Jesteśmy na miejscu? - spokojnie spytałam się, oglądając się po nieznajomej okolicy.

- Jak widzisz. Ale dobra, teraz wróćmy do poprzedniej rozmowy - słysząc odpowiedź, kiwnęłam głową, po czym z przyzwyczajenia szkrzyżowałam ręce pod klatką piersiową. - Po tym jak podrzuciłaś nam z powrotem osobę z mojego klanu, narobiłaś trochę chaosu.

- M? Czemu niby? Nic przecież nie ukradłam ani nikogo nie zabiłam.

- Owszem, ale starszyna zesrała się o to że ktoś bezczynnie i nie wiadomo z jakiej przyczyny przywrócił nam jeńca. Dlatego teraz objęliśmy większy obszar lasu dla pilnowania.

- A czy to przypadkiem nie narusza ugody między naszymi klanami o czasowej stabilności wpływów? - po moim pytaniu znów nastąpiła chwila ciszy lecz nie trwała ona długo gdyż już po krótszym czasie usłyszałam ciężkie westchnięcie.

- Nie chciał bym potwierdzać tych słów, lecz niestety, narusza... - słysząc odpowiedź, zamilkłam na dłuższy czas, utkwiwszy wzrok w jednym z kamieni.

- No dobra, rozumiem... - rzekłam niepewnie, po czym przeszłam z powrotem wzrokiem na Uchihę.

- I co zamierzasz teraz zrobić z tą informacją?

- Co zamierzam? Cóż... Nie jestem aż takim samobójcą aby opowiadać o tym swoim.

- M? Czemu nie? - spytał się zdziwiony czarno-włosy po czym przerzucił swoje ręce na przód, opierając je na nogach.

- A co cię to interere?

- Cóż, po prostu byłem wręcz pewny, że opowiesz o tym w swoim klanie.

- I zainicjuje kolejną bezsensowną walkę? Nie, dzięki. Nie chcę bez przyczyny mieć krew na swoich rękach.

- I mówi to osoba, która torturowała jeńca parę godzin, tylko po to aby ten stracił świadomość - słysząc te słowa przymrużyłam oczy i lekko nadęłam się.

- Nie tylko po to aby on stracił świadomość. I w ogóle, skoro już mowa o Izunie, to jak on się czuję? 

- A jego imię to skąd znasz? 

- A ciebie to tylko to interesuje? 

- Cóż, imię to dość ważna informacja, więc tak. - słysząc odpowiedź ciężko westchnęłam, po czym potarłam swoją górną część nosa.

- Powiedział mi je. Pasuje odpowiedź?

- Powiedzmy.

- A więc? Jak się on czuje?

- Cóż... Dzięki tobie, nie może się nigdzie ruszyć do tego wszystkiego budzi się jedynie po parę razy na dobę. - gdy uzyskałam upragnioną odpowiedź, spokojnie kiwnęłam głową.

- Rozumiem. No taki stan to nic szczególnego po tym co przeszedł. Wkrótce wyjdzie z tego.

- Skąd niby masz taką pewność, co?

- Bo to ja go kaleczyłam i to ja go później podleczyłam. - po moich słowach, między nami znów zapanowała cisza, pod czas której Uchiha zamyślono spoglądał w strumień wody, który był tuż obok, a ja spoglądałam na niebo.

- Słuchaj... Izuna powiedział, że przyczyna przez którą ty go odpuściłaś, byłem ja. Mogłabyś mi to wyjaśnić? 

- Nie mam nic do powiedzenia. - odparłam od razu, bez większego zastanowienia, dając do zrozumienia czaro-włosemu, iż nie zamierzam teraz o tym dyskutować. Widząc to Madara ciężko westchnął.

- To może jednak zawrzemy coś tą kształt ugody? Coś za coś.

- M? A po co? Aż tak chcesz się dowiedzieć o przyczynie?

- Owszem.

- Hm... Daj mi chwilę na przemyślenie - po mojej odpowiedzi czarno-oki kiwnął głową. Tym czasem ja zaczęłam rozmyślać nad tym, co mam zażądać w zamian. Parę minut później, znów przemówiłam - Dobra, zgadzam się ale w zamian chcę abyś pomógł mi z treningami.

- Treningami?

- Tak jest. Jesteś o wiele silniejszy ode mnie, więc zapewne mogłabym czegoś od ciebie nauczyć się.

- Cóż... Mogę się zgodzić ale to zależy od tego jak długo chcesz abym ci pomagał.

- Równo tydzień, zaczynając od jutra. Pasi? - słysząc odpowiedź Uchiha zszedł z kamienia i wyciągnął do mnie dłoń.

- Pasi. - nie długo myśląc uścisnęłam jego dłoń, nawet nie rozumiejąc, że w tamtym momencie, rozpoczęłam nowy okres w moim życiu, który będzie zdecydowanie ciekawszy niż wcześniej...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro