Rozdział V
Po zdarzeniu na małej polance, wróciłam z starszym bratem dopiero nad ranem. O dziwo, Hashirama już nie spał, a jedynie siedział za stołem w kuchni i z zamyśleniem i wymalowanym na twarzy niezadowoleniem przeglądał papiery.
- Dobry ranek Hashi. Już nie śpisz? - spytałam się spokojnie, gdy podeszłam od tyłu i położyłam swój podbródek mu na bark. Ten natomiast "wybudził" się z zamyślenia i rzucił na mnie wzrok a później na Tobiramę, po czym zmęczonym głosem odparł.
- Mhm, a wy już jak widzę, wróciliście. Już jest w porządku? - gdy zabrzmiało pytanie, brunet przypatrywał się biało-włosemu.
- W sumie, to tak. Sytuacja ogarnięta że tak powiem. Ale mniejsza o nas. Lepiej powiedz co ci w głowie siedzi i co to za papiery. - po tych słowach, średni z rodzeństwa kiwnął głową, tym samym wskazując na teczkę i inne dokumenty.
- A, to... Kolejna misja że tak powiem...
- I na czym ona polega? - spytałam się spokojnie, nadal trzymając podbródek na barku Hashiramy.
-Starszyna chcę wykraść techniki konkurujących klanów...
- Stop, że co proszę? - jednocześnie wypowiedziałam z Tobiramą, po czym zaczęliśmy wpatrywać się w mordkę najstarszego z nas, oczekując iż ten oznajmi, że to był jedynie nieudany żart. Lecz ten trwał w ciszy, spoglądając na kartki.
- A czy to przypadkiem nie samobójstwo? - rzekłam po chwili milczenia, gdy nikt z naszej trójki nie wiedział co powiedzieć.
- Owszem, samobójstwo... - odparł cicho Hashi, nie odrywając wzroku od stołu.
- I że niby te stare kościotrupy chcą CIEBIE wysłać?! Nie no kurwa nie żartuj sobie ze mnie. Jak ja zaraz pójdę im przypierdolić. Już dawno warto było to zrobić... - po tych słowach pstryknęłam swoją szyją, po czym niespiesznym krokiem, poszłam w stronę wyjścia, lecz w momencie gdy minęłam Tobiramę, ten złapał mnie za kołnierz i nie dał szansy na wyrwanie się.
- Mikoto, ogarnij dupę... - z niejakim zażenowaniem rzekł biało-włosy a ja zaczęłam próbować wyrwać się.
- A ty puść mnie szuju!
- Mikoto, posłuchaj się Tobiramy... - powiedział cicho brunet, a średni nas wypuścił mnie z uchwytu, abym mogła odwrócić się do Hashiramy przodem.
- No ale Hashi! No na miłość boską! To już jest zdecydowanie przesada!
- Mikoto, problem wcale nie polega na tym, że niby ja mam iść... Problem jest w tym, że wysłać chcą właśnie ciebie... - po tych słowach zamarłam na chwilę, spoglądając w milczeniu w oczy bruneta.
- Że... Mnie? - zdziwiona wydusiłam z gardła, po czym dobrze ujrzałam jak najstarszy spuszcza oczy w dół. Tym czasem biało-włosy równie zaskoczony co i ja, zaczął kontynuować rozmowę.
- Hashirama, mógłbyś wytłumaczyć, czemu tak naglę dają na tyle ważną misję jej?
- Sam bym chciał wiedzieć...Lecz domyślam się o jednym. To nie wróży nic dobrego...
Po tych słowach między naszą trójką zagościła grobowa cisza. Nikt z nas nie znał przyczyny przydzielenia mi danego zadania, biorąc pod uwagę ten fakt, iż rzeczywiście nie jestem najbardziej zaufaną osobą w klanie. Tym bardziej, każdy dobrze wie, iż mam z tymi kościotrupami osobiste sprawy do załatwienia. Więc dlaczego tak nagle...
- Słuchajcie, a może... - zaczęłam niepewnie gadać, przy tym sciszając swój głos - Zamierzają mnie wykorzystać bardziej jako mięso armatne? - słysząc te pytanie, brew biało-włosego lekko wzdrygnęła a na jego twarzy zagościło widoczne niezadowolenie.
- Mikoto to absurd. Jak ci do głowy przyszło w ogóle coś takiego? Wiem że miałaś parę sprzeczek z naszą starszyną ale bez przesady - mówiąc dane słowa, brat skrzyżował ręce pod klatką piersiową i częściowo odwrócił się do mnie. Tym czasem brunet jedynie w ciszy przyglądał się zbliżającej się sprzeczce.
- Wiem, wiem że to brzmi absurdalnie. Ale sam pomyśl Tobirama. Prawie taka sama sytuacja była z Tayo dawno temu... - gdy skończyłam mówić, chłopaki wzdrygnęli na samą myśl o tym pamiętnym zdarzeniu.
- Miko, chyba nie sugerujesz, że w śmierci Tayo była zamieszana... Nasza starszyna? - ostrożnie i cicho, prawie szeptem rzekł biało-włosy a ja jedynie przygryzław wargę.
- A właśnie że sugeruję...
- Czemu? Masz w ogóle jakieś przyczyny czy dowody? Bo wiesz, to dosyć poważny zarzut... - po pytaniu, jedynie bardziej przygryzłam usta.
- Czy mam dowody? Na mój wielki żal, nie mam żadnych... Jedynie jedno nikłe wspomnienie o rozmowie starszyny z członkami tamtej misji, bez obecności Tayo... - słysząc to, braci zaczęli z niedowierzaniem spoglądać w moją twarz a sztafetę w zadawaniu pytań przyjął brunet.
- Jaka rozmowa?... Miko, czemu pierwszy raz my o tym słyszymy?
- A co ja miałam wtedy powiedzieć? Tayo nie idź na misje bo słyszałam podejrzaną rozmowę starszyny o twojej misji, chociaż nie mam żadnych dowodów i w ogóle nie jestem pewna czy tak na prawdę mówili oni o tobie?
- Nie no dobra, rozumiem że tak byś nie mogła powiedzieć. Lecz czemu nie powiedziałaś to naszej trójce? Moglibyśmy coś wymyślić... Cokolwiek.... - po tych pytaniach wzięłam głęboki wdech, po czym przerzuciłam swój wzrok prosto na bruneta.
- Hashi, powiedzmy szczerze... Nikt z waszej trójki by nie posłuchał ośmioletnią mnie, oświadczającą że starszyna coś knuje.
Po tych słowach między nami ponownie zapanowała cisza. Hashi i Tobirama cicho wpatrywali się w jakiś pusty kąt pokoju, po cichu i bezsłownie przyznawając mi rację. Lecz nikt nie śmiał wypowiedzieć tego nagłos, gdyż to by oznaczało ostateczne pogodzenie się ze śmiercią Tayo.
Aby nie przedłużać tej męczarni, spokojnie podeszłam do blatu i wyciągnąwszy z lodówki mleko, zaczęłam podgrzewać go, wraz z kawusią. W międzyczasie przygotowałam trzy kubki i niespiesznie spytam się.
- Hashi, Tobiramcia, wam dodawać cukier do kawusi?
- Nie, dzięki. Ale jeśli można, to nie rób zbyt mocną - pierwszy odpowiedział biało-włosy a ja jedynie kiwnęłam głową i przerzuciłam wzrok na bruneta.
- Dwie łyżeczki i bez mleka poproszę.
- Oki doki, już się robi szefie.
Wysłuchawszy preferencji braci, wróciłam do robienia kawusi i już wkrótce, ci otrzymali do rąk swoje kubki. Na ostatek wzięłam również swoją porcję i niespiesznym krokiem zaczęłam kierować się do swojego pokoju, przy tym zabierając papiery dotyczące mojej misji.
- Dobra, tak czy inaczej nie mam wyjścia. Po prostu zrobię wszystko co do mnie należy aby nie dać się zabić.
Nie czekając na odpowiedź, zaczęłam wchodzić po schodach i chwilę później już zamknęłam się w pokoju.
Po oznajmieniu mi o misji, do zachodu słońca siedziałam za biurkiem przygotowując się metnalnie do wykonania zadania, w międzyczasie czyszcząc moją broń.
Gdy do pokoju przestało już docierać światło dzienne, wyjrzałam przez okno, spoglądać na wyjątkowo piękne niebo.
- To chyba już czas... - wyszeptałam pod nosem, po czym odłożyłam na miejsce wszystkie narzędzia i bez większego namysłu, wyskoczyłam na dwór.
Od razu gdy znalazłam się poza terenem mojego pokoju, zaczęłam biec w stronę lasu, czas od czasu przebiegłam po ogrodzeniach moich sąsiadów aby uniknąć na ulicy znajomych ludzi z którymi nie miałam teraz najmniejszej ochoty rozmawiać.
Takim nie dość szybkim tempem, wbiegłam wśród drzewa i od razu wskoczyłam na pierwsze lepsze, grube gałęzi. Dalej zaczęłam skakać między nimi, kierując się w głąb tego terenu.
Pod czas przemieszczania się po drzewach, przymknęłam na chwilę oczy, aby wsłuchać się w otoczenie. Tutaj panowała głucha cisza, którą nie zagłuszały nawet sowy, które najwyraźniej nie zaczęły jeszcze polować.
Gdzieś w oddali, ujrzałam malutkiego zająca, który przeciskał się do norki aby schować się przed drapieżnikami.
Jeszcze dalej, zobaczyłam gniazdo z maluchami, które chwilę później znalazło się praktycznie nad moją głową.
Rozglądając się tak po okolicach, nie zauważyłam nawet gdy zdążyłam wejść daleko w głąb lasu, na absolutnie mi nie znany teren.
Gdy dotarło do mnie, iż zgubiłam się, od razu zeskoczyłam na dół aby obejrzeć się po stronach.
- A to dziwne... Myślałam że już znam tu każdy kąt... - powiedziałam pod nosem, po czym ciężko westchnęłam i spojrzałam na księżyc, który zdążył już wejść na niebo. - I jak mam teraz wrócić?...
W kolejnym momencie, gdy miałam już postawić krok w nieznaną mi stronę, odczułam czyjąś obecność za moimi plecami i w mgnieniu oka, przy mojej szyi znalazło się ostrze, od którego tak i biło chłodem a tył mojej szyi został zaciśnięty przez dużą, zapewne męską dłoń.
Czując to, wzdrygnęłam lekko, po czym cicho, prawie że nie słyszalnie wypowiedziałam pod nosem.
- No super, jeszcze tego mi brakowało... - w tym samym czasie, nieznana osoba nie ruszała się, a jedynie przyglądała mi się od tyłu.
- Mikoto? Co ty do cholery tu robisz? - słysząc znajomy głos, ostrożnie podniosłam swoją głowę do góry i napotkałam oczy koloru jasnej czerwieni, które pilnie mi się przyglądały. Dalej ujrzałam długie i o wiele gęstsze włosy niż moje, które do tego zlewały się z ciemnym otoczeniem nocnego lasu. Przez dłuższy czas trwaliśmy tak w ciszy, przyglądając się sobie wzajemnie, gdy w pewnym momencie, nareszcie wyrwałam się z zamyślenia.
- O... To ty... Madara, tak? - spokojnie spytałam się, próbując nie myśleć o tym, że z dużym prawdopodobieństwem mogli mi wtedy poderżnąć gardło. W tym samym czasie, słysząc moje pytanie, brew czarno-włosego lekko drgnęła a ten ze zdziwieniem odparł.
- Skąd znasz moje imię?
- Wąż. - po tej krótkiej odpowiedzi, poszła dość niezręczna cisza, pod czas której Uchiha, próbował ogarnąć jak moja odpowiedź jest związana z pytaniem. Gdy ten przypomniał o momencie gdy znalazł Izunę i za razem moją żmijkę, to połączył fakty i ciężko westchnął. Mgnienie później Madara odpuścił moją szyję i schował kunai.
- Dobra, rozumiem... Czyli to coś, również opowiedziało o kwiatku?
- Cóż... Można tak rzecz.
- Czyli przyszłaś tu po niego? - słysząc pytanie opuściłam w bok głowę, po czym po chwili z lekkim zakłopotaniem podrapałam się po tyłu głowy.
- A? Nie-nie, ja ten... Zgubiłam się trochę, heh... - po moich słowach, Uchiha z niedowierzaniem podniósł brew, po czym z zażenowaniem potarł górną część nosa.
- Żartujesz, prawda?
- Eheheheh... Nie...
- Kurde, kobito, jakim cudem? To ty znajdujesz drogę do mojego klanu i bez większych problemów uciekasz, to ty teraz PO PROSTU GUBISZ SIĘ? - z każdym słowem czarno-włosego, zaczynałam rozumieć absurdalność tej sytuacja, przez co robiło mi się bardziej niezręcznie.
- No z każdym się zdarza - odparłam z lekkim uśmieszkiem, przy tym dalej pocierając swój tył głowy.
- Tiaaaa, jasne... Z każdym... Mhm... Czy ty w ogóle rozumiesz że gdybyś napotkała kogoś innego, to już byś albo była trupem albo siedziałabyś u nas w piwnicy?
- Stop, czy to oznacza że jakimś cudem dotarłam do okolic twojego klanu? - słysząc moje pytanie, Madara na chwilę zamilkł, jak by się zastanawiając nad odpowiedzią a ja tym czasem zaczęłam jeszcze bardziej rozglądać się po okolicy, szukając potencjalnych wrogów.
- Khm... Nie powinienem tobie tego mówić ale odpowiedź brzmi i tak i nie.
- No toż se sprecyzował...
- No chyba nie myślałaś, że zaraz ci podam wszystkie koordynaty? - po tych słowach, jednocześnie z Uchihą splotłam swoje ręce pod klatką piersiową.
- No nie, ale liczyłam na konkretną odpowiedź a nie na "i tak i nie".
- Eh, dobra, dawaj ci opowiem o co tu chodzi, ale najpierw przejdziemy się do bardziej neutralnego miejsca.
Gdy Uchiha skończył mówić, to przewrócił swoim oczom zwykły kolor, po czym odwrócił się do mnie plecami i niespiesznym krokiem pokierował się w kierunku z którego przyszłam.
Nie długo myśląc zaczęłam stąpać wraz za nim, przy tym zarzuciwszy ręce za głowę.
Pierwsze parę minut, minęły nam w głuchej ciszy. O dziwo, tym razem nie odpowiadała mi zbytnio, przez co stwierdziłam iż to wyśmienity pomysł aby podokuczać trochę, o wiele silniejszemu ninja, do tego z wrogiego klanu.
- Zawsze tak się odwracasz do podejrzanych ludzi plecami? - słysząc moje pytanie, czarno-włosy odwrócił do tyłu głowę, po czym zaczął pilnie mi się przyglądać.
- M? Nie, nie zawsze.
- Mmmmm, no dobra, rozumiem. A nie boisz się tego, że mogłabym coś ci zrobić?
- Ph, co niby mogłabyś zrobić? - tę słowa wybrzmiały z dość dużą kpiną w głosie. Przez to moje brwi odruchowo zbliżyły się do siebie a ja z niezadowoleniem zaczęłam przyglądać się twarzy Uchihy.
- Na przykład to co i ostatnim razem. - nie długo myśląc wyprzedziłam Madarę po czym odwróciłam się twarzą do niego, tym samym idąc tyłem do przodu. Od razu po mojej odpowiedzi na moim ryjku pojawił się zadowolony uśmiech.
- To co i ostatnio, powiadasz... No, możesz spróbować. - odparł również z uśmieszkiem czarno-oki.
- M? O, czyżby ktoś tu był masochistą?
- Chciałabyś - od razu odparł Madara, kontynuując stawianie kroków.
- No-no... - po tych słowach zamilkłam na jakiś czas, natarczywie przyglądając się twarzy Uchihy. Parę minut później zobaczyłam jak czarno-włosy zaczął nerwowo odwodzić wzrok w bok.
- Dobra, starczy. - rzekł po chwili po czym znów spojrzał mi w oczy - Czego tak się patrzysz?
- A? A tak se po prostu.
- Po prostu? - nie długo myśląc kiwnęłam głową, po czym chciałam jeszcze coś powiedzieć ale nagle Uchiha złapał mnie za bark i pociągnął trochę w swoją stronę. Nie oczekując tego, poleciałam w jego stronę i znalazłam się dosłownie parę centymetrów przed klatką piersiową czarno-okiego. Nie rozumiejąc o co mu chodziło, podniosłam do góry twarz wraz z jedną brwią a ten ze spokojem rzekł - Przywaliła byś w drzewo, gdybym tego nie zrobił. Więc idź już jak człowiek, co?
Moment później Madara zabrał swoją dłoń i zrobił krok do tyłu, dając mi tym samym przestrzeń a sam mgnienie później zaczął stawiać kolejne kroki. Natomiast ja stałam dłuższą chwilę w szoku, po czym pokręciłam głową i dogoniłam wyższego znajomego.
- Um... Dziękuję... - powiedziałam z niezręcznym uśmieszkiem po czym kontynuowałam dalszą drogę w milczeniu.
Paręnaście minut później znaleźliśmy się nad jednym z brzegów rzeki, który był usypany kamieniami. Uchiha zatrzymał się i nie długo myśląc usiadł na pobliskim głazie, opierając swoje ręce za plecami.
- Jesteśmy na miejscu? - spokojnie spytałam się, oglądając się po nieznajomej okolicy.
- Jak widzisz. Ale dobra, teraz wróćmy do poprzedniej rozmowy - słysząc odpowiedź, kiwnęłam głową, po czym z przyzwyczajenia szkrzyżowałam ręce pod klatką piersiową. - Po tym jak podrzuciłaś nam z powrotem osobę z mojego klanu, narobiłaś trochę chaosu.
- M? Czemu niby? Nic przecież nie ukradłam ani nikogo nie zabiłam.
- Owszem, ale starszyna zesrała się o to że ktoś bezczynnie i nie wiadomo z jakiej przyczyny przywrócił nam jeńca. Dlatego teraz objęliśmy większy obszar lasu dla pilnowania.
- A czy to przypadkiem nie narusza ugody między naszymi klanami o czasowej stabilności wpływów? - po moim pytaniu znów nastąpiła chwila ciszy lecz nie trwała ona długo gdyż już po krótszym czasie usłyszałam ciężkie westchnięcie.
- Nie chciał bym potwierdzać tych słów, lecz niestety, narusza... - słysząc odpowiedź, zamilkłam na dłuższy czas, utkwiwszy wzrok w jednym z kamieni.
- No dobra, rozumiem... - rzekłam niepewnie, po czym przeszłam z powrotem wzrokiem na Uchihę.
- I co zamierzasz teraz zrobić z tą informacją?
- Co zamierzam? Cóż... Nie jestem aż takim samobójcą aby opowiadać o tym swoim.
- M? Czemu nie? - spytał się zdziwiony czarno-włosy po czym przerzucił swoje ręce na przód, opierając je na nogach.
- A co cię to interere?
- Cóż, po prostu byłem wręcz pewny, że opowiesz o tym w swoim klanie.
- I zainicjuje kolejną bezsensowną walkę? Nie, dzięki. Nie chcę bez przyczyny mieć krew na swoich rękach.
- I mówi to osoba, która torturowała jeńca parę godzin, tylko po to aby ten stracił świadomość - słysząc te słowa przymrużyłam oczy i lekko nadęłam się.
- Nie tylko po to aby on stracił świadomość. I w ogóle, skoro już mowa o Izunie, to jak on się czuję?
- A jego imię to skąd znasz?
- A ciebie to tylko to interesuje?
- Cóż, imię to dość ważna informacja, więc tak. - słysząc odpowiedź ciężko westchnęłam, po czym potarłam swoją górną część nosa.
- Powiedział mi je. Pasuje odpowiedź?
- Powiedzmy.
- A więc? Jak się on czuje?
- Cóż... Dzięki tobie, nie może się nigdzie ruszyć do tego wszystkiego budzi się jedynie po parę razy na dobę. - gdy uzyskałam upragnioną odpowiedź, spokojnie kiwnęłam głową.
- Rozumiem. No taki stan to nic szczególnego po tym co przeszedł. Wkrótce wyjdzie z tego.
- Skąd niby masz taką pewność, co?
- Bo to ja go kaleczyłam i to ja go później podleczyłam. - po moich słowach, między nami znów zapanowała cisza, pod czas której Uchiha zamyślono spoglądał w strumień wody, który był tuż obok, a ja spoglądałam na niebo.
- Słuchaj... Izuna powiedział, że przyczyna przez którą ty go odpuściłaś, byłem ja. Mogłabyś mi to wyjaśnić?
- Nie mam nic do powiedzenia. - odparłam od razu, bez większego zastanowienia, dając do zrozumienia czaro-włosemu, iż nie zamierzam teraz o tym dyskutować. Widząc to Madara ciężko westchnął.
- To może jednak zawrzemy coś tą kształt ugody? Coś za coś.
- M? A po co? Aż tak chcesz się dowiedzieć o przyczynie?
- Owszem.
- Hm... Daj mi chwilę na przemyślenie - po mojej odpowiedzi czarno-oki kiwnął głową. Tym czasem ja zaczęłam rozmyślać nad tym, co mam zażądać w zamian. Parę minut później, znów przemówiłam - Dobra, zgadzam się ale w zamian chcę abyś pomógł mi z treningami.
- Treningami?
- Tak jest. Jesteś o wiele silniejszy ode mnie, więc zapewne mogłabym czegoś od ciebie nauczyć się.
- Cóż... Mogę się zgodzić ale to zależy od tego jak długo chcesz abym ci pomagał.
- Równo tydzień, zaczynając od jutra. Pasi? - słysząc odpowiedź Uchiha zszedł z kamienia i wyciągnął do mnie dłoń.
- Pasi. - nie długo myśląc uścisnęłam jego dłoń, nawet nie rozumiejąc, że w tamtym momencie, rozpoczęłam nowy okres w moim życiu, który będzie zdecydowanie ciekawszy niż wcześniej...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro