Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29

Witajcie Kochani!

Tak, to już niemal koniec, przed nami jeszcze jeden rozdział :(

Sama nadal nie mogę w to uwierzyć. Te siedem miesięcy zleciało tak szybko. Mam wrażenie, że wraz z zakończeniem tego opowiadania, kończy się pewien etap w moim życiu. Będzie mi tego strasznie brakowało, a w szczególności Was :)

Zżyłam się zarówno z bohaterami, w szczególności z Asami, jak również z Wami, moimi wiernymi czytelnikami. To była ogromna przyjemność i radość tworzyć dla Was. Kiedy pisałam poszczególne sceny nie raz zastanawiałam się jak Wy to odbierzecie. Czy się spodoba? Czy Was rozśmieszy? Czy poruszy Wasze serca? Czy też stwierdzicie, że już do reszty mi odbiło i wyślecie na terapię hihi. Ach, normalnie zaraz zacznę ryczeć :'(

Zatem nie przedłużając, zapraszam Was na przedostatni rozdział.

Życzę miłej lekturki :)

- To już koniec. - głos Hashiramy  pozbawiony był wszelkich emocji kiedy patrzył na zmasakrowane ciało dziewczyny. Była ich ostatnią szansą na dowiedzenie się kto jeszcze był w to zamieszany. Chociaż przepatrzyli wszystkie nagrania z kamer i wypytali, jak się zdawało pół miasta, nie natrafili na ślad osób które uprowadziły Naruto. Aż do dzisiaj, jednak ona już nic nie powie. - Wiesz kto to. - bardziej stwierdził niż zapytał.

Hatake w milczeniu wpatrywał się w szeroko otwarte rubinowe oczy oraz wykrzywione w niemym krzyku usta. Liczne rany na ciele zdradzały bestialstwo oprawcy. Bawił się, zadając powolną,  okrutną śmierć.

- Karin, sekretarka Itachiego - odparł po chwili. Czuł się jak głupiec. Jak mógł jej nie skojarzyć?

- Przyszło dzisiaj.

Hatake wpatrywał się chwile w szarą teczkę, wewnątrz której było kilka zdjęć. Przeglądał je uważnie rozpoznając działania nieuchwytnej zabójczyni. 

- To zamyka sprawę - Hashirama wskazał ostatnie z nich - AKATSUKI przestało istnieć.

- Ta - rzucił cicho patrząc na starca przybitego to fotela na wzór Kaguyi. - Choć nie do końca. Może Naruto sobie jednak coś przypomni.  - spojrzał jeszcze raz na dziewczynę. Z zeznań Kiby wiedzieli, że nie działała sama, jednak nie mieli żadnego punku zaczepienia kim może być ten drugi. 

- Może... 

--------------

- Myślisz, że wiedzą o naszym udziale? - uniósł oczy znad gazety.

- Zająłeś się dziewczyną? - zignorował jego pytanie.

- Oczywiście! - oburzył się - Za kogo ty mnie masz?

- Za wiernego psa. - zmrużył oczy uśmiechając się chytrze - W takim razie - podszedł bliżej chwytając go za gardło - Nie masz się czym martwić. A teraz... - zmusił go aby przed nim uklęknął. Trzymał go mocno za jego białe kudły, kiedy bez opamiętania wbijał się w jego usta, nie zważając, że się krztusi. Z resztą nigdy się tym nie przejmował. Choć wolałby mieć na tym miejscu Naruto, ten psychopatyczny szczeniak był całkiem niezłym zastępstwem. Jednak tylko zastępstwem. Nie mógł sobie darować, że tak niespodziewanie wyślizgnął mu się z rąk. A tak niewiele brakowało, tak niewiele...

- Jesteś potworem - wychrypiał, kiedy ciągnąc za włosy podniósł go do góry. W kąciku ust miał jego nasienie, jednak w ukrytych za zaparowanymi szkłami oczach widać było rosnące pożądanie. 

Wyciągnął dłoń chcąc dotknąć jego policzka i zanurzyć palce w długich czarnych włosach, jednak nie dane mu było zaznać tej odrobiny czułości. Orochimaru chwycił jego nadgarstek i z całej siły wykręcił rękę. 

- Nie zapominaj kto jest twoim panem, psie - wysyczał odwracając go, zdzierając przy okazji spodnie. 

- Nigdy. - wyjęczał kiedy poczuł  go w sobie. Brutalnie, bez żadnego przygotowania, bez żadnej czułości czy myśli o jego potrzebach, ale też Kabuto nie oczekiwał żadnej z tych rzeczy. Zawsze było tak samo. Orochimaru tylko brał nie dając nic w zamian, kiedy chciał i jak chciał. - Nigdy... -wbił paznokcie w ścianę.

---------------

- Nareszcie w domu -  uśmiechnął się wysiadając z samochodu - Mam dość szpitali do końca życia. 

Chociaż minęły dwa miesiące i nie odzyskał jeszcze pełni sił, jednak wymusił wypis grożąc, że ucieknie. Udało mu się również odesłać rodziców z czego był bardzo zadowolony. Matka zrobiła się nadopiekuńcza co na dłuższą metę było niezwykle uciążliwe. Gdyby mogła nie opuszczała by go na krok, traktując jak pięcioletnie dziecko, a jeden taki stróż już mu wystarczał.  

Shizune opowiedziała mu, że odkąd go znaleźli nie opuszczał go na krok, zaniedbując swoje zdrowie i chociaż nie raz mu to wyrzucał musiał przyznać, że jeśli sytuacja by się odwróciła, on postąpiłby dokładnie tak samo.

- Sasuke, a gdzie reszta? - zdziwiła go cisza panująca w domu. Nie oczekiwał hucznego powitania, jednak to było trochę niepokojące. 

- Zabroniłem im przychodzić - musnął ustami jego kark.

- Że co zrobiłeś?! - spojrzał z niedowierzaniem. 

- Żartuje - cmoknął go w policzek - Zwyczajnie uznali, że powinieneś mieć teraz spokój. - uśmiechnął się, pomijając  fakt w jaki sposób to osiągnął. - Musisz odpocząć. 

- Może i masz rację - uśmiechnął się. O niczym innym nie marzył jak walnąć się do własnego łóżka, wtulić w ukochanego i zapomnieć o tym wszystkim. 

Kiedy wyszedł spod długiego, gorącego prysznica w przepasanym na biodrach ręcznikiem,  jego bose stopy natrafiły na coś przyjemnie jedwabistego. Uśmiechnął się czule, dostrzegając gęsto usypane płatki czerwonych róż prowadzące do ich sypialni. Kiedy przekroczył jej próg na chwilę odebrało mu dech. Cały pokój skąpany był w ciepłym świetle świec i niezliczonej ilości kwiatów. Zakręciło mu się w głowie od ich cudownej woni. Były dosłownie wszędzie, a łóżko i dywan wręcz tonęły w czerwonych płatkach.   Oczy go zapiekły kiedy Sasuke przytulił się do jego pleców.

- Nasza randka - szepnął czule całując jego kark. 

- Nie jestem odpowiednio ubrany - nie mógł opanować wzruszenia, a zawsze w takich chwilach żartował.

- Jest idealnie - obrócił go ku sobie - Ty jesteś idealny. - szeptał zamykając jego twarz w dłoniach, kciukami  wycierając spływające łzy. Ledwo sam mógł opanować wzruszenie.  - Tak bardzo cię kocham, że to aż boli. - pocałował go powoli wręcz leniwie na nowo przypominając sobie jego smak - Przepraszam... - oparł swoje czoło o jego, wplatając palce we włosy. Nadal nie mógł przestać siebie obwiniać. 

- Sasuke... - głos odmawiał mu posłuszeństwa kiedy wpatrywał się w jego lśniące, czarne oczy. Wiedział co ma na myśli. Znał ten ból o którym mówił. Czuł dokładnie to samo. I właśnie z tej miłości i bólu  czerpał siły, aby wszystko przetrwać, aby zrobić kolejny krok naprzód. Mając go u swojego boku mógł mierzyć się z całym wszechświatem. Dla niego. Dla nich.

Sasuke bardzo delikatnie położył go na łóżku. Każdy jego dotyk, każdy jego pocałunek przepełniony był miłością i troską. Wsłuchiwał się w bicie jego serca, chłonął ciepło ciała i oddychał razem z nim, kiedy drżącymi dłońmi gładził nadal wychudzone ciało. Z najwyższym pietyzmem traktował każdy skrawek jego ciała, jakby chciał nadrobić cały stracony czas. Nie spieszył się, choć jego zmysły szalały. Jęki i sapnięcia partnera mówiły mu, że i jemu sprawia to niemałą przyjemność. Prężył się kiedy dochodził w jego ustach. Naruto przyciągnął go do pocałunku, oplatając jego biodra nogami sam wychodząc mu naprzeciw. 

- Naru, nie... - mimo, że był u kresu wahał się, nie chciał zadawać mu bólu.

- Jestem twardszy niż myślisz. - odrzucił głowę w tył, wzbijając w powietrze pojedyncze płatki kwiatów, kiedy Sasuke ostrożnie zanurzał się w jego wnętrzu. Uśmiechnął się i pocałował namiętnie widząc w czarnych oczach nieme pytanie "Czy wszystko w porządku?" Poruszał się leniwie, zmysłowo. - Kocham cię. - wyszeptał wprost w jego usta.

Kolejne świece przygasały pogrążając pokój w mroku kiedy ich ciała ogarniała fala rozkoszy.

--------------------------------------

Dziękuję za wszystkie komentarze które kocham i gwiazdki :)

Za wszelkie błędy z góry przepraszam. Wytykajcie śmiało, będę poprawiać!!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro