Rozdział 24
Witajcie Kochani!
Po Waszych cudnych komentarzach powiało weną, choć ostatnio przeczytałam, że to nie wena przychodzi do Nas a my musimy pofatygować się do niej. I jeśli akurat będzie w dobrym nastroju to spojrzy na Nas łaskawiej. Strasznie mi się spodobało :)
Oddaje zatem w Wasze ręce kolejny rozdział i życzę miłego czytania :)
- Shizune, co ja robię nie tak?
- Itachi, spróbuj go zrozumieć. Naruto jest dla niego bardzo ważny, to dlatego.
- Ale ja martwię się o niego - westchnął.
Siedzieli w salonie popijając herbatę, zawsze dobrze im się rozmawiało. Zdarzyli się zaprzyjaźnić podczas terapii Sasuke, która szybko przerodziła się w terapię rodzinną. Shizune nie raz pomagała im dojść do porozumienia, jednak w tej chwili sytuacja była dużo gorsza. Sama była na granicy załamania nerwowego. Bezradni, skazani na czekanie, na działania innych ludzi, modlący się o cud. W Teksasie mieli siebie i z tego czerpali siłę. Teraz zabrakło im głównego filaru i całość chwiała się niebezpiecznie. Ledwo przekonała Kushinę i Minato aby nie przyjeżdżali, dla pewności odesłała też Jiraiyę żeby ich dopilnował. Znając Kushinę to gotowa jest przepłynąć ocean w pław aby się tu dostać, jednak nie mogli narażać więcej osób. Nie wspominając o jej wybuchowym charakterku który rozniósłby całą Konohę aby go znaleźć. A takie zamieszanie to ostatnia rzecz której potrzebują.
- Shizune, powiedź mi kim jest Naruto dla Sasuke? Wiem, że uratował mu życie, ale mam wrażenie, że kryje się za tym coś więcej.
- Wiesz, ja...
- Jest moim partnerem. - Sasuke stanął w drzwiach. Nie podsłuchiwał, zwyczajnie przechodził obok.
- Partnerem? - Itachi powtórzył nie bardzo rozumiejąc.
- Jeśli wolisz, chłopakiem -Sasuke odwrócił się i opuścił dom. Nie widział sensu dalszej rozmowy.
- Chłopakiem? - powtórzył wpatrując się w Shizune.
- Dobrze słyszałeś - potwierdziła z uśmiechem.
- To wiele tłumaczy - Itachi potarł dłonią nasadę nosa. Gdzieś, w głębi duszy podejrzewał, że właśnie tak może być, jednak teraz kiedy miał pewność zrozumiał dużo więcej. To jego miała na myśli Asami przy ich pierwszym spotkaniu. To o nim mówił wspominając o rodzinie. To dlatego był taki wściekły i tak bardzo cierpiał. Jego mały braciszek się zakochał i to ze wzajemnością.
- Shizune zrobię wszystko co w mojej mocy aby sprowadzić go z powrotem!
- Dziękuję, że to rozumiesz - uśmiechnęła się lekko.
- Opowiedz mi o nim. Chciałbym wiedzieć coś więcej o przyszłym szwagrze. Jaki on jest? Jego rodzina wie? Jak to przyjęli? I jak w ogóle do tego doszło? Chcę wiedzieć wszystko! - uśmiechnął się. Naruto przecież go lubi, więc może dzięki temu dotrze i do Sasuke.
- Jest wspaniałym człowiekiem - odparła, zadowolona z takiego obrotu sprawy.
-----------
Sasuke krążąc bez celu po ulicach miasta dotarł do parku. Rozsiadł się na ławce nie daleko placu zabaw, odchylił głowę i wbił wzrok w niebo. Mimo, że było piękne nie mogło się równać z jego oczami. Tak bardzo za nimi tęsknił. Nie mógł spać, jeść, funkcjonować. Bez niego czuł się nikim. Jakby znowu wrócił to czasów zanim go poznał... Nie, teraz było znacznie gorzej. Teraz kiedy poznał czym jest miłość, kiedy poznał czym jest szczęście, czuł jakby ktoś wyrywał mu serce za każdym razem gdy samotnie kładł się spać. Często Asami wkradała się do niego. Nie lubiła nowego domu, twierdziła że jest pusty i zimny. Musiał przyznać jej rację. W porównaniu do ich niewielkiego domku, w którym z każdego kąta czuć było miłość i ciepło ten był tylko ścianami w których przyszło im obecnie mieszkać. "Ich dom" - uśmiechnął się do swoich myśli. Jak naturalnie mu przychodziło nazywanie wszystkiego co wiązało się z Naru "ICH". Nie jego, a właśnie ich, ich wspólne.
- Sasuke? - spytała cichutko leżąc obok niego - Ale jak wróci Naruto to z powrotem zamieszkamy w naszym domu? I będzie jak dawniej?
- Żebyś znowu miała pretensje o łazienkę? - uśmiechnął się nieznacznie. Asami miła podobny dar co Naruto. Sprawiała, że się uśmiechał, że przez chwilę mógł zapomnieć o bólu.
- Jakoś się dogadamy, zrobimy grafik - odparła spokojnie - Tylko chcę już wrócić do naszego domu - chwyciła jego dłoń - Z tobą i Naruto - dodała przez łzy.
- Wrócimy - ścisnął jej małą, gorącą rączkę - I będzie jak dawniej.
- To dobrze. - szepnęła i przytuliła się do jego ręki - Bo ciebie też kocham, tak jak Naruto.
Na te słowa Sasuke aż poczuł skurcz w sercu. Ten dzieciak jest niesamowity. Jakby zawsze wiedziała co i kiedy powiedzieć. Utorowała sobie drogę do jego serca i zapuściła w nim korzenie prawie tak mocne jak Naruto. Nigdy nie przypuszczał, że pozwoli jakiejkolwiek istocie tak się do siebie zbliżyć a teraz są aż dwie.
- Akamaru, Akamaru wracaj tu natychmiast! Ty kundlu jeden! Do nogi!
Sasuke zerknął w stronę skąd dochodził krzyk. Ścieżką, wprost na niego, pędził wielki, kudłaty, biały pies a za nim, czerwony na twarzy, wrzeszczący i wymachujący trzymaną w ręku smyczą, właściciel.
- Akamaru! - wrzasnął na cały park po czym zatrzymał się aby złapać oddech.
Pies również się zatrzymał, jednak nie dlatego że raczył w końcu posłuchać, a zwyczajnie zaczął się łasić do Sasuke. Nigdy zbytnio nie lubił zwierząt, no może z wyjątkiem kotów, gdyż tak samo jak on, były niezależne i zawsze chodziły własnymi drogami, jednak te uparcie lgnęły do niego. Tak jak teraz. Pierwszy raz na oczy widział to zwierze, w zasadzie chyba pierwszy raz na oczy widział tą rasę. Śnieżnobiałe futro i masywne cielsko, robiło piorunujące wrażenie, szczególnie na dzieci które krzyczały przerażone na widok takiego potwora.
- Powinien pan go trzymać na smyczy - rzucił, kiedy właściciel opadł na ławkę, łapiąc oddech.
- T-trzym-małem... ale... mi... uciekł... - wydyszał - Dziękuję za... Sasuke? - dopiero teraz mu się przyjżał.
- A my się znamy? - obrzucił go nic nie mówiącym spojrzeniem.
- Jestem Kiba, znajomy Naruto. Spotkaliśmy się kiedyś na cmentarzu - zaczął wyjaśniać.
Sasuke słysząc imię swojego chłopaka spiął się nieco. Zmrużył oczy i ponownie mu się przyjrzał. Może faktycznie kiedyś się spotkali, jednak w ogóle go nie zapamiętał.
- To bydle ma tyle siły, że normalnie mało ręki mi nie urwał. Ganiania za wiewiórkami mu się zachciało! Nie jesteś szczeniakiem Akamaru! Trochę powagi. Dopiero co chorował a już ma tyle wigoru! Normalnie aż nie do uwierzenia! Musze powiedzieć matce, że te leki na wzmocnienie działają cuda! - gadał jakby byli dobrymi znajomymi.
Sasuke nie miał ochoty wysłuchiwać tej bezsensownej paplaniny. Wstał i odwrócił się bez pożegnania.
- Czekaj, a tak przy okazji, z Naruto już wszystko w porządku?
- Co masz na myśli? - spytał odwracając się w jego stronę, ruchem ręki powstrzymując ochroniarzy.
- No... jakiś czas temu, widziałem jak zasłabł na ulicy. Już chciałem do niego podbiec, ale ci z którymi rozmawiał wsadzili go do samochodu i odjechali. Chciałem później do niego zadzwonić ale mieliśmy sajgon w schronisku a potem zapomniałem i teraz jak ciebie spotkałem to....
Z każdym usłyszanym słowem oczy Sasuke robiły się coraz większe a krew szybciej krążyła.
- Idziesz ze mną - złapał go za rękę i pociągnął za sobą.
--------------------------------------
Dziękuję za wszystkie komentarze które kocham i gwiazdki :)
Za wszelkie błędy z góry przepraszam. Wytykajcie śmiało, będę poprawiać!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro