Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22

Nieco wcześniej

- Przecież wyraźnie mówiłam, że prezes Uchiha jest  zajęty! Nie może pani tak po prostu sobie wchodzić! Jeśli się pani nie cofnie zaraz wezwę ochronę! - krzyczała.

Konan patrzyła na kobietę która własnym ciałem próbowała zastąpić jej drogę. Jej determinacja była godna podziwu, szkoda tylko że udawana.

- Zejdź mi z drogi Karin! Dobrze ci radzę. - mówiła spokojnie, patrząc wprost w jej rubinowe oczy. 

Karin spojrzała w bok jednak się nie odsunęła. Musiała grać do samego końca. Nie mogła się zdradzić. 

- Karin o co chodzi? - Itachi zaniepokojony podniesionym głosem sekretarki postanowił sprawdzić co się dzieję. 

- Bardzo przepraszam panie prezesie - skłoniła się - Ale ta kobieta bardzo nalega na spotkanie z panem. Mówiłam, że jest pan zajęty jednak ona...

- Już dobrze Karin - przerwał jej. Miał nieodparte wrażenie, że nie powinien odmówić. - Zapraszam panią - odsunął się robiąc jej miejsce - Napije się pani czegoś?

- Nie, dziękuję. 

- Bardzo przepraszam, ale nie mam za wiele czasu - wskazał jej fotel, sam powracając na swoje miejsce.

- Nie zajmę go dużo - usiadła zakładając nogę na nogę. Podała mu niewielką kopertę.

Itachi otworzył ją. W środku była zapalniczka oraz zdjęcie nieprzytomnego Naruto. 

- Jeszcze żyje - uprzedziła pytanie - A jak długo, to zależy od pana. Tu są wytyczne - odparła podając mu kolejną kopertę. - I jeszcze jedno - wstała i nachyliła się ku niemu - Niczego nie kombinuj, jeśli nie chcesz aby to samo spotkało brata. - rzekła po czym skierowała się do wyjścia. - Do zobaczenia panie Uchiha - rzuciła nim opuściła gabinet. 

Itachi jeszcze przez chwilę wpatrywał się w drzwi za którymi znikła ta dziwna kobieta. Wyglądała raczej jak przedstawicielka jakiegoś przedsiębiorstwa a nie wysłanniczkę mafii.

- Karin, odwołaj moje wszystkie dzisiejsze spotkania - starał się brzmieć spokojnie choć dłoń trzymana na interkomie drżała mu nieznacznie - Odwołaj wszystkie do końca tygodnia - dodał po chwili.

- Ale panie prezesie... - próbowała oponować.

Rozłączył się nie chcąc tego słuchać. Musiał  się uspokoić nim opuści gabinet. Chce jak najszybciej jechać do nich, jednak nie może sobie pozwolić aby ktokolwiek w firmie zaczął coś podejrzewać. 

-  Dzwoń  TYLKO w nagłych wypadkach. W innych sprawach zwracaj się do Nagato. 

- Czy coś się stało? - spytała. 

- Nie, nic poważnego - odparł spokojnie. 

Opuścił gmach i wsiadł do taksówki.  Co powinien teraz zrobić? Musi go chronić! Za wszelką cenę! Nawet w brew jego woli. Kiedy dotarł na miejsce zrozumiał, że wiedzą...

- Sasuke... 

- Gdzie on jest?! - wykrzyczał prosto w jego twarz. Złapał go za marynarkę i przyszpilił do ściany. 

- Nie wiem - wydyszał. Tego się nie spodziewał. - Sasuke słuchaj...

Jednak on nie chciał słuchać. Nie był w stanie słuchać! Był tak bardzo wściekły... Pięść ze świstem przeleciała tuż koło jego ucha, wbijając się w ścianę.

- Sasuke do cholery, straszysz ją!!! - krzyk Shizune przywołał go nieco do rzeczywistości. Asami tuliła się do niej a z oczu płynęły jej łzy. 

Zacisnął pięści i wyszedł do ogrodu. Kiedy po nim krążył wyglądał jak zwierze zamknięte w klatce. Nie mógł się uspokoić. To nie może być prawda! Kiedy wrócił wszyscy siedzieli w kuchni. Nawet Sakura, której tak naprawdę to nie dotyczy. 

- Pij. - nakazała Shizune podsuwając mu czarkę.

- Nie...

- Pij! 

Sasuke spojrzał na nią i opróżnił czarkę. Chyba właśnie tego potrzebował.

- Jeszcze! - nakazała polewając drugą. Odpuściła mu dopiero po piątej.  - A teraz, skoro już wszyscy nad sobą panujemy, słuchamy cię Itachi.

Itachi westchnął ciężko, położył na stole zdjęcie oraz zapalniczkę i opowiedział całe zajście. Z każdym usłyszanym słowem Sasuke miał coraz większą ochotę kogoś zabić. Opuścili gardę! Stali się nieostrożni i Naruto teraz za to płaci. Nie mógł zrozumieć dlaczego to właśnie jego uwięzili, przecież, logicznie myśląc, to jego powinni zamknąć. Naruto nie był z rodziny Uchiha, więc dlaczego? 

- Dlatego uważam, że powinniście przenieść się do mnie! - wychylił kolejną czarkę. To wydawało się najrozsądniejszym pomysłem. Posiadłość jest duża a co najważniejsze chroniona. Nie może dopuścić aby Sasuke stała się krzywda, a już zrozumiał że bez pozostałych ten się z stąd nie ruszy.

- Czego chcą? - Shizune w tej chwili była chyba z nich wszystkich najbardziej racjonalna.

- Nie ważne czego chcą - warknął Sasuke - Masz zrobić wszystko czego zażądają! Jeśli  coś mu się stanie bo ty... Zabiję cię Itachi! - to nie była groźba rzucana na wiatr. Sasuke naprawdę był w stanie to zrobić. Zabić każdego bez wyjątku!

- Sasuke uspokój się, tak nic nie zdziałamy - Shizune upomniała go - Właśnie teraz musimy trzymać się razem!

Itachi obserwował i nie mógł ich do końca zrozumieć. Sasuke zachowywał się jak opętany, jednak w jakiś sposób Shizune potrafiła przywołać go do rozsądku. 

Sakura również nie mogła wyjść z szoku. Czuła się poniekąd winna. Przecież to z nią umówił się Naruto. Może gdyby... W oczach zbierały jej się łzy.

- Sakura to nie twoja wina. To niczyja wina. Rozumiecie!- Shizune dodała po chwili - Teraz najważniejsze to zachować spokój i przemyśleć kolejny krok. To nie jest zabawa. Tu chodzi o życie Naruto. Żadnych pochopnych działań. 

Shizune, chociaż sama się bała, musiała przejąć kontrolę. Rozumiała uczucia Sasuke, w końcu Naruto to jego partner. Już tak wiele przeszli i ten cios mógłby zostać im oszczędzony, jednak skoro życie potoczyło się inaczej, muszą dać sobie radę. I dadzą! Wspólnie!

- Sakura, najlepiej  jak nie będziesz się w to mieszać - ciągnęła dalej.

- Ale ja chcę pomóc! - prawie krzyknęła. Naruto stał się jej bardzo bliski. Nie mogła zwyczajnie wrócić do domu i zapomnieć o sprawie. Nie pozwoli odsunąć się od tego. 

- Wiem, ale... - zawahała się -  Nie chcę aby i tobie się coś stało. Jak już mówiłam to nie jest zabawa.

- Jednak jestem pewna, że mogę się do czegoś przydać! 

- Zobaczymy. - dała za wygraną - Na razie wróć do domu i zachowuj się normalnie. I pamiętaj, bądź ostrożna. Itachi, opisz mi jeszcze raz tą kobietę. Dokładnie, wszystko co zapamiętałeś. Sasuke, zajmiesz się Asami a ja spotkam się z Kakashim. Trzeba będzie jeszcze powiadomić rodziców Naru, ale to może chwilę zaczekać. 

- Dlaczego... - Sasuke próbował oponować.

- Bo żaden z was nie jest wystarczająco spokojny aby się z nim spotkać. - brzmiała jak przywódca. 

Chcąc nie chcąc musiał przyznać jej rację, jednak jak miał siedzieć w domu kiedy Naru... 

- Będzie dobrze! Nie możemy tracić nadziej ani zdrowego rozsądku. Nic mu nie będzie. Zobaczysz, nim się obejrzymy znów będzie w domu. - położyła rękę na ramieniu Sasuke. Naprawdę musi być silna. Dla nich wszystkich. Dla Naruto. 

Sasuke siedział oparty o łóżko i obracał w palcach zapalniczkę. Nie mógł pozbyć się złości. Nie mógł teraz nic zrobić, jednak z drugiej strony nie mógł również tak bezczynnie siedzieć.  

- Sasuke...? - Asami stała w drzwiach. 

Podniósł na nią zmęczony wzrok i wyciągnął rękę. Mała w jednej chwili przywarła do niego na nowo zanosząc się płaczem.

- Nic mu nie będzie, prawda? - wyjąkała.

- Nic mu nie będzie - odparł przytulając ją mocniej do siebie - Nic mu nie będzie...

---------------------------------

Dziękuję za wszystkie komentarze które kocham i gwiazdki :)

Za wszelkie błędy z góry przepraszam. Wytykajcie śmiało, będę poprawiać!!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro