Rozdział 22
Nieco wcześniej
- Przecież wyraźnie mówiłam, że prezes Uchiha jest zajęty! Nie może pani tak po prostu sobie wchodzić! Jeśli się pani nie cofnie zaraz wezwę ochronę! - krzyczała.
Konan patrzyła na kobietę która własnym ciałem próbowała zastąpić jej drogę. Jej determinacja była godna podziwu, szkoda tylko że udawana.
- Zejdź mi z drogi Karin! Dobrze ci radzę. - mówiła spokojnie, patrząc wprost w jej rubinowe oczy.
Karin spojrzała w bok jednak się nie odsunęła. Musiała grać do samego końca. Nie mogła się zdradzić.
- Karin o co chodzi? - Itachi zaniepokojony podniesionym głosem sekretarki postanowił sprawdzić co się dzieję.
- Bardzo przepraszam panie prezesie - skłoniła się - Ale ta kobieta bardzo nalega na spotkanie z panem. Mówiłam, że jest pan zajęty jednak ona...
- Już dobrze Karin - przerwał jej. Miał nieodparte wrażenie, że nie powinien odmówić. - Zapraszam panią - odsunął się robiąc jej miejsce - Napije się pani czegoś?
- Nie, dziękuję.
- Bardzo przepraszam, ale nie mam za wiele czasu - wskazał jej fotel, sam powracając na swoje miejsce.
- Nie zajmę go dużo - usiadła zakładając nogę na nogę. Podała mu niewielką kopertę.
Itachi otworzył ją. W środku była zapalniczka oraz zdjęcie nieprzytomnego Naruto.
- Jeszcze żyje - uprzedziła pytanie - A jak długo, to zależy od pana. Tu są wytyczne - odparła podając mu kolejną kopertę. - I jeszcze jedno - wstała i nachyliła się ku niemu - Niczego nie kombinuj, jeśli nie chcesz aby to samo spotkało brata. - rzekła po czym skierowała się do wyjścia. - Do zobaczenia panie Uchiha - rzuciła nim opuściła gabinet.
Itachi jeszcze przez chwilę wpatrywał się w drzwi za którymi znikła ta dziwna kobieta. Wyglądała raczej jak przedstawicielka jakiegoś przedsiębiorstwa a nie wysłanniczkę mafii.
- Karin, odwołaj moje wszystkie dzisiejsze spotkania - starał się brzmieć spokojnie choć dłoń trzymana na interkomie drżała mu nieznacznie - Odwołaj wszystkie do końca tygodnia - dodał po chwili.
- Ale panie prezesie... - próbowała oponować.
Rozłączył się nie chcąc tego słuchać. Musiał się uspokoić nim opuści gabinet. Chce jak najszybciej jechać do nich, jednak nie może sobie pozwolić aby ktokolwiek w firmie zaczął coś podejrzewać.
- Dzwoń TYLKO w nagłych wypadkach. W innych sprawach zwracaj się do Nagato.
- Czy coś się stało? - spytała.
- Nie, nic poważnego - odparł spokojnie.
Opuścił gmach i wsiadł do taksówki. Co powinien teraz zrobić? Musi go chronić! Za wszelką cenę! Nawet w brew jego woli. Kiedy dotarł na miejsce zrozumiał, że wiedzą...
- Sasuke...
- Gdzie on jest?! - wykrzyczał prosto w jego twarz. Złapał go za marynarkę i przyszpilił do ściany.
- Nie wiem - wydyszał. Tego się nie spodziewał. - Sasuke słuchaj...
Jednak on nie chciał słuchać. Nie był w stanie słuchać! Był tak bardzo wściekły... Pięść ze świstem przeleciała tuż koło jego ucha, wbijając się w ścianę.
- Sasuke do cholery, straszysz ją!!! - krzyk Shizune przywołał go nieco do rzeczywistości. Asami tuliła się do niej a z oczu płynęły jej łzy.
Zacisnął pięści i wyszedł do ogrodu. Kiedy po nim krążył wyglądał jak zwierze zamknięte w klatce. Nie mógł się uspokoić. To nie może być prawda! Kiedy wrócił wszyscy siedzieli w kuchni. Nawet Sakura, której tak naprawdę to nie dotyczy.
- Pij. - nakazała Shizune podsuwając mu czarkę.
- Nie...
- Pij!
Sasuke spojrzał na nią i opróżnił czarkę. Chyba właśnie tego potrzebował.
- Jeszcze! - nakazała polewając drugą. Odpuściła mu dopiero po piątej. - A teraz, skoro już wszyscy nad sobą panujemy, słuchamy cię Itachi.
Itachi westchnął ciężko, położył na stole zdjęcie oraz zapalniczkę i opowiedział całe zajście. Z każdym usłyszanym słowem Sasuke miał coraz większą ochotę kogoś zabić. Opuścili gardę! Stali się nieostrożni i Naruto teraz za to płaci. Nie mógł zrozumieć dlaczego to właśnie jego uwięzili, przecież, logicznie myśląc, to jego powinni zamknąć. Naruto nie był z rodziny Uchiha, więc dlaczego?
- Dlatego uważam, że powinniście przenieść się do mnie! - wychylił kolejną czarkę. To wydawało się najrozsądniejszym pomysłem. Posiadłość jest duża a co najważniejsze chroniona. Nie może dopuścić aby Sasuke stała się krzywda, a już zrozumiał że bez pozostałych ten się z stąd nie ruszy.
- Czego chcą? - Shizune w tej chwili była chyba z nich wszystkich najbardziej racjonalna.
- Nie ważne czego chcą - warknął Sasuke - Masz zrobić wszystko czego zażądają! Jeśli coś mu się stanie bo ty... Zabiję cię Itachi! - to nie była groźba rzucana na wiatr. Sasuke naprawdę był w stanie to zrobić. Zabić każdego bez wyjątku!
- Sasuke uspokój się, tak nic nie zdziałamy - Shizune upomniała go - Właśnie teraz musimy trzymać się razem!
Itachi obserwował i nie mógł ich do końca zrozumieć. Sasuke zachowywał się jak opętany, jednak w jakiś sposób Shizune potrafiła przywołać go do rozsądku.
Sakura również nie mogła wyjść z szoku. Czuła się poniekąd winna. Przecież to z nią umówił się Naruto. Może gdyby... W oczach zbierały jej się łzy.
- Sakura to nie twoja wina. To niczyja wina. Rozumiecie!- Shizune dodała po chwili - Teraz najważniejsze to zachować spokój i przemyśleć kolejny krok. To nie jest zabawa. Tu chodzi o życie Naruto. Żadnych pochopnych działań.
Shizune, chociaż sama się bała, musiała przejąć kontrolę. Rozumiała uczucia Sasuke, w końcu Naruto to jego partner. Już tak wiele przeszli i ten cios mógłby zostać im oszczędzony, jednak skoro życie potoczyło się inaczej, muszą dać sobie radę. I dadzą! Wspólnie!
- Sakura, najlepiej jak nie będziesz się w to mieszać - ciągnęła dalej.
- Ale ja chcę pomóc! - prawie krzyknęła. Naruto stał się jej bardzo bliski. Nie mogła zwyczajnie wrócić do domu i zapomnieć o sprawie. Nie pozwoli odsunąć się od tego.
- Wiem, ale... - zawahała się - Nie chcę aby i tobie się coś stało. Jak już mówiłam to nie jest zabawa.
- Jednak jestem pewna, że mogę się do czegoś przydać!
- Zobaczymy. - dała za wygraną - Na razie wróć do domu i zachowuj się normalnie. I pamiętaj, bądź ostrożna. Itachi, opisz mi jeszcze raz tą kobietę. Dokładnie, wszystko co zapamiętałeś. Sasuke, zajmiesz się Asami a ja spotkam się z Kakashim. Trzeba będzie jeszcze powiadomić rodziców Naru, ale to może chwilę zaczekać.
- Dlaczego... - Sasuke próbował oponować.
- Bo żaden z was nie jest wystarczająco spokojny aby się z nim spotkać. - brzmiała jak przywódca.
Chcąc nie chcąc musiał przyznać jej rację, jednak jak miał siedzieć w domu kiedy Naru...
- Będzie dobrze! Nie możemy tracić nadziej ani zdrowego rozsądku. Nic mu nie będzie. Zobaczysz, nim się obejrzymy znów będzie w domu. - położyła rękę na ramieniu Sasuke. Naprawdę musi być silna. Dla nich wszystkich. Dla Naruto.
Sasuke siedział oparty o łóżko i obracał w palcach zapalniczkę. Nie mógł pozbyć się złości. Nie mógł teraz nic zrobić, jednak z drugiej strony nie mógł również tak bezczynnie siedzieć.
- Sasuke...? - Asami stała w drzwiach.
Podniósł na nią zmęczony wzrok i wyciągnął rękę. Mała w jednej chwili przywarła do niego na nowo zanosząc się płaczem.
- Nic mu nie będzie, prawda? - wyjąkała.
- Nic mu nie będzie - odparł przytulając ją mocniej do siebie - Nic mu nie będzie...
---------------------------------
Dziękuję za wszystkie komentarze które kocham i gwiazdki :)
Za wszelkie błędy z góry przepraszam. Wytykajcie śmiało, będę poprawiać!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro