Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20

Witajcie Kochani!!!

Po raz kolejny Was bardzo przepraszam. Trochę pokomplikowało mi się życie i dlatego rozdziały są tak rzadko, ale nie zapomniałam o Was! Będę się starać z całych sił nie zaniedbywać żadnego z moich opowiadań, jednak proszę Was bardzo o wyrozumiałość. Wole nic nie pisać niż oddawać w Wasze ręce coś, czego się czytać nie da. 

Dlatego jeszcze raz Was gorąco przepraszam. Jak tylko wszystko poukładam znów będziemy widzieć się częściej.

A teraz zapraszam na kolejny rozdział :)

- Sakura, jeszcze raz bardzo cię przepraszam.

- Nie ma o czym mówić - uśmiechnęła się i machnęła ręką.

Wolała nie wspominać feralnego obiadu, a w zasadzie swojej dziwnej reakcji. Była na siebie zła, a wręcz wściekła. Powinna to wszystko obrócić jakoś w żart a nie uciekać przerażona. Cholera jasna, zachowała się jak jakaś gówniara i nie mogła sobie tego wybaczyć. Zaskoczyli ją, wszyscy i dlatego wyszło jak wyszło. Była załamana. Wyszła na jakąś kretynkę. Dlatego w pierwszej chwili nie mogła uwierzyć kiedy do niej zadzwonił prosząc o spotkanie. Była tak zaskoczona i zachwycona zarazem, że ledwo mogła wydobyć z siebie głos. 

Kiedy się zjawiła on już czekał. Siedział przy stoliku, bawiąc się zapalniczką. Obracał ja w swoich smukłych palcach, raz po raz kciukiem przejeżdżając po jej powierzchni. Kiedy to robił, przymykał oczy i uśmiechał się czule. Tak jakby ten mały przedmiot miał dla niego wartość drogocennego skarbu. 

- Sakura, a tak w ogóle to gdzieś ty się nauczyła tak dobrze japońskiego? - chciał jakoś wybrnąć z tej kłopotliwej sytuacji. 

Siedzieli już dobre pół godziny ale rozmowa jakoś się nie kleiła. Cały czas miał przed oczami niezadowoloną minę Sasuke kiedy rozmawiał z nią przez telefon. On musi opanować tą swoją zazdrość bo kiedyś się to może naprawdę źle skończyć, szczególnie że jest to całkiem nie uzasadniona zazdrość. Nie jest specjalistą w tej dziedzinie jednak wiedział, że nie może podsycać  jego obsesji. Dlatego nie ukrywał faktu umówienia się z Sakurą. I choć nigdy by się do tego nie przyznał, to tak naprawdę schlebiało mu to. To znaczyło, że naprawdę jest dla niego ważny, choć z drugiej strony było to dość męczące. Szczególnie łagodzenie takich sytuacji. Męczące a zarazem i fascynujące. 

Chociaż ich seks przeszedł na kolejny poziom, to Naruto musiał przyznać, że za każdym razem kiedy Sasuke był zazdrosny wstępował w niego istny demon. Demon który cholernie  go podniecał. Jego czarne oczy lśniły wówczas najczystszą furią a on stawał się drapieżnikiem. W takich przypadkach się nie hamował. Brał co tylko chciał ale również i dawał. Na swój sposób, bez czułych gestów, zadając ból, dawał mu najczystszą rozkosz. Do tej pory pamiętał jak to było za pierwszym razem. Stodoła w Teksasie już nigdy nie będzie taka sama.

- Kushina mnie nauczyła. - rozpromieniła się.

- Mama?! - spojrzał na nią zaskoczony - Jak ty dałaś radę z nią wytrzymać?

- Eee? Kushina jest doskonałym nauczycielem. Naprawdę nie wiem co masz na myśli? Zawsze marzyłam o tych studiach a bez języka byłoby to nie możliwe. A Kushina naprawdę była cierpliwa, wyrozumiała i... - przerwała widząc jego zaskoczoną minę - Coś powiedziałam nie tak? 

- Co? Nie! Tylko zastanawiam się czy ty na pewno mówisz o mojej matce. - Narto miał wrażenie, że rozmawiają o dwóch różnych osobach. Sakura najwyraźniej się pomyliła.

Kochał swoją matkę i wiele można o niej powiedzieć, ale nie to że była dobrą nauczycielką. Wspomniał ile razy dostał od niej po głowie kiedy odrabiał lekcje. Jak szybko traciła cierpliwość tłumacząc mu jakieś proste zagadnienie i ile razy musiał przepisywać zeszyt gdyż, jej zdaniem, pisał jak kura pazurem.   

- A jak w ogóle odnajdujesz się w Japonii? 

Sakura przyglądała mu się niewiele z tego rozumiejąc. Ona uwielbiała Kushine. Była jej wzorem. Silna, niezależna, zawsze osiągająca swoje cele. Dogadywała się z nią lepiej niż z własną matką i traktowała ją jak przyjaciółkę. A teraz jak poznała Naruto rozumiała dlaczego opowiadała o nim z takim ciepłem. Nie tylko dlatego, że był jej synem ale przede wszystkim dlatego, że był wspaniałym człowiekiem. 

Kiedy go poznała miała wrażenie, że jest nie z tego świata. Biło od niego takie ciepło, taki spokój i pewność siebie. Ten blask w jego oczach kiedy patrzył na swoich bliskich. Ta zawziętość kiedy ich bronił. To wszystko sprawiło, że chciała go bliżej poznać. 

Nie znała dokładnie przyczyny wydarzeń w Teksasie, ale z tego co zrozumiała to chodziło o Sasuke, przyjaciela Naruto. On ryzykował własne życie dla niego. Dla przyjaciela. Takich ludzi nie często się spotyka, i choć była szczerze zaskoczona tym, że Sasuke mieszka z nimi a nie z własnym bratem to jednak mogła to zrozumieć. To jak bardzo ludzie do niego lgną chcąc załapać się choć na odrobinę jego uwagi. Sama też tego pragnęła. 

- Cóż - spuściła wzrok - Jak na razie niewiele zwiedzałam. Nie było zbytnio czasu na takie rzeczy. Poznałam jak na razie okolice szpitala i mieszkania. W sumie i tak pewnie nie bardzo będę miała czas na rozrywki więc...

- Och przestań - uśmiechnął się szeroko - Nauka nauką ale czas na odpoczynek też musisz znaleźć. Sam wiem jak bardzo można się zatracić w studiach, ale nie można się koncentrować jedynie na tym. Życie jest zbyt krótkie. Musisz znaleźć czas również dla siebie. Poznać nowych ludzi, zabawić się. To polecenie lekarza - zaśmiał się. 

Sakura patrzyła na niego jak zahipnotyzowana. Jego śmiech był tak zaraźliwy, że sama zaczęła chichotać. Mogłaby tak z nim siedzieć do końca świata.

- Pewnie masz rację, jednak jak na razie to znam tu tylko was a na stażu raczej nie zdobędę przyjaciół. Wiesz jak to jest. Ciągła rywalizacja. 

- Może i tak, ale masz nas! Jak coś by się działo wal jak w dym. Zawsze jesteś mile widziana, zorganizuję jaką wycieczkę po co ciekawszych miejscach, a resztą się nie przejmuj. Wszystko się w końcu ułoży.

Naruto odkąd jest szczęśliwie zakochany patrzy na świat zupełnie inaczej. Chciałby aby każdy kogo zna, a nawet i wszyscy inni ludzie cieszyli się takim samym szczęściem. To tak jakby przeżywał kolejną młodość. Pomimo trzydziestu lat na karku, czuł się jakby miał nie więcej niż dwadzieścia. W szczególności kiedy jest razem ze swoim chłopakiem. 

Myśląc o nim znów dotknął zapalniczki. Ten mały drobiazg który dostał od niego w Nowy Rok pomagał mu kiedy był z dala od niego. Ilekroć przypalał papierosa, uśmiechał się czule. Ten z pozoru nieistotny przedmiot, był dla niego jak talizman. Jak czterolistna koniczyna przynosząca szczęście. Wygrawerowany na niej lis i słowa  "Na zawsze" były prawie jak ślubna przysięga. Grawer na metalowej powierzchni aż lśnił, co zdradzało jak często jego palce wędrowały po jego zarysie. I za każdym razem jak to robił jego twarz zdobił czuły uśmiech. 

- Tak, mam ciebie - pomyślała patrząc na jego rozanieloną twarz.

-----------------------

Konan stała pod prysznicem, patrząc jak woda zmieszana z krwią, znika w odpływie. Miała tylko jeden cel. Uwolnić Yahiko. Dopóki ta wiedźma miała go w swoich szponach, nic nie mogła zrobić. Posłusznie wykonywała każde polecenie. Bez mrugnięcia okiem, bez skrupułów, zabijała na jej rozkaz. Każdego bez wyjątku. Nawet tych z którymi pracowała. 

Kiedy Madara został zabity nie wszyscy chcieli się z tym pogodzić. Nie śmiąc podnieść ręki na nową szefową, chcieli najpierw zemścić się na Konan, że na to pozwoliła. W końcu to ona odpowiadała za jego bezpieczeństwo. Zasadzili się na nią, jednak wszyscy polegli. Wówczas po raz pierwszy w organizacji zobaczyli jej prawdziwą siłę. Prawdziwą ją. Bezwzględną morderczyni. Silną, szybką i diabelnie skuteczną. Mimo że napastników było pięciu, ona wyszła z tej walki  bez szwanku. Bez najmniejszego zadrapana. Najmniejszej oznaki zmęczenia. I gdyby nie to, że była zachlapana krwią przeciwników, nikt by nie odgadł, że przed chwilą stoczyła bój o własne życie.

Następnych zabijała na jej polecenie. Z szeregów zostali usunięci wszyscy, którzy nie chcieli się w pełni poddać nowej władzy. A trzeba przyznać, że Madara miał lojalnych pracowników, dlatego została ich jedynie garstka. Garstka dla których ich własne życie było ważniejsze niż honor czy lojalność. 

- Znajdę cię Yahiko! Znajdę a wówczas i ona zginie, że śmiała cię skrzywdzić. A kiedy jej martwe ciało upadnie na ziemię, zabiorę cie tam gdzie już nikt, nigdy cię nie dosięgnie. I może wówczas będziemy w końcu szczęśliwi. Wytrzymaj jeszcze trochę.

---------------------------------

Dziękuję za wszystkie komentarze które kocham i gwiazdki :)

Za wszelkie błędy z góry przepraszam. Wytykajcie śmiało, będę poprawiać!!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro