Rozdział 20
Witajcie Kochani!!!
Po raz kolejny Was bardzo przepraszam. Trochę pokomplikowało mi się życie i dlatego rozdziały są tak rzadko, ale nie zapomniałam o Was! Będę się starać z całych sił nie zaniedbywać żadnego z moich opowiadań, jednak proszę Was bardzo o wyrozumiałość. Wole nic nie pisać niż oddawać w Wasze ręce coś, czego się czytać nie da.
Dlatego jeszcze raz Was gorąco przepraszam. Jak tylko wszystko poukładam znów będziemy widzieć się częściej.
A teraz zapraszam na kolejny rozdział :)
- Sakura, jeszcze raz bardzo cię przepraszam.
- Nie ma o czym mówić - uśmiechnęła się i machnęła ręką.
Wolała nie wspominać feralnego obiadu, a w zasadzie swojej dziwnej reakcji. Była na siebie zła, a wręcz wściekła. Powinna to wszystko obrócić jakoś w żart a nie uciekać przerażona. Cholera jasna, zachowała się jak jakaś gówniara i nie mogła sobie tego wybaczyć. Zaskoczyli ją, wszyscy i dlatego wyszło jak wyszło. Była załamana. Wyszła na jakąś kretynkę. Dlatego w pierwszej chwili nie mogła uwierzyć kiedy do niej zadzwonił prosząc o spotkanie. Była tak zaskoczona i zachwycona zarazem, że ledwo mogła wydobyć z siebie głos.
Kiedy się zjawiła on już czekał. Siedział przy stoliku, bawiąc się zapalniczką. Obracał ja w swoich smukłych palcach, raz po raz kciukiem przejeżdżając po jej powierzchni. Kiedy to robił, przymykał oczy i uśmiechał się czule. Tak jakby ten mały przedmiot miał dla niego wartość drogocennego skarbu.
- Sakura, a tak w ogóle to gdzieś ty się nauczyła tak dobrze japońskiego? - chciał jakoś wybrnąć z tej kłopotliwej sytuacji.
Siedzieli już dobre pół godziny ale rozmowa jakoś się nie kleiła. Cały czas miał przed oczami niezadowoloną minę Sasuke kiedy rozmawiał z nią przez telefon. On musi opanować tą swoją zazdrość bo kiedyś się to może naprawdę źle skończyć, szczególnie że jest to całkiem nie uzasadniona zazdrość. Nie jest specjalistą w tej dziedzinie jednak wiedział, że nie może podsycać jego obsesji. Dlatego nie ukrywał faktu umówienia się z Sakurą. I choć nigdy by się do tego nie przyznał, to tak naprawdę schlebiało mu to. To znaczyło, że naprawdę jest dla niego ważny, choć z drugiej strony było to dość męczące. Szczególnie łagodzenie takich sytuacji. Męczące a zarazem i fascynujące.
Chociaż ich seks przeszedł na kolejny poziom, to Naruto musiał przyznać, że za każdym razem kiedy Sasuke był zazdrosny wstępował w niego istny demon. Demon który cholernie go podniecał. Jego czarne oczy lśniły wówczas najczystszą furią a on stawał się drapieżnikiem. W takich przypadkach się nie hamował. Brał co tylko chciał ale również i dawał. Na swój sposób, bez czułych gestów, zadając ból, dawał mu najczystszą rozkosz. Do tej pory pamiętał jak to było za pierwszym razem. Stodoła w Teksasie już nigdy nie będzie taka sama.
- Kushina mnie nauczyła. - rozpromieniła się.
- Mama?! - spojrzał na nią zaskoczony - Jak ty dałaś radę z nią wytrzymać?
- Eee? Kushina jest doskonałym nauczycielem. Naprawdę nie wiem co masz na myśli? Zawsze marzyłam o tych studiach a bez języka byłoby to nie możliwe. A Kushina naprawdę była cierpliwa, wyrozumiała i... - przerwała widząc jego zaskoczoną minę - Coś powiedziałam nie tak?
- Co? Nie! Tylko zastanawiam się czy ty na pewno mówisz o mojej matce. - Narto miał wrażenie, że rozmawiają o dwóch różnych osobach. Sakura najwyraźniej się pomyliła.
Kochał swoją matkę i wiele można o niej powiedzieć, ale nie to że była dobrą nauczycielką. Wspomniał ile razy dostał od niej po głowie kiedy odrabiał lekcje. Jak szybko traciła cierpliwość tłumacząc mu jakieś proste zagadnienie i ile razy musiał przepisywać zeszyt gdyż, jej zdaniem, pisał jak kura pazurem.
- A jak w ogóle odnajdujesz się w Japonii?
Sakura przyglądała mu się niewiele z tego rozumiejąc. Ona uwielbiała Kushine. Była jej wzorem. Silna, niezależna, zawsze osiągająca swoje cele. Dogadywała się z nią lepiej niż z własną matką i traktowała ją jak przyjaciółkę. A teraz jak poznała Naruto rozumiała dlaczego opowiadała o nim z takim ciepłem. Nie tylko dlatego, że był jej synem ale przede wszystkim dlatego, że był wspaniałym człowiekiem.
Kiedy go poznała miała wrażenie, że jest nie z tego świata. Biło od niego takie ciepło, taki spokój i pewność siebie. Ten blask w jego oczach kiedy patrzył na swoich bliskich. Ta zawziętość kiedy ich bronił. To wszystko sprawiło, że chciała go bliżej poznać.
Nie znała dokładnie przyczyny wydarzeń w Teksasie, ale z tego co zrozumiała to chodziło o Sasuke, przyjaciela Naruto. On ryzykował własne życie dla niego. Dla przyjaciela. Takich ludzi nie często się spotyka, i choć była szczerze zaskoczona tym, że Sasuke mieszka z nimi a nie z własnym bratem to jednak mogła to zrozumieć. To jak bardzo ludzie do niego lgną chcąc załapać się choć na odrobinę jego uwagi. Sama też tego pragnęła.
- Cóż - spuściła wzrok - Jak na razie niewiele zwiedzałam. Nie było zbytnio czasu na takie rzeczy. Poznałam jak na razie okolice szpitala i mieszkania. W sumie i tak pewnie nie bardzo będę miała czas na rozrywki więc...
- Och przestań - uśmiechnął się szeroko - Nauka nauką ale czas na odpoczynek też musisz znaleźć. Sam wiem jak bardzo można się zatracić w studiach, ale nie można się koncentrować jedynie na tym. Życie jest zbyt krótkie. Musisz znaleźć czas również dla siebie. Poznać nowych ludzi, zabawić się. To polecenie lekarza - zaśmiał się.
Sakura patrzyła na niego jak zahipnotyzowana. Jego śmiech był tak zaraźliwy, że sama zaczęła chichotać. Mogłaby tak z nim siedzieć do końca świata.
- Pewnie masz rację, jednak jak na razie to znam tu tylko was a na stażu raczej nie zdobędę przyjaciół. Wiesz jak to jest. Ciągła rywalizacja.
- Może i tak, ale masz nas! Jak coś by się działo wal jak w dym. Zawsze jesteś mile widziana, zorganizuję jaką wycieczkę po co ciekawszych miejscach, a resztą się nie przejmuj. Wszystko się w końcu ułoży.
Naruto odkąd jest szczęśliwie zakochany patrzy na świat zupełnie inaczej. Chciałby aby każdy kogo zna, a nawet i wszyscy inni ludzie cieszyli się takim samym szczęściem. To tak jakby przeżywał kolejną młodość. Pomimo trzydziestu lat na karku, czuł się jakby miał nie więcej niż dwadzieścia. W szczególności kiedy jest razem ze swoim chłopakiem.
Myśląc o nim znów dotknął zapalniczki. Ten mały drobiazg który dostał od niego w Nowy Rok pomagał mu kiedy był z dala od niego. Ilekroć przypalał papierosa, uśmiechał się czule. Ten z pozoru nieistotny przedmiot, był dla niego jak talizman. Jak czterolistna koniczyna przynosząca szczęście. Wygrawerowany na niej lis i słowa "Na zawsze" były prawie jak ślubna przysięga. Grawer na metalowej powierzchni aż lśnił, co zdradzało jak często jego palce wędrowały po jego zarysie. I za każdym razem jak to robił jego twarz zdobił czuły uśmiech.
- Tak, mam ciebie - pomyślała patrząc na jego rozanieloną twarz.
-----------------------
Konan stała pod prysznicem, patrząc jak woda zmieszana z krwią, znika w odpływie. Miała tylko jeden cel. Uwolnić Yahiko. Dopóki ta wiedźma miała go w swoich szponach, nic nie mogła zrobić. Posłusznie wykonywała każde polecenie. Bez mrugnięcia okiem, bez skrupułów, zabijała na jej rozkaz. Każdego bez wyjątku. Nawet tych z którymi pracowała.
Kiedy Madara został zabity nie wszyscy chcieli się z tym pogodzić. Nie śmiąc podnieść ręki na nową szefową, chcieli najpierw zemścić się na Konan, że na to pozwoliła. W końcu to ona odpowiadała za jego bezpieczeństwo. Zasadzili się na nią, jednak wszyscy polegli. Wówczas po raz pierwszy w organizacji zobaczyli jej prawdziwą siłę. Prawdziwą ją. Bezwzględną morderczyni. Silną, szybką i diabelnie skuteczną. Mimo że napastników było pięciu, ona wyszła z tej walki bez szwanku. Bez najmniejszego zadrapana. Najmniejszej oznaki zmęczenia. I gdyby nie to, że była zachlapana krwią przeciwników, nikt by nie odgadł, że przed chwilą stoczyła bój o własne życie.
Następnych zabijała na jej polecenie. Z szeregów zostali usunięci wszyscy, którzy nie chcieli się w pełni poddać nowej władzy. A trzeba przyznać, że Madara miał lojalnych pracowników, dlatego została ich jedynie garstka. Garstka dla których ich własne życie było ważniejsze niż honor czy lojalność.
- Znajdę cię Yahiko! Znajdę a wówczas i ona zginie, że śmiała cię skrzywdzić. A kiedy jej martwe ciało upadnie na ziemię, zabiorę cie tam gdzie już nikt, nigdy cię nie dosięgnie. I może wówczas będziemy w końcu szczęśliwi. Wytrzymaj jeszcze trochę.
---------------------------------
Dziękuję za wszystkie komentarze które kocham i gwiazdki :)
Za wszelkie błędy z góry przepraszam. Wytykajcie śmiało, będę poprawiać!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro