Rozdział 15
Witajcie Kochani!
Wybaczcie, że dodaję go tak późno, ale to wszystko wina pewnego koncertu do słuchania którego zostałam zmuszona, i to przez pół dnia :(
Prym wiódł: Młot pneumatyczny !
A wtórowały mu: szlifierka kątowa oraz zwykły młot.
Normalnie masakra!!!
Dlatego kończę rozdział dopiero po powrocie do domu :)
Pod ostatnim rozdziałem wielu z Was zastanawiało się kto też czaił się za drzwiami, że aż Jiraiya nam zaniemówił hihi
Ciekawa jestem czy komukolwiek przyszła do głowy właśnie ta osoba :)
Miłego czytania :)
Jiraiya stał nie bardzo wiedząc co się dzieję. Przecież jeszcze nie pił, więc nie mógł mieć żadnych halucynacji. No chyba, że to ze zmęczenia, albo jakaś choroba związana z wysokością, albo już normalnie traci zmysły bo przecież to nie możliwe, aby mogło być prawdziwe.
Tsunade podeszła bliżej, nie rozumiejąc tego nagłego zawieszenia. Dopiero kiedy ujrzała uśmiechniętą pogodną twarz, zrozumiała.
- Sakura?
- Jiraiya? Tsunade? - spytała zaskoczona. - No, was to się tu nie spodziewałam!
- I vice versa! Oj, Jiraiya przesuń się w końcu i wpuść dziewczynę do środka! - walnęła go w ramię.
Jiraiya jakby wyrwany z letargu uśmiechnął się i wycofał do korytarza. Spodziewał się każdego, ale nie panny Haruno.
Poprowadziła ją do kuchni, gdzie byli pozostali. Shizune była równie zaskoczona co pozostali, jednak cieszyła się z odwiedzin swojej, bądź co bądź, wybawicielki. Przecież to tylko dzięki niej może teraz cieszyć się życiem. Jedynie Asami, przywitała się z wyraźną rezerwą. Wiedziała oczywiście, że to właśnie ona uratowała mamę, ale nadal jej nie ufała i wcale jej się nie podobało, że ona tu jest.
- Przejdźmy może do salonu - zaproponowała Shizune. - Tam jest więcej miejsca. Tsunade byłabyś tak miła? - wskazała kubki z napojami.
- Oczywiście - uśmiechnęła się sięgając po tacę - A ty, Sakura czego się napijesz?
- Herbaty... i pomogę - zaoferowała.
- Nie trzeba - rzuciła wstawiając czajnik i wyciągając z szafki ciasteczka. Nie spodziewała się takiego najazdu z Teksasu. O co w tym wszystkim chodzi? I co, na miłość boską, robi tu Sakura?
Zdążyła postawić tacę na stół, a kolejny, niezapowiedziany gość, dzwonił do drzwi. Wszyscy popatrzyli po sobie. No teraz, to spodziewali się nawet i Świętego Mikołaja!
- Ja pójdę - westchnęła Tsunade. - No i po spokojnym wieczorze. - mruknęła pod nosem.
- Kogo tym razem przygnało? - prawie krzyknęła otwierając drzwi. - A to ty? - rzekła już trochę spokojniej. - Wchodź, reszta jest w salonie. Napijesz się czegoś? - popędziła przybysza.
- Herbaty - odparł zsuwając buty.
Chociaż był w tym domu dosłownie dwa razy, pamiętał gdzie co jest. Co prawda przekraczając próg salonu spodziewał się zastać tam nieco inne zgromadzenie.
- Itachi? - Shizune spięła się. Jeśli on tu jest, to mogło oznaczać tylko jedno! Zrobili kolejny ruch. - Czy coś się stało? - spytała odruchowo.
- Nie, nic. - uśmiechnął się - Ale może ja wpadnę kiedy indziej. Nie chcę przeszkadzać. - spojrzał na gości.
Itachi miał nadzieję pogadać z Sasuke. Myślał, że może w tej sytuacji brat zmięknie i jakoś uda im się porozumieć. Niedługo już zakończy się odbudowa rodzinnego domu i już teraz kiedy przechadzał się po pustych jeszcze pomieszczeniach, czuł się taki samotny.
Rozumiał Sasuke, ale w końcu byli braćmi. Byli dla siebie jedyną żyjącą rodziną. I chciał żeby było jak dawniej. Chce aby jego brat był szczęśliwy, aby wspólnie z nim prowadził firmę i odnosił sukcesy, aby cieszył się życiem. Naprawdę był wdzięczny, że się nim zajęli, ale czas wracać do domu.
- Daj spokój, nie przeszkadzasz, ale jeśli chciałeś porozmawiać z Sasuke to będzie dopiero w niedzielę. Pojechał z Naruto ... - Shizune zmieszała się.
Z obecnych ani Sakura, ani Itachi nie wiedzieli co łączy tą dwójkę, a ona nie czuła się upoważniona do mówienia o ich prywatnym życiu. Pamiętała ile Naruto zbierał się aby powiedzieć o tym rodzicom, a co dopiero jakby ktoś, praktycznie obcy, dowiedział się o ich związku i to od osób trzecich.
- Na wycieczkę pojechali - dokończyła za nią Tsunade stawiając kubek przed Itachim.
- Raczej niewiele zwiedzą - zaśmiał się Jiraiya, i zaraz tego pożałował. Silny kopniak w piszczel, jaki wymierzyła mu Tsunadę, mało nie złamał mu nogi.
- To może zacznijmy od początku - wtrąciła Shizune chcąc odwrócić uwagę od dziwnego zachowania tej dwójki - Itachi, to jest Sakura, przyjaciółka z Teksasu, a to Jiraiya, chrzestny Naruto. Kochani, to jest Itachi, brat Sasuke. - przedstawiła sobie gości.
Itachi wpierw przywitał się Sakurą, a następnie wyciągnął dłoń do Jiraiyii.
- Też z Teksasu?
- Dokładnie - uśmiechnął się mimo palącego bólu.
- Czyli wy wiecie... - nie wiedział jak dokończyć zdanie.
- Sakura uratowała mi życie - Shizune uśmiechnęła się.
- No dobra, może w końcu wyjaśnicie co was tu sprowadza? - cierpliwość nigdy nie była mocną stroną Tsunade.
---------------------
- Naruto...
- Mhm - spojrzał na niego.
Leżeli wtuleni w siebie. Sasuke bawił się złotymi kosmykami, to je przeczesując, to nawijając na palce, raz po raz muskając ustami jego czoło. Mógłby w ogóle nie opuszczać tego pokoju. A w zasadzie to mógłby nie opuszczać jego ramion. Pragnął zatrzymać czas, aby ta chwila trwała wiecznie. Chwila w której naprawdę czuł się szczęśliwy.
Uśmiechnął się, nachylił i pocałował go, wkładając w to całą swoją miłość. Chciał dodać mu odwagi, a może zapewnić o swoim bezgranicznym oddaniu, aby w końcu szczerze z nim porozmawiał. Powiedział jak jest. Otworzył się, zaufał.
- Powiedź, co cię dręczy?
Naruto westchnął i oparł podbródek na jego piersi. Wiedział, że w końcu ten temat zostanie poruszony, choć wolałby nie teraz. Po prostu nie chciał niszczyć tak cudownych chwil.
Bo jak miał mu powiedzieć, że sny które go nawiedzają niemal każdej nocy dotyczyły właśnie jego? Jest tak cholernie szczęśliwy, że ogarnia go paraliżujący lęk, że zostanie mu to odebrane. Brutalnie wyrwane i zmiażdżone tak jak w jego koszmarze, kiedy trzyma w ramionach jego martwe ciało, a później nie ma już nic, prócz ciemności.
Czy też ten drugi że, to wszystko co się dzieje, on, ich miłość, ich szczęście to tylko urojenie, jego chorego umysłu i tak naprawdę w Teksasie nic się nie wydarzyło, a Sasuke w ogóle nie pojawił się w jego życiu. A on budzi się w ciemnym i zimnym pokoju, sam jak palec.
Oba są równie przerażające, gdyż dla niego życie bez Sasuke już nie istniało.
- Wiesz - starał się uśmiechnąć, wodząc palcem po jego policzku - Czasem mam wrażenie, że to tylko sen.
Sasuke ujął jego dłoń i przyłożył do ust, jednak zamiast pocałunku, którego Naruto się spodziewał, został brutalnie ugryziony.
- DRANIU! - wrzasnął próbując wyrwać dłoń.
Sasuke na nowo przyłożył ją do ust, tym razem składając, w miejscu ugryzienia słodki pocałunek.
- Co to niby miało być? - wpatrywał się w czarne oczy.
- Chciałem ci tylko pokazać, że to nie jest żaden sen - uśmiechnął się wodząc językiem po miejscu ugryzienia. Chociaż bardzo chciał, nie mógł powstrzymać się od takich zagrywek.
- Jesteś okropny - burknął nadymając policzki.
- I tak mnie kochasz - szepnął całując go w czoło.
To był jego sposób na powiedzenie jak bardzo on sam go kocha. A kochał całym swoim sercem, i był gotów na wszystko, dosłownie na wszystko, aby w jego błękitnych oczach nie gościł smutek a uśmiech nie znikał twarzy. Nie lubił jak się czymś martwił a ostatnio zdarzało się to nader często. Naruto myślał, że dobrze to maskuje, że nikt tego nie widzi, jednak on widział. Widział wszystko.
Za każdym razem kiedy się budził i nie mógł zasnąć, Sasuke wyczuwał to. Nigdy nie był dobry w pocieszaniu kogoś. Ba, on nawet nie umiał utrzymać zwykłych relacji międzyludzkich, ale dla niego... Dla niego, gotów był się zmienić. Tak naprawdę się zmienić. Wygrzebać z najciemniejszych zakamarków duszy to, kim był jeszcze przed śmiercią rodziców. Przecież wtedy, będąc dzieckiem, nie miał problemów przytulić się do rodziców czy brata i krzyczeć z wypiekami na twarzy, jak bardzo ich kocha. Dlaczego więc teraz, przychodziło mu to z takim trudem?
- Co ci się śni? - spytał, chcąc powrócić do przerwanego wątku.
Naruto przywarł mocniej do niego, przyłożył policzek do nagiego torsu, przymknął oczy i wsłuchiwał się przez chwilę w spokojne bicie serca. Kochał to, ten rytm go uspokajał. Nadawał mu sens i wiarę. Tak leżąc, z uchem przyklejonym do chłodnej skóry miał wrażenie, że znajduje się w innej czasoprzestrzeni, w innym wszechświecie, takim niewielkim, prywatnym, dwuosobowym, tylko on i Sasuke. Najpiękniejszym.
- Że cię tracę...
Sasuke ledwo dosłyszał wypowiedziane słowa. Jego ręka zamarła w pół ruchu, a płuca zapomniały nabrać kolejnej porcji tlenu, kiedy na skórze poczuł gorące łzy. Uniósł się, chwycił jego twarz w dłonie, zwracając ją ku sobie.
Jego oczy przypominały, lekko wzburzoną, taflę karaibskich wód, w której odbijało się słońce. Część wilgoci osiadła na rzęsach, wzbraniając się przed wyruszeniem w nieznaną drogę. Jednak im dłużej się opierały, tym bardziej były ponaglane, aż w końcu nie mogąc się dłużej utrzymać opadły, rozbijając na bladej skórze, jak fala o skały. Sasuke opuszkami kciuków wytarł te które pozostały, sam czując, że i jego oczy zaczynają piec.
- Prędzej piekło zamarznie - wyszeptał wprost w jego usta.
Pocałunek był gorący o lekko słonawym posmaku łez, których Naruto już nie zdołał dłużej powstrzymywać.
--------------------------------------
Dziękuję za wszystkie komentarze które kocham i gwiazdki :)
Za wszelkie błędy z góry przepraszam. Wytykajcie śmiało, będę poprawiać!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro