Rozdział 1
Hejka Kochani!
Witam Was w Tomie II "Na skraju szaleństwa".
Mam nadzieję, że spodoba się tak samo jak pierwszy.
Zapraszam zatem na pierwszy rozdział i jak zwykle czekam na Wasze opinie!
- Itachi, powinieneś przyjść. Przecież to jego...
- Shizune, wiesz, że to nie ma sensu. Nie chcę psuć wam zabawy.
Spotkali się przypadkiem i siedzieli w kawiarence ośrodka rehabilitacyjnego w Konoha. Shizune właśnie skończyła ćwiczenia i czekała na Naruto, który miał ją odebrać. I który jak zwykle się spóźniał. Odkąd zaczął pracować wszystko robił w biegu, jakby nagle czas mocno przyspieszył, drwiąc z nienadążającego za nim mężczyzną. I może byłoby w tym coś zabawnego, gdyby nie fakt, iż po prostu wziął na swoje barki więcej niż zdołał udźwignąć. Praca, zajmowanie się nią, Asami i Sasuke i jeszcze remont domu. Jak dla jednego faceta to trochę dużo. Dlatego właśnie wszędzie ostatnio pędził, a wieczorami padał jak kłoda na łóżko. Jednak kiedy oferowali swoją pomoc, pomimo wielkich cieni pod oczami i ledwie przytomnego wzroku, w odpowiedzi słyszeli "Dam radę!". I jedynie kuchnia była we władaniu Sasuke, który był naprawdę wyśmienitym kucharzem.
- Co u niego? - upił łyk swojej herbaty.
Sasuke nadal nie chciał z nim rozmawiać. Bolało, jednak rozumiał go, no, przynajmniej się starał. Shizune znał od lat i cieszył się mogąc z nią porozmawiać. Miał przynajmniej bieżące informacje. Wiele go ominęło i teraz już wiedział, że to był błąd, chociaż... Po zastanowieniu doszedł do wniosku, że może jednak nie było tak do końca.
- Wiesz jaki jest - zaśmiała się - uparty jak osioł! Ale nie martw się, Naruto mu tak łatwo nie odpuści. W końcu go przekona.
- Powiedz... - zawahał się.
Chciał dowiedzieć się czegoś więcej o tym mężczyźnie. Przez te parę miesięcy rozmawiał z nim tylko kilka razy, i to na neutralne tematy. A wyglądało na to, że ma duży wpływ na jego brata.
- Shizune, idziemy?
Itachi poczuł jak unoszą mu się włoski na karku. Ten ton mógłby zmrozić najgłębsze czeluście piekieł. Obserwował go z ukosa.
- Sasuke? A gdzie Naruto? - szczerze się zdziwiła na jego widok.
Nawet nie spojrzał na brata, ignorując całkiem jego obecność.
- Znasz tego młotka - prychnął - zadzwonił do mnie, że się nie wyrobi, bo wypadło mu coś pilnego. Prosił też, żebyśmy po drodze odebrali Asami.
Sasuke uśmiechnął się na wspomnienie ich rozmowy. Oj, tak Naruto prosił, wręcz błagał, ale nie ma nic za darmo. Za takie przysługi należy się odpowiednia zapłata. A on już nawet ma coś odpowiedniego na myśli.
To, nie tak, że Sasuke musiał zmienić jakieś swoje plany, i tak nie miał za bardzo co robić, więc z przyjemnością by pojechał. Miał właśnie dzwonić do Naruto z tą propozycją, jednak jeśli okazja sama się nadarza, grzechem byłoby nie skorzystać. A Naruto, jak to Naruto zawsze dawał się podpuścić.
- Cały on - pokręciła głową. - Miło było cię zobaczyć, Itachi. Nie udawaj obcego i wpadnij czasem do nas. - uśmiechnęła się do niego i poklepała po ramieniu.
- Postaram się - odwzajemnił uśmiech i odprowadził ich wzrokiem. Westchnął ciężko i utkwił wzrok w resztkach herbaty.
Naruto ukryty za filarem również obserwował. Tym razem przyjechał na czas, jednak kiedy ujrzał ich razem, postanowił to wykorzystać. Nie ważne jaką cenę przyjdzie mu za to zapłacić, choć coś czuł, że tym razem nie będzie tak łatwo, szczególnie, że "spotkał się" z bratem. Westchnął, bezwiednie masując swój tyłek i ruszył do samotnie siedzącego Uchihy.
- Nie przeszkadzam?
Itachi uniósł wzrok i napotkał piękne błękitne oczy oraz szeroki uśmiech. Przecież Sasuke mówił, że ma coś pilnego do załatwienia. Czyli to był tylko fortel?
- Nie... proszę - wskazał mu krzesło.
- Dzięki... - wyszczerzył się jeszcze bardziej.
Itachi odwzajemnił uśmiech. Nie rozumiał jak tak dwie, różne osobowości jak Sasuke i Naruto w ogóle się dogadywały. Chociaż, było mu ciężko to orzec, zwłaszcza że tylko raz widział ich razem.
- Młotku jak mogłeś wylecieć w adidasach. Ściągaj je natychmiast! Jak się rozchorujesz nie oczekuj, że będę cię niańczył - ochrzaniał go jak tylko przekroczyli próg domu.
Do domu wrócili już grubo po pierwszej w nocy. Naruto był cały zmarznięty i przemoczony. Adidasy można było wręcz wyżymać.
- Idź od razu pod gorący prysznic a ja zrobię ci herbaty.
- Czyli jednak się martwisz?
Itachi nasłuchiwał tej dziwacznej rozmowy dobiegającej z przedpokoju.
- Ałć! Za co to? - syknął Naruto.
- Za głupoty! Rób co mówię, bo nici z .....
Reszta słów rozmyła się w rozmowie toczącej się w salonie. Jednak zdążył zauważyć, że głos brata miał zupełnie inną barwę kiedy rozmawiał z blondynem. Nie mówiąc już o swobodzie prowadzonej rozmowy.
Podczas ich nieobecności zdążyli wymienić się historiami. No przynajmniej tak w telegraficznym skrócie, jednak już wiedział, że to właśnie jemu zawdzięcza życie brata. Chciał podziękować od razu, i zapytać jak może pomóc, jednak jak tylko przechodzili obok salonu, Sasuke popchnął go dalej nie dając mu nawet możliwości bąknięcia czegokolwiek gościom. Obrzucił wszystkich chłodnym spojrzeniem i wepchnął opierającego się blondyna do łazienki. Sam znikając w kuchni. Oczywiście Itachi próbował po raz kolejny porozmawiać z bratem, jednak znów napotkał ścianę lodu. Zrezygnowany opuścił dom, zostawiając Shzune namiary gdzie się zatrzymał.
Te powitanie nowego roku nie było wesołe i nie zapowiadało udanego roku.
- Musisz dać mu czas.
Z rozmyślań wyrwał go melodyjny spokojny głos. Spojrzał pytająco na rozmówcę.
- Mówię, musisz dać mu czas - powtórzył z uśmiechem - Ta cała wrzawa w mediach, też nie pomaga. Daj mu czas, a w końcu wszystko się ułoży.
Naruto bardzo chciał, aby pomiędzy braćmi ułożyło się jak najszybciej. Nie mógł patrzeć jak ich to zżera, nie mówiąc już o tym, że temat "Itachi" stał się niemal tabu. Wystarczyło wspomnieć o starszym z Uchiha aby Sasuke się wściekł i zamykał w pokoju. Owszem gazety się rozpisywały, snując nieprawdopodobne wręcz teorie nad tym co się stało, gdzie do tej pory przebywał i dlaczego udawał martwego? Jednak sam Itachi niczego nie komentował ani nie dementował. Prawda nie może wyjść na jaw. Jeszcze nie. Dlatego artykuły prawiące od tajemniczej kochanki, odwyku narkotykowego aż po porwanie przez obcą cywilizację zalewały Kohone, sprawiając automatycznie, że Sasuke zarzucany był w szkole gradem pytań, na które w ogóle nie miał ochoty odpowiadać. Szczególnie, że nie miał w tej kwestii absolutnie nic do powiedzenia. Czasami wracał tak wściekły do domu, że jedynie ostry, wręcz brutalny seks pozwalał mu się wyładować.
-Tak myślisz? - spytał nieco niepewnie.
- Ja nie myślę! Ja to wiem! - rozciągnął usta w szerokim uśmiechu.
Itachi nie mógł się nie uśmiechnąć. Osobowość tego faceta sprawiała, że wystarczyło parę minut w jego towarzystwie a problemy stawały się lżejsze a świat piękniejszy. I choć dopiero go poznawał, zaczynał rozumieć słowa Shizune.
- Dobrze, zatem zostawiam go w twoich rękach.
- Czym tym razem cię przekupił? - spytała zapinając pas.
Skoro mieli teraz kierowcę w rodzinie, kupili minivana aby łatwiej było się im przemieszczać. Chociaż z ośrodka rehabilitacyjnego do domu, mieli dosłownie pół godziny spacerku, to jednak aby wypuścić się gdzieś dalej był jak znalazł.
Sasuke zabezpieczył jej wózek w bagażniku i wskoczył na miejsce kierowcy.
- Jesteś pewna, że chcesz wiedzieć? - spytał z dwuznaczną miną.
- O nie, nie, dziękuję - ukryła rumianą twarz w dłoniach na wspomnienie swojej ostatniej "maleńkiej wpadki" - Czego ja się spodziewałam?! - zaśmiała się - Tylko pamiętajcie, że w domu jest dziecko! - pogroziła mu palcem.
- Wiem, wiem dlatego zamontowałem zamek - zachichotał.
Shizune nie mogła uwierzyć jak szybko zmieniają się jego emocje. Dosłownie jak w kalejdoskopie. Jeszcze parę chwil temu bił od niego taki chłód, że z powodzeniem mógłby sam zatrzymać efekt cieplarniany, jednak wystarczyło wspomnieć o jego chłopaku aby zmienił się o 180 stopni i, wspomniany wcześniej efekt cieplarniany przyspieszał o 100%.
- Ich życie nigdy nie będzie nudne - pomyślała patrząc w roziskrzone oczy. - Jeszcze żeby tak ułożyło się między braćmi.
--------------------------------------
Dziękuję za wszystkie komentarze które kocham i gwiazdki :)
Za wszelkie błędy z góry przepraszam. Wytykajcie śmiało, będę poprawiać!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro