Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

R34

Michael:

- Proszę poczekać! Niech Pan nie zamyka jeszcze trumny! To zajmie sekundę, ja chcę tylko coś...- przerwałem w tym samym czasie z ciekawością uchylając skrawek kołnierzyka białej koszuli Angeliny, która teraz spoczywała w pięknie obitej trumnie, nie odzwierciedlając  nawet krztyny życia.

- Ale co Pan robi?! To nie etyczne! Zupełny brak szacunku do zmarłej! - ciemnoskóry mężczyzna z posiwiałym wąsem i okrągłymi okularami na swoim piegowatym nosie wzburzył się na widok mojej dłoni wędrującej przy dekolcie kobiety.

- Natychmiast proszę przestać! - warknął, paraliżując mnie spojrzeniem.

Gdy pod dłonią poczułem łańcuszek, delikatnie chwyciłem go w palce i trzymając wysunąłem rękę spod kołnierzyka zmarłej. Wtedy ujrzałem, że zawieszone na nim są dwa małe złote dzwoneczki, które niegdyś wręczyłem jej na zgodę.
Gdy w oczy wpadł mi wygrawerowany na nich napis "Your'e part of Me" - wiedziałem, że to ten sam wisiorek podarowany ode mnie.

Dalej trzymając go w dłoni, lekko uniosłem ponad ciało, tak żeby ochroniarz zajmujący się pilnowaniem ciał w trumnach, mógł zobaczyć, że nie molestowałem zmarłej, a jedynie szukałem drobiazgu, który dostała ode mnie.

Wzdychając, uśmiechnąłem się delikatnie w stronę strażnika.

- Widzi Pan, to tylko łańcuszek. Spokojnie, nie jestem jakimś nekrofilem, jeszcze takiej łatki by mi brakowało - parsknąłem - Widzi Pan, ta kobieta dużo namieszała mi w życiu, gorzej niż największe scierwa brukowce, ale to ona też obdarzyła mnie tym cudownym uczuciem jakim jest miłość - wypuściłem łańcuszek z dłoni - Szkoda, że to wszystko było gówno warte! - uderzyłem pięścią w mały, dębowy stolik,  niedaleko zajmujący swoje miejsce.

- Oszukała Pana? - zapytał troskliwie, kładąc rękę na moim barku.

- Jak ci na imię staruszku?

- Ja? Staruszek? Może i wyglądam na dziadziusia, ale duszę mam wciąż młodą i nigdzie się stąd nie wybieram! - zachichotał - William, ale mów mi chłopcze Will.

- Tak więc Will, oszukała to mało powiedziane. Zachowała się wobec mnie jak totalna suka, bezdusznica i potraktowała jak nic nie warte ścierwo. Ale, wiesz co? Uratowała mi tym życie. Za co jej, jak i za równo tej tlenionej blondyneczce dziękuję - ledwo wykrztusiłem słowa przez łzy.

- Uratowała ci życie? Czym? Oszukując? - dopytywał zadziwiony.

- Wiem, że to brzmi niedorzecznie, ale niestety taka jest prawda. Rozkochała mnie w sobie i porzuciła bez słowa jakiś większych wyjaśnień, to fakt. Ale, to ona czuwała nad moim bezpieczeństwem o czym sam dowiedziałem się trzy dni temu na jakimś cholernym przesłuchaniu - odparłem.

Tłumaczyłem ją, jej czyny, które nie powinny mieć żadnego usprawiedliwienia.
Uratowała mnie - racja, ale czy miała prawo bezczelnie rozpalać we mnie uczucia, a następnie porzucić jak znudzoną zabawkę?

Życie w gruncie rzeczy zawdzięczam Kate, to właśnie ona zasłoniła mnie swoim ciałem przed wycelowanym we mnie pociskiem.
To ta kobieta poświęciła własne życie, tylko po to, aby moje serce mogło wciąż wybijajć rytmiczne uderzenia.

To zadziwiające, nie każdy z nas byłby zdolny do takich czynów.

Pomyśl chwilę.

Byłbyś w stanie oddać własny oddech dla innej istoty?

Trudne pytanie, wiem.
Większość z nas nie potrafiłaby udzielić na nie odpowiedzi i dobrze.
Nigdy nie wiemy co nas czeka oraz jakie decyzje przyjdzie nam podejmować.
Tak naprawdę nie masz pewności, że ujrzysz jutrzejszy wschód słońca, czy dzisiejszy jego zachód. Nie masz gwarantowanej nawet kolejnej godziny życia, a co dopiero miesiąca czy kilku lat.
Nigdy nie wiesz co czeka Cię gdzieś tam w przypływie czasu.

Oczywiście znajdą się hipokryci, którzy bez zastanowienia odpowiedzą:
"Tak oczywiście, oddałbym życie za każdego napotkanego człowieka", a gdy przychodzi co do czego, to właśnie on sam wymierza lufę w bezbronnego człowieka i bez zastanowienia pociąga za spust ratując własne życie.

Zanim coś powiesz, pomyśl pięć razy, albo nie mów nic, bo zrobisz z siebie pierdolonego idiotę.

Nikt z nas nie jest w stanie ocenić czy poświęcił by własny żywot za kogoś innego, tym bardziej za kogoś, do kogo palisz żywą nienawiścią.

Nie wiesz czy oddał byś swoje bicie serca za osobę, którą właśnie minąłeś. Czy wybiegł byś na ulicę ratując cudze dziecko przed zderzeniem z samochodem.
Nie jesteś w stanie wypowiedzieć się na temat tego, czy był byś w stanie oddać życie za kogoś obcego, czy bliskiego, a co dopiero wroga, który jest dla Ciebie złem koniecznym.

Jednak to właśnie Angelina pozwoliła mi chociaż na chwilę poczuć się kochanym, kimś ważnym.
Czuć, że jest się komuś potrzebnym i chociaż myśleć, że jest się dla drugiej osoby całym światem.

Otworzyła przede mną bramy miłości, ślepej miłości, która doprowadziła mnie tylko do łez i bólu.
Ale, to dzięki niej poczułem, że potrafię więcej, że mam kogoś na kim mogę polegać.
Te wszystkie spędzone z nią chwile, drobne sprzeczki, namiętne pocałunki, były tym czego szukałem przez całe życie, czego pragnąłem i potrzebowałem, a ona tak po prostu mi to dała.

Jednak to było zbyt proste, żeby mogło być prawdziwe.
Byłem zbyt zachłanny, za bardzo oślepiony fałszywym uczuciem, by móc dostrzec w nim to co nieprawdziwe oraz naiwne.

Tak potrzebowałem jej bliskości, że nie zorientowałem się nawet iż zostaje okradany z własnych uczuć, z własnej wrażliwości i dobroci.

To było takie cudowne i idealne.
Nie dopuszczałem do siebie nawet najmniejszej wątpliwości co do tego związku.
Teraz już wiem.
Wiem, że to wszystko było fałszywe.

Jednak ja również nie pozostaję bez winy.
Powinienem być bardziej ostrożny i obiektywny, a nie patrzeć niczym chłopiec przez różowe okulary.

Byłem nie ostrożny, dostałem swoją nauczkę.
Co prawda bolesną i pozostawiającą po sobie nie gojące się blizny do samego końca, ale bardzo pożyteczną na przyszłość.

Siedziałem tak zamyślony, wśród ludzi pogrążonych w żałobie.
Tłum ludzi.
Jedni ubrani na czarno, drudzy dumnie prezentujący swoje mundury.

A przede mną dwie ciemne trumny okryte flagami USA i wieńcami pogrzebowymi, a na samym ich środku dwa zdjęcia młodych kobiet.

Jedna blondynka o sprężyście zakręconych lokach i szczupłej twarzy, natomiast druga z nich to brunetka z błyskiem w swoich czekoladowych oczach oraz skromnym, choć jakże czarującym uśmiechem.

Dwie osoby, a mogły skrywać tak wielką tajemnicę.
Dwa odmienne temperamenty, przekonania, a jednak idealnie się uzupełniające.

- Dziś żegnamy w dość sporym gronie dwie kobiety. Kobiety, które swoje życie poświęciły dla kraju, a przede wszystkim dla nas, obywateli. Córki swoich matek i ojców, żony swoich mężów i narzeczone wybranków. Kate Hudson oraz Angelina King, dwie kobiety, dla których należny jest dożywotni szacunek. Uczcijmy ich odejście minutą ciszy. Czy mąż jednej ze zmarłych, Ian King chciałby zabrać głos? -  starszy już ksiądz skończył swoją wypowiedź, a mąż Angeliny pokiwał tylko przecząco głową.

Usłyszałem strzał broni rządowej, a następnie znów głos proboszcza:

- Obecny z nami w tym smutnym dniu jest również Michael Jackson, którego prosimy o wygłoszenie kilku słów.

Zgodnie z prośbą podszedłem do wyznaczonego miejsca, szykując kartkę ze swoją przemową.

- Witam wszystkich w tym dniu żałoby. Przygotowałem przemowę, ale nie skorzystam z niej, chciałbym powiedzieć coś od serca, od siebie.
Jak już wcześniej szanowny proboszcz wspomniał, żegnamy dzisiaj dwie kobiety Kate Hudson oraz Angelinę King, dumy naszego kraju, ale także dzieci czy ukochane osoby ludzi tu zebranych. Nie będę mówił o tym jak przysłużyły się naszemu kraju, bo szczerze mówiąc nic o tym nie wiem, a nawet nie o to tu chodzi. Żegnamy ludzi, nie maszyny obronne państwa. Rodziny i przyjaciół, żegnamy kogoś kto był dla nas ważny, a nawet więcej niż ważny. Wiele z was roni teraz łzy, zastanawia się "dlaczego?". Drodzy Państwo, przez ten krótki okres czasu udało mi się poznać obydwie, teraz już zmarłe Panie. Czy wyszło mi to na dobre - nie wiem, wątpię - usłyszałem głośne westchnięcie pogardą - Nie oburzajcie się. Każdy z nas ma wady i zalety, nikt nie jest idealny. Jednak nie jestem tutaj po to by słodzić na temat zmarłych, czy je osądzać, ale być szczerym i zachować należny im szacunek. Zacznę może od uroczej Kate.
Kobiety, której nienawidziłem. To właśnie ona zniszczyła mój związek z pozoru doskonały, ale to nie jest czas ani miejsce bym wyżalał się z własnych problemów. Ta sama kobieta, która zdawała się być dla mnie okrutna, oddała za mnie własne życie, osłaniając ciałem przed pociskiem zamachowca. Czy do takiego gestu, to mało powiedziane, ale czy do właśnie takiego czynu, zdolny by był posunąć się każdy z nas? Może i to był rozkaz, a może instynkt, ale to właśnie ta kobieta oddała swoje bicie serca, aby moje mogło dalej uderzać, za co ma mój dozgonny dług oraz szacunek.
Drugą osobą, którą dzisiaj żegnamy jest piękna Angelina King, żona mam nadzieję kochającego mężczyzny oraz przykładna obywatelka jak i osoba broniąca kraj. Kobieta, która zadała mi wiele bólu, ale to też dzięki niej, mogłem poczuć ciepło drugiej osoby. To ona...aaa! - niespodziewanie moje ciało przeszył ogromny impuls cierpienia, który z każdą chwilą się powiększał.

Mocno ściskając miejsce na brzuchu, które przyprawiało mnie o niemiłosierny ból, bezwładnie osunąłem się na kolana, tym samym spoglądając na dłonie, przez które sączyła się bordowa ciecz.

Jeszcze przed chwilą śnieżno - biała koszula, zaczęła przybierać czerwoną plamę krwi wyciekającej z pomiędzy moich palcy.

Gęsta mgła spowiła mój wzrok, widziałem tylko rozmazane twarze ludzi panikujących wokół mnie oraz jak ogłuszony, ich ledwo słyszalne dla mojego ucha krzyki.

Upadłem na ziemię, powoli tracąc czucie w całym ciele.

Postrzał przestawał przyprawiać mnie o ból, jednak sam leżałem w kałuży krwi wyciekającej spod poluźnionego już mojego ucisku.

Obraz z każdą sekundą coraz bardziej zaczynał się rozmazywać, jednak moją uwagę przykuł zakrwawiony złoty łańcuszek leżący tuż obok miejsca postrzału.
Na jego końcu dostrzec mogłem dwa złote dzwonki.
Mimo krwawiącej rany i traconego pulsu zacząłem zastanawiać się jak one mogły się tu znaleźć? Przecież ona została z nimi pochowana, ale...

Już nie w pełni świadom, dopiero teraz zacząłem łączyć wszystkie fakty.

Wypadek podczas przesłuchania...
Ian jakoś nie specjalnie przejął się śmiercią ukochanej, a na pogrzebie nie pofatygował się nawet na kilka słów przemowy i jeszcze to ciało.
Już w kaplicy wydało mi się coś nie tak. Gdy włożyłem dłoń pod kołnierzyk koszuli Angeliny, jej ciało zdawało się być jakby ciepłe, a wyglądało strasznie nienaturalnie.
Myślałem, że tak właśnie ma być, jednak chyba znów popełniłem błąd.

Błąd, za który zapłacę wysoką cenę...

"Dwa złote dzwoneczki, wręczone niegdyś na zgodę.
Na lśniącym łańcuszku zawieszone, miały symbolizować więź nad wyraz silną.
Jednak medalion zawsze dwiema tarczami lśni, która okaże się tą prawdziwą?" - ostatkami sił wyszeptałem kawałek wierszyka, który sam niegdyś napisałem.
Wierszyk, który idealnie odzwierciedla całą tą historię.

************************************
Witam!
No i jestem z kolejnym i ostatnim już rozdziałem...
Został jeszcze tylko epilog i książka dobiegnie końca.
Jak podobał się wam rozdział? Jakie emocje w was wyzwolił? Kto z was spodziewał się takiego zakończenia? (To czy Mike żyje, czy nie będzie zawarte dopiero w epilogu) Ale, jak myślicie? Przeżyje, czy nie?
Dziwna sprawa z tym łańcuszkiem, nie sądzicie?
Piszcie w komentarzach!
Za gwiazdeczkę również będę bardzo wdzięczna :D
Wybaczcie za tak krótką notkę, ale nie mogłam dłużej jej rozwlekać...
Mam nadzieję, że mimo wszystko się spodobało :)
Do zobaczenia w epilogu misiaczki <33

PS. Też was kocham <333






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro