Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

R31

Michael:

Czujesz to?
Takie dziwne uczucie pustki.

A, to czujesz?
Takie bolesne ukłucie, chyba prosto w serce...

Czekaj, jest coś jeszcze, tylko nie bardzo wiem jak to nazwać.
To coś jest we mnie.
Gromadzi się i nasila co raz bardziej, jakby miało zaraz eksplodować.
Jednak, jest też takie smutne i opustoszałe, że nie ma nawet czym wybuchnąć.
Bo, gdyby doszło do eksplozji, wybuchła by próżnia.
Pusta, a jednak czymś wypełniona.
Pełna, a jednak nic nie zawierająca.

Nie wiem jak to nazwać.
To uczucie, emocja, a może to tylko mój wymysł?
Nie wiem.

Jednak to nie jest coś naturalnego, czuję to chyba po raz pierwszy, a tak mi się przynajmniej wydaję.
To jest jak pasożyt, który zabija mnie od środka, wykańczając kawałek, po kawałku.
Rozrywa serce na drobne części, a nawet i więcej.
Jest to pewnego rodzaju pustka, która mimowolnie wypełnia się bólem oraz niewiedzą i rozczarowaniem.

Jest to próżnia, która ogarnia człowieka, po stracie drugiej osoby.
Osoby, która była dla ciebie całym światem, kiedy ty dla świata byłeś nikim.
Osoby, którą kochasz nad życie, a ona opuszcza cię bez krztyny wyjaśnień, bez namiastki ciepła. W jej oczach brakuje litości, którymi włada kamienne spojrzenie.

Pozostawia po sobie tylko chłodnego całusa i zranionego mężczyznę, który pogubił się w miłości.

Boję się, sam nawet nie wiem czego.
Nie żyję naprawdę, umieram powoli.
Chcę zaznać prawdy, choć raz w swoim zakłamanym życiu sławy.
Nie chcę jej, mimo tego że jest to coś co kocham.
Kocham, ale nie tak bardzo jak ją.
Dla Natalii, byłbym w stanie poświęcić to wszystko, a nawet siebie.
Ale, ona odeszła, zostawiła mnie samego, zasłaniając się chorobą.
Tylko...co to była za odznaka?
I skąd znała nazwisko generała Cowell'a?
A, później ta limuzyna rządowa, nie rozumiem...

-Panie Jackson, mamy wytyczne i głównego podejrzanego - usłyszałem głos generała FBI.

- To w takim razie nie rozumiem na co czekacie? - odparłem stanowczo.

- Akta są poufne i zatajone...

- I co w związku z tym? Za co ja wam do cholery płacę?! - przerwałem mężczyźnie, lekko się przy tym unosząc.

- Żebym mógł cokolwiek powiedzieć w tej sprawie musimy udać się do siedziby FBI, ponieważ jak już mówiłem akta są zatajone i wszystko musi przebiegać zgodnie z procedurą. Więc proszę nie zachowywać się jak rozwydrzony gówniarz i robić co mówię - odparł, a w jego źrenicach malował się gniew. Widać było, że oprócz "rozwydrzonego gówniarza" chętnie powiedziałby więcej, ale tym razem musiał ugryźć się w język. Wiedział, z kim ma do czynienia i to nie na swoim terytorium.

- Mike, uspokuj się i rób co mówi generał Cowell - usłyszałem ze strony Frank'a.
Spojrzałem z pogardą na posiwiałego mężczyznę w służbowym mundurze federalnym, po czym udałem się na zewnątrz posesji.

- Zapraszam do samochodu Panie Jackson - powiedział Cowell.

- Mam swój jak widać, spotkamy się w siedzibie - odparłem poirytowany.

- Tak wiem, ale moim zadaniem jest chronić pańskie życie, więc nalegam aby wsiadł Pan do limuzyny należącej do rządu USA w ramach bezpieczeństwa, bo w końcu za co Pan mi płaci - skwitował, po czym z uśmiechem pełnym egoizmu wsiadł do pojazdu, a ja tuż za nim.

Uchylając szybę samochodu, poinformowałem Franka, aby jechał za nami.

Znów ten budynek.
Miejsce, gdzie ludzie patrzą na mnie z nienawiścią i pogardą.
Szedłem przez długi, wąski korytarz o ścianach koloru cappuccino. To te same ściany. Dające wrażenie ciepła i potulności. One jedyne, chyba nie mają mnie za pedofila i gwałciciela.
Ten świat nami manipuluje.
Niedługo brat rzuci się na brata, tylko po to, by stać się bogatym, czy posiąść jego żonę.

Znam ten korytarz, te ściany i drogę, którą on prowadzi.

- Proszę wejść - powiedział Cowell, a ja posłusznie wykonałem polecenie.

- Czy ma Pan adwokata? - kontynuował.

- Nie, właśnie przed godziną spakowała walizki i wyjechała nie mówiąc mi nic.

- Czy kobieta, która mijała mnie w pańskim holu, była Pana prawnikiem? - dopytywał, a na jego twarzy malowało się lekkie przerażenie.

- Tak, dlaczego Pan pyta? - odparłem z niepewnością rozbrzmiewającą w moim głosie.

- Szlag! Do wszystkich jednostek! - generał warknął, po chwili zdenerwowany wybiegł z gabinetu krzycząc coś do krótkofalówki.

Nie rozumiałem tego zajścia.
Dlaczego tak się zdenerwował, kiedy dowiedział się, że to właśnie Natalia była moim adwokatem?

O co w tym wszystkim do cholery chodzi?!

Kim ona jest?
Czego mi nie mówiła?
Boże, proszę daj mi choć małą wskazówkę, bo mam wrażenie, że to wszystko to tylko nikłe złudzenie.

Nie mogłem stąd wyjść, ale też nie chciałem tu zostać.
Pragnąłem wiedzieć co spowodowało tak szybką interwencję. Kto za tym stoi i co tak rozjuszyło Cowell'a gdy dostał potwierdzenie o tożsamości mojego prawnika.
Chciałbym to pojąć, zrozumieć, ale nie potrafię...gubię się.
Tego jest zdecydowanie za dużo, a w dodatku jest to bardziej skomplikowane, niż ciąża, z której powstałem.

Siedziałem na twardym, drewnianym krześle w sali przesłuchań, podpierając zimny, metalowy stół.
Otaczały mnie chłodne ściany barwy martwego błękitu i jedno weneckie lustro, za którym stało co najmniej dwóch federalnych bacznie obserwując moje zachowanie.

Jednak moją szczególną uwagę przykuła szara teczka spokojnie spoczywająca na blacie stołu.
Na pewno były to jakieś akta, tylko czyje?
Wpatrywałem się w nią nieustannie, nawet na chwilę nie odrywając wzroku od dokumentów.
Wiedziałem, że nie powinienem ich ruszać aż do powrotu generała Cowell'a, a tym bardziej kiedy obserwuje mnie dwóch namiastków Batmana i Supermana.
Jednak intryga i ciekawość jaka snuła się w moim umyśle była nie do zniesienia.

"Tylko zajrzę, zobaczę zdjęcie i nazwisko, nic więcej" - powtarzałem sobie w myślach.

W sumie, co mi zrobią?
Jedynie wbiegną tu jakbym miał zamiar co najmniej pociągnąć krechę i brutalnie odbiorą mi teczkę, w gruncie rzeczy nic nie tracę.

Sięgnąłem po cienki plik dokumentów i otworzyłem.
Moim oczom ukazała się pierwsza strona, a na niej zdjęcie wraz z nazwiskiem.

Niedowierzałem.

Nie mogło dotrzeć do mnie do kogo należą te akta.
Dane widniały na kartce, czarno na białym, a ja dalej nie wierzyłem.
Mętlik w mojej głowie powoli zaczął układać się w logiczną całość, jednak dalej nie mogłem uwierzyć jaka osoba widnieje w tych aktach.

"To niemożliwe" - powtarzałem sobie cicho pod nosem - "To niemożliwe" - łudząc się, że to tylko sen. Niestety tak nie było, to działo się naprawdę.

Natalia:

Pojazd w końcu stanął.
Po dwóch godzinach nieustannej jazdy nareszcie dotarłam na miejsce.

Moim oczom ukazała się potężna rezydencja należąca do jednego z najbardziej wpływowych milionerów Los Angeles, Nowego Yorku, a nawet samego Vegas. Istnego piekła, którym włada mafia, seks, piwo i co najważniejsze pieniądz.
Rezydencja "GoldenBlack" należąca do samego Ian'a King'a.
Wysokiego bruneta o oczach tak intesywnej zieleni, niczym perfekcyjnie wychodowane liście marihuany.
Dobrze zbudowany mężczyzna, prezentujący sobą nie tylko schludny wygląd oraz niezwykle seksowny tyłek, ale też znakomitą inteligencję, stanowczość, czy smykałkę do biznesu.

Jednym spojrzeniem potrafi uwieść każdą kobietę, ale również tymi samymi oczyma przejrzeć człowieka i jego zamiary na wylot.

To właśnie z nim miałam się dziś spotkać.
Z Ian'em King'iem, jak samo nazwisko mówi, królem czarnego biznesu Ameryki.

Wysiadłam z lśniącej limuzyny, od razu kierując się w stronę ogromnej, mocno rozbudowanej posiadłości.

Idąc idealnie wyłożonym chodnikiem, po drodze mijałam piękne, precyzyjnie wystrzyżone trawniki.

Szum lejącej się wody w pozłacanej fontannie tylko koił moją pokalaną duszę.
Cała ta przestrzeń, każdy choć najmniejszy szczegół, śpiew ptaków, czy ogromne rzeźby były niczym arkadia.

Cudowna utopia rozkoszy dla umysłu.
Stan marzeń, wydający się być idealnym, jednak jak każde z pozoru doskonałe miejsce - skrywa swe mroczne tajemnice.

Przystanęłam tuż przy strumieniu wody płynącej w fontannie, by móc choć na chwilę poczuć się inaczej, jak...nie z tego świata.

- Miło mi cię widzieć Angelino - wtedy usłyszałam ten cudowny głos. Ten, za którym tak tęskniłam.
Już miałam wykonać ruch w stronę bruneta, kiedy ten kontynuował:

- Nie odwracaj się, przecież wiesz jak wyglądam - podszedł tak blisko, że nasze ciała delikatnie zaczęły do siebie przylegać. Stanął tuż za mną i miękko sunąć swoimi dłońmi po moim ciele, objął mnie w tali.

- Spójrz na ten wodospad i wsłuchaj się w szum jego brzmienia - mówił, wciąż zmysłowo gładząć każdy zakątek mego ciała, które z każdą nadciągającą chwilą, z rozkoszy drżało co raz to bardziej.

-Poczuj się wolna. Rozumiesz? Wolna, jak ta woda. Niezależna od nikogo i niczego, tylko ty. Jesteś...drżysz. To podniecenie? Jesteś wręcz rozpalona, pragnę cię, kochanie - mówił uwodzicielsko, delikatnie składając mokre pocałunki na mojej nagiej szyi, tym samym, nie zaprzestając czynności dłońmi.

Nie wytrzymałam.
Napięcie jakie we mnie rosło, było zbyt silne.
Wyrwałam się z jego silnych objęć, w tym samym czasie odwracając sie do niego twarzą i niekontrolowanie wpiłam się w aksamitne usta bruneta.

W ułamku sekundy poczułam jak odwzajemnia pocałunek.
Jego język był taki zmysłowy, że miałam wrażenie jakbym była w zupełnie innym wymiarze.
Emocje, z każdą chwilą robiły się co raz to silniejsze, a pocałunek co raz to bardziej namiętny.

Czułam jak moje ciało wręcz płonie, a każdy jego dotyk powoduje podniecające oparzenie.
Zapragnęłam go po raz kolejny przez te wszystkie lata.

Nasze języki toczyły wojnę, co i roż ocierając się o siebie.
To było to czego teraz pragnęłam nade wszystko.
Jego pocałunek dostarczał mi niesamowitej rozkoszy i podniecenia.

Lekko przygryzając jego aksamitną wargę, z trudem oderwałam się od ust King'a.
Spojrzałam w ciemno-zielone tęczówki mężczyzny, które teraz były nieco zamglone.
Pożądanie jakie gościło w jego oczach jeszcze bardziej rozpalało mnie od środka.

Pragnęłam jego ust.
Jego pocałunków.
Jego dotyku.
Jego ciała.
Pragnęłam jego, po prostu jego.

- Chcę Cię, tu i teraz - patrząc prosto w przepełnione rozkoszą oczy Ian'a, wyszeptałam cicho, tym samym wplatając zmysłowo swoje dłonie w jego ciemne włosy.

Rozpalona nie musiałam długo czekać na odpowiedź.
Bez słowa znów zatopił się w moich ustach, po czym delikatnym ruchem położył mnie na chłodnym brzegu fontanny.

- Ian, ja...

CIĄG DALSZY NASTĄPI

No witam skarby!
Wybaczcie tak długą przerwę, ale...
Co tu się porobiło?
Ian? A kto to? I co on właściwie...
Co wy na to?
Hahah! Ja też was lofffciam <33
I co o tym myślicie? Jakie są wasze odczucia? Jak wrażenia rozdziału?
Mam nadzieję, że się spodoba i mimo tak długiej przerwy dostarczyłam wam jakiś emocji i nowych wrażeń?
To do nex'ta! ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro