R23
-Podać coś, Panie Jackson?- z moich niezwykle głębokich przemyśleń, nagle wyrwał mnie przeuroczy głos stewardessy.
Piękna, rudo włosa, młoda dziewczyna.
Zawsze promiennie uśmiechnięta z oczami o barwie tak intensywnej zieleni, że możnaby zatracać się w nich bez umiaru.
Szczupła, dość wysoka z gracją, elegancją i bardzo rozwiniętą kulturą osobistą.
Możnaby powiedzieć, że jest to wymarzona kobieta dla każdego mężczyzny, tylko że każdy ma swój ideał.
Jedyny taki, przy którym czujesz się inaczej niż przy reszcie ludzi. Ktoś przy kim twoje serce zaczyna tak szaleć, jakby zaraz miało wyskoczyć z klatki piersiowej, a oddech co raz bardziej przyspiesza, że ledwo da się go złapać.
Wpatrywałem się w tę dziewczynę jak w piękny obrazek, nawet o tym nie wiedząc.
Wodziłem oczami po jej tęczówkach i rudych włosach, które lekko opadały na bladziutką twarz kobiety.
W końcu mój wzrok zatrzymał się na tej pochłaniającej zieleni i roztańczonych iskierkach goszczących w głębokich i czarnych jak atrament źrenicach.
To takie cudowne.
Radosna chęć życia malująca się w oczach drugiej osoby, szczery uśmiech na rozpromienionej twarzy.
To wszystko czego mi brakuje.
Niby takie łatwe, ale jednak trzeba postawić sobie kilka pytań:
Czy potrafimy uśmiechnąć się wtedy, kiedy dopadnie nas jakaś tragedia?
Czy jesteśmy w stanie podnieść głowę do góry i powiedzieć
"Nic się nie stało, zacznę od nowa" kiedy wszystko co mamy, co dotychczas osiągneliśmy zostało nam odebrane, lub straciliśmy to przez własną głupotę?
Czy dalibyśmy radę żyć dalej w szczęściu kiedy właśnie straciliśmy najbliższą sobie osobę?
Czy potrafilibyśmy powstrzymywać łzy kiedy ktoś nieustannie zadaje nam ból?
No właśnie.
Zanim odpowiesz sobie na te pytania, zastanów się dwa, a nawet trzy razy, bo jeżeli nigdy nie znajdowałeś się w takich, lub podobnych sytuacjach to bardzo łatwo jest Ci powiedzieć, że przecież to wszystko jest proste, bo niby co to takiego uśmiechnąć się, czy po prostu zapomnieć.
Życie nie jest takie proste i piękne jak się wydaje.
Zmartwienia, tragedia, śmierć, szydzenie...to wszystko czycha na nas i zaatakuję w najmniej spodziewanym momencie.
Prędzej, czy później dopadnie nawet najszczęśliwszego człowieka chodzącego po tej Ziemi.
-Panie Jackson? Słyszy mnie Pan? Wszystko w porządku? -z tych myśli kłebiących się w mojej głowie, znów wytrącił mnie rdadosny głos rudo włosej stewardessy.
Gdy tylko zorientowałem się, że przez ten cały czas wpatrywałem się w nią, natychmiast odwróciłem wzrok, teraz wlepiając go w ciemny blat stolika, a moje dotychczas chłodne policzki okrył niezwykle gorący i zapewne czerwony rumieniec.
-Tak, tak wszystko gra. Przepraszam, że tak na Ciebie patrzyłem, ale twoje oczy, są takie piękne- po chwili zebrałem się na odpowiedź, ale zaraz znowu zakryłem usta dłońmi, po czym wyszeptałem ciche "przepraszam".
Dziewczyna tylko skromnie się zaśmiała i powtórzyła wcześniej zadane pytanie:
-To jak? Potrzeba czegoś Panu? Do picia? Może podać coś do jedzenia?
- Owszem, lecz to ani głód, ani pragnienie, a potrzeba rozmowy z drugą osobą-mówiłem przeciągającym tonem.
Dziewczynie najwyraźniej się to podobało, bo końciki jej ust automatycznie uniosły się ku górze, po czym odparła radośnie:
-Jak poematycznie-zachichotała-Ja mogę z Panem porozmawiać, jeżeli Pan chce.
-No w sumie dlaczego nie, jeżeli mogę Ci zaufać- wypowiadając te słowa spojrzałem dziewczynie głęboko w oczy, a mina od razu mi spoważniała.
Kobieta utrzymując ciągle ze mną kontakt wzrokowy wyszeptała cicho:
-Obiecuję, że wszystko zostanie między nami.
-Okay, w takim razie zapraszam, siadaj- odchyliłem swoje ciało z powrotem na oparcie i z uśmiechem na twarzy wskazałem dłonią na fotel po drugiej stronie stolika.
Dziewczyna bez słowa usiadła na przeciwko mnie, po czym zaraz się odezwała:
-Em...to o czym chciał Pan porozmawiać?
Uśmiechnąłem się skromnie i przeniosłem wzrok z okna samolotu na nie co zdezorientowaną dziewczynę.
-Proszę nie mów do mnie Pan, bo czuję się wtedy staro, a chyba tak stary jeszcze nie jestem, co?-zapytałem po chwili, przerywając tę nie zręczną ciszę.
Rudo włosa cicho się zaśmiała i zaraz odparła:
-Oczywiście, że nie.
-Okay, więc ja jestem Michael, a ty to? Em...czekaj, zaraz Ci powiem.
Kurcze, no. Yyy...masz na imię Monica!
Kobieta siedząca na przeciw mnie, nieustannie chichocząc pokręciła przecząco głową
-To nie to-powiedziała.
-Nie? O kurcze, to jesteś na pewno Margaret?
-Y-y-m, to nie to.
-To może...no wiem, że imie zaczyna się na pewno na "M".
Bo zaczyna sie na "M", prawda?
Dziewczyna prawie aż zanosiła się śmiechem.
Chociaż jedną osobę mogę rozśmieszyć, nawet jeżeli to tylko na chwilę.
-Tak-powiedziała, ledwo przedostając się przez ten nawał śmiechu.
-Eeej, no co się śmiejesz? Zaraz zgadnę, zobaczysz. Nazywasz się Melinda! Tak, to napewno to! To, to imię, mam rację?
-Niestety Michael, to nie to-dalej się śmiała. Wyglądała przeuroczo, tak słodko i niewinnie, prawie jak Natalia.
Tak, prawie, ponieważ ona będzie u mnie zawsze na pierwszym miejscu i żadna dziewczyna nie będzie w stanie jej zastąpić, nigdy.
-Aaa no tak! Melinda to przecież moja stylistka. Boże jakby ona usłyszała, że zapomniałem jej imienia to oh, nie chciałbym wiedzieć co wymalowałaby mi na twarzy przed koncertem- wypowiadając te słowa lekko się podśmiechiwałem, kiedy właśnie wtedy usłyszałem głos Melindy:
-Ja wszystko słyszę Mike!
-Ups-wyszeptałem pod nosem.
-To może jednak powiem Ci jak mam na imię? -zapytała rudo włosa, powoli się uspokajając.
-O nie ma mowy, ja zgadnę. Teraz już napewno!
Dziewczyna lekko uniosła końciki swoich ust, w tym samym czasie unosząc swoje chude i zgrabne rączki w geście kapitulacji.
-No dobra...mam ostatnią szansę. Hmm...ja zgadnę, zobaczysz, tylko daj mi chwilkę.
Nazywasz się Melissa! Tak! Jestem pewien, że to właśnie to imię! Mam rację! Bo mam, prawda?-mój pewny siebie ton, trochę osłabł kiedy zauważyłem, że dziewczyna ambitnie wpatruję się we mnie, a jej wzrok tłumaczył, że chyba nie zbyt rozumie moje zachowanie.
Znów zapanowała ta nie zręczna cisza.
Jejku, jak ja tego nie lubię.
Zawsze gdy taka zapada, nie wiem co się stało, czy coś zrobiłem źle, czy może powiedziałem coś nie tak?
Na szczęście nie miała ona trwać długo, bo już po chwili przerwał ją głośny śmiech dziewczyny.
Mimowolnie sam zacząłem się śmiać, w sumie nie mam pojęcia czemu.
-No co? Zgadłem? Ej, o co chodzi? Z czego się śmiejesz?-dopytywałem, bo nie wiedziałem nawet o co się stało.
-Cieszysz się tak, bo zgadłeś moje imię? To aż tak uszczęśliwia?-odparła, po mału dochodząc do siebie.
-Ale zgadłem, tak?-powiedziałem, a moje usta ułożyły się w ogromny uśmiech ukazujący szereg zębów.
-Hahah, tak zgadłeś. Nazywam się Melissa. To o czym chciałeś porozmawiać?-ponowiła pytanie z początków tej z pozoru dziwnej rozmowy, o ile można to nazwać rozmową.
-Em...bo to w sumie chodzi o dziewczynę...-przerwałem i odwróciłem twarz w stronę małego okienka, wpijając wzrok w czarne niebo pokryte milionem błyszczących gwiazd.
Nagle poczułem przyjemne ciepło na swojej dłoni.
Szybko zwróciłem spojrzenie na stolik. Jej dłoń, leżała tuż na mojej, a spojrzenie Melissy było takie łagodne, pełne współczucia i troski.
Nie wiem co ta dziewczyna ma w sobie, ale czuję, że mogę jej zaufać.
Gdy rudo włosa zorientowała się, że wpatruję się w nasze dłonie, szybko ją zabrała i kierując swoją twarz w dół wyszeptała:
-Przepraszam, nie powinnam.
-Eej, głowa do góry, nic się nie stało- starałem się mówić jak najbardziej łagodnym tonem, po czym wyciągnąłem ku niej swoją dłoń, lekko unosząc drobny podbrudek dziewczyny.
Spojrzała na mnie tymi swoimi zielonymi oczyma, tylko teraz nie było w nich radośnie tańczących iskierek.
Zniknęły, jakby umarły.
To niesamowite jak szybko możemy stać się smutni lub radośni.
-Melisso, uśmiechnij się, dla mnie. Chciałbym znów w twych pięknych zielonych oczach zobaczyć te radosne iskierki szczęścia-starałem się ją pocieszyć i udało mi się.
Po tych słowach na jej bladej twarzyczce zagościł ogromny uśmiech, a tęczówki znów się rozpromieniły.
Tak było o wiele lepiej, wolałem widzieć ją uśmiechniętą i pełną życia, niż zdołowaną.
-Okay, to mówiłeś, że chodzi o dziewczynę. Co się stało? Zraniła Cię?
-Co? Ona mnie? Nigdy. To raczej ja ją, ale nie umyślnie.
-Typowa śpiewka faceta, który raz ja to słyszę- wymamrotała pod nosem, ale tak że udało mi się usłyszeć.
-Eeej, no tak. Ale ty potrafisz pocieszyć, wiesz?-powiedziałem ironicznie, lekko się przy tym uśmiechając.
-No bo tak, no co. Wy zawsze robicie wszystko nie umyślnie-odparła z równą ironią w głosie i dziwnie podchwytliwym uśmieszkiem.
Spojrzałem na nią błagalnym wzrokiem, robiąc przy tym maślane oczka.
Wpatrywałem się w nią tak, aż w końcu się do mnie odezwała:
-No dobra, dobra! To co dalej z tą dziewczyną?-uniosła ręce w geście kapitulacji i dała znak abym mówił dalej.
-Dobra, powiem. Ale obiecaj, że już mi nie przerwiesz.
-No niech będzie- odparła.
-Więc w skrucie. Natalia, moja ukochana miała mały wypadek w domu, no i gdy ona została w pokoju, a ja udałem się po lekarstwa dla niej, bo je zostawiła usłyszałem głos jakiejś kobiety, więc postanowiłem to sprawdzić...- znów mi przerwała.
-Detektyw Jackson na tropie...
-Ej no, miałaś m nie przerywać.
-No dobra, dawaj dalej Sherlock'u
-O Boże Melissa, mam nadzieję że tego nie pożałuje-odparłem z lekką niepewnością w głosie.
-Mogę sobie pójść jeżeli chcesz
-Nie! Nie, zostań proszę.
-Okay-odrzekła z niezwykłym spokojem.
Ta dziewczyna jest wręcz niesamowita! Co raz bardziej mnie zaskakuje i to pozytywnie.
-No więc poszedłem za głosem...
-Dobrze, że nie w stronę światła-powiedziała, po czym znów się roześmiała.
-Melissa!
-No dobra, już dobra siedze cicho, mów dalej-uspokoiła się i pozwoliła mi kontynuować, mam nadzieję, że do końca.
-No więc poszedłem za głosem i była tam już wcześniej wspomniana kobieta. Ona, ona rzuciała się na mnie i zaczęła całować. Nie mogłem nic zrobić, próbowałem się wyrywać, ale na marne...wiem to brzmi idiotycznie.
-No brzmi i to jeszcze jak, ale kontynuuj
-Dzięki wiesz, po prostu od razu mi lepiej-ironia rozbrzmiewała w moim głosie- No i wtedy właśnie weszła Natalia.
Potem, wszystko działo się szybko, za szybko.
Wybiegła z posiadłości z butelką alkoholu, a zaraz po tym miała wypadek samochodowy i zapadła w śpiączke-łzy zaczęły silić mi się do oczu.
To było trudne.
Mówiąc o tym, serce rozpadało mi się na drobne kawałeczki, to bolało, tak cholernie bolało, ale Natalię bolało jeszcze bardziej.
Od Melissy nie otrzymałem żadnej reakcji.
Jej teraz kamienna twarz wpatrywała się we mnie.
Postanowiłem mówić dalej:
-Zapadła w śpiączkę, a potem...potem ją straciłem. Co prawda na chwilę, ale tak naprawdę mogła odejść na zawsze, a tego nie wybaczyłbym sobie nigdy.
Ona żyje, ale jest mnustwo komplikacji, a teraz nie wiem nawet co się z nią dzieję, bo muszę lecieć na jakiś cholerny koncert, a to wszystko przez tę sukę, która teraz ma być moim menagerem!-końcówkę tego zdania wykrzyczałem, nawet nie mam pojęcia czemu.
Po chwili wszyscy obecni w samolecie skierowali sie na mnie.
-No co sie gapicie? Rozzłoszczonego człowieka nie widzieliście?-powiedziała rudo włosa, po czym skierowała wzrok na mnie.
-Powiem tak, spierdoliłeś na całej lini.
Słysząc te słowa, tym razem to ja rozłożyłem ręce w geście kapitulacji, po czym bezradnie je opuściłem.
-Tylko tyle?-zapytałem.
-A co ty myślałeś? Że będę Cię pocieszać? Najchętniej skopałabym Ci jeszcze za to tyłek, ale nie zrobie tego, bo jesteś moim szefem.
Uniosłem tylko brwi ku zdziwieniu. Ta dziewczyna serio jest niesamowita i do tego ma zadziorny charakterek.
-Ale mam pewien pomysł-dodała.
-Tak? A jaki?-wyskoczyłem z fotela na stolik jak poparzony, dobrze że miałem zapięte pasy, bo wleciałbym na Melissę.
-Ty Super Manie, spokojnie.
Odsunąłem się z powrotem na fotel.
- Wiesz, dziewczyny czasem lubią jak faceci robią dla nich coś innego, niż każdy-mówiła, ale jak to ja musiałem jej przerwać.
-Czyli co?
-Napisz do niej
Po tych słowach sięgnąłem do kieszeni po telefon i już miałem wbierać jej numer, kiedy komórka nagle zniknęła z moich dłoni, a raczej została wyszarpnięta przez rudo włosą stewardessę.
-Powiedziałam coś innego niż wszyscy, a każdy teraz pisze sms'y. Masz tu kartkę, pióro i zabieraj się za pisanie listu-po chwili dostałem od niej dwie wmienione rzeczy, które przed chwilą wyjęła ze schowka.
Gdy ja zastanawiałem się co mam do niej napisać, Melissa podsunęła mi małe czarne pudełeczko.
-Co to?-zapytałem spoglądając to na nią, to na pudełko.
-Otwórz-odparła cicho.
Odłożyłem pióro na bok stoliczka, po czym zdjąłem czarne wieczko z opakowania.
Moim oczom ukazał się piękny, złoty łańcuszek z dwoma małymi dzwoneczkami, a na nich wygrawerowane było
"Your part of Me"
-Jest śliczny-powiedziałem lekko unosząc końciki swoich ust, tym samym patrząc na twarz Melissy.
Jej oczy pogrążyły się w smutku, ale zaś usta ułożyły się w piękny, szczery uśmiech.
- Weź go- odpowiedziała cicho, lekko ocierając małą, przezroczystą kropelkę sączącą się po jej bladym policzku.
Spojrzałem na nią ze smutkiem i bezradnością. Nie wiedziałem co mam robić.
-Nie mogę, widzę że jest dla Ciebie ważny-odparłem.
-Proszę, weź go i podaruj ukochanej na znak miłości. Miałam dać go w prezencie chłopakowi 5lat temu, ale gdy ja wracałam samolotem do domu na Święta, dostałam telefon z Komendy Wojskowej od generała, że Hriss nie żyje, został w budyku by ratować dwujkę dzieci. Uratował je, teraz mają po 15 i 20lat, nawet raz mnie odwiedziły, ale Hrissowi niestety nie udało się już wyjść i kiedy ładunek wybuchł, mój ukochany detonował się razem z nim- łzy leciały już strumieniem.
Cuż miałem zrobić?
Chłopak postąpił niezwykle szlachetnie.
Oddał życie, ratując przy tym dwa.
-Mel, bardzo mi przykro. Twój chłopak zachował się naprawdę honorowo i jestem pewien, że jest w niebie. Nie wiem co mogę Ci powiedzieć w takiej sytuacji...
-Nic nie mów, tylko weź ten łańcuszek i daj go Natalii. Hriss na pewno by tego chciał, proszę - powiedziała, ocierając ostatnie krople łez, po czym jeszcze dodała lekko unosząc końciki ust:
-No Romeo, bierz się za pisanie listu, a ja idę, bo obowiązki wzywają! -odparła i zaraz zniknęła za drzwiami prowadzącymi do kabiny stewardess.
Westchnąłem głośno, po czym chwyciłem pióro, przysunąłem bliżej kartkę i zacząłem kreślić na niej słowa:
Kochany Dzwoneczku...
**********************************
No Miśki!
Jestem z kolejnym rozdziałem
UWAGA! UWAGA!
Właśnie nastąpiło przełomowe wydarzenie!
Ten rozdział ma ponad 2000słów! Jestem z siebie dumna ;) haha
Co myślicie o Melissie?
I wgl co myślicie o całym rozdziale?
I jak sądzicie co napisze Mike w liście do Natalii?
Tak troche dużo dialogu, co? :p hah
Wiem, że na razie troche nudnawo, ale za niedługo zacznie sie trochę dziać :-)
To do next'a!
Ten rozdział chciałabym zadedykować:
Dzięki Ci kochana za wszyyyyystko! <33
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro