R16
Michael:
Od tej tragedii minęły już 3 miesiące, a ona dalej się nie obudziła. Codziennie po wykonaniu swoich obowiązków jestem przy niej. Dniami i nocami siedzę przy tym szpitalnym łóżku trzymając ją za jej gładką, ale zimną dłoń. Ciągle patrząc się w ekran, na którym podskakujące linie pokazywały puls i szybkość bicia jej niezwykle kochanego i ciepłego serduszka, zastanawiałem się czemu ona? Czemu nie ja? Przecież nie zasłużyła na to. Może i jest czasem nerwowa i impulsywna, ale każdy człowiek ma jakieś swoje wady i zalety.
Natalia jest naprawdę piękną i dobrą osobą. Pełną energii, życia, entuzjazmu, gotowości do walki w obronie czyjejś lub własnej, miłości, skłonną do poświęceń...
A teraz ? Teraz nie widać w niej nic. Chociaż nie...
Ja mimo choroby, śpiączki i licznych obrażeń jakich doznała dalej widzę w niej tę samą Natalię jaką poznałem najpierw na koncercie, a potem w Neverland. Widzę jak właśnie teraz walczy, walczy o każdą minutę, sekundę swojego cudownego życia.
A co do koncertu właśnie wróciłem z jednego z nich, Frank chyba rozniósłby mnie po całym szpitalu gdym kolejny raz odwołał moje występy.
Tak, kolejny...odwoływałem je z powodu Natalii, kocham ją i chciałem każdą chwilę spędzić tylko i wyłącznie przy niej.
Frank wtedy wyjaśnił mi :
-Mike, ja doskonale Cię rozumiem. Ale przez takie ciągłe odwoływanie koncertów zdejmą Cię z listy , a twój imicz bardzo na tym ucierpi.
-To co z tego. Trudno. Frank ja nie mogę jej zostawić...-wtedy mi przerwał i wyjmując cygaro z ust odparł:
-Nie zostawiasz Michael, kochasz ją tak ?
-Tak.-odrzekłem bez zastanowienia.
-No właśnie... Więc nie zostawisz jej nigdy choćby dzieliły was tysiące, miliony, a nawet miliardy kilometrów. A wiesz czemu ?
Uniosłem tylko pytająco brwi, na co Frank postanowił kontynuować:
-Bo ją kochasz Michael i będzie z tobą zawsze...-przychamował głos kładąc swoją dłoń na lewej stronie mojej klatki piersiowej.
-Tutaj, w twoim sercu.
Gdy usłyszałem te niezwykłe słowa, które przed chwilą wypowiedział Frank, moje ciągle pogrążone w smutku oczy uroniły dwie małe łezki...
To co powiedział było piękne i takie prawdziwe. Ma rację, zawsze będe miał ją w swoim sercu choćby dzieliła nas niewiadomo jak duża odległość.
Więc właśnie wróciłem z trasy koncertowej i jestem już na sali przy Natalce.
Poprosiłem Zaca aby wysadził mnie przy szpitalu, a resztę moich rzeczy zawiózł do Neverland. Zrobił to o co go poprosiłem, widział że nie jest mi łatwo i nie zadawał żadnych pytań.
Siedzę na małym foteliku patrząc na trupio bladą twarz mojego aniołka. Staram się być przy niej kiedy tylko mogę. Co prawda minęły już trzy miesiące i...i wciąż nic, ale ja wierze...wierze, że ona da radę, wyjdzie z tego, wkońcu się obudzi...
Z tych przemyśleń pełnych nadziei wytrącił mnie głos młodej pielęgniarki, która najprawdopodobniej miała teraz dyżur na tym oddziale.
-Pan Jackson tak ?
-Tak-wstając z nieco twardego fotela odpowiedziałem.
-Dobrze, chcę Pana poinformować, że Pani Alchimowicz zostaje przewieziona na salę prywatną.
Nie powiem, zdziwiło mnie to, bo przecież o nic takiego nie prosiłem. Postanowiłem dowiedzieć się czegoś więcej w tej niezrozumiałej sprawie i zapytałem:
-Dlaczego? Kto wydał taki rozkaz?
-Przed chwilą dzwonił Pański menedżer Pan DiLeo i prosił aby poinformować o tym Pana, a pacjentkę przewieźć do prywatnej- bez zastanowienia wszystko mi wyjaśniła i wyprowadziła łóżko gdzie leżał mój Dzwoneczek.
-Proszę za mną Panie Jackson- zawołała będąc już w połowie szpitalnego korytarza.
Posłusznie wykonałem to o czym właśnie do mnie wołała i szybko podbiegłem do jasnowłosej kobiety.
Potem już razem skierowaliśmy się ku ogromnej windzie, w której zmieścić musiałem się ja, ta pielęgniarka no i oczywiście co dla mnie najważniejsze Natalia.
-Może Pan?- powiedziała wskazując na podświetlane cyferki.
Szybko wyjąłem ręce z kieszeni i z wymuszonym uśmiechem, serio nie miałem powodów do radości...odparłem:
-Oczywiście! Które?
-Czwarte-odwzajemniając uśmiech, w jej przypadku wydawał się o wiele szczerszy niż mój, poinformowała mnie, który guzik mam wcisnąć.
Gdy usłyszałem jej odpowiedź, natychmiast nacisnąłem na przycisk z numerem czwartym.
Winda zamknęła się, zasuwając metalowe ,,drzwi" i ruszyliśmy w górę. Minęło jakieś kilka sekund i byliśmy na wskazanym wcześniej piętrze.
Znów przemierzając nieskończenie długi korytarz doszliśmy do kwadratowego pomieszczenia gdzie było miejsce na jedno łóżko, sprzęt lekarski, fotel nieco większy niż na oddziałowym i troche miejsca aby można było trochę pospacerować.
Pielęgniarka ustawiła jeżdżące łóżko i sprzęt w przypisanym miejscu. Po czym podziękowałem jej za wszystko lekko się przy tym uśmiechając. Kobieta odwzajemniła uśmiech i kierując się ku wyjściu nagla zawróciła wyciągając z kieszeni mały notesik, w którym widniało moje zdjęcie. Chwyciła długopis z przedniej kieszonki uniformu szpitalnego i wydała z siebie nieśmiały głos:
-Czy mogę Pana prosić?-zapytała wysuwając w moją stronę notes ze zdjęciem i długopis.
Zerknąłem i uśmiechnąłem się szeroko po czym przeniosłem wzrok na zawstydzoną i lekko zarumienioną twarz młodej pielęgniarki.
-Chcesz autograf?-zapytałem dalej się uśmiechając. Powiem szczerze, podniosło mnie to na duchu, widok mojego fana. Oj przepraszam! Fanki!
-Mhmm-wymruczała nieśmiało pod nosem.
-Jasne! Jak Ci na imię?
-Janet-odparła z wielkim uśmiechem ukazującym szereg śnieżno białych zębów.
-Ślicznie! Jak moja najukochańsza siostra wiesz ?
Dziewczyna spojrzała mi w oczy, a potem na notes, na którym właśnie kreśliłem swój podpis z dopiskiem ,,Dla Janet od Michaela" . Wręczyłem młodej kobiecie autograf i z uśmiechem odparłem:
-Proszę
-Dziękuję, a czy mogłabym jeszcze...-wypowiadając te słowa wyjęła z kolejnej kieszeni smartphona.
Matko! Ile oni w tych swoich
,,mundurkach" mają kieszonek.
Zastanawiając się chwilę dokończyłem zdanie za jasnowłosą:
-Zdjęcie ? Oczywiście!
Uradowana pielęgniarka podeszła w moją stronę, a ja objąłem ją moją ręką trzymając za bark. Obydwoje uśmiechneliśmy się szeroko, a dziewczyna zrobiła fotke.
Schowała telefon po czym przytuliła się do mnie i powiedziała:
-Dziękuję
Odwzajemniłem uścisk i odparłem :
-Nie ma za co.
Po króciutkiej chwili oderwaliśmy się od siebie. To był zwykły przytulas fanki. Kurde, nie wiedziałem, że mam je nawet w szpitalu. Zaśmiałem się w duchu i wróciłem na fotel obok Natalii. Tamten moment serio poprawił mi nastrój, ale niestety mój dobry humor nie miał trwać zbyt długo.
Ledwo co usiadłem, a już musiałem wstać, bo wszedł lekarz zajmujący się głównie moją księżniczką.
Nie miał zbyt szczęśliwego wyrazu twarzy, wiedziałem że coś jest nie tak i co gorsza z Natalią.
W ręku trzymał jakiś formularz, a do niego podpięty niebieski długopis z napisem ,,STOP PRZEMOCY!"
To naprawdę dobry lekarz skoro ma taki długopis i wspiera tego typu fundacje, chybaże ma go przypadkowo, bo akurat poprzedni mu się wypisał.
Sam się przyznam, że ja również wspieram takie fundacje jak i inne, zawsze byłem zdania, że trzeba pomagać, bo naprawdę warto! Ma się wtedy taką satysfakcję, poczucie dumy!
No ale wracając do lekarza i dokumentu, który właśnie trzymał w dłoni.
Dr. Jones spojrzał najpierw na kartki zawieszając na nich tępo wzrok, a następnie na mnie. Po chwili rozchylił usta:
-Panie Jackson, mam w dłoni zgodę na leczenie Pańskiej prawniczki, ale...- przerwałem mu, jak to ja. Nikomu nie dam skończyć bo musze wyprzedzić pytaniem. Ohh Michael kiedy ty dorośniesz? Pff NIGDY! Kłóciłem się ze swoimi myślami.
-Ale? Panie doktorze...- teraz to on mi przerwał.
-Panie Jackson, proszę mi nie przerywać.
-Dobrze, niech Pan kontynuuje.
-No więc, w dłoni trzymam jak już wcześniej wspomniałem zgodę na leczenie Pani Alchimowicz, ale wymagany jest Pana podpis...
-Proszę dać mi długopis i już...-wymachując ręką przed moją twarzą Dr. Jones przerwał mi.
-Proszę poczekać. Jest to bardzo silny lek i działa on w dość nietypowy sposób.
Uniosłem tylko pytająco brwi dając znak aby wyjaśnił o co chodzi.
-Proszę mnie posłuchać, Panie Jackson.
Jest pewien lek, który może pomóc Pana prawniczce. Nazywamy go substancją Betaprofinium. Jest on jednak bardzo niebezpieczny. Jeśli zadziała polepszy pracę serca, mózgu i wielu innych narządów, ale jeśli nie, Pani Natalii grozi śmierć. Warunki, które mogą zadecydować o dalszych losach po spożyciu Betaprofinium jest siła organizmu Pani Natalii i jej odporność.
Zostawię Pana z tym do jutra, aby na spokojnie mógł Pan to przemyśleć. W razie pytań proszę się do mnie
zgłosić-ukłonił się lekko, a ja dalej stałem jak wryty z trudem oddychając. Jest szansa dla mojej Natalki, dla mojego Dzwoneczka, ale...ale ona umrze jeśli się nie uda. Nie chciałem czekać z niczym do jutra, pytanie nasunęło mi się samo i zadałem je od razu po wyjaśnieniach lekarza:
-A co jeżeli nie podacie tego środka?-pytałem, a oczy znów zaszły mi łzami.
Widocznie lekarzowi też nie było do śmiechu. Widział, że się martwię i chyba raczej wiedział już, że pomiędzy mną, a Natalią jest coś więcej niż tylko praca.
Dr. Jones po krótkiej chwili wpatrywania się w moje zachodzące łzami oczy odparł:
-Wtedy pacjentka pozostanie w śpiączce, a z powodu tak dużych obrażeń, których nie możemy leczyć pod czas nieprzytomności, organizm wkońcu przestanie walczyć i dojdzie do zatrzymania akcji serca.
Odwróciłem się i podszedłem do okna, z którego miałem widok na ogromny, zielony park przynależący do placówki szpitala.
Pozwoliłem spłynąć dwóm małym łezką po moich chłodnych policzkach. Wpatrując się w tą ponurą, deszczową pogodę znów usłuszałem głos Dr.Jones'a:
-Panie Jackson, ja widzę, że Pan się boi, ale wiem też, że pomiędzy Panem a naszą pacjentką jest coś więcej niż tylko praca. Zwykły pracodawca nie przesiadywałby przy swojej prawniczce dniami i nocami trzymając ją za ręke itd....
Uniosłem lekko ręke i już miałem coś powiedzieć kiedy lekarz zaczą kontynuować:
-Spokojnie, obejmuje nas tajemnica lekarska więc nikt się o tym nie dowie, w sensie że łączy was coś więcej niż praca...
Niech Pan posłucha głosu serca, chyba warto zaryzykować w imię miłości i spróbować podjąć leczenie ukochanej prawda?
Nic nie odpowiadając wlepiałem tępo wzrok w doktora, który proponował mi podpisanie zgody na leczenie, które może nawet zabić! A jak jej organizm nie jest wystarczająco silny to co? Co jak odejdzie? Przecież ja sobie tego nie wybacze! Tego, że podpisałem zgodę na ,,leczenie", a tak naprawdę ją uśmierciłem.
Postanowiłem nie czekać z decyzją do jutra i odparłem:
-...
******************************
HEJ KOCHANI! ;*
Na początku chciałabym złożyć ogromne podziękowania jednej osobie, więc:
,,Dziękuję cieplutko kochamspac za ogromną pomoc przy tym rozdziale i bardzo bym chciała zadedykować jej tę część opowieści! "
I jak podoba się rozdział?
Jak myślicie czy Mike zgodzi sie na tak ryzykowne leczenie ? ;)
Piszcie w komentarzach swoje opinię i czy waszym zdaniem Michael sie zgodzi czy nie :p
Buźka! <333
Kolejny rozdział za 9gwiazdeczek!
Do next'a!
:***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro