Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 5

Connor Doyle

Po załatwieniu biletów na lot do Walii dla mnie i Kevina oraz spakowaniu najpotrzebniejszych rzeczy do dwóch walizek, ale bez planu awaryjnego na wypadek nie przewidzianych działań Carla i Nancy, można było oględnie powiedzieć, że wraz z synem odhaczyliśmy każdy punkt na liście rzeczy niezbędnych do wykonania przed podróżą do Europy oprócz obrony przed tych dwojgiem.
- Cholera wiedział, kim był Eduardo. - Zagaiłem rozmowę, gdy zarówno Kevin jak i ja zajęliśmy swoje miejsca na pokładzie samolotu lecącego do Walii.
- Niewiele o nim wiem, tato - odpowiedział Kevin ściszonym głosem, zapewne mając na uwadze to, by nie wzbudzać naszą rozmową wśród innych pasażerów niezdrowego zainteresowania. - Tyle tylko, że z jakiegoś powodu mieszkał w Surrey Hall i miał swój udział w legendzie o Księżycowej Annie. Myślę, że więcej dowiemy się już na miejscu, znaczy się w Walii. Stare księgi parafialne i tym podobne, rozumie tata?
Eduardo. Nowy gracz na scenie w sztuce teatralnej o zawiłościach i zagmatwanych losach członków rodziny Surrey. Nie powiedziałem Kevinowi, że Nancy interesowała się tym tematem i mogła posiadać znacznie większą wiedzę od nas. Ona i Carl, którego jeszcze nie rozgryzłem. O innych kluczowych sprawach ze swego życia też mi nie powiedziała ani słowa. Pozwoliła mi, bym na własne życzenie zrobił z siebie kompletnego durnia.
Carl zdawał się rozeznawać w życiorysie Nancy, co tylko świadczyło, że Carl i kobieta, której poświęciłem stanowczo zbyt wiele czasu, dobrze się znali i może nawet współpracowali ze sobą.
To źle świadczyło o mojej inteligencji. Póki co, odegnałem od siebie ponure myśli, żeby móc się skupić na ważniejszych kwestiach. Jak na przykład słuchania słów Kevina.
Z chwilą, gdy maszyna poderwała się do lotu, obaj jednak przerwaliśmy rozmowę i każdy z nas - Kevin i ja - byliśmy zaaferowani rozkminianiem w myślach, co zrobimy, gdy będziemy już w Walii i nie daj Boże, napatoczymy się na Nancy. Ukradkiem obserwowałem syna czytającego jakąś książkę.
Pewnie była nudna jak flaki z olejem, bo po chwili wędrowania wzrokiem od pierwszej do drugiej stronicy, zamknął książkę i utkwił nieobecny wzrok w widokach za okienkiem. Uznałem, że może będzie lepiej, gdy pozwolę mu bujać w obłokach, by nie narzucać się ze swoją obecnością.
Zauważyłem, że Kevinowi się przysnęło, gdy powróciłem myślami do tu i teraz. Tym samym zyskałem trochę czasu, żeby przemyśleć, co chciałem zrobić że swoim życiem, jak ten koszmar się już skończy. Jeśli w ogóle będzie jakieś potem. Nawet nie zauważyłem jak sam pogrążyłem się w płytkim śnie z myślą, że nie potrafiłem przebaczyć Nancy tego, co zrobiła z moim życiem, ale i nie chciałem jej nienawidzić i zapomnieć o tym, co nas łączyło.
Wybudziłem się z drzemki, gdy poczułem dyskretne szturnięcie w lewe ramię.
- Kevin? - Potoczyłem wokół nieco zdezorientowanym wzrokiem. - Coś się stało?
Syn miał odrobinę głupi wyraz twarzy, gdy tak patrzyłem na niego jak na wariata i wyjaśnił mi, że wkrótce samolot podejdzie do lądowania. Natomiast ja czułem się, jakbyśmy dopiero wystartowali. Byłem rozespany i trochę niekumaty, jakby to powiedziała dzisiejsza młodzież.
- Jesteśmy blisko Walii. Celu naszej podróży - dodał Kevin gwoli wyjaśnienia. - Tatko, ty się lepiej obudź, co?
Gdy wylądowaliśmy w Walii i przeszliśmy kontrolę pasażerów z nieba lunął rzęsisty deszcz, jakby ojczyzna Edvarda Surrey'a cieszyła się na nasz widok tak samo jak my na jej. Na domiar złego pizgało jak na Uralu, musieliśmy obaj uważać, żeby nas nie zwiało.
Zastanawiałem się, co było gorsze - Eduardo, o którym niewiele wiedzieliśmy, czy mniejsze zło w postaci Edvarda, o którym mieliśmy informacji aż nadto. Kto tam wiedział, czy natkniemy się na miejscu na Nancy, ale zważywszy, że w miasteczku, gdzie hrabia Edvard Surrey miał swój dworek był tylko jeden czy dwa hoteliki, to prawdopodobieństwo spotkania Nancy nie było znów takie niemożliwe. Musiałem liczyć się z tą opcją.
- Zabukowałem pokój dla nas - odezwałem się do Kevina tylko po to, by przerwać trudną do zniesienia ciszę między nami.
- Aha. - mruknął Kevin w odpowiedzi, wyraźnie nie chciało się mu gadać.
Rozejrzał się za taksówką, bo żadnemu z nas dwóch nie uśmiechało się iść na piechotę do hotelu przy takiej paskudnej aurze.
W końcu dojechaliśmy do hotelu, nieziemsko zmęczeni zmianą strefy czasowej. Miła i uprzejma recepcjonistka zaproponowała Kevinowi i mi po kubku lipowej herbaty, którą to propozycję przyjęliśmy z wdzięcznością.
Zdążyliśmy rozlokować się z synem w naszych pokojach i doprowadzić się do względnego porządku, gdy rozległo się głośne pukanie do drzwi pokoju.
- Proszę! - powiedziałem.
Do środka weszła recepcjonistka, którą zdążyliśmy już poznać, niosąca tacę z dwoma kubkami parującej i pachnącej lipą herbaty oraz dzbanuszkiem napełnionym kostkami cukru.
- Przyniosłam panom herbaty - powiedziała kobieta o wybitnie tycjanowskich włosach. - Pomoże na wzmocnienie.
Całe szczęście, że pulchna niewiasta mówiła po angielsku z lekkim amerykańskim akcentem, bo walijski był domeną Kevina, nie moją.
- Mój świętej pamięci mąż pochodził z Salem w Stanach, stąd mój akcent - powiedziała, wyczuwając, że mnie to zaintrygowało.
Uśmiechnęła się i postawiła tacę na stole, po czym wyszła z pokoju życząc nam dwom dobrego dnia.
- To od czegoś trzeba zacząć, nawet gdy pada i wieje. - Kevin wskazał ruchem głowy na szarugę za oknem.
- Ciekawe, czy będzie szansa, żeby recepcjonistka opowiedziała nam o lokalnej historii. Może wie o czymś, o czym my nie mamy pojęcia? - zastanawiałalem się głośno.
- Równie dobrze może nas uznać za ciekawskich turystów - odpowiedział Kevin. - Małymi kroczkami do celu.
- Otóż to. - Przytaknąłem mu. - A do tej pory poszperajmy w internecie, może znajdziemy coś, co warto było znaleźć?
Wyjąłem laptopa z torby i uruchomiłem go. Zamierzałem poznać tyle faktów z życia sir Edvarda Surrey'a, ile tylko by się dało. Cokolwiek łączyło go z Eduardo, chciałem się tego dowiedzieć. Wszedłem na stronę "naszego" miasteczka, na której znalazłem mnóstwo informacji przydatnych turystom typu co, gdzie i za ile, aż gdy już się zniechęciłem, natrafiłem na maleńką wzmiankę o sir Edvardzie i Kathy Surrey procesujących się latami o schedę po ich zmarłym ojcu, który to bój Edvarda ostatecznie wygrał, a Kathy musiała odejść z kwitkiem.
- Nie piszą nic o ... - zacząłem i urwałem, gdy dotarłem kursorem gdzieś pod koniec pierwszej strony do reprodukcji obrazu przedstawiającego młodego mężczyznę w stroju rodem z XVIII wieku. - Kto to jest?
- Raczej kim on był? - Poprawił mnie mój syn. - Piszą, że to ... Eduardo Surrey, następca Edvarda.
- Następny hrabia Surrey. To Edvard miał syna albo inną rodzinę oprócz córki i żony, pamiętajmy też o Kathy i tłumie nieślubnych potomków starego Williama?
- Nie miał. - Kevin uśmiechnął się Bóg wiedział czemu, więc zapytałem go o powód do radości. - A skoro nie miał, to patrzymy prawdopodobnie na "tego" Eduardo.
- Czego nie można być stuprocentowo pewnym - zauważyłem.
- Od czegoś musimy zacząć - powiedział jeszcze raz Kevin, nie zrażony moim brakiem entuzjazmu. - Ten Eduardo nie jest ... Nie był podobny do Edvarda, więc można pójść o krok dalej i powiedzieć, że nie był jego rodzonym synem. Zresztą do starego Williama też niepodobny i sporo od niego młodszy. Może zatem zięć ojca Księżycowej Anny?
- To sporo tłumaczy - powiedziałem cicho. - Jak to potwierdzimy?
- Skoro był hrabią Surrey'em to pewnie jego szczątki doczesne spoczywają na rodzinnym cmentarzu albo, co mniej prawdopodobne, na parafialnym. Ale nie będę właził do żadnego grobowca ani wymuszał na obecnym hrabim Surrey' u zgody na zgłębianie historii jego rodziny. - zaoponowałem.
- Wcześniej tata nie miał żadnych obiekcji - zauważył Kevin oskarżycielsko, chociaż może mi się zdawało.
Byłem zaniepokojony tym, czego mi mój syn nie mówił, ale na szczęście albo niestety, nie byłem telepatą. Swoją drogą, obecny hrabia Surrey, o ile dobrze pamiętałem William Adam Surrey dla ścisłości, unikał ciekawskich spojrzeń i nie lubił jak ktoś obcy łaził mu po podwórku.
- Co stało się z pierworodnym synem StaregoWilliama? - Niepokój mnie nie opuszczał.
- Zniknął gdzieś w mrokach dziejów. Za to Kathy już jako wdowa po swoim mężu osiedliła się w Stone Hill, czyli o rzut kamieniem stąd.
- Chciała mieć przyrodniego brata na oku?
- Może tak było, jak mówisz, tato.
Hrabia Edvard Surrey i Eduardo Surrey. Kathy, siostra ekscentrycznego arystokraty. Księżycowa Anna i jej matka, no i Nancy oraz Carl, który też się wkomponował w tę dziwaczną historię. Każdy odgrywał jakąś rolę, nie miałem pojęcia, jaką rolę przeznaczył mi i Kevinowi los.
Coś się poprzestawiało w czasie, a ja tkwiłem w samym środku wydarzeń. W tej samej chwili poczyniłem silne postanowienie, że nie postawię więcej stopy na walijskiej ziemi ani nie pozwolę na to swemu synowi, gdy to, cały ten kipisz wreszcie się skończy. Bo w końcu ileż można użerać się i męczyć z jednym człowiekiem, który od dawna powinien spoczywać w spokoju?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro