Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 3

Obudziłam się nazajutrz. Dziś był poniedziałek, musiałam iść do szkoły w tej dziwnej rzeczywistości, zmierzyć się z ludźmi którzy nie byli sobą. Ubrałam się w nie moje ciuchy i zeszłam na śniadanie. Było tak jak wczoraj, atmosfera była napięta, rodzice w złym humorze. Przybita ruszyłam w drogę do szkoły, przynajmniej ona stała dalej w tym samym miejscu.
Już na dziedzińcu czułam się nieswojo, bo "moje" przyjaciółki rzucały mi mordercze spojrzenia i obgadywały za plecami. To było jak cios w samo serce. Weszłam niepewnie do klasy, byłam ostatnia, więc zostało tylko jedno wolne miejsce. Obok Adriana, największego łobuza w klasie. Nie mając wyboru usiadłam obok niego, w ostatniej ławce. Źle się czułam, tablica była tak daleko, wychowawczynie ledwo było słyszeć. Jak mam się uczyć w takich warunkach? A n tak, zapomniałam, że moja wersja stąd się nie uczy. 

- Hej - Adrian odezwał się do mnie sympatycznie.

Był w tym świecie moim przyjacielem czy to kolejny głupi żart?

- Hej - odpowiedziałam z rezerwą.

Potem okazało się, że nie mam zadania domowego, co chyba było normą. Kiedy chciałam zrobić notatki, Artur rzucił mi dziwne spojrzenie, więc porzuciłam ten plan. Nie mogę budzić podejrzeń. 

Przez całą lekcję opowiadał mi o swoim weekendzie i jakich głupot narobił. Ja nigdy bym się na nic takiego nie odważyła. Moje życie było spokojnie, chwili nudne, zawsze wypełniałam wolę rodziców. Byłam po prostu grzeczną dziewczynką. Tu byłam najwyraźniej łobuziarą. Dlatego odpowiedziałam entuzjazmem. Całą lekcję bałam się, że nauczycielka zwróci nam uwagę, ale ona całą lekcję nas ignorowała, nawet kiedy Adrian śmiał się na cały głos. Tak jakby już się przekonała, że upominanie nas nie ma sensu. Po lekcji spędzonej z nim, podczas której doprowadził mnie kilka razy do śmiech, bałam się go mniej. Wydawał się dość sympatyczny. Ale tylko dla przyjaciół o czym boleśnie dowiedziałam się na obiedzie. Weszliśmy razem na stołówkę, bo postawiłam trzymać się z nim, skoro nie widziałam na czym stoję i kto jest moi przyjacielem, a kto wrogiem. Przy stoliku jak się zdarzyłam zorientować, zawsze siedzieliśmy, jego miejsce było zajęte.

- Spadaj stąd zanim ci przywalę! - Adrian krzyknął na tego kto go posiadł. Kiedy ten się nie ruszył, mój towarzysz złapał go brutalnie za kołnierz podniósł, bo sił mu nie brakowało i mocno odetchnął tamtego na krzesło obok. Cała reszta stołu się zaśmiała, a ja domyśliłam się, że tak właśnie ustalają tu hierarchie.

- Ty się nie śmiejesz? - pyta czarno włosa, która siedzi naprzeciwko mnie.

- Boli mnie głowa - wymiguje się.

Ona chyba niezbyt mi wierzy, ale nic więcej nie mówi. 

- Idziesz w piątek na imprezę? - pyta mnie Adrian,

Jeśli odpowiem, że nie, nabiorą podejrzeń, więc mimo, że nie chcę to muszę się zgodzić. 

- Pewnie - mówię. 

Resztę obiadu próbuje się dopasować, udawać moje alter ego. Nie chcę jej niszczyć życia. Czułam się trochę niekomfortowo, ja ich praktycznie nie znałam, jedyne co o nich wcześniej wiedziałam, to to że są starszymi łobuzami. I od dziś byłam jedną z nich. Resztę lekcji jakoś przetrwałam, okazało się że moi "przyjaciele" nie są tacy najgorsi kiedy się jest z jedną z nich, ale cały dzień siedziałam jak na szpilkach. Najbardziej bolą mnie paskudne komentarze z strony moich przyjaciółek z mojego wymiaru. Wiem, że nie powinny mnie obchodzić, ale nie umiem przejść obok tego, że wytykają mi mój ubiór, zachowanie itd.

- Nie każesz im się zamknąć? - pyta znów na ciemno włosa, która jak się dowiedziałam ma na imię Kate. 

- Już mówiłam, że nie mam dziś na nic sił, spływa to po mnie - odparłam jej, choć nie była to szczera prawda. 

Zrobiła to za mnie, więc posłałam jej uśmiech, bo rzeczywiście byłam wdzięczna, że się za mną wstawiła i przez resztę dnia mi już tak nie dokuczały. Pewnie moja wersja stąd dałaby im popalić, lecz ja nie byłam nią. Po południu weszłam zmęczona do domu. Niestety moi rodzice nie powitali mnie radośnie tak jak zawsze i nie zaczęli wypytywać co tam w szkole, tylko kazali umyć mi naczynia po obiedzie. Ten dzień mnie wykończył, to nie był mój zwykły tryb życia, nie byłam do tego przyzwyczajona. Ale choć nie chciałam się do tego przyznać, była to całkiem miła odmiana od mojego nudnego życia. Tylko to nie było moje życie. Poczułam, że w kieszeni wibruje mi telefon. Wyciągnęłam go i odkryłam, że mój chłopak do mnie napisał.
"Dalej chcesz się spotkać dziś o czwartej w parku?"

Odpisuje mu, że tak, nie mogę go wiecznie unikać. Więc to jeszcze nie koniec na dziś. Chyba muszę się zacząć przyzwyczajać, że od teraz żyje inaczej. To wszytsko przypomina jazdę na kolejce górskiej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro