Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

zmiana

– Aw, musisz przyznać, że to akurat było całkiem urocze.

– Urocze? Co niby?

– Że Ita postanowił wrócić do Konohy, oczywiście. I że zrobił to dla ciebie. Lub dla tamtego Sasuke.

Sasuke westchnął.

– Obyś się udławił tą słodyczą, Shisui. Tak, Itachi wrócił do Konohy, ale wiele było z tym problemów. Zaczęły się przesłuchiwania i różne takie. Na szczęście Hatake stanął po mojej stronie, więc jak tylko upewnił się, że Itachi nie ma zamiaru puścić z dymem całej Konohy, pozwolił mu zostać. Na pewnych warunkach, no ale grunt, że wszystko się jakoś ułożyło.

– Tak więc, tutaj obecnie mieszkam – odezwał się Sasuke, wskazując na niewielki budynek w środku Konohy. Podrapał się po brodzie z namysłem. – Tak mi przynajmniej powiedziano, jako że tutejszy Sasuke nie był w Konosze dobrych parę lat. Dzielnica naszego klanu została wyburzona, z tego co słyszałem.

Stojący obok niego Itachi kiwnął głową.

– Nie dziwię się – odezwał się.

– W sumie, o ile się orientuję, to to nie jest ten sam dom, w którym mieszkał wcześniej Sasuke. Tamten został zniszczony podczas ataku. Więc w sumie to dobrze, że mamy choćby to. Jakbyś przybył tutaj kilka dni wcześniej, to nawet tego by nie było.

Sasuke spojrzał kątem oka na brata.

– Nie przeszkadza ci, że będziemy razem mieszkać?

– Takie były wymagania – odpowiedział spokojnie Itachi. – Nie mam z tym problemów.

– Hm... – zamyślił się młodszy Uchiha. – Tak czy siak, aby było jasne, duży pokój jest mój. I nawet sobie nie myśl, że ci go oddam, bo jesteś starszy!

– W porządku – Itachi wyminął go, po czym otworzył drzwi. – I tak nie mam zbyt wielu rzeczy ze sobą.

Sasuke prychnął pod nosem, doganiając brata.

– A gdzie pozostałe zostały? – zaczął się dopytywać.

– Zapewnie w kryjówce Akatsuki.

– Nie chcesz się po nie wrócić? Wiesz, możnaby coś wykombinować. Jakoś. Jak, jeszcze nie wiem. Ale jakoś.

Itachi spojrzał na niego po raz pierwszy od pewnego czasu.

– Nie mam nic, co chciałbym z stamtąd zabrać, Sasuke.

– Na pewno coś masz! – upierał się młodszy Uchiha. – Każdy coś ma!

Jego brat odwrócił wzrok, jakby stracił nim zainteresowanie.

– Wszystko, co mi jest potrzebne, mogę kupić w wiosce.

– Przecież...!

– Sasuke. – W głosie Itachiego pobrzmiało ostrzeżenie. – Jest w porządku. Nic nie potrzebuję.

Przybysz zza Lustra spojrzał na niego z niedowierzaniem, po czym wywrócił oczami.

– Dobra – mruknął. – Rób, jak chcesz. Jak się już rozgościsz, to będziesz musiał pójść ze mną w parę miejsc. Chciałbym, abyś poznał kilka osób.

Jego brat nie odpowiedział. Sasuke oparł się o ścianę, obserwując, jak Itachi rozgląda się po wnętrzu mieszkania. Młodszy Uchiha westchnął w duszy. Chyba będzie musiał dać bratu trochę przestrzeni. Może i on, Sasuke miał o Itachim tylko same dobre wspomnienia, ale dla byłego członka Akatsuki wszystko wyglądało inaczej. Sasuke nie powinien spodziewać się, że z dnia na dzień ich relacje staną się idealne.

–––

Dokładnie tydzień i trzy dni po ataku Paina zwanego Nagato (a może Nagato zwanego Painem?) na Konohę spokojne życie Hyuugi Hinaty zmieniło się nieodwracalnie.

A dzień ten zaczął się normalnie. Dziewczyna opuściła swój dom, zaglądnęła do biura tymczasowego Hokage, czy nie ma jakiejś misji (usłyszała tylko "spokojnie, Hinata–chan, spokojnie, za jakiś czas coś ci dam"), spotkała się z przyjaciółmi, trochę potrenowała, pomogła w odbudowie zniszczonej części wioski, aż w końcu skierowała swe kroki do szpitala.

Przekroczyła próg budynku niepewnie, żałując, że nie wzięła nikogo ze sobą. Ale przecież wszyscy mieli swoje zadania. Ona też powinna być zajęta czymś innym, ale czuła, że powinna odwiedzić tą osobę przebywającą w szpitalu.

– Dzień dobry, Hinata–san. Do kogo dzisiaj zmierzasz? – opanowany, łagodny głos przywitał ją, gdy przemierzała korytarze.

Odwróciła się, by napotkać znajomą twarz oraz długie, spięte w niesforny kucyk włosy. Uchiha Itachi, oczyszczony z win. Wciąż przebywający pod obserwacją ANBU, wciąż nie do końca posiadający pełne zaufanie wioski, ale wolny i przyjęty z powrotem. Z bliżej nieokreślonym zakazem używania Sharingana (gdyż, jak to określiła Sakura, "twoje zdrowie już i tak wystarczająco sprawia mi kłopotów") oraz zawieszony w służbie jako shinobi.

I pomyśleć, że jeszcze dwa tygodnie wcześniej, gdyby go tylko spotkała, byłaby zobowiązana do zaatakowania go.

Teraz jedynie Hinata uśmiechnęła się lekko.

– Dzień dobry, Itachi–san – przywitała się. Tak jak każdy, była świadoma brutalnej przeszłości mężczyzny oraz tego, czego się dopuścił, ale polubiła go. Znała go niecały tydzień, jednakże jego obecność zawsze sprawiała, że czuła się bardziej komfortowo.

Na ustach Uchihy pojawił się lekki uśmiech.

– Chciałam odwiedzić Tsunade–sama – powiedziała Hinata, przypatrując się mężczyźnie. Dziwnie było go widzieć bez jego dwóch cieni: Sasuke, który ciągle zagadywał brata oraz Sakury, która dbała o to, by podtrzymać go przy życiu. – Jak u niej?

– Jej stan się poprawia – odparł Itachi. Zgodnie z umową, którą zawarł z Kakashim, najstarszy z braci Uchiha znalazł dla siebie zajęcie w szpitalu. Nie był medykiem, ale zajmował się sprawami organizacyjnymi oraz administracyjnymi. Często też po prostu wychodził do ludzi, głównie po to, by ci przyzwyczaili się do jego obecności. Nadal było wiele osób, które nienawidziły go i wolałyby widzieć go martwego.

Hinata skinęła głową.

– To ja do niej pójdę.

– Lepiej, abyś trochę zaczekała.

Zmarszczyła brwi.

– Dlaczego?

– Ponieważ ma gościa – odpowiedział Itachi.

Zrozumiała od razu.

– Jiraiya–sama?

– Dokładnie – potwierdził Uchiha. – Naruto–kun był tutaj chwilę wcześniej, aby zrobić to samo. Jak się pospieszysz, to powinnaś go złapać. Chciał ci coś ważnego powiedzieć.

Zdziwiła się lekko. Wiedziała, że Naruto odwiedzał Piątą Hokage, ale czego chłopak miałby od niej chcieć?

– Gdzie teraz jest?

Itachi wzruszył ramionami.

– Pewnie poszedł na ramen – powiedział, po czym lekko zamachał na nią palcami ponaglająco. – Idź już, Hinata–san. Naruto–kun wydawał się być bardzo podekscytowany. Myślę, że zależy mu, by z tobą porozmawiać.

Hinata pożegnała się prędko, odprowadzana rozbawionym spojrzeniem Itachiego.

Ciekawe, czy między nimi wszystko wypali, przemknęło przez myśl mężczyźnie, tuż zanim ruszył do przerwanej pracy.

––––

Hinata patrzyła na Naruto.

Naruto patrzył na Hinatę.

Ramen patrzył na nich oboje.

– Masz ochotę na ramen, Hinata–chan? – spytał blondyn, zachęcająco wskazując ręka na wolne miejsce obok niego.

Nie była głodna, ale gdy chłopak, w którym się podkochujesz od niepamiętnych czasów, proponuje ci coś takiego, to odmowa nawet nie przejdzie ci do głowy.

– Oczywiście, że tak – opowiedziała, siadając obok Naruto.

Rozejrzała się dyskretnie wokół. Siedzieli przy ladzie tylko we dwoje, przez co była w stanie udawać, że są na prawdziwej randce. Choć to takowej pewnie w życiu nie dojdzie, ponieważ Naruto wolał kogoś innego, a o niej myślał tylko jak o przyjaciółce.

Zdążyła się już pogodzić z byciem "tą drugą".

Hinata zamówiła szybko jedzenie, po czym odezwała się, by jakoś pokonać tą straszną ciszę, która między nimi zapadła:

– Byłam dzisiaj w szpitalu.

– Mhm... I? – Naruto w skupieniu pałaszował swój posiłek.

– Spotkalam Itachiego.

– Ja też – blondyn przełknął i uśmiechnął się do wspomnienia. – Dobrze wiedzieć, że już z nim wszystko w porządku.

Hinata spuściła wzrok. To nie o tym chciała rozmawiać.

– Itachi–san powiedział mi, że chciałeś mi coś powiedzieć – odezwała się.

Naruto przerwał posiłek.

– No tak – chłopak podrapał się z zamyśleniem po brodzie. – Gadałem już o tym z Sasuke i on twierdzi, że to prawda. A jak się spytałem Sakury–chan, to ona się tylko na mnie wkurzyła i stwierdziła, że jestem głupi. Neji niemal się zadławił herbatą, którą pił. Kiba i Shikamaru spojrzeli się na mnie, jakbym był kosmitą, a Itachi–san tylko się zaśmiał i powiedział, żebym się temu lepiej przyjrzał.

Nabrał głębszego oddechu.

– Spytałem się też Kakashiego, ale on stwierdził, że jestem za młody na coś takiego. A Zboczony Pustelnik rzucił jakimś dziwnym tekstem, którego nie zrozumiałem. Lee powiedział, że to mi się tylko wydaje, a Sai milczał. Gdy spróbowałem spytać o to Ino, przyszła Sakura–chan i zagroziła, że coś mi zrobi, jeśli będę o tym więcej gadał. Więc postanowiłem przyjść z tym do ciebie i nawet nie szukałem innych osób.

Hinata spojrzała na niego z zaskoczeniem. O czym on mówił?

– O–O co chcesz mnie zapytać, Naruto–kun? – od razu zganiła się za to jąkanie się.

Blondyn przerwał jedzenie i spojrzał na nią poważnie.

– Hinata–chan, czy to prawda, że ty mnie kochasz?

Zamarła.

Zdradliwy rumieniec zaczął pojawiać się na jej twarzy.

– Ja... – zaczęła, ale nie potrafiła skończyć.

Jej świat się kończył. Jej życie się kończyło. Jak ona teraz będzie mogła na niego patrzeć, gdy on znał całą prawdę?

– A więc tak? – dociekał Naruto, cały czas wpatrując się w nią uważnie.

Zacisnęła powieki i, bojąc się na niego spojrzeć, kiwnęła głową.

Cisza.

– Skubany miał rację – wyszeptał blondyn z niedowierzaniem.

Hinata miała ochotę zapaść się pod ziemię. Tak, była skończona. Najlepiej będzie, jak opuści Konohę. Zamieszka gdzieś... Gdziekolwiek. Nawet na strychu u jakiejś niewidomej staruszki, która będzie nazywać ją imieniem dawno zmarłej wnuczki i gotować obiady dla pięciu osób.

Wszędzie, byle tylko nie być tutaj.

– Wiesz co, Hinata–chan – ciepła dłoń opadła na jej ramię.

Pokręciła w milczeniu głową, czując, jak spod powiek pragną się jej wyrwać łzy. Dlaczego Naruto musiał ją o to pytać, dlaczego teraz?

– Myślałem nad tym trochę – kontynuował Naruto – i ty też mi się podobasz.

Szok sprawił, że otworzyła oczy gwałtownie. Czy to był sen?

– Ja... – wyszeptała.

Więcej nie zdołała powiedzieć, gdyż usta chłopaka skutecznie ją uciszyły. Pocałunek był spokojny, nieśmiały i niepewny.

Ale to wystarczyło, by życie Hinaty zaczęło nabierać sensu.

– I jak, Hinata–chan? – Naruto oddalił się od niej, ale jego twarz wciąż pozostała blisko. – Czy sądzisz, że my... Że moglibyśmy ze sobą być?

Pojedyncza łza stoczyła się po jej policzku.

– To znaczy, jeśli nie chcesz, to cię nie zmuszam – pospieszył z zapewnieniami Uzumaki. – Po prostu... No wiesz. Skoro ty mi się podobasz, a ja tobie, to możemy spróbować.

Pokręciła głową, nie kłopocząc się starciem łzy. Zarzuciła mu ręce na ramiona, czując, jak w jej piersi rozkwita uczucie, którego jeszcze nie była w stanie do końca zdefiniować.

Ale jednego była pewna: była szczęśliwa.

I miała zamiar czuć się tak jeszcze wiele, wiele razy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro