wiadomość
Naomi przemierzała prędko ulice Kumogakure, uparcie zamierzając patrzeć tylko przed siebie.
Głupi Itsuki. O czym on myślał, wysyłając ją do Raikage? Jeśli chciał sobie pogadać z tym zboczonym Sanninem z Konohy, mógł wymyślić sobie lepszy sposób, by pozbyć się dziewczyny.
– Gdzie zmierzasz? – znajomy kobiecy głos rozległ się obok niej i już po chwili Naomi miała towarzystwo w postaci ciemnoskórej dziewczyny. Jej czerwone włosy jak zawsze były w nieładzie, a złote oczy zerkały z rozbawieniem na Naomi. Poznały się w Akademii na pierwszym roku, a ich znajomość jeszcze się pogłębiła, gdy Itsuki po opuszczeniu ANBU został nauczycielem drużyny ciemnoskórej.
– Do Raikage–sama – odpowiedziała Naomi, nawet nie patrząc na swoją towarzyszkę. Wiedziała, kto to. Karui. A któż by inny?
– Tym razem sama, bez swoich ochroniarzy? – Karui lekko uniosła brew. – A gdzie Jiraiya i Itsuki–sensei?
– To samo mogłabym spytać ciebie. Gdzie się podział Omoi?
Ciemnoskóra dziewczyna prychnęła. Naomi zawsze fascynowały ich relacje. Choć wyglądali podobnie, Karui i Omoi byli jak ogień i woda. Ona była narwana i wybuchowa, on spokojny i opanowany. A jednak jakimś cudem dawali radę ze sobą współpracować i nieraz można było ich zobaczyć we dwoje.
– Co ja, jego matka jestem? Skąd mam wiedzieć? Pewnie się gdzieś szwenda po wiosce.
Naomi nie odpowiedziała, jedynie przyspieszyła kroku.
– Więc? – Karui spojrzała na nią z zaciekawieniem. – Po co chcesz rozmawiać z Raikage–sama?
– Usłyszeliśmy wybuch z okolicy wioski. Itsuki wysłał mnie, bym się dowiedziała, o co tu chodziło.
– Hm...
– No co? – Naomi odwróciła się do przyjaciółki z nagłą irytacją. Rozpoznawała ton, w który zaczynała wchodzić Karui.
– Nic. Przecież nic nie mówię!
– Ale masz zamiar coś powiedzieć.
– Co niby?
– Nie wiem. Nie chcę wiedzieć.
Karui uśmiechnęła się radośnie.
– A może znalazłam właśnie mężczyznę moich snów i postanowiłam opuścić Kumo i żyć długo i szczęśliwie?
– Naprawdę? – spytała monotonnym głosem Naomi. – Opuściłaś sobie mojego brata?
– Nie, nie odpuściłam – poleciła głową Karui. Czerwonowłosa podkochiwała się w starszym od nich chłopaku, odkąd tylko go zobaczyła po raz pierwszy. Itsuki towarzyszył Naomi w dniu rozpoczęcia nauki w Akademii dziewczyny. Od tamtej pory minęło już kilka lat, ale zauroczenie nie minęło.
– Czyli go zdradzasz?
– Nie można zdradzać kogoś, z kim się nie jest! – Karui spojrzała na przyjaciółkę z urazą. – Ja ci tu udzielam mentalnego wsparcia, a ty tak mi się odpłacasz!
– Mentalnego wsparcia? – powtórzyła Naomi. Dla niej zdecydowanie to nie wyglądało na mentalne wsparcie.
– Przed rozmową z Raikage–sama każdy potrzebuje mentalnego wsparcia – Karui kiwnęła głową dla potwierdzenia swoich słów.
Naomi wywróciła oczami. Czasami kompletnie nie mogła zrozumieć o czym myśli jej przyjaciółka. Choć z drugiej strony, Karui była jedną z tych nielicznych osób, które nigdy nie patrzyły na Naomi z góry ze względu na jej pochodzenie. Rodzice Naomi zginęli, gdy ta była maleńka. Cudem było, że do niewielkiej wioski położonej na skraju Kraju Błyskawic przybyła grupa shinobi. Zjawili się w ostatniej chwili – inaczej i Naomi trafiłaby ofiarą rozbójnikow, którzy odebrali jej rodziców. Wtedy do gry wkroczył Raikage. Nie dość, że objął ją opieką, załatwił mieszkanie i wyżywienie, to jeszcze zadbał o to, by nie była sama. Zamiast umieścić w sierocińcu, pozwolił jej mieszkać z Itsukim, który podobnie jak ona pochodził z zaatakowanej wioski. Choć doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że ani ona, ani jej brat nie są spokrewnieni z ich rodzicami, nie przeszkadzało jej to. Wszak to oni się nimi opiekowali, to oni ich wychowali i pomagali im, gdy tylko mieli jakikolwiek problem.
Cóż, oczywiście czasami zdarzały się niektóre osoby, które, chcąc jej dość za skórę, jawnie nazywały ją sierotą bądź nie-córką, ale Naomi zrobiła to, co mogła zrobić z tej sytuacji - wzięła przykład z brata i wprost mówiła, że nie potrzebuje innych rodziców, bowiem ci, których ma, są najlepszymi rodzicami, na jakich mogłaby trafić.
Nic więc dziwnego, że kiedy Naomi zamarzyła się Akademia, jej rodzice nie mieli nic przeciwko. Decyzja ta zaś okazała się strzałem w dziesiątkę. Itsuki uczył się w zastraszającym tempie, zupełnie jakby już wcześniej posiadał potrzebną wiedzę i umiejętności, a Naomi posiadała swoje oczy. To, że Byakugana posiadał ktoś, kto nie był Hyuugą, było wystarczająco niezwykłym faktem.
Oczywiście, Naomi miała swoje podejrzenia. Nie pamiętała swoich biologicznych rodziców – ba, sprzed przybycia do Kumogakure prawie nic nie pamiętała – ale przypuszczała, że albo jej matka, albo ojciec był Hyuugą. Być może była efektem przelotnego romansu. Być może była to dłuższa historia.
Nie zastanawiała się nad tym zbyt często. W końcu nie było to aż tak ważne. Kimkolwiek byli jej biologiczni rodzice, to nie oni ją wychowali. To nie miało dla niej większego znaczenia, w przeciwieństwie do jej prawa. Pamiętała przecież, jak trzy lata wcześniej Itsuki wrócił z misji - zdałoby się, zwykłej misji jak wiele - bardziej poruszony niż zwykle. Chciał z nią porozmawiać o ich pochodzeniu, ale zaczął pleść takie bzdury, że przestała go słuchać.
Coś musiało się na tamtej misji wydarzyć, bowiem Itsuki opuścił ANBU niemal tego samego dnia i, za zgodą Raikage, zajął się nauką. Przydzielono mu drużynę genininów tuż po skończonej Akademii. Traf chciał, że trafiło na Karui.
Karui pochwyciła przyjaciółkę za ramię, wskazując na stojącą przed biurem Raikage grupę shinobi z innego kraju. Zapewnie czekali na audiencję, gdyż niektórzy z nich z trudem powstrzymywali ziewanie.
– Rozpoznajesz ich? – wyszeptała.
– Tak – Naomi skinęła głową. – To oni byli odpowiedzialni za ten atak i...
Ale Karui już jej nie słuchała. Podeszła do najbliższej osoby i zmierzyła ją wzrokiem z góry na dół.
– Te – odezwała się. – Czego wy chcecie od nas?
Shinobi z Kraju Ziemi spojrzał na nią wilkiem.
– Słucham?
– Pytam się, co wy sobie myślicie, latając wszem i wobec i wysadzając, co się da.
– To nie my wysadzaliśmy cokolwiek – parsknął. – I kim ty w ogóle jesteś, mała?
Karui zacisnęła usta. Naomi położyła jej dłoń na ramieniu, chcąc nie dopuścić do bójki. Gdy w sprawę wchodził Raikage, Karui lubiła robić się impulsywna i nie myślała nad tym, co mówi.
– Skoro nie wy nas zaatakowaliście, kto to zrobił? – wtrąciła się Naomi. – Być może będziemy mogły pomóc. Nie chcemy być waszymi wrogami.
Mężczyzna obrzucił ją pogardliwym spojrzeniem, jej niepozorną posturę. Zmarszczył brwi, gdy zobaczył oczy dziewczyny, tak bardzo niecodzienny widok w Kumogakure. Milczał przez chwilę, zastanawiając się, czy warto włączyć ją w sprawę, aż ostatecznie uprzedził go jego towarzysz, opierający się o ścianę budynku:
– Dostaliśmy wiadomość, że na tereny Kraju Błyskawic przedostał się pewien nuke–nin, który pochodzi z Kraju Ziemi.
– Ej! – pierwszy z mężczyzn odwrócił się do towarzysza.
– No co? – tamten wzruszył ramionami. – Może one coś będą w stanie z tym zrobić. Nie ma potrzeby być niemiłym.
– Ten nuke–nin to kto? – spytała Naomi. Jak znała swojego brata, ten będzie chciał wiedzieć jak najwięcej.
– Deidara.
Karui zmarszczyła brwi.
– Nadal go nie złapali?
– Kto to? – Naomi spojrzała na nią z ciekawością.
– Taki jeden. Raz go spotkałam podczas misji. Dziwny człowiek.
– I czego on tu szukał?
– Bo ja wiem – mężczyzna opierający się o ścianę wzruszył ramionami. – Mamy się tego dowiedzieć. Liczymy, że Raikage–sama będzie coś o tym wiedział. W końcu do jest jego kraj. Choć równie dobrze możliwe, że Deidara chciał tylko zawrzeć tutaj jakąś umowę z kimś. Nigdy nie wiadomo, co takim jak on siedzi w głowie.
Drzwi do gabinetu otworzyły się, przerywając im rozmowę. Karui i Naomi wymieniły między sobą spojrzenia.
– Nadal chcesz się czegoś więcej dowiedzieć? – spytała ciemnoskóra.
Naomi zawahała się.
– Teoretycznie powinnam towarzyszyć Jiraiyi – westchnęła.
– To on nadal jest w Kumo? – Karui uniosła brew. Doskonale zdawała sobie sprawy z niechęci, którą Naomi żywi do wysłannika Konohy. Ile już razy ona, Omoi i Itsuki byli zmuszeni do wysłuchiwania narzekań dziewczyny?
– Niestety.
– I zostawiłaś go samego z Itsukim?
– Sam mi kazał iść! – uniosła głos Naomi.
– Wielka mi różnica. Leć, Nao. Ja się zajmę tym całym Deidarą.
– Mówimy o nuke–nin, a nie byle kim. Jak miałabyś sobie z nim niby poradzić?
– Przecież nie będę sama – Karui uśmiechnęła się radośnie. – No i nie wiem jeszcze, czy Raikage–sama zgodzi się mnie do tego przydzielić. Ale porozmawiam z nim o tym. Wtedy będziesz miała co do przekazania braciszkowi.
Naomi spojrzała na przyjaciółkę podejrzliwie. Czyżby Karui chciała wykorzystać sytuację, by pokazać się z jak najlepszej strony Itsukiemu?
– A rób, jak chcesz – westchnęła Naomi. I tak nie będzie w stanie przekonać Karui by zeszła z raz obranej ścieżki.
Dziewczyna odwróciła się, powracając do restauracji, w której wcześniej siedzieli. Tak jak się spodziewała, nie musiała przemierzać całej drogi. Przy ulicznym straganie zauważyła znajome długie, czarne włosy związane w luźny kucyk.
– Ledwo co byliśmy w restauracji, a ty zajadasz się słodyczami, nii–san? – odezwała się karcąco.
Itsuki odwrócił się, próbując ukryć za plecami dango, które zapewnie przed chwilą kupił.
– Widzę to. Miałbyś przynajmniej wyczucie i się podzielił.
Chłopak niechętnie wyciągnął w jej stronę patyczek z nabitymi na nim kolorowymi kuleczkami.
– Chcesz?
– Bez łaski – prychnęła.
Itsuki uśmiechnął się lekko.
– I zrozum ty kobietę. Nie podzielić się – źle, podzielić się – też źle.
– Więc? – zmieniła temat Naomi. – Gdzie masz Jiraiyę?
Uśmiech zniknął z twarzy chłopaka.
– Powiedział, że musi wysłać ważną wiadomość. Powinien wrócić za jakiś czas.
Zmarszczyła brwi, dostrzegając, że w zwykle spokojnych oczach jej przyjaciela teraz czaił się jakiś cień.
– Coś się stało?
– Nie – pokręcił głową. – Ale musimy o czymś porozmawiać.
– Przecież rozmawiamy – zauważyła.
– Nie o tym. Po prostu... chodź. Chcę ci coś ważnego przekazać.
Parsknęła pod nosem, ale podążyła za chłopakiem, gdy ten ruszył się. Rzuciła mu jeszcze podejrzliwe spojrzenie, zaraz jednak stwierdziła, że nie ma sensu zamartwiać się na zapas. I tak się wszystkiego dowie.
–––
Namikaze Minato westchnął ciężko, przekopując się przez rozmaite dokumenty i listy, które dostał. Niestety, z byciem Hokage nieodłącznie łączyła się papierkowa robota. Musiał przeglądać co ważniejsze reporty shinobi, którzy byli na misjach, obserwować aktualną sytuację polityczną w wiosce i poza nią, dbać o bezpieczeństwo okolicy, kontrolować pracę ANBU – oraz w tym wszystkim znaleźć też czas dla siebie i dla rodziny. Zdarzało mu się zostawiać klona, by ten zabrał się za co mniej ważne dokumenty, ale urząd do czegoś zobowiązywał. Istniały rzeczy, które powinien zrobić sam.
Na ustach Minato pojawił się uśmiech, gdy w jego dłonie trafił list zapisany znajomym pismem. Zostawił go sobie specjalnie na później, gdyż wiedział, że wiele się uśmieje, czytając, co tam miał mu do przekazania jego nauczyciel.
Zawsze tak robił – o ile, oczywiście, Jiraiya nie przebywał na misji, która wymagała natychmiastowych reakcji.
Tym razem jednak list nie wzbudził w Minato wybuchu śmiechu. Mężczyzna przeleciał po nim szybko wzrokiem, zmarszczył brwi, przeczytał go raz jeszcze. Oparł głowę na dłoni, zamyślając się. Postukał palcami w list, licząc, że jego treść zmieni się.
Ale tak się nie stało.
A to tylko wszystko jeszcze bardziej komplikowało.
W takich chwilach jak te Namikaze Minato naprawdę nienawidził swojej pracy.
–––
Dni mijały szybko i zanim Namikaze Naruto się zorientował, odliczany miesiąc zaczął zbliżać się do końca.
– A więc to już jutro, co? – odezwał się, patrząc na swojego przyjaciela. Sasuke, zajęty przeglądaniem jakiś "niesamowicie ważnych dokumentów, których z całą pewnością nie możesz nawet dotknąć, by nie zarazić ich głupotą", nawet nie podniósł głowy.
– No – mruknął, zapisując na kartce co ważniejsze informacje. – Jutro.
– Szkoda – westchnął Naruto.
– No – powtórzył Sasuke.
– Gdybyś odczekał kilka dni, spotkałbyś się z Zboczonym Pustelnikiem – blondyn, siedzący na łóżku w pokoju Sasuke, oparł się o ścianę. – Powinien już wracać.
– No...
– W ogóle to niedługo będę miał jakąś ważną misję. Udało mi się przekonać tatę – ciągnął Naruto. – Myślisz, że mój Sasuke będzie chciał się wybrać ze mną?
– No...
Namikaze zacisnął usta ze złością. Przyjaciel w ogóle go nie słuchał.
– Poza tym, widziałem się dziś z Sakurą–chan. Kazała mi cię pozdrowić.
– No...
– A z kolei Neisha...
– Naruto. – Sasuke w końcu podniósł głowę.
– Hm? – spytał z ekscytacją chłopak. Miał już dość tego nudzenia się.
– Przeszkadzasz – powiedział sucho Uchiha, po czym wskazał za drzwi. – Spadaj.
Blondyn zerwał się na równe nogi, a następnie zeskoczył z łóżka.
– Chciałem tylko ci pomóc – jęknął z niezadowoleniem. – Porozmawiać. Sam mówiłeś, że jutro do siebie wracasz. A ja wolę ciebie od tutejszego Sasuke. Przynajmniej nie gadasz tyle, co on. No i nie czepiasz się o wszystko. A poza tym...
Nie dokończył. Rzucił krótkie spojrzenie na lustro, stojące w kącie pokoju. Po długiej batalii z Shisuim, Sasuke zdołał przekonać kuzyna, że lustro powędruje do jego pokoju, a nie do salonu czy łazienki, jak wolałby starszy Uchiha.
– Poza tym?
– Poza tym nic – parsknął Naruto. Nie polubił tego dziwnego lustra. – Trudno. Idę do siebie. Widzimy się jutro. I nawet nie myśl o tym, by przechodzić przez to coś, gdy mnie nie będzie. Chcę to zobaczyć.
Sasuke wywrócił oczami, ale nie zaprotestował. Zdążył się już nauczyć, że ten Naruto jest, choć mogłoby się to zdawać niemożliwym, jeszcze bardziej uparty od Naruto z jego świata.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro