rozpoznanie
Wysłuchiwanie kazania nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy pod słońcem, o czym wkrótce przekonała się dwójka kuzynów. Shisui miał tyle przyzwoitości, by udawać skruszonego. Sasuke zaś nie miał ochoty bawić się w takie gierki i z ukrywał znudzenie, starając się nie ziewać. Nie potrafił się przejąć słowami ojca. Mężczyzna jednak jakby tego nie zauważał i kontynuował swoje przemówienie, siedząc z założonymi rękoma za długim stołem w rezydencji ich klanu. Za zamkniętymi drzwiami dało się wyczuć kilkoro przysłuchujących się im osób, nieszczególnie próbujących zostać niezauważalnymi.
Po kilku minutach Fugaku stracił cierpliwość. Urwał swój monolog i odezwał się:
– Możecie wejść, dzieciaki.
Shisui uśmiechnął się pod nosem, Sasuke jedynie ziewnął. Powoli przestawało go interesować, co się dzieje. Najchętniej wróciłby do swojego świata i zakończył tą farsę. A jeśli to było niemożliwe, to by się choćby wyspał.
Drzwi przesunęły się, a następnie wyjrzały zza nich trzy głowy.
– Że my? – spytał jeden z nieznajomych.
– Że wy. – Potwierdził sucho Fugaku.
Sasuke leniwie przeniósł spojrzenie na drzwi znajdujące się za jego plecami. Do pomieszczenia nieśmiało wkroczyła trójka dzieci. Najstarsze z nich mogło mieć najwyżej dziewięć lat. Był to niewysoki chłopiec, trzymający się z tyłu za młodszymi od niego bliźniczkami. Dziewczynki nie mogły jeszcze zacząć nauki w Akademii, Sasuke nie dałby im więcej niż pięć lat. Wszystkie dzieci były do siebie podobne, i z twarzy, i z ubioru.
– Tato wysłał nas... – zaczęła jedna z dziewczynek, podbiegając kilka kroków w stronę głowy swojego klanu.
– ...abyśmy powiedziały wujkowi... – kontynuowała jej siostra, powtarzając ruchy tamtej.
– ...że skończył swój plan...
– ...ten super–ważny.
Fugaku uniósł brew.
– I wysłał waszą trójkę?
Dziewczynki pokiwały z werwą głowami. Shisui skorzystał z okazji, że głowa klanu była zajęta rozmową i trącił kuzyna łokciem.
– To są nasze niby–kuzynki – wyszeptał.
– Nie można mieć niby–kuzynów – odparł, obserwując dzieci. Bez wątpienia należały one do ich klanu, a jego ojciec zachowywał się, jakby dobrze je znał.
– Można, można – Shisui nie przejął się słowami współlokatora. – Cała trójka to dzieci Obito oraz Rin. A ponieważ Obito dość mocno pomaga twojemu ojcu, dzieciaki są tutaj częstymi gośćmi. A, i tak swoją drogą, Ryouta, ten chłopiec, jest twoim rywalem numer jeden. Jeśli nie chcesz, aby wyzwał cię na pojedynek, lepiej z nim nie rozmawiaj i––
– Chodź – przerwał mu Sasuke.
Kuzyn spojrzał na niego ze zdumieniem.
– Teraz?
Młodszy Uchiha jedynie posłał mu ostre spojrzenie, po czym wstał, ponaglając go, by zrobił to samo.
– Skoro to już wszystko, to my idziemy – oznajmił Sasuke, przykuwając wzrok zgromadzonych. Bliźniaczki zaczęły szeptać coś do siebie, ich starszy brat jedynie zacisnął usta. Fugaku zmarszczył brwi, ale ostatecznie westchnął.
– Widzimy się jutro na komendzie – nie próbował zatrzymać syna. – I tym razem już nie próbujcie uciekać.
– Shisui–nii i Sasuke–nii są złymi chłopcami – skomentowały bliźniaczki.
– Shisui i Sasuke właśnie wychodzą – po raz pierwszy odezwał się ich brat, patrząc chłodno na kuzynów.
Shisui uśmiechnął się przepraszająco i podążył za swoim współlokatorem, który już zmierzał w stronę drzwi. Dopiero, gdy opuścili rezydencję i zagłębili się w dzielnicę ich klanu, odezwał się:
– Wiesz, mogliśmy to załatwić w jakiś inny sposób.
– W jakiś, czyli jaki? – idący przez nim Sasuke nawet na niego nie spojrzał. Znał drogę, którą powinni się kierować. Ciężko byłoby jej nie znać po czasie, który spędził w wiosce.
– Nie wiem, mniej ostentacyjny?
Nie uzyskał odpowiedzi.
Westchnął.
– Więc?
– Co, "więc"?
– Czemu tak nagle mieliśmy wyjść?
Sasuke zatrzymał się, patrząc na niego z namysłem. Usłyszał o tym już pierwszego dnia, gdy tylko przybył do Konohy, ale wtedy nie zwrócił na to uwagi. Jeśli chciał poznać przyczynę różnic między światami, powinien szukać owej decyzji, która wszystko zmieniła. A więc musiał zagłębić się w przeszłość.
– Powiedziałeś, że te dzieci to dzieci Obito – zaczął.
Shisui kiwnął głową.
– Niestety, bliźniaczki odziedziczyły po nim charakter. Współczuję temu, kto będzie musiał ich uczyć.
– Podczas Trzeciej Wojny – zaczął Sasuke, ignorując część słów kuzyna – czy Obito został kiedykolwiek ranny?
Starszy z nich zastanowił się przez chwilę.
– Nigdy nic o tym nie słyszałem – przyznał. – A czemu pytasz?
– Odniósł jakieś rany? – dociekał dalej Sasuke. – Bądź stracił oko?
– Stracił oko? – powtórzył po nim Shisui. – Coś ty. Nie ma takiej mowy. Obito ma się doskonale. Cóż, zawsze się spóźnia, gdzie tylko może, ale to jest Obito. Nie wymagaj od niego cudów.
Tyle wystarczyło, by Sasuke stracił zainteresowanie całą sprawą. Nie znał tego całego Obito. Słyszał jedynie tylko trochę o nim od swojego nauczyciela. Poza tym, w jaki sposób przeżycie jednego człowieka mogłoby aż tak bardzo oddziaływać na obecne czasy?
– Trzecia wojna się odbyła, prawda? – upewnił się jeszcze.
– No tak – Shisui przeciągnął się lekko. – A co, u ciebie to wyglądało inaczej?
– U mnie Obito umarł podczas wojny – uciął Sasuke.
– Auć, to niezbyt przyjemnie – skomentował jego kuzyn. Zerknął z ciekawością na młodszego chłopaka. Drażniło go to; to, że nie miał pojęcia, o czym dokładnie myśli Sasuke. Choć dość łatwo przyszło mu domyślić się, co się stało z jego podopiecznym, w takich chwilach czuł się, jakby w ogóle go nie znał. Próbował wcześniej z pomocą Naruto coś wyciągnąć z ich przyjaciela, ale szło im to dość opornie.
Umilkli, przemierzając w ciszy ulice.
– Kto jest u ciebie Hokage? – spytał po jakiś czasie Shisui.
– Senju Tsunade – padła sucha odpowiedź.
– A co się stało z Minato–sama?
– Nie żyje. Od dość dawna.
Shisui przygryzł lekko wargę. Tak, tego też się mógł spodziewać.
– Jak to się stało?
– Atak Kyuubiego. Tutaj miało coś takiego miejsce? – Sasuke spojrzał na niego przez ramię.
– Powiedzmy – skrzywił się starszy z kuzynów. – Tuż przed narodzeniem Neishy pewna grupa radykalistów z naszego klanu próbowała przejąć kontrolę nad Kyuubim zapieczętowanym w Kushinie–sama. Wyobrażali sobie, że w ten sposób przejmą kontrolę nad wioską, ponieważ twój ojciec powiedział, że on nie będzie się buntować, nie po stracie syna.
Sasuke zmarszczył brwi. O tym, że matka Naruto była jinchuuriki przed chłopakiem, słyszał po raz pierwszy.
– Dlaczego dopiero wtedy, gdy Naisha się urodziła? Czemu nie wcześniej?
– Podczas narodzin pieczęć jest najsłabsza. Dlatego właśnie––
– Nie o to pytam – przerwał kuzynowi Sasuke. – Czemu nie zaatakowano przed narodzinami Naruto?
– A skąd ja mam to wiedzieć? – wzruszył ramionami Shisui. – Wtedy miałem jakieś... nie wiem, dziesięć lat? Poza tym, klan słucha się twojego ojca. Jak już mówiłem, za atakiem stała grupa radykalistów. Już dawno nie ma ich na tym świecie. Fugaku–sama i Minato–sama zadbali o to.
Sasuke zwolnił.
– Dlaczego ktoś z naszego klanu miałby chcieć przejąć wioskę? – spytał, zastanawiając się na głos. Tak, Shisui już o tym wspominał wcześniej, gdy Sasuke dopytywał się o swojego brata. – I o co ci chodziło z tym zamachem?
Jego kuzyn odwrócił wzrok z zakłopotaniem. Naprawdę nie powinien poruszać tych tematów.
– Jak już ci mówiłem, to sprawa sprzed lat – odezwał się ostatecznie, niepewny, czy postępuje słusznie. Ale Sasuke nie był już dzieckiem. Nie trzeba go było chronić przed całym światem. – Klan był dość zirytowany tym, jak traktowała nas wioska. Fugaku–sama rozmawiał o tym z Hokage, ale równocześnie, pod presją klanu, zaczął opracowywać plan zamachu. Minato–sama, oczywiście, dowiedział się o tym i podjął stanowcze kroki, by nie dopuścić do wybuchu buntu. Jednym z nich miał być sojusz Uchiha z klanem Hyuuga.
– I? – ponaglił go Sasuke. Ciężko było uwierzyć w coś takiego, ale właściwie... Właściwie, to miało też swoją logikę.
– Po tym, jak Ita i Hinata–chan zniknęli, Fugaku–sama zrozumiał, że źle postępował. Chciał znaleźć twojego brata. Całkowicie porzucił myśl o zamachu. Ale część osób z klanu nie było zadowolonych – westchnął Shisui. – I dlatego próbowano zaatakować Kushinę–sama.
Młodszy z kuzynów przez chwilę milczał, przetwarzając informacje. Gdy tylko wróci do siebie, będzie musiał dowiedzieć się, czy u niego też było podobnie. Bo gdyby było... To czy mogłoby mieć to coś wspólnego z masakrą klanu?
Ale nie, to była głupia myśl. To nie było możliwe.
– Próbowano? – spytał po jakimś czasie, odrzucając od siebie głupie myśli.
– Próbowano – potwierdził Shisui. – Ale się nie udało. Ba, nawet nie zdołali się do niej zbliżyć. To była banda głupców.
– A więc Kushina jest cały czas jinchuuriki Kyuubiego? – upewnił się Sasuke. Kuzyn mruknął coś potwierdzająco.
– U ciebie to wygląda inaczej? – spróbował dostać jakieś informacje Shisui.
– Tak. – Uciął młodszy Uchiha. Spojrzał ponuro na niemal pustą ulicę. Ojciec przetrzymał ich dość długo i zbliżało się już południe. Oby tylko Naruto dotrzymał swojej obietnicy i faktycznie zrobił coś z tym lustrem. Jeśliby się rozbiło... Sasuke nawet nie chciał myśleć o takiej opcji.
–––
– Proszę tak na mnie nie patrzeć! – kelnerka uniosła głos, po raz kolejny powtarzając swoją prośbę. I po raz kolejny ta prośba nic nie wnosiła.
– Ale ja przecież nic nie robię – Jiraiya uniósł ręce w obronnym geście, po czym zwrócił się do swoich towarzyszy: – No nie?
Itsuki wzruszył ramionami, zaczytany w niewielkiej powieści, którą wziął ze sobą, a Naomi zagryzła wargę.
– Mam rację, prawda? – białowłosy shinobi zdawał się być zdesperowany.
– Oczywiście, że tak, Jiraiya–sama – odpowiedział mu Itsuki beznamiętnie, od niechcenia bawiąc się kosmykiem swoich długich włosów i miętosząc go w dwóch palcach. W przeciwieństwie do siostry, która preferowała zaplecienie włosów w ciasnego warkocza, on lubił zawiązywać je w kucyka.
Kelnerka spiorunowała wzrokiem grupkę shinobi, po czym odwróciła się ostentacyjnie, obiecując sobie w duchu, że już do nich nie podejdzie. Trudno, wyśle się kogoś innego. A nawet, gdyby miała stracić z powodu swojego zachowania klienta - cóż, to był tylko shinobi spoza kraju. Pewnie już nigdy tutaj nie wróci. Gdyby zaś chciała mu się składać reklamacje... Cóż, to była tylko praca dorywcza. Restauracji jest wiele, a ona nigdy nie miala problemów ze znalezieniem pracy.
Naomi nachyliła się do swojego przyjaciela, siedzącego obok niej. Na ich szczęście, restauracja była wystarczająco zatłoczona, by nie przyciągali niepotrzebnej uwagi. W dodatku Itsuki jakimś cudem znalazł stolik na uboczu, dzięki czemu wokół nich w miarę parowała cisza.
– Jak długo jeszcze tu musimy być? – wyszeptała dziewczyna, kątem oka obserwując shinobi z Konohy, który zaczął się głośno zastanawiać, co by zamówić. To właśnie z inicjatywy Jiraiyi teraz siedzieli tutaj. Właściwie, to ich rolą było po prostu towarzyszenie mu, gdy załatwiał swoje sprawy. Czasami były to faktycznie ważne zajęcia, w inne dni zaś mężczyzna po prostu zdawał się doskonale bawić.
I niby to Jiraiya chciał znaleźć jakąś zaginioną dziedziczkę potężnego klanu z Konohy.
Wolne żarty. Ani razu nie poruszył tego tematu, nie poprosił Naomi po pomoc, nawet nie powiedział, jak nazywa się ta dziewczyna.
– Tyle, ile potrzeba – odparł Itsuki, nie odrywając wzroku od książki. – Poza tym, uważaj na słowa. Jesteś nieuprzejma.
Przeklęty rumieniec pojawił się na policzkach dziewczyny. Oddaliła się z irytacją. Nienawidziła, gdy jej brat ją poprawiał.
– Co sądzi pan o tej restauracji, Jiraiya–sama? – zmieniła szybko temat.
– Taka jak zwykle – wzruszył ramionami. – Tęsknię za ramenem z Konohy...
– Mają tam dobry? – udała zaciekawienie, desperacko chcąc jakoś pociągnąć rozmowę.
– Najlepszy! – potwierdził. – Nawet Czwarty Hokage może to potwierdzić!
– Zna pan Czwartego?
– No ba! – parsknął z zadowoleniem. – Był moim uczniem! Tak bardzo mnie uwielbiał, że zostałem ojcem chrzestnym jego syna i...!
Coś, co zapowiadało się na dość długi wywód, przerwał cichy wybuch dochodzący z zewnątrz, który sprawił, że cała trójka shinobi spojrzała po sobie.
Jiraiya już miał zamiar wstać, ale uniesiona dłoń Itsukiego powstrzymała go w pół ruchu.
– Proszę poczekać – odezwał się. – Nao, sytuacja.
Naomi kiwnęła głową.
– Byakugan – wyszeptała, aktywując swoje kekkei genkai, dzięki któremu jej wzrok był w stanie przeniknąć przez budynki i dostrzec źródło hałasu.
Jiraiya zamarł.
– A więc jednak – wymruczał pod nosem.
– To mi wygląda na atak shinobi z Kraju Ziemi – zaraportowała. – Nie jest ich zbyt wielu... Widzę pięciu, nie, sześciu. Walczą z naszymi. Nie dostrzegam za to nikogo, kogo znam. Wsparcie już jest w drodze. W ich kierunku zmierza... Nie zliczę wszystkich, ale trochę ich jest.
– Kraj Ziemi postanowił złamać sojusz? – Itsuki odłożył książkę na blat stołu. Jego wzrok spoczął na sekundę na shinobi z Konohy, a następnie na przyjaciółce. – Rozpoznajesz kogoś z wrogów?
– Nie.
– A wybuch był efektem..?
– Nie mam pojęcia, to mogło być każde... – urwała. – Dobra, teraz już widzę. Jakiś shinobi posługuje się wybuchami. Jest dość daleko, nie powinien przynieść szkód wiosce.
Zawahała się.
– Powinniśmy też tam iść? – spytała. – Bo skoro są tak blisko Kumogakure, to...
– Skoro was atakują, to to oczywiste, że musimy się ruszyć! – odezwał się po raz pierwszy od pewnego czasu Jiraiya.
– Mogę was zaprowadzić – zaproponowała dziewczyna, po czym zmarszczyła brwi. – Czekajcie. Coś się dzieje. Zaczynają między sobą rozmawiać.
Jiraiya i Itsuki wymienili miedzy sobą spojrzenia. Przez chwilę oczekiwali w milczeniu, na to, co powie Naomi.
– Chyba doszli do porozumienia – odezwała się. – Shinobi z Kraju Ziemi wycofują się. Nasi tylko na nich patrzą. Jakaś grupa z Ziemi zostaje, ale już nie atakuje.
Odwróciła się w stronę swoich towarzyszy.
– Co robimy?
Itsuki zamyślił się.
– Idź do Raikage–sama, Nao – zdecydował. – Powiedz mu, co i kogo widziałaś. Oraz spróbuj się dowiedzieć, co się stało. Możliwe, że znowu ktoś spróbuje nas zaatakować.
Dziewczyna dezaktywowała Byakugana, kiwnęła głową, po czym ruszyła w kierunku wyjścia z restauracji. Tłum rozmawiał przyciszonymi głosami, próbując dociec przyczyny nagłego poruszenia. Jiraiya odprowadził Naomi wzrokiem, patrząc na nią z zamyśleniem.
– Wiesz, kim ona jest – cichy, aczkolwiek pewny siebie głos Itsukiego sprawił, że starszy shinobi spojrzał na chłopaka. Domyślał się tego już wcześniej. Wszystko się zgadzało. Wiek, wygląd, teraz także i kekkei genkai.
Oczy Jiraiyi lekko rozszerzyły się ze zrozumieniem, po czym spytał:
– Czy ona jest tego świadoma?
Itsuki pokręcił głową. Rozmowa, którą przeprowadzał... Którą miał zamiar przeprowadzić... Cóż, nastąpiło to trochę szybciej niż zamierzał. Ale trudno. To nie było czymś, z czym nie dałby sobie rady. Zresztą, to była tylko kwestia czasu, póki Jiraiya by się wszystkiego domyślił. Itsuki widział to po wzroku przybysza zza granicy. Skoro było to nie do uniknienia, lepiej było to zrobić po swojemu.
Później będzie się martwił faktem, że poniekąd sprzeciwia się rozkazom Raikage.
– Nie, nie jest. Była zbyt mała, by cokolwiek pamiętać.
Shinobi z Konohy przełknął ślinę.
– Ale słusznie się domyślasz, Jiraiya–sama – ciągnął dalej Itsuki, wpatrując się w mężczyznę uważnie. – "Naomi" nie urodziła się w Kraju Błyskawic. Pochodzi z Konohy. To Hyuuga Hinata, która zniknęła ponad dziesięć lat temu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro