Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

policja

Następnego ranka Sasuke obudziły krzyki kuzyna.

– Wstawaj, leniu! – na powitanie Shisui ściągnął z niego kołdrę, stwierdzając, że wystarczająco długo spał.

– Ssspadaj – wymamrotał Sasuke, obracając się na drugi bok.

Nie miał zamiaru wstawać bez potrzeby. Zasługiwał na sen po tych wszystkich rewelacjach.

Ten świat miał swoje pozytywy – nie było w nim jego brata, a reszta rodziny chłopaka żyła. Miał też i swoje złe strony.

Shisui, budzący go, zdecydowanie należał do tej drugiej kategorii.

Kto mu dał w ogóle prawo, by go budził, tak swoją drogą?

– Zaraz to ja cię wyrzucę, ale na ulicę, i to jeszcze w twojej pidżamie – ostrzegł go Shisui, całkowicie ignorując fakt, że młodszy kuzyn nie spał w pidżamie.

– Powodzenia w próbowaniu – Sasuke nie przejął się groźbą.

– Wiesz, że w tym tempie się spóźnimy? – spróbował z innej strony.

Naprawdę, czy ten Sasuke chodził na jakieś durne misje? Czy on naprawdę został w Konosze i wypełniał to, co inni mu kazali?

– Twój ojciec będzie wściekły – zanucił Shisui.

Sasuke poderwał się gwałtownie.

Niemal o tym zapomniał. Tak się przejął sprawą Naruto i jego rodziny oraz Hinatą i Itachim, że zapomniał o swoich rodzicach.

Którzy nadal żyli.

Którzy tutaj cały czas oddychali.

I z którymi ten Sasuke najwyraźniej nie mieszkał.

– Co z moim ojcem? – spytał Sasuke, starając się, by nie pokazać desperacji w swoim głosie. To już osiem lat... Osiem długich lat, odkąd widział go po raz ostatni.

– Pewnie już na nas czeka w komendzie policji – oznajmił Shisui, kucający obok niego i patrzący na chłopaka z rozbawieniem. – Zapomniałeś, kapitanie? Może i mieliśmy wczoraj misję, ale dzisiaj mamy już robotę.

– Daj mi chwilę, ubiorę się i będę gotowy – warknął Sasuke, wstając i kierując się do łazienki.

– Tylko nie siedź tam zbyt długo, księżniczko! – krzyknął za nim kuzyn.

Sasuke wymamrotał pod nosem przekleństwo. Żartowniś się znalazł.

– Hej – Shisui ponownie chciał coś od niego.

Odwrócił się niechętnie.

– No co tym razem?

– Masz – kuzyn rzucił mu jakieś ubrania. Sasuke rozwinął je, patrząc na nie z niechęcią. To samo miał na sobie Sasuke, którego widział w lustrze. Chłopak domyślał się, że w tym świecie był on kapitanem policyjnego oddziału, ale tak dziwnie było widzieć, a tym bardziej mieć na sobie te ubrania. – Bo jeszcze cię okrzyczą, księżniczko.

Sasuke nie potrafił się powstrzymać i pokazał mu środkowy palec, na co kuzyn tylko wybuchnął śmiechem.

––––

Jego ojciec zmienił się.

Był starszy. Na jego twarzy widniały pojedyncze zmarszczki, których nie było lata temu. Był też niższy, niż go zapamiętał. Byli podobnego wzrostu, ale Sasuke przypuszczał, że jeszcze parę tygodni, może miesięcy, a go przerośnie. Jego czarne włosy przetkane były niciami siwizny, ale oczy nie straciły swojego hartu. Ubrany był w strój policji, stał wyprostowany, pewny siebie.

– Sasuke – odezwał się na powitanie Fugaku. Znajdowali się w komendzie głównej policji, gdzie zaprowadził młodszego kuzyna Shisui. Ojca chłopaka zastali w momencie, gdy ten wydawał rozkazy poszczególnym patrolom. Odprawił ostatnich shinobi i spojrzał na syna z namysłem. – Co mają znaczyć twoje włosy?

Sasuke uniósł dłoń do włosów, szukając odpowiednich słów.

Co można powiedzieć do kogoś, kogo ostatni raz widziało się osiem lat wcześniej jako zimnego trupa?

– Ja... – zaczął, nie mając pojęcia, co mógłby chcieć powiedzieć.

Niespodziewanie ojciec uśmiechnął się.

– Dużo lepiej jest ci z krótkimi – powiedział. – Mówiłem ci już od lat, abyś je ściął.

– Jakoś... Nabrałem ochoty, by coś zmienić – odparł Sasuke.

– Shinobi z długimi włosami nigdy nie żyje zbyt długo – Fugaku opuścił wzrok i zaczął przeglądać materiały, które miał ze sobą. – Poczekaj chwilę, zaraz coś dla ciebie znajdę. Twoi ludzie są na razie poza wioską. Przydzielę ci innych. Shisui, ty bierzesz wschodnią dzielnicę.

– Wreszcie nie papiery! – wykrzyknął z energią starszy kuzyn. Uśmiechnął się radośnie, wyraźnie zadowolony.

– Uważaj, bo jeszcze ci jakieś dołożę, skoro tak bardzo chcesz – wymamrotał pod nosem szef policji.

– Już jestem na patrolu – oznajmił Shisui, postanowiwszy jak najszybciej się ulotnić.

Sasuke zmarszczył lekko brwi, obserwując ten krótki dialog. Cały czas nie był pewny, jaka dokładnie jest rola Shisuiego w tym wszystkim. Kandydował na głowę klanu, ale nie miał zamiaru zajmować tej pozycji. Owszem, niby przy śmierci Itachiego wybór Shisuiego wydawał się być logiczny, ale po co ta cała zabawa? 

– Wolisz drużynę piątą czy ósmą? – głos ojca przywrócił chłopaka do rzeczywistości.

Nie miało to dla niego zbyt dużego znaczenia, i tak nie znał tych ludzi.

– Niech będzie ósma – Sasuke wzruszył ramionami.

Ojciec uniósł wzrok na syna.

– Ciekawy wybór – skomentował, a następnie podał mu kilka kartek. – Masz. To jest przegląd miesięcznych wydatków klanu. Coś mi w tym nie pasuje, ale nie wiem, co. Zajmiesz się tym w wolnym czasie?

Sasuke przyjrzał się rządkom cyfr i maleńkich liter.

– Dobra – mruknął. Jak on się miał za to zabrać? To zajmie wieki!

– Jeśli chcesz zostać głową klanu, musisz znać się na finansach – pouczył go ojciec, widząc jego nietęgą minę. – Jakby to ode mnie zależało, takie sprawy miałbyś już w małym paluszku. Nadal jesteś niewydedukowany.

To nie zabrzmiało zbyt miło.

Nawet, jeśli Itachiego tutaj nie ma, to Sasuke i tak nie był dla niego wystarczająco ważny?

– Ale nie przejmuj się – jego kolejne słowa zabrzmiały już nieco bardziej łagodnie. – To nie twoja wina, tylko Mikoto.

– Dlaczego? – pytanie wyrwało się z ust nastolatka, nim zdążył pomyśleć. Przecież ten Sasuke musiał coś takiego wiedzieć!

– Ponieważ ta kobieta uparła się, że będziesz mógł zająć się klanem dopiero po tym, jak zostaniesz chuuninem – jego ojciec zdawał się tego nie zauważać. – Chuuninem! Do tego czasu tak wiele byś zdołał osiągnąć! Może nawet byłbyś w stanie dostać się do ANBU! Ale nie, ona się nie zgodziła. Ponieważ "byłeś za młody".

Prychnął pod nosem.

– Rozumiem – wymamrotał Sasuke.

– Lepiej już idź – ponaglił go Fugaku. – Oraz nie zapomnij zjawić się a jutrzejszym zebraniu klanu. Przez swoją nieobecność dużo straciłeś. Oczekuję, że przedstawisz nam wiarygodny raport oraz decyzję, którą podjęliście z Shisuim.

– Chodzi ci o pozycję głowy klanu? – domyślił się Sasuke.

Fugaku kiwnął głową.

– Chciałbym, abyś ją objął najpóźniej w przyszłym roku. Już i tak czekałeś zbyt długo z odpowiedzią. Nie wiem, czy zdołam ci przekazać całą swoją wiedzę przed upływem czasu. Klan potrzebuje silnego dowódcy.

Chłopak mógł się tylko domyślać, że ten Sasuke nie garnął się do udzielenia odpowiedzi. Ale cóż, przeszedł przez lustro, teraz pewnie dziwi się, że jest ściganym shinobim.

Sasuke uśmiechnął się pod nosem.

Skoro więc to on jest teraz tym Sasuke, równie dobrze może zrobić mu niespodziankę i jako on zostać głową klanu.

–––

Mężczyzna zatrzymał się, pozwalając sobie na chwilę odpoczynku, aby przyjrzeć się rozpościerającej się przed nim panoramie miasta. Choć sam w swoim życiu niejedną miejscowość już widział i z niejednego pieca jadł, to miasto cały czas nie przestawało go intrygować. Być może nie zachwycać – był wszak doskonale świadomy tego, jak wielka ciemność kryje się w sercu tej pozornie spokojnej miejscowości – ale intrygować.

Wokół niego panowała dziwna cisza. Nie był do niej przyzwyczajony – wszak jako shinobi pochodzący z Kraju Ognia często przebywał wśród zatłoczonych i pełnych życia ulic Konohy. Teraz zaś, patrząc z pewnej odległości na stolicę Kraju Błyskawic, Kumogakure, nie był w stanie powstrzymać się przed refleksją, jak bardzo było to puste miasto.

Być może się mylił. Być może było to tylko wrażenie, gdyż obserwował jedynie z daleka zamgloną wioskę, nie wchodząc do niej – jeszcze. Był już wcześniej w Kumogakure, ale nie wspominał tych pobytów zbyt przyjemnie. Mimo wszystko, akurat ta wioska nie należała do najchętniej odwiedzanych przez niego.

– Jiraiya–sama – spokojny, opanowany głos przerwał ciszę.

Mężczyzna odwrócił się, zerkając niemalże obojętnie na stojących za nim shinobi z Kumogakure. Dwójka ta towarzyszyła mu odkąd tylko przekroczył granicę Kraju Błyskawic. Pozornie mieli zapewnić mu bezpieczeństwo podczas podróży, ale on doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jaki był ich prawdziwy cel: mieli się upewnić, że nie zobaczy zbyt dużo bądź nie wsadzi nosa w nie swoje sprawy.

– Raikage–sama nas oczekuje – odezwał się starszy z shinobi. Zawsze trzymał się w odpowiedniej odległości, zupełnie jakby spodziewał się, że sojusz pomiędzy ich krajami może zostać w każdej chwili złamany. Jego towarzyszka, nieco młodsza dziewczyna, tylko kiwnęła głową w milczeniu. Oboje nie mieli w zwyczaju mówić zbyt wiele, a jak już przychodziło do czego, woleli rozmawiać ze sobą niż z wysłannikiem z Konohy. Podczas ich wspólnej podróży Jiraiya nauczył się nie ponaglać ich, szczególnie rankiem, gdy dziewczyna próbowała się ogarnąć po śnie. Wkraczała w taki wiek, gdy kobieta zaczynała dbać o siebie, a jej towarzysz miał nieskończone pokłady cierpliwości i nie przeszkadzało mu, gdy się guzdrała.

Co innego Jiraiya. On nigdy nie rozumiał, po co dziewczynie takiego typu zabiegi.

Shinobi z Konohy westchnął, lustrując dziewczynę. Przedstawiła mu się jako Youma Naomi. Chuunin. Długie włosy związane w luźny warkocz opadały jej przez ramię. Była w wieku jego najmłodszego ucznia, Naruto, a jednakże wciąż brakowało jej kilku centymetrów w niektórych miejscach. Gdyby choćby ubierała się bardziej wyzywająco...

– Dobrze, dobrze, idziemy – Jiraiya odwrócił wzrok od dziewczyny, która rzuciła mu wściekłe spojrzenie. Jej ręka już zaczęła kierować się w stronę sztyletu, który wisiał przy jej pasie.

– Naomi – jej towarzysz skutecznie powstrzymał ją przed tym pochopnym ruchem. Jiraiya docenił ten gest, gdyż wolał nie wdawać się w bójki z osobami płci pięknej.

Jiraiya na swój sposób polubił chłopaka. Nie był zbyt porywczy, wszystko pojmował w lot oraz znał się na tym, co robił. Młodzieniec nazywał się Youma Itsuki. Jounin. Tak samo jak dziewczyna miał długie włosy, które jednak preferował związywać w luźnego kucyka. Nazwisko wskazywałoby na to, że jest bratem dziewczyny, ale byli do ciebie niezbyt podobni. Przynajmniej z twarzy, ich zachowanie względem siebie wskazywało bowiem wyraźnie, że spędzili ze sobą lata.

A zresztą, Jiraiya nie znał ich wystarczająco, by móc ich oceniać.

Dziewczyna opuściła dłoń luźno, a następnie odwróciła się do chłopaka, korzystając z faktu, że Jiraiya zaczął kierować się w stronę wioski.

– Wiem. – Szepnęła, chwytając dłoń chłopaka. Ścisnęła ją odrobinę mocniej, niżby zwykle wystarczało. Nie mieli na razie zamiaru doganiać legendarnego sannina, zamiast tego woleli obserwować go z pewnego dystansu. – Nie ufam mu.

Jej oczy napotkały czarne oczy chłopaka, który uśmiechnął się delikatnie. Skinął głową.

– Ja też – przyznał. – Ale Raikage–sama przydzielił nas do pilnowania go. Idziemy.

Puścił dłoń Naomi, po czym ruszył do stolicy Kraju Błyskawic. Dziewczyna popatrzyła z żalem na swoją pustą już teraz dłoń.

Nie patrząc na siostrę, Itsuki spochmurniał. Chcąc nie chcąc, polubił tego specyficznego białowłosego wysłannika Kraju Ognia. W przeciwieństwie do większości osób z Kumogakure, on posiadał poczucie humoru oraz lubił sobie pożartować. W jego towarzystwie chłopak miał wrażenie, jakby mógł odetchnąć. Ale z drugiej strony, nie mógł nie brać pod uwagę, że był też zagrożeniem – a także tego, jak obecność legendarnego sannina wpływa na Naomi.

Dziewczyna zaś lekko zmarszczyła brwi, podążając za przyjacielem. Coś w tej sprawie jej śmierdziało, i to dość mocno. Dlaczego Raikage nalegał, aby to właśnie ona i jej przyjaciel przypilnowali mężczyzny? I dlaczego musieli w ogóle go pilnować?

Oj, coś tu było na rzeczy, tego była pewna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro