Obietnica długiej, ale to długiej rozmowy
świat za Lustrem
W pokoju zapadła cisza, nie przerywana nawet szeptem.
– Iiiii – odezwał się po chwili Sasuke – to jest koniec tej jakże porywającej historii.
Namikaze Naruto podrapał się po głowie.
– Mniej więcej zrozumiałem, co się stało. Ale wiesz, że nadal brakuje tutaj wielu fragmentów?
– Miejże litość, nie będę tego ciągnął w nieskończoność! To już by się nudne zrobiło!
– Pomijałeś każdy ciekawszy fragment!
– A co, mam ci opisywać każdą sekundę? Albo każdą bitwę? Idź się udław powietrzem, skoro tak bardzo tego chcesz, Namikaze!
– Panienki – zaśmiał się Shisui. – Wystarczy już tego. Pokłócicie się w innym czasie. Dobrze? Proszę was.
Sasuke parsknął pod nosem, po czym odwrócił się do kuzyna, przypominając sobie jedną rzecz.
– Shisui – odezwał się. – Właśnie. Itachi. Gdzie on jest? I Hyuuga. Hinata. Jej też tu nie ma. Co się z nimi stało? Chcę ich spotkać. I odnajdę ich.
Iskierki radości w oczach starszego Uchihy zgasły.
– Siadaj, Sasuke – powiedział, zauważając, że kuzyn już szykował się do zaatakowania syna Czwartego Hokage. – Jest pewna historia, którą ty z kolei powinieneś usłyszeć.
––––
Tymczasem kilka dni drogi od Konohy Jiraiya, Omoi, Karui, Hyuuga Hinata "Youma Naomi" oraz Uchiha Itachi "Youma Itsuki" spojrzeli po sobie.
– Nie ma mowy – odezwała się Hinata, krzyżując ręce na piersi.
– Nao ma rację – poparła ją Karui. – To są jakieś żarty.
Jiraiya, legendarny sannin zmarszczył brwi.
– Jakie macie teraz problemy? – spytał, lekko podnosząc głos. – Sami się na to zgodziliście.
– To było dopóki powiedział pan, że mamy im powiedzieć wszystko – Hinata spojrzała na niego z niezadowoleniem. – Zgodziłam się tylko zobaczyć moją tak zwaną "rodzinę". Nie będę nawiązywać żadnego kontaktu.
– Nie wiemy, jak oni zareagują – zauważyła Karui. Gdy tylko Itachi zmusił Hinatę do wysłuchania całej historii o tym, jak znaleźli się w Kraju Błyskawicy, pierwszym, co zrobiła dziewczyna, było udanie się do Karui i Omoiego. Powtórzyła im wszystko, co zostało jej powiedziane. Początkowo dwójka shinobi z Kumo nie chciała w to uwierzyć. Przyjaźnili się z "Naomi" tyle lat, mało tego, "Itsuki" był ich nauczycielem. Wszyscy wierzyli, że są rodowitymi mieszkańcami Kraju Błyskawic.
A tymczasem opowiedzenie takiej historii o porwaniu... Jeśli to była prawda, stawiała ona Kraj Błyskawic i Kraj Ognia w niezbyt pięknym świetle.
– Nie mam zamiaru z nikim rozmawiać, dopóki się nie upewnię, że to prawda – dodała Hinata. Nie miała żadnych wspomnień z Konohy. Ale z drugiej strony, ufała swojemu bratu. On nigdy jej nie okłamał. Skoro więc coś takiego mówił, to musiała być prawda, czyż nie?
Ciepła dłoń opadła na ramię Jiraiyi.
– Póki co zostawmy to tak, jak jest – odezwał się Itachi. I tak cudem było, że Hinata dała się przekonać. Że postanowiła opuścić Kumogakure. Wiele ryzykowali, nie mówiąc Raikage o prawdziwym celu ich podróży. Teoretycznie całą czwórką wyruszali w misję w zupełnie innym miejscu. Teoretycznie Hinata cały czas nie znała prawdy.
Jiraiya westchnął ciężko.
– Zgoda. Ale choćby ich zobaczcie. Nic nie powiem waszym rodzinom, że żyjecie. Co się z wami działo. Na razie wie o tym tylko Minato, ale poprosiłem go, by milczał. On rozumie całą sytuację.
Hinata spojrzała na niego z niechęcią.
– Jeden dzień – zaznaczyła. – Jeden dzień. A potem wracam.
––––
Kilka dni później Uchiha Sasuke podczas patrolu niemal dostał zawału, gdy dostrzegł w tłumie pewną grupkę osób.
Następca klanu Uchiha wywarczał krótki rozkaz do swoich ludzi, by kontynuowali swoją robotę i ruszył prędko przed siebie, nie obawiając się roztrącać przechodniów.
W końcu zatrzymał się przed grupką, którą obrał za swój cel. Lekko zdyszany, uniósł dłoń, zabraniając im się ruszyć dalej.
Nie znał ich wszystkich.
Ale znał dwie osoby.
Znał tę dziewczynę o czarnych włosach, która właśnie patrzyła na niego z niechęcią.
Oraz znał tego chłopaka, na którego czole widniał ochraniacz z Kumo, w którego to oczach zaskoczenie zamieniło się w zrozumienie, gdy rozpoznał stojącego przed nim Uchihę.
– Kto to, nii–san? – dziewczyna zmarszczyła brwi.
– Sasuke – wyszeptał.
Sasuke uśmiechnął się nieprzyjemnie.
Chciałem cię szukać, a sam do mnie przyszedłeś.
Oj, przed nami jest długa, ale to długa rozmowa, nii–san.
––––
świat Naruto, kilka minut po przejściu Sasuke przez Lustro
Uchiha Sasuke gwałtownie nabrał powietrza, wyrwany ze wspomnień brata.
Zobaczył wszystko. Minione dwa miesiące, spędzone na próbach komunikacji z tamtym Sasuke. Czas, gdy Itachi przyzwyczajał się do życia w Konosze. Gdy Konoha przyzwyczajała się do jego obecności.
Ale nie tylko to.
Sasuke zobaczył też tamtą tragiczną noc. Tym razem bez zniekształceń, bez fałszu. Zobaczył całą prawdę. Śmierć ich rodziców, pełną łez i smutku. Nie krzyczeli i nie błagali o życie, tak jak w tych okrutnych wizjach, które Itachi wcześniej pokazywał bratu.
Nie, ich rodzice odeszli z honorem, zbyt mocno kochając swoich synów, by podnieść przeciw nim dłoń. Sami wybrali sobie swój los, pogodzili się z nim. A ich ostatnia prośba... Ich ostatnią prośba tyczyła się Sasuke.
Po twarzy Sasuke potoczyła się jedna jedyna łza.
Był kochany. I przez rodziców, i przez brata, który poświęcił dla niego wszystko.
Który był gotów zginąć, byle tylko Sasuke mógł dokonać swojej zemsty.
Gdy Sasuke otworzył oczy, zobaczył poważne spojrzenie brata. I zrozumiał, że gdyby w tej chwili postanowił go zabić... To Itachi nie miałby nic przeciwko. To Itachi nawet nie próbowałby się bronić. To Itachi zrozumiałby nienawiść brata i przyjąłby każdy cios, przekonany, że na to zasłużył.
– Jak––
– Nie mamy czasu – przerwała mu Sakura, zdecydowanym ruchem wsuwając się pomiędzy braci. – Itachi–san, jak dużo Sasuke wie?
– Pokazałem mu wszystko – głos Itachiego był cichy. – Całą prawdę.
– Doskonale – dziewczyna spojrzała na młodszego Uchihę z zamyśleniem. – Sasuke–kun, wiem, że to dużo do przyjęcia na raz, ale naprawdę musimy się ruszyć. Teraz. Ludzie Danzou już są na naszym tropie. Poza tym, jesteśmy w samym środku wojny.
– Pozabijacie się innym czasem – podsumował Neji. – Na razie musimy spotkać się z naszymi. Rozumiesz?
Sasuke powoli skinął głową. Cały czas, gdy tylko zamykał powieki, miał pod oczami tamte obrazy. Wspomnienia, które nie należały do niego. Dwa miesiące, które całkowicie zmieniły ten świat.
Chłopak wstał, ledwo rejestrując, że gdzieś w międzyczasie zdołał opaść na kolana.
Być może nie uwierzyłby w historię brata. Być może próbowałby jej zaprzeczać.
Ale przecież w tamtym świecie, za Lustrem... Tam klan Uchiha także próbował się zbuntować. Tam także nie było doskonale.
Sasuke odsunął Sakurę na bok, nie kłopocząc się byciem miłym czy łagodnym.
Spojrzał na swojego starszego brata, który odwzajemnił spojrzenie.
– Powinienem był wiedzieć, że człowiek nie potrafi zmienić się z dnia na dzień – odezwał się Sasuke po chwili, która zdawała się trwać wieki. – Pogadamy jeszcze o tym, Itachi.
To nie było wybaczenie.
To nie była wdzięczność.
I to nie były też przeprosiny za lata ślepej nienawiści.
I to nie był też żal, że Sasuke nic nie zauważył. Że nie walczył. Że nie potrafił zaufać swojemu bratu, gdy ten powiedział, że zawsze będzie stał po jego stronie.
Itachi otworzył usta, ale nic nie powiedział. Neji westchnął ciężko i myślach i zaserwował starszemu z braci solidnego kuksańca w żebra.
– Wyduś to z siebie, Itachi–san.
Sakura uśmiechnęła się lekko, a Sasuke tylko na nich patrzył, czekając na dalsze słowa brata.
– Przepraszam – w oczach Itachiego pojawiła się szczera skrucha.
Sasuke nie miał pojęcia, za co dokładnie przepraszał jego brat. Za zamordowanie ich rodziny? Za zostawienie brata samego? Za pozwolenie mu dorastać w przekonaniu, że Itachi jest potworem i nigdy nie dbał o młodszego chłopaka? Za próby zmanipulowania Sasuke, by ten stał się bratobójcą?
Być może za to wszystko.
Ale to nie miało znaczenia. To była przeszłość. Coś, co dzieliło ich oboje. Coś, co zawsze będzie ich dzieliło. Coś, co nigdy nie pozwoli im stać się prawdziwą rodziną.
– Porozmawiamy o tym później – Sasuke odwrócił wzrok.
To było za dużo.
I on, i Itachi mieli dużo na sumieniu.
Wybaczenie... Nie było proste. Być może Sasuke nigdy nie będzie w stanie spojrzeć na brata bez nienawiści. Być może Sasuke pewnego dnia obudzi się, przypominając sobie o tym, że cel jego zemsty nadal żyje. I być może pewnego dnia raz jeszcze staną przeciwko siebie. I być może skończy się to tak, że jeden z nich zabije drugiego.
– Porozmawiamy o tym później – powtórzył Sasuke.
Tak, nie byli w stanie przed tym uciec.
Ale póki co mieli wojnę do wygrania.
KONIEC
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro