Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

nieznajomy

po Drugiej Stronie

Nie trzeba być geniuszem, by wiedzieć, że gdy, zdawałoby się, zwykłe lustro wciąga cię do środka, to to zdecydowanie nie jest normalne.

Na swoją obronę Sasuke mógł powiedzieć jedynie tyle – był zdezorientowany. To właśnie dlatego gdy odwrócił się w stronę lustra, widząc tego samego Sasuke, który wcześniej na niego patrzył, stwierdził, że chyba miał jakieś zwidy i postanowił nie przejmować się całą tą sprawą - wszak opuszczony pokój wciąż wyglądał tak samo.

– Karin? – odezwał się, chcąc upewnić się, że dziewczyna tutaj cały czas jest.

Cisza.

To nie był dobry znak.

Mrucząc pod nosem przekleństwo, postanowił ją odnaleźć – ją bądź kogokolwiek z ich drużyny Hebi. Ludzie nie znikają tak po prostu, w ciągu kilku sekund. Dla bezpieczeństwa upewnił się, że jego miecz jest cały czas blisko.

Pokój był pusty. Jeszcze chwilę temu znajdowała się tam trójka jego kompanów, a teraz nie było ani jednego z nich. Zerknął podejrzliwie na lustro, ale ono stało tak samo niewinnie jak wcześniej. W końcu to było tylko lustro, czyż nie?

– Kai! – wymamrotał pod nosem, chcąc się upewnić, że nie został złapany w żadną iluzję.

Nic.

– Karin, jesteś tu? Suigetsu? Juugo? – powtórzył wołanie, ale i tym razem nikt mu nie odpowiedział.

Już mocno zirytowany, opuścił pokój, kierując się na korytarz. Tam zatrzymał się jak wryty.

Tego z całą pewnością wcześniej nie było.

Korytarz był oświetlony pochodniami, i choć cały czas był tak samo zakurzony, w tak krótkim czasie niemal niemożliwym było go oświetlić.

– Masz coś? – rozległ się z innej części budynku głos, którego Sasuke nie rozpoznał.

Przeklinając swoją krótkowzroczność, skupił się, by wyczuć, ile osób było w środku. Powinny być cztery – on, Karin, Juugo i Suigetsu. A zamiast tego wyczuł czakrę należącą do pięciu.

– Jesteś tam, Sasuke? – ten sam głos powtórzył swe wołanie.

Z całą pewnością nie miał zamiaru odpowiadać. Co jak co, ale jeśli ktoś go szukał, to to nie była dobra osoba.

– Hej, pytałem cię o coś – niespodziewanie głos nie rozlegał się już gdzieś w korytarzu, ale za nim.

Sasuke odwrócił się gwałtownie, wyciągając miecz. Nawet nie wyczuł, gdy nieznajomy przeniósł się jakąś techniką tuż za niego.

– Czego chcesz? – warknął, zastanawiając się przelotnie, skąd tamten go znał. Niby był poszukiwany przez masę shinobi, ale zazwyczaj nie odzywali się oni w tym stylu, którym się zwracał do niego nieznajomy.

Mężczyzna stojący przede nim jedynie uniósł ręce, jakby chcąc pokazać, że nie jest wrogiem. Ubrany był tak samo, jak Sasuke z lustra, w strój policji Konohy, a na czole miał opaskę ze znakiem Liścia. Czarne włosy były potargane, a coś w nich i w samym mężczyźnie było tak bardzo znajomego.

– Już, już, nie złość się tak bardzo, kapitanie – odezwał się. – Chciałem tylko spytać, czy... O mój Boże, ściąłeś włosy! Twój ojciec mnie zabije! Jak mogłeś ściąć włosy i mnie o tym nie poinformować?!

– Co? – zdezorientowany Sasuke opuścił lekko broń.

O czym on bredził? I czy on właśnie wspomniał coś o jego ojcu? Nieznajomy wyraźnie skądś go znał – ale w takim razie powinien wiedzieć, co się stało z klanem Uchiha.

– Sasuke, jak chciałeś ściąć włosy, mogłeś mi to choćby powiedzieć – westchnął z żalem. – Bym ci pomógł. Lubię bawić się we fryzjera. Zaraz... Jakim cudem zdążyłeś to zrobić w przeciągu tych paru minut, gdy się nie było i... Czekaj, czekaj, co ty masz na sobie? Gdzie twój strój? Oraz ochraniacz Liścia?

Złe, bardzo złe przeczucie ogarnęło Uchihę.

Znał tylko jedną osobę, która miała w zwyczaju gadać takim stylem.

I ta osoba z całą pewnością była już martwa.

– Ty jesteś... – zaczął, ale nie dane było mi skończyć.

– Uchiha! Shisui–nii! – zdecydowanie znajomy głos przerwał ich konwersację. – Skończyliście już? To jest ciężkie, dattebayo!

Co tu, do licha, robił Naruto? I jakim cudem Shisui – kuzyn Sasuke, już dawno martwy – mógł być żywy?

Sasuke pamiętał swojego kuzyna jak przez mgłę, ale tego był pewny. Shisui był martwy. Został zabity, gdy Sasuke miał osiem lat, na kilka dni tuż przed masakrą klanu Uchiha.

– Co za dzieciak – zaśmiał się mężczyzna stojący przed nim, a następnie krzyknął: – Już idziemy! Poczekaj chwilę! – ciszej zaś dodał: – Swoją drogą, co on chce przenosić?

Uchiha nabrał oddechu i raz po raz zaczął powtarzać "kai", by uwolnić się z iluzji.

Na próżno.

– Sasuke? – Shisui spojrzał na niego z ciekawością. – Coś się stało?

Chłopak przeklął pod nosem, przypominając sobie słowa, które były napisane nad tamtym lustrem. Czy to możliwe, że...?

– Zaraz wracam – mruknął, wracając się do pokoju.

– Sasuke? Gdzie ty idziesz? – gdzieś z daleka wołał za nim kuzyn.

– Cicho siedź, nie gadam z martwymi! – odwarknął Sasuke, dopadając tego przeklętego, pozornie zwykłego lustra, uruchomił Sharingana. Raz jeszcze przeczytał słowa, które tam widniały.

– "Za mną znajduje się świat różniący się jedną decyzją" – rozległ się za nim głos kuzyna. Albo kogoś, kto wyglądał jak jego kuzyn. – Naprawdę ktoś wierzy w takie brednie?

Sasuke odwrócił się w jego stronę. Tak samo jak i on, Shisui uruchomił swojego Sharingana. Jego oczy błyszczały czerwienią w przyciemnionym pomieszczeniu.

– Patrz, końcówka jest ciekawsza – dodał, a jego Sharingan zmienił swój kształt.

Młodszy Uchiha zamarł. Widział coś takiego tylko kilka razy, i to nie były dobre wspomnienia.

Mangekyou Sharingan. Wyższy poziom Sharingana, który można uzyskać, zabijając swojego najlepszego przyjaciela.

– Co tam pisze? – odezwał się po chwili, nie do końca ufając swojemu głosowi.

– Jest napisane – poprawił go od razu kuzyn, jakby instynktownie. Skrzywił się. – Sorka, przyzwyczajenie. Tak czy siak, dalej jest: "gdy Księżyc zatoczy łuk, Przejście się otworzy". Myślę, że to znaczy, że raz na miesiąc można z tego skorzystać... Ale kto używa takich dziwnych jutsu?

Miesiąc.

Świetnie.

Tego mu brakowało – utknąć w jakimś dziwnym świecie, gdy był już tak blisko pokonania Itachiego.

– Popatrz – odezwał się Sasuke, nachylając się do lustra. Zastanawiał się, dlaczego nie wpadł jeszcze w panikę i dlaczego na spokojnie mógł analizować całą sytuację.

Bo jeśli to nie była iluzja – i naprawdę w wyniku jakiegoś chorego zbiegu okoliczności utknął w przeklętym równoległym świecie, to to nie było zabawne. Ani trochę. Przecież miał w tej chwili o wiele ważniejsze rzeczy do roboty niż bawienie się w takie bzdury.

Zresztą, Sasuke nie prosił się o taką beznadziejną zabawę ze zmienianiem światów.

– Hm? Ale tam nic nie ma – Shisui zajrzał mu przez ramię.

– No właśnie.

Mężczyzna wzruszył ramionami.

– Dziwne – stwierdził. – Powinniśmy się odbijać, a tu nic. Pustka. Tylko sama sala.

Sasuke raz jeszcze zaklął. Genialnie. Cudownie. Ten drugi Sasuke, który znalazł się pewnie w jego świecie, jak gdyby nigdy nic sobie wyszedł. I nawet nie miał ochoty wracać.

– Dobra, chodźmy, kapitanie – Shisui się wyraźnie znudził wpatrywaniem w lustro i zamachał na swojego towarzysza ręką. – Musimy pomóc Naruto. Ciekawe, cóż znowu chłopak wymyślił?

Młodszy Uchiha uniósł dłoń i dotknął na próbę tafli lustra, ale nic się nie stało. Cały czas znajdował się w tym dziwnym świecie.

Oh, jeszcze lepiej. Niech tylko jeszcze ktoś mu powie, że aby się stąd wydostać, to tamten Sasuke też się musi tutaj zjawić, to chyba coś komuś zrobi. I ten ktoś raczej nie będzie z tego faktu zadowolony.

Dobra. Teraz najważniejsze. Chłopak zamrugał szybko oczami, zmuszając się do myślenia.

Sasuke, myśl. Shisui się tutaj znajduje. Wspominał coś o moim ojcu. A to znaczy, że w tym świecie nie doszło do masakry. Nadal przebywam w wiosce. Pewnie wysłano nas z jakąś misją. Czyli mogę spędzić ten nieszczęsny miesiąc w Konosze.

Cholera. W wiosce będzie Itachi.

Jeszcze lepiej.

Najchętniej by go zabił od razu, ale raczej nie mógł, co? Zrujnowałby życie temu Sasuke. Oraz znowu będzie ścigany. Tak... Póki co, gdy jeszcze nie zna realiów tego chorego świata, lepiej będzie się nie wychylać. Siedzieć spokojnie. Zbierać informacje. Dowiedzieć się, jakie są różnice, dzielące oba światy. Nie mogły być zbyt duże – wszak to miał być "świat różniący się jednym wyborem"... czyż nie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro