nieproszeni
– Ej, czy to źle, że wcale nie jest mi smutno?
Po tym pytaniu zapadła chwilowa cisza.
– Serio. To znaczy, wiem, że to poważne sprawy i tak dalej... Tylko że, jakby to powiedzieć, tak naprawdę nigdy nie spotkałem tego całego Itachiego, dattebayo.
Naruto spojrzał to na Sasuke, to na Shisuiego oraz zorientował się, że oboje wyglądają, jakby chcieli coś powiedzieć. Westchnął, po czym odezwał się raz jeszcze:
– Wiesz co, może lepiej nie odpowiadajcie nic. Idź dalej.
– Taki miałem zamiar – powiedział Sasuke, wywracając oczami.
Brew siedzącego chłopaka zadrgała niebezpiecznie, gdy spojrzał na otaczających go ludzi.
– Można by wiedzieć, dlaczego wszyscy zgromadzili się akurat u mnie? – spytał Sasuke.
Naruto, rozłożony u niego na kanapie, tylko wyszczerzył zęby w uśmiechu, a następnie zaczął bawić się kosmykami włosów Hinaty, która siedziała tuż obok, wtulona w blondyna.
– Nie u ciebie – sprostował Naruto. – U was. Itachi–san też tu mieszka, dattebayo.
– To nic nie zmienia – Sasuke spojrzał na niego ze złością. – Wiesz, chciałem może zabrać się za pisanie ważnego listu.
– Ee tam, po co ci jakieś listy? – z kuchni dobiegł ich głos Sakury. – Poproś Kakashiego–sensei, on na pewno coś wymyśli i... Itachi–san, daj, ja się tym zajmę.
Sasuke spróbował złapać spojrzenie Kiby, Saia lub Shikamaru, którzy zajmowali się podziwianiem dość pokaźnej biblioteczki, która znajdowała się w domu Uchihy. Lee pochrapywał gdzieś w kącie, a Neji próbował ignorować cały świat i nie sykać za każdym razem, gdy widział razem Hinatę i Naruto. Czarnowłosy przybysz zza Lustra jęknął, widząc, że jego zdanie w tym otoczeniu liczy się najmniej. Naruto i Hinata zajmowali się sobą wzajemnie, a Ino i Sakura zaszyły się w kuchni z Itachim, który pilnował ich, by czegoś mu nie poprzestawiały. Dla długowłosego Uchihy już wystarczającą tragedią był nienasycony głód Choujiego, który co jakiś czas zaglądał do kuchni z pytaniem, czy już coś ugotowali.
Najgorsze w tym wszystkim dla Sasuke było to, że nie zapraszał ani jednej z tych osób.
– A do kogo piszesz list? – zainteresował się Sai, zerkając na Sasuke przez ramię. Uchiha wiedział, że chłopak nie pała do niego zbytnią sympatią, a powodów mógł się tylko domyślać.
– Do siebie. – Powiedział Sasuke, ze wszelkich sił starając się nie zniszczyć trzymanego z dłoni pióra. – Ale nie wiem nawet, jak zacząć.
– Zwykłe "cześć" by nie wystarczyło? – zastanowił się na głos Kiba.
Sasuke zacisnął usta.
– Nie. Chcę to lepiej zacząć. Poza tym, nie wiem, czy to zadziała...
Przyłożył końcówkę pióra do kartki papieru, uruchomił Sharingana i zaczął pisać.
– Hej, a wiesz, że tego nie da się odczytać? – spytał Naruto, pojawiając się za jego plecami.
– Piszę po Sharinganowemu. To oczywiste, że ty nie dasz rady tego przeczytać, głupi Namikaze.
– Shari––co? – blondyn zmarszczył brwi.
– Po takiemu, po jakiemu ty tego nie odczytasz. Nie chcę przecież, by każdy przypadkowy włóczęga i stara babcia zbierająca jakieś śmieci mi to przeczytała, nie? Więc zamknij się i daj mi się skupić. To nie jest łatwe zadanie.
Naruto milczał przez chwilę. Zaraz jednak nie wytrzymał i spytał:
– A po co piszesz to do siebie?
Sasuke spojrzał na niego jak na idiotę.
– Mówiłem ci już chyba, że po miesiącu przejście się otworzy, nie? – zaczął powoli. Nie było sekretem dla zgromadzonych, skąd pochodzi chłopak. – A teraz, uwaga, leci ciężka matematyka. Droga z tamtego budynku do Konohy zajęła mi tydzień. Dwa dni spędziłem w więzieniu. Pain zaatakował nas następnego dnia. Od tego czasu minęły dwa tygodnie i jeden dzień. To z tego wynika?
Naruto zamrugał oczami.
– Em, tydzień?
– Trzy dni, Naruto – odezwał się Shikamaru, na chwilę wyrywając się z rozmowy, którą zaczął toczyć z Kibą.
– I?
– I to oznacza, że nawet, gdybym chciał się udać pod to przeklęte lustro, to nie zdążę – Sasuke wywrócił oczami. – Gadałem z Itachim, użyczy mi Taro, który jest w stanie dotrzeć tak na czas. Wyślę za jego pomocą ten list. Wtedy wasz Sasuke go przeczyta. I się ucieszy. Wrócimy do siebie za miesiąc.
Naruto zastanowił się.
– Tak w sumie, to czemu nie wolałeś wrócić wcześniej? – rzucił. Hinata podeszła do niego, wyszeptała mu do ucha, że uda się do kuchni, zobaczyć, co innym udało się zrobić. Uzumaki odprowadził ją wzrokiem i westchnął: – Facet, ona jest genialna.
– Nie wróciłem wcześniej, bo Hebi wpadło do Konohy. A poza tym, noż helloł, jakbym tylko zniknął z wioski, od razu by się zaczęło gadanie, że "znowu" ją zdradziłem – powiedział Sasuke, wracając do swojej pracy.
Naruto popatrzył na niego przez chwilę, po czym znudził się i zaczął szturchać Lee, by ten się obudził. Ku rozpaczy Uzumakiego, nic się nie działo.
– Sasuke. – Z kuchni wyłonił się Itachi. Młodszy Uchiha podniósł na niego wzrok i parsknął śmiechem. W kuchennym fartuchu pokrytym mąką, z rozpuszczonymi włosami, pozbawiony ochraniacza z przekreślonym znakiem Konohy, bez aktywowanego Sharingana, jego brat zupełnie nie przypominał tamtego ponurego mężczyzny, którego Sasuke spotkał tuż po znalezieniu się w tym świecie.
– Taak, nii–san? – wydusił z siebie Sasuke, gdy już się opanował. – Chyba zaraz zrobię ci jakieś zdjęcie. Chcę mieć to na pamiątkę. Naprawdę.
Itachi także uśmiechnął się leciutko. Zmiany zachodziły powoli i Sasuke wiedział, że minie jeszcze wiele czasu, nim jego brat otworzy się na innych całkowicie, ale to i tak był ogromny postęp.
– Nie o tym chciałem z tobą mówić – Itachi na spokojnie zignorował część jego wypowiedzi. – O ile to możliwe, mógłbyś w tym liście nie wspominać o mnie?
Sasuke zmarszczył brwi.
– Ale czemu? Chciałem wyjaśnić tamtemu mnie, co się podziało z Akatsuki.
Starszy Uchiha spochmurniał.
– Tutejszy Sasuke cały czas ma na sobie przeklętą pieczęć. Na dłuższą metę to może być niebezpieczne. A skoro u ciebie mnie nie ma... – zawiesił głos i spojrzał Sasuke prosto w oczy – chciałbym wykorzystać jego nienawiść, by usunąć przeklętą pieczęć. Później mu wszystko wytłumaczę.
Sasuke wzruszył ramionami.
– Okey. To ma sens.
– Itachi–san! – rozległ się z kuchni głos Ino. – Chodź tutaj! Sakura wszystko niszczy!
– To nie ja! – od razu sprzeciwiła się różowowłosa. – To twoja wina!
– Jasne, bo najlepiej wszystko na mnie zwalać!
Itachi pokręcił głową z niedowierzaniem i wrócił do kuchni, zamykając za sobą drzwi. Naruto i Kiba spojrzeli po sobie.
– Ale on ma branie... – wymruczał Uzumaki. – Przynajmniej Hinata–chan mnie woli, dattebayo.
– Bo on przynajmniej ma mózg, nie to, co ty, Namikaze – Sasuke spojrzał na przyjaciela z irytacją. – Serio, kto cię tu zapraszał? Bo na pewno nie ja.
– Sam siebie zaprosiłem.
– Ratunku... – wymamrotał najmłodszy żyjący Uchiha pod nosem. – Niech ktoś mnie ochroni! Lub mu coś zrobi! Ja nie wytrzymam! O! Wiem! Każę tamtemu Sasuke cię uderzyć! To będzie dobre!
– Ale czemu? – poderwał się Uzumaki. – Nic nie zrobiłem! A tym bardziej tamten ja ci nie zawinił!
– Nic nie zrobiłeś? – powtórzył Sasuke. – Na pewno? A ogłoszenie całemu światu prawdy o moim bracie w najgorszym możliwym momencie? A to, że Pain się na nas rzucił? Albo to, że teraz mamy problem z Danzou, który hasa sobie po lasach i tylko czeka na okazję, by nas zabić? Lub to, że w Konosze przebywa były członek Akatsuki, z którym nikt nie wie co zrobić?
– To nie moja wina – obruszył się Naruto. – Kakashi–sensei wymyślił jakieś zadania dla twojego brata.
Sasuke westchnął ciężko.
– No i? A Konan? O niej chyba nie zapomniałeś? Czy ty naprawdę myślisz, że można jej zaufać? W przeciwieństwie do Itachiego, ona nie była po stronie Konohy. Niemal zabiła Jiraiyę–sama. Oraz chciała cię porwać, pamiętasz?
Naruto machnął ręką.
– Było, minęło. Konan–san sama powiedziała, że nie będzie walczyć z Konohą. Myślę, że możemy jej zaufać. Itachi–san mówi, że byłaby dobrą sojuszniczką i...
– A ja mówię, że nic nie rozumiesz – przerwał mu Sasuke. – To przestępczyni. Zła osoba. Nawet, jeśli obiecała ci sojusz, to nie możemy zapominać o tym, co zrobiła. Nie wiemy, czy nas znowu nie zdradzi. Przecież cały czas nie mamy od niej ani jednego słowa! Zaufaj Hatake, on wie, co robi. Jeśli wybuchną walki, to dopiero wtedy przekonamy się, po czyjej stronie Konan tak naprawdę stoi.
– Zboczony Pustelnik już z nią rozmawiał – zauważył Naruto. – Nie wiem, czemu tak bardzo jej nie lubisz.
– Oj, cicho siedź – warknął Uchiha. – Piszę. Zaraz zarazisz mnie swoją tępotą. Jesteś zbyt naiwny, Namikaze.
Sasuke zamilkł, próbując skoncentrować się na pracy. Co nie było łatwe, gdyż z kuchni zaczął wydobywać się typowy swąd przypalonej potrawy, Lee obudził się i zaczął namawiać Nejiego na pojedynek, Naruto wdał się w kłótnię z Kibą o jakąś błahostkę, a Shikamaru i Sai pogrążyli się w dyskusji.
Sasuke jęknął głośno.
– Shisui, gdzie jesteś, kiedy jesteś potrzebny? – wymamrotał. – Ty byś napisał to za mnie!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro