Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

martwi

Sasuke zamarł.

Jak to, Hinata nie istnieje? Czyżby w tym świecie się nigdy nie urodziła? Czy to było to wydarzenie, które miało drastyczny wpływ na oba światy?

Ale nie, brak Hinaty nie mógł mieć wpływu na życie Czwartego Hokage. 

A więc czyj wybór mógł sprawić, że Czwarty Hokage nadal żył, a Hinata – nie?

– Ty tak na poważnie? – spytał. Jeśli to był żart, to dość kiepski.

Naruto skinął głową.

– Ah, faktycznie. Pomyliły mi się imiona – Uchiha spróbował jakoś obrócić tą całą sytuację w żart, ale chyba mu nie wyszło.

Naruto także się zaśmiał. Głośno, rubasznie. Śmiał się i śmiał, niemal bez końca.

Gdy umilkł, zapadła kłopotliwa cisza. 

Ani jeden z nich nie uwierzył, że był to tylko przypadek. 

Po niecałej minucie, nim którykolwiek z nich zdecydował się cokolwiek powiedzieć, drzwi ponownie się otworzyły.

– Ah, Sasuke? – Kushina zaglądnęła do środka.

– Tak? – chłopak uniósł głowę, niezbyt zadowolony z jej ponownego pojawienia się. Choć, z drugiej strony, lepsza już Kushina, biorąc pod uwagę, że zaraz Naruto mógłby zacząć zadawać niezbyt wygodne pytania. 

– Shisui tu jest. Może lepiej zejdziesz na dół?

Uchiha wstał ze swojego krzesła, ignorując jęk Naruto:

– Ale Sasuke dopiero co przyszedł!

– Zaraz wrócę – obiecał mu. Blondyn zrobił gest, jakby też chciał dołączyć do przyjaciela i matki, ale powstrzymał go stanowczy głos kobiety:

– O nie. Ty zostajesz.

– Czemu?

– Masz ogarnąć ten pokój. Teraz. – Głos Kushiny nie dawał nawet najmniejszych złudzeń, że wypuści go, jeśli tego nie zrobi.

Sasuke zostawił ich w pokoju, domyślając się, że Naruto nie ma szans wygrać tego pojedynku. Zszedł na dół, do salonu, gdzie wcześniej jedli kolację. Tam zaś przyciszonymi głosami rozmawiali ze sobą Shisui i Minato. Gdy tylko go zobaczyli, ucichli, a Czwarty uśmiechnął się do Sasuke. Kuzyn chłopaka jedynie uniósł dłoń na powitanie.

– Myślałem, że wróciłeś do siebie – odezwał się Sasuke, zatrzymując się.

Shisui skrzywił się, po czym pokazał palcem na zegar wiszący na ścianie.

– A która jest godzina?

Sasuke spojrzał na zegar, marszcząc brwi. Przecież nie było jeszcze tak późno. Ledwo co dochodziła dwudziesta pierwsza. Prawda, kolacja zajęła im trochę czasu, ale i tak Shisui nie powinien go szukać.

– Ale...

– Mamy zasady – przerwał mu Shisui. – Nie mam nic przeciwko temu, byś odwiedzał przyjaciół, ale na przyszłość mów mi, jak cię dłużej nie będzie.

– A co ty jesteś, mój ojciec? – wywrócił oczami chłopak.

Naprawdę?

Nie wierzę, że w tym świecie Sasuke miał jakąś godzinę policyjną.

A więc o to chodziło Naruto z tymi zasadami?

Kuzyn zdecydowanym ruchem wskazał na drzwi.

– Idziemy, Sasuke. Teraz.

Zauważając, ze nie ma zamiaru ustąpić, młodszy chłopak niechętnie pożegnał się z Czwartym i wyszedł za kuzynem z domku. Odczekał spokojnie, aż znajdą się na zewnątrz i dopiero wtedy na niego naskoczył:

– Co to ma znaczyć, Shisui? – wysyczał ze złością. – Nie jestem dzieckiem, by mnie tak traktować!

Odwrócił wzrok.

– Mnie też się to nie podoba, ale takie zasady postawił mi Fugaku–sama. Muszę się ich trzymać.

Sasuke zmarszczył brwi. Od kiedy ojciec nakładał na niego jakieś idiotyczne reguły? Cóż, może i u niego ojciec w ogóle nie żył, ale nie zmieniało faktu, że nigdy nie był aż tak bardzo apodyktyczny.

– Zrozum, Sasuke, sam nie mam ochoty ich przestrzegać – odezwał się Shisui po chwili gniewnego milczenia. Wioska była już o wiele cichsza niż wcześniej, ale to nie było nic dziwnego, skoro zapadała już noc. – Po prostu wszyscy się o ciebie martwią. Jesteś następcą klanu Uchiha. Jak coś ci się stanie, odbije się to na całej wiosce.

– Jaki ze mnie następcą, skoro ty ze mną konkurujesz o tą pozycję? – parsknął chłopak.

– Przecież już ci mówiłem, że się wycofam – zaśmiał się.

Idiota. Cholerny idiota.

– W takim razie po co w ogóle o to walczyć, skoro tego nie chcesz?

Spojrzał na niego przez ramię jakby oceniająco.

– Głównie dla żartu – wyjaśnił Shisui. – Aby pomęczyć naszą kochaną Starszyznę. Kiedy kilkanaście lat temu zastanawiano się, kto ma zostać głową klanu, postanowiłem się w to włączyć. To brzmiało jak fajna zabawa. A ty byłeś jeszcze malutki, więc ja byłem najlepszym kandydatem. W końcu jestem od ciebie starszy. I mądrzejszy.

– I z całą pewnością skromniejszy – wymamrotał pod nosem młodszy.

Niestety, usłyszał to.

– No pewnie, że i skromniejszy – odparł Shisui, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem.

- Hej... - odezwał się po dłuższej chwili Sasuke. 

- Hm?

- Zadam ci losowe pytanie, dobrze? Może zabrzmieć trochę dziwnie, ale chciałbym, abyś mi odpowiedział na nie szczerze. 

Shisui zagwizdał pod nosem.

- To brzmi dość poważnie - zaśmiał się. - Dawaj, Sasuke. 

- Znasz Hyuugę Hanabi?

- Młoda Hanabi-chan? - Shisui kiwnął raźnie głową. - Kto by jej nie znał?

- Ona... jest jedynaczką, prawda?

Starszy Uchiha lekko zwolnił, patrząc na kuzyna ze zdumieniem.

- Czemu o to pytasz? - w głosie Shisuiego pojawiło się ostrożne zainteresowanie. 

Sasuke wzruszył ramionami, udając bardziej obojętnego, niż był w rzeczywistości. 

- Spotkałem ją przy domu Naruto. Wspominała coś o bracie, a potem, gdy podniosłem ten temat, Naruto powiedział, że Hanabi jest jedynaczką. 

- Przecież to jest oczywiste, Sasuke - odezwał się Shisui. - Młoda miała na myśli swojego kuzyna. Hyuuga Neji. Zapomniałeś? To on sprawił ci tak wielkie kłopoty podczas egzaminu na chuunina. Neji-kun zawsze był obok niej, więc to jasne, że patrzy na niego, jak na starszego brata. 

- Tak właśnie myślałem - mruknął młodszy Uchiha, przyspieszając lekko kroku. Chciał jak najszybciej dotrzeć do rezydencji i dzielnicy swojego klanu. Właściwie, co mu dawała wiedza, że Hinata nigdy się nie narodziła? Nic. Praktycznie nic. 

- Sasuke? 

- Co? 

- Mylisz kierunek - zaśmiał się Shisui. 

Sasuke zatrzymał się. 

- Jak to, mylę kierunek? Przecież dzielnica naszego klanu...

- Jaka znowu "dzielnica naszego klanu"? - przerwał mu Shisui, zirytowany. - Sasuke, dobrze jest z tobą? Może zjadłeś coś niestrawnego lub...?

- Wszystko jest ze mną w porządku! - warknął Sasuke. - O co ci chodzi z klanem? Jestem jego następcą, nie? A więc klan istnieje. 

- Istnieje. Ale od czasów Trzeciego Hokage staraliśmy się integrować z wioską. Fukagu-sama ci o tym mówił, no nie? 

Młodszy Uchiha spojrzał ze szczerym zdumieniem na kuzyna. Tego to się nie spodziewał. 

- To gdzie my mieszkamy? - spytał głupio. 

- W Konosze, w okolicach centrum - nawet w świetle latarni miejskiej dało się zauważyć niepokój w oczach Shisuiego. - Sasuke, to nie jest nowa wiadomość. Mieszkamy tam od trzech lat, pamiętasz? 

"Mieszkamy"?

- A moi rodzice?

- U siebie. Sasuke... Czy naprawdę wszystko jest w porządku? Odkąd tylko wyszliśmy z kryjówki naszego klanu zachowujesz się dziwnie. Czy oberwałeś jakimś jutsu? Jak wiele pamiętasz? Wiesz, jak mają na imię twoi rodzice? Ile masz lat?

- Wiem! - zirytował się Sasuke. - Po prostu mam lekkie zaniki pamięci. Ale to nic, przejdzie! 

Błąd. Twarz Shisuiego stężała. 

- Może powinieneś odwiedzić lekarza? - zaproponował. - Możemy wezwać Senju Tsunade-sama. Wprawdzie nie obiecuję, że wyjdziemy cało, gdy się z nią spotkamy, ale...

- To nic! - przerwał mu Sasuke. - Lekko pomieszały mi się fakty i tylko tyle! 

- Ostatnio pytałeś, czy Neisha to siostra Naruto oraz nie miałeś pojęcia, jak mają na imię twoi ludzie. Ludzie, którzy służą ci od trzech lat, Sasuke. To mi nie wygląda, jakby ci się pomieszały fakty. 

- To nie jest nic poważnego! - podniósł głos Sasuke. Za kogo się miał ten Shisui?

- Nic poważnego?! - zdumiał się Shisui. - Takie zaniki pamięci to nie byle co! Co, jeśli ci się pogorszy? Jak mam pozwolić ci udawać się na misję, jeśli przestaniesz rozpoznawać wrogów od przyjaciół? 

- Tak się nie stanie - odpowiedział z zacięciem. - Skończ już te bzdury. Idziemy. 

Ale Shisui nie ruszył się z miejsca. 

- Sasuke, posłuchaj mnie. To już nie są bzdury. To zaczyna się robić naprawdę poważne. Pamiętasz choćby, ile osób jest w naszym klanie?

Sasuke skrzywił się. 

Oczywiście, że nie mógł udzielić odpowiedzi na to pytanie. Pamiętał, ile osób było osiem lat wcześniej w jego świecie - ale tutaj? Ile osób umarło podczas misji lub ze starości? Ile się narodziło bądź wżeniło w klan? Ile się nigdy nie narodziło, tak samo jak Hinata?

- Oczywiście, że tak! - warknął. - A teraz to ty mnie posłuchaj. Moje problemy to moje problemy. Daj mi spokój. Za kilka dni wszystko wróci do normy. 

Shisui patrzył na niego z powątpiewaniem.

- Wiesz, mimo wszystko...

- Shisui!

Starszy Uchiha brał udział w pojedynku z nim na spojrzenia przez kilka minut, po czym - wreszcie! - odpuścił. 

- Okej - westchnął ciężko. - Nie chcesz iść do lekarza, nie idź. Ale wiedz, że będę cię obserwować uważnie. Jak uznam, że jest coraz gorzej, idziesz ze mną do Senju Tsunade-sama, nawet, jeśli miałbym cię zaciągnąć na siłę i cała wioska miałaby na to patrzeć. I, wierz mi, coś takiego z całą pewnością nie będzie zbyt dobrze o tobie świadczyć, jakbyś chciał przejąć w przyszłości klan. Więc lepiej dobrze się zastanów, nim mi się sprzeciwisz, czy to jasne?

- Zgoda, niech już ci będzie! - zirytował się Sasuke. Pal licho, że teraz Shisui będzie się go czepiał o każdą głupotę! Grunt, że ten da mu spokój choć teraz. Bo przecież, kto miałby uwierzyć w taką szaloną historię, jak przeskoczenie z jednego świata do drugiego?

---

Okazało się, że mieszkali w nierzucającym się w oczy domu położonym wśród wielu innych. Ku zgorszeniu Sasuke, nigdzie nie zostało oznaczone, że tutaj mieszkają członkowie klanu Uchiha. Oczywiście, to nie było już ich dzielnica, ale chłopak był przyzwyczajony do tego, że jego klan pokazuje każdemu, że to jest ich ziemia. Jakim więc cudem ktoś taki jak następca klanu - a może nawet dwójka następców? - mogła mieszkać w tak zwykłym miejscu?

Cóż, najwyraźniej Shisui nie przywiązywał do tej sprawy aż tak wielkiej wagi jak Sasuke i był całkowicie zadowolony, mieszkając tutaj. 

A wnętrze? Do ich użytku należało jedno z dwóch pięter budynku. Mieszkanie nie było olbrzymie, ale nie było też maleńkie. Rozmiar miało w sam raz dla ich dwójki. Do dyspozycji mieli kuchnię, która zapewnie pełniła też funkcję jadalni, dziwnie radośnie umeblowaną łazienkę (ktokolwiek o to zadbał, właśnie zyskał wroga w postaci Sasuke) oraz dwa pokoje - jeden dla Sasuke, drugi dla jego kuzyna. 

Sasuke nie czekał na dalsze rozmowy, tylko prędko podążył do pokoju tego drugiego Sasuke - błąd, teraz do jego pokoju. Jaki miał gust tamten Uchiha? Czym się interesował?

Niemal obawiał się wejść do pokoju. 

Nacisnął klamkę, wstrzymał oddech i otworzył drzwi. Z lekkim niepokojem zajrzał do środka. Oby tylko on nie był różowy i pokryty jednorożcami, bo naprawdę kogoś zamorduje.

Dobra. Nie było aż tak źle, jakby mogło być. 

Pokój nie był zawalony rozmaitymi przedmiotami, które walały się po nim bezładnie, tak jak było to u Naruto. Przy beżowej ścianie stało łóżko - zaścielone, brawo inny Sasuke! - obok też znajdowała się niemałej wielkości biblioteczka. Przy oknie znajdowało się biurko, na nim leżało kilka notesów. Sasuke podszedł do niego i przeglądnął je prędko. Same notatki powiązane z klanem. Jakieś raporty, zatwierdzone bądź czekające na przeczytanie. W rogu pokoju - kolekcja broni, zadbana i naostrzona. W szafie - ubrania na zmianę, a także strój shinobi oraz członka policji. 

A więc ten Sasuke jednak był częścią policji. 

Na komodzie stało przewrócone zdjęcie. Sasuke podniósł je, ciekawy, cóż tam zobaczy. Swoją drużynę z czasów genina? 

Przeczucie nie pomyliło go. Od razu rozpoznał kretyńsko szczerzącego się Naruto oraz zarumienioną Sakurę. Ale za nimi nie stał Kakashi. Nie, ze zdjęcia zerkał na niego Shisui, dumny ze swoich uczniów. Zdjęcie to włożone było w ramkę, obok niego zaś znajdowało się inne, dołożone jakby na odczep się. Była to rodzina Uchiha - młody Sasuke, mogący mieć może z siedem czy osiem lat, tego matka, dziwnie poważna oraz ojciec, z lekkim, niepasującym do niego uśmiechem czającym się na ustach. 

Sasuke zmarszczył brwi, przyglądając się temu zdjęciu. Skoro jego rodzina tutaj żyła, czemu ten Sasuke nie chciał zachować swojego wizerunku z jakże ukochanym i genialnym bratem? Uchiha odłożył zdjęcie na swoje miejsce, po czym zaczął przeglądać półki komody. Kilka dziwnych i nikomu niepotrzebnych kamieni, jakiś naszyjnik, notatki, zeszyty, zasuszone liście, jeszcze więcej notatek... Jest! Na samym dnie ostatniej z szuflad Sasuke znalazł coś, co wyglądało mu na album ze zdjęciami. 

Odwrócił się, upewniając, że drzwi na pewno są zamknięte i że Shisui nie wejdzie w złej chwili. Usiadł na łóżku, po czym zaczął przeglądać album. Ot, zwykłe zdjęcia - to jego urodziny w otoczeniu rodziny, to kilka dziwnych ujęć z Akademii. Ten Sasuke zawsze miał jakiś niepasujący do niego uśmiech na twarzy. Wiele razy można było zobaczyć go, rozbawionego, w towarzystwie Naruto, Neishy, Shisuiego bądź, co ciekawe, Sakury. Ba, nawet mieli zdjęcie, jak obejmowali się przy jakimś durnym wodospadzie!

Błagam, niech ten Sasuke nie będzie jej chłopakiem, przemknęło Uchiha przez głowę. 

Zdjęć z rodziną miał stosunkowo dość dużo - aczkolwiek od pewnego momentu te zniknęły całkowicie z albumu, jakby ten Sasuke chciał się od niej odciąć - bądź zyskał lepszych przyjaciół. To wtedy też zaczęły się pojawiać ujęcia z tego mieszkania. Rezydencja Uchiha nie pojawiła się już ani razu, zastąpiona przez kilka zdjęć z ludźmi wyglądającymi na policję. To pewnie byli ci "jego ludzie", o których Shisui wspominał. W albumie pojawiała się też masa nieznanych osób oraz kilka, których Uchiha nigdy nie chciałby widzieć ponownie - Sasuke niemal dostał zawału, widząc jego ojca siedzącego z Orochimaru i Czwartym Hokage przy jednym stole. Zdjęcie musiało mieć już z pięć lat, jako iż Minato był młodszy, niż pamiętał z dzisiejszej wizycie, ale wciąż było to dla niego szokiem. 

Oh, genialnie. Ten świat podobał mu się jeszcze bardziej.

Sasuke zatrzasnął album, po czym odłożył go na swoje miejsce. Proszę. Ten Sasuke miał iście idealne życie. Musiał być przerażony tym, co zastał za Lustrem, czyż nie? Ale przecież ani jeden z nich się o to nie prosił. Nie potrafili tego odkręcić. 

A więc, do jakich mógł dojść wniosków? Jaki był ten Sasuke? Z całą pewnością radośniejszy i bardziej otwarty do ludzi, z tego co zauważył. Cóż, zapewnie wynikało to z faktu, że cały czas miał swoją rodzinę i...

Zaraz. 

Miał rodzinę, co?

W takim razie, co z...?

Odwrócił się gwałtownie i wpadł do pokoju kuzyna. Shisui siedział na łóżku, otulony kocem i czytał coś przy zapalonej lampie. Obok niego stał kubek z parującym napojem, po który właśnie sięgał. Jego dłoń zamarła w połowie ruchu, gdy podniósł wzrok na kuzyna. 

- Co jest, kapitanie? 

- Shisui. - Zaczął Sasuke. - Mam do ciebie pytanie. 

Starszy Uchiha podwinął nogi do siebie. 

- Dawaj, nie krępuj się - powiedział. - Co tym razem? Nie możesz znaleźć łazienki?

- Ha. Ha. Ha. Bardzo zabawne - wysyczał Sasuke. - Itachi. Czemu Itachi nie jest brany jako następca klanu, tylko ja lub ty?

- Kto? - Shisui wyraźnie nie usłyszał. 

- Itachi. 

- To chyba oczywiste, przecież...

Shisui urwał. Jego oczy rozszerzyły się gwałtownie. 

- Czekaj, czekaj, czekaj! - uniósł dłoń przed siebie. Otworzył lekko usta, jakby chciał coś powiedzieć. Zmarszczył brwi. Przymknął oczy. Wziął głęboki oddech, chcąc się uspokoić. Otworzył ponownie oczy. - Skąd o tym wiesz?

Teraz to Sasuke zmarszczył brwi. 

- O czym?

- O nim. 

Sasuke zamrugał oczami, raz, szybko. 

- Słucham? - spojrzał na Shisuiego z niedowierzaniem. Coś tu było tak bardzo nie tak. 

Jego kuzyn zrzucił z siebie koc, spuścił nogi z łóżka. Wstał, przejechał dłonią po włosach, jakby gubiąc się w tym, co chciał powiedzieć. 

- Kto ci powiedział? - spytał z nagłą desperacją w głosie. 

- Ale o czym? - zirytował się Sasuke. - Zadałem ci jedno pytanie, o to, dlaczego Itachi nie jest brany pod uwagę jako następca klanu, a ty się zachowujesz, jakbym zabił kogoś na twoich oczach!

- Ja... - Shisui zawahał się. - Zanim cokolwiek powiem, jak dużo wiesz? O nim? O tym, kim był?

Sasuke lekko rozchylił usta. 

Oh. Czyżby w tym świecie Itachi po prostu umarł wcześniej? Czy to dlatego nie było jego zdjęć, a klan nadal istniał?

Uchiha wzruszył ramionami. 

- To mój starszy brat, no nie? - rzucił. - Geniusz. Utalentowany shinobi. 

Miał tylko nadzieję, że to okaże się być prawdą. Nie wiedział wszak, w jakim wieku Itachi - dzięki niebiosom! - zginął. 

– Więc? Co się stało? – dociekał Sasuke.

Shisui uciekł od niego wzrokiem.

– To... skomplikowane – powiedział, wyraźnie czując się nieswojo. – Ale jestem pewny, że on... Przecież to... – urwał. Z irytacją potarł skronie. 

Jego kuzyn robił teraz wszystko, byle tylko nie popatrzeć mu w oczy.

– Nie powinienem ci o tym mówić – odezwał się ostatecznie. – Fugaku–sama jasno zabronił nam się na ten temat wypowiadać. To tabu.

– Shisui, jeśli nie zaczniesz mówić z sensem, to zaraz coś ci chyba zrobię, do cholery jasnej – warknął Sasuke, ruszając się do przodu. 

– Po prostu przyjmij do wiadomości, że on nie żyje – powiedział w końcu jego kuzyn. – Tak będzie najprościej i najlepiej. Nie drąż tego tematu.

"Przyjmij do wiadomości"?

Sasuke nie miał nic przeciwko temu, by w tym świecie Itachi był martwy. Ba, ucieszyłby się z tego faktu. Ale wciąż...

– Jak? Jak umarł? – ze wszystkich sił starał się nie okazać ekscytacji.

Shisui wciąż na niego nie patrzył.

– Lata temu – powiedział po długiej chwili milczenia.

Sasuke zmarszczył brwi.

– Co, lata temu?

– To historia sprzed lat – Shisui uniósł wzrok na kuzyna. – Stara. Zapomniana. Martwa. Nie drąż jej już więcej.

Sasuke otworzył usta, chcąc coś więcej powiedzieć. Jego reakcja wydawała mu się być zbyt przesadzona. Nawet, jeśli Itachi nie żył, to po co to całe udawanie?

- Sasuke, ja... - zaczął Shisui, patrząc na kuzyna. - Dobra, mniejsza już o to. Skąd o tym wiesz? Kto ci powiedział?

- Po prostu wiem - zirytował się Sasuke.

Shisui już otwierał usta, by się z nim kłócić, gdy nagle w jego oczach zalśniło coś dziwnego, jakby zrozumienie pomieszane z podejrzeniem.

- Sasuke, ty to wiesz, bo ktoś ci powiedział, czy też dlatego, że go znałeś? - spytał nagle, jakby nie mogąc się powstrzymać. Momentalnie uniósł dłonie do ust i zaklął, jakby karcąc się za te słowa. - Mniejsza o to. Ty nie mógłbyś przecież... Nie, to niemożliwe. 

Teraz to Sasuke poczuł się nieswojo.

Shisui wiedział. A jeśli nie wiedział, to podejrzewał, kim tak naprawdę jest Sasuke. 

Kuzyn uciekł od niego wzrokiem, a jego oczy były dziwnie puste, gdy mruknął pod nosem monotonnym, pozbawionym emocji tonem i tak bardzo zmęczonym: 

– Nie pytaj mnie o nic więcej. Idź spać, Sasuke. To był długi wieczór. Mamy za sobą długą drogę. Skończmy ten temat. Nie poruszaj go z nikim innym. To koniec.

- Ale...

- Sasuke - oczy jego kuzyna zalśniły ostrzegającą czerwienią. - Jak zostaniesz głową klanu, poproś Fugaku-sama o szczegóły. Nie mnie. To on powinien ci o tym wszystkim powiedzieć. 

- Shisui...

- Chcesz, bym opowiedział każdemu o twoich problemach z pamięcią? - Shisui spojrzał na niego ostro. - Nie? Więc będziesz trzymał usta zamknięte przez te kilka tygodni. I tyle. Uzbrój się w cierpliwość. Fugaku-sama wszystko ci wytłumaczy. 

Sasuke zmiął w ustach przekleństwo. 

- Jak chcesz - warknął, zirytowany, wypadając z pokoju. 

Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, Shisui opadł na biurko, dziwnie zmęczony. 

Sasuke wiedział. Jak? Skąd? Od kogo?

Ktoś mu powiedział? A może... Być może wiedział to, bo to przeżył? Bo to znał? 

Czy to było możliwe, by te zaniki pamięci oraz te dziwne pytania - o tych, którzy wedle wiedzy Shisuiego równie dobrze mogliby być martwi - mogły być powiązane? Tak samo jak jego zmiana wyglądu, charakteru - z dnia na dzień, z sekundy na sekundy. Do starej kryjówki Uchiha wszedł jeden Sasuke, wyszedł z niej zupełnie inny. 

Wszystko to prowadziło do jednego, przerażającego wniosku, o którym Shisui nawet nie chciał myśleć. 

Jeśli to było prawdą, to mieli kłopoty, i to kłopoty przez duże "K".

A Shisui nie był pewny, która  opcji była gorsza - to, by to było prawdą, bądź też tylko  jego wymysłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro