list
kilka dni później
– Więc – zaczął Naruto, wpatrzony w podniszczone drzwi budynku. – Naprawdę tam w środku jest to lustro?
Stojący obok niego Sasuke wywrócił oczami.
– Nie, wyszło sobie na spacer.
Nie miał pojęcia, dlaczego oboje, Naruto i Shisui, nie potrafili tak po prostu go zostawić. Ale nie, musieli pójść za nim i przy okazji popytać o masę rzeczy.
Domyślili się, że różni się od tutejszego Sasuke. To nie było takie trudne, gdyby się przypatrzeć jego zachowaniu ostatnim czasy. Ponadto, Shisui pamiętał, co zapisane było nad lustrem. Przecież to on sam przeczytał ten tekst! Mając to na uwadze oraz widząc inne zachowanie i ubiór Sasuke, połączył układankę. Właściwie, to powinno go dziwić, że kuzyn czekał aż trzy tygodnie, by złapać młodszego Uchihę przed opuszczeniem wioski.
Tamtego wieczoru nie było sensu nawet próbować się bronić – reakcja Sasuke tylko utwierdziła ich oboje w przekonaniu, że chłopak jest z innego świata.
I dlatego właśnie teraz stali obok niego, patrząc na te drzwi, jakby miały zaraz ożyć i ich zjeść.
– No to co, idziemy? – Shisui przeciągnął się leniwie. – Nie powinniśmy zbyt długo stać w miejscu, bo...
– Jeszcze nas znajdą, tak, wiem – dokończył za niego Naruto. – Jakbyś nie powtarzał tego od paru dni co kilka minut, to może bym tego nie zapamiętał.
– Ja tylko chcę pomóc – uniósł ręce w obronnym geście starszy z shinobi. – To ja mam z was największe doświadczenie.
– I najmniejszy mózg – wymruczał blondyn.
– Powtórz to za kilka dni, gdy będziesz przychodził do mnie z niesamowicie ważnym problemem, którego nie będziesz w stanie rozwiązać.
Przez chwilę Sasuke miał ochotę się załamać, słysząc, jakie oni to mieli problemy.
– Wy sobie dyskutujcie, ale ja wchodzę do środka – oznajmił chłopak, badając otoczenie. Przez miesiąc nic się tutaj nie zmieniło. Ostatnim razem jednak zaczynał sprawdzać, co tu jest ciekawego, poganiany przez Karin i słuchając narzekań Suigetsu. Właściwie, to teraz miał lepsze warunki. Przynajmniej nie musiał się spieszyć.
– Już idziemy – Naruto prędko ruszył za nim. Ich kroki pobrzmiały w opuszczonych korytarzach. Shisui podszedł do ściany i na spokojnie zapalił pochodnię, która została jeszcze z poprzedniej decyzji. – Cały czas jest tutaj tak brzydko, jak było.
– Pewnie dlatego, że nikt tu nie mieszka – zauważył Sasuke chłodno.
Shisui jedynie parsknął.
– Ej, a to lustro, to ono cię tak po prostu połknęło? – spytał, zmieniając temat. – I nasz Sasuke jest u ciebie?
Młodszy z kuzynów wzruszył ramionami.
– Pewnie tak.
Unikał rozmawiania o swoim świecie. Niech tutejszy Sasuke narzeka, jak źle jest po drugiej stronie. On nie miał ochoty robić sobie antyreklamy. Zresztą... To nie powinno ich obchodzić, jak wygląda jego świat.
Dotarli do pomieszczenia z lustrem. Najmłodszy Uchiha z towarzystwa odetchnął z ulgą. Wyglądało ono tak samo, jak zapamiętał. Pozostawało tylko pytanie, czy tamten Sasuke już tu jest. Powinien być. On także chce wrócić. A miesiąc mijał właśnie teraz.
Sasuke wyciągnął rękę do kuzyna, który od razu zrozumiał, o co go prosi i podał mu pochodnię. Podszedł do lustra powoli.
– Sasuke – odezwał się Naruto. Uchiha obejrzał się na niego.
– Co?
– Fajnie było cię poznać – uśmiechnął się niespodziewanie. – Z tutejszym Sasuke potrafię się tylko kłócić.
– O co wam właściwie poszło? – zastanowił się Shisui głośno.
– To nieważne – odparł szybko Naruto. – Tak czy siak, będę tęsknić.
Sasuke prychnął.
– Znajdziesz sobie drugiego Sasuke.
Poniekąd rozumiał jednak jego uczucia. On nie wiedział o nim tak dużo, jak Naruto z jego świata. W pewien sposób byli jak dwie inne osoby, mimo iż nosili te same imiona.
Shisui uśmiechnął się kącikiem ust. Z nim też przyjdzie mu się pożegnać.
– To do zobaczenia po drugiej stronie – rzucił, nieświadomy, że tamtejszy Shisui już dawno nie żyje.
Sasuke kiwnął głową.
– Do zobaczenia – skłamał. Nie było szansy, by się ponownie zobaczyli. Gdy tylko wróci do siebie, od razu zniszczy to lustro, by kogokolwiek innego nie kusiło przez nie przenosić. Raz, że mógłby zatęsknić za swoją tutejszą rodziną, dwa, że taka wymiana między–światowa zbyt wiele mieszała w czyimś życiu.
Chłopak spojrzał w gładką taflę lustra.
Zaklął pod nosem.
– Co jest? – zaciekawił się Naruto.
Sasuke machnął ręką w kierunku lustra. Po drugiej stronie, zamiast innego niego, widniał jedynie list, przyklejony do szkła.
– Nie mogę tego odczytać – zmarszczył brwi Naruto, dopychając się, by lepiej widać. – To w ogóle nie po naszemu.
– Tylko użytkownicy Sharingana mogą to przeczytać – odezwał się Shisui, a jego oczy zalśnił czerwienią. Sasuke także aktywował swojego Sharingana, dzięki czemu litery ułożyły się w mające jakiś tam sens zdania.
– Ale ja nadal nie wiem, co tam pisze... – narzekał Naruto.
– Jest napisane – poprawił go najstarszy z towarzystwa shinobi, wzdychając. – Wiesz co, przeczytam ci.
Jeśli to ktoś czyta, to znaczy, że jakimś cudem udało mi się to napisać odwróconymi literami. A wierzcie mi, to naprawdę nie jest łatwe, szczególnie, gdy Namikaze siedzi obok mnie, narzekając, że nie piszę po ludzku.
Ale ludzie, on nie ma nawet Sharingana. Jakim cudem mógłby to przeczytać?
Shisui i Naruto wymienili między sobą spojrzenia.
– Tak, to bez wątpienia nasz Sasuke – skomentował starszy Uchiha.
– Co on ma do mnie? – wymamrotał Naruto. – Przecież tego naprawdę nie da się przeczytać!
Shisui uśmiechnął się delikatnie, a potem kontynuował.
Dobra, doszliśmy do wniosku, że potrafisz to przeczytać. A to znaczy, że albo jesteś mną, albo jakimś niesamowicie znudzonym Uchihą. W drugim przypadku, masz pecha, bo nic nie zrozumiesz. W tym pierwszym, ciesz się. Nie zapomniałem o tobie.
Jak już wspomniałem, jestem tobą. Tym lepszym tobą.
Pewnie przybyłeś tutaj, licząc, że się pojawię. Zaskoczony, że mnie nie ma? Wierz mi, chciałbym tu przyjść i wrócić do mojej szalonej rodzinki, ale jakby to powiedzieć, przez ten miesiąc wiele się zmieniło.
Po pierwsze i najważniejsze, Konoha została niemal całkowicie zniszczona (tak, wiem, twój świat jest cudowny). Odbudowa trochę potrwa.
Jeśli koło ciebie jest Namikaze, daję ci przyzwolenie, by przywalić mu w tą jego pustą łepetynę.
Shisui urwał na chwile i zmarszczył brwi.
– Coś ty zrobił, Naruto?
– NIC! – krzyknął blondyn. – Nawet mnie nie było w tamtej Konosze!
Sasuke wywrócił oczami.
– Skończcie gadać, tylko kończmy ten durny list.
Przywaliłeś mu?
Brawo, jestem z ciebie dumny. Namikaze zasługuje na to. Z całą pewnością.
Wracając do tematu. Jak już mówiłem, tutaj jest źle. W trakcie ataku Paina (z całą pewnością wiesz, kto to jest, więc nie będę bawił się w tłumaczenia), Piąta Hokage została ciężko ranna. Przez pewien czas najbardziej prawdopodobnym kandydatem na tymczasowego Hokage był Shimura Danzou, ale potem do wiadomości publicznej dostały się pewne... informacje, które miały nigdy nie ujrzeć światła dziennego. Oczywiście, Namikaze się wygadał. Boże, czy tak wiele od niego wymagać, by milczał? A przecież Tsunade–sama go prosiła, by dał jej czas, a ona ogłosi to wiosce w sposób przystępny. A on co? Nie posłuchał jej. Bo i po co? Lepiej samemu krzyczeć na całą Konohę.
Tutejszy Namikaze jest takim cholernym idiotą.
– Informacje? – zastanowił się na głos Shisui. – Wiesz coś o tym?
Sasuke wzruszył ramionami. Nie miał pojęcia, o co może tutaj chodzić. Jedyne, co mu przychodziło do głowy, to to, że tamten Sasuke powiedział Naruto, kim byli jego rodzice. Ale to by chyba nie wpłynęło na kwestią Danzou, prawda?
A tak to stało się to, co stało. Wojna domowa wisiała na włosku. Ostatecznie Danzou zebrał lojalny mu Korzeń, uciekł z wioski, a dawni członkowie Rady Starszych popełnili samobójstwo, zapewnie nie mogąc uwierzyć, że TO się wydało.
Cóż, ich wina.
Sam ich nigdy nie lubiłem. Dostali to, na co zasługiwali. No bo, jak można tak patrzeć na swoich ludzi? Pewnie liczyli, że nikt nigdy nie odkryje ich brudnych sztuczek.
Dam ci radę – nie baw się nigdy w politykę. To się może źle skończyć.
Przez kilka dni panował kompletny chaos. Konoha została pozbawiona przywódców, w dodatku ludzie nie wiedzieli już, komu wierzyć. Zaczęły także krążyć plotki, że inne kraje mogą się ruszyć. Wiesz, tu nie jest zbyt kolorowo. Niby Konoha ma iluśtam sojuszników, ale w rzeczywistości różnie z tym bywa.
Ale hej, są pozytywy. Ty i Namikaze zostaliście uznani bohaterami. Obroniliście Konohę. Brawo.
Właśnie, Namikaze, jeśli to czytasz, gratuluję. Zdobyłeś dziewczynę. Hinata jest zapatrzona w ciebie jak w obrazek.
Ah, ty nie wiesz, kim jest Hinata. Hahaha. Masz problem, Namikaze.
Naruto przechylił lekko głowę w bok.
– Hinata? – zastanowił się na głos. – Kto to?
– Hyuuga Hinata – wyszeptał Shisui. – Ale jak...?
– U mnie nigdy nie zniknęła – wyjaśnił Sasuke. – Dlatego o niej wiedziałem.
– Kim jest ta cała Hinata? – chciał wiedzieć Naruto.
– Dziewczyną.
– Tyle to się domyśliłem...
– Nieważne – zirytował się Uchiha. – Lecimy dalej.
Ale dobra, nie o tym miałem pytać. Problemy sercowe Namikaze zostawmy na inny czas.
Z takich ważniejszych rzeczy, zostaje mi jeszcze Akatsuki. Zapewnie ucieszy cię wieść, że ta organizacja rozpada się w oczach. Z tego, co wiem, to wcześniejszych członków ostały się dwie osoby (właściwie to trzy, ale ta trzecia osoba jest trochę niepewna. Czytaj: jest szansa, że przejdzie na naszą stronę. Nie za duża, ale jakaś tam jest). Ale jest pewien problem: istnieje szansa, że się dogadają z Danzou, który pragnie teraz odzyskać swoją władzę. Na razie go szukamy i ścigamy, ale jeszcze wiele może się zmienić. Kłopoty z tym staruchem były już od lat, ale Trzeci Hokage uparcie to ignorował. Tego chyba nigdy nie będę w stanie zrozumieć. No i pozostaje kwestia "Tobiego" czy jak go tam zwał. To Uchiha.
Tak, nie pomyliłem się.
Istnieje jeszcze jeden Uchiha. To są potwierdzone informacje.
– Dlaczego istnienie Uchihy miałoby być takie dziwne? – zastanowił się na głos Naruto. Shisui zerknął z namysłem na kuzyna. Sasuke zamarł. Jego rodzina żyła. Może sam nie znał owego Tobiego, ale kolejny Uchiha...
– Długa historia. – Uciął Sasuke, ponaglając krewnego, by kontynuował.
Negatywna strona tej sytuacji jest taka, że "Tobi" nie jest naszym sojusznikiem. A jeśli połączy siły z Danzou, to się nie skończy dobrze. Oboje uwielbiają niszczyć nasze życie. Po ataku na Konohę do Pięciu Krajów dotarło, że nie można już dłużej pozostawić Akatsuki samych sobie, ale to wcale nie oznacza, że wszystko się dobrze skończy. Ta sprawa jest nadal otwarta i nawet jeśli Akatsuki osłabło, cały czas są śmiertelnie niebezpieczni. Pozostała dwójka/trójka z Akatsuki... Śmiałbym powiedzieć, że to najgorsi z naszych przeciwników. Nie sposób się domyślić, co wymyślą.
I tu właśnie pojawia się główny powód, dlaczego nie stoję przez lustrem, ale piszę do ciebie. Zbyt wiele się dzieje, bym mógł teraz opuścić Konohę. Czy uwierzysz, że jeszcze miesiąc temu masa ludzi była gotowa mnie zabić, a teraz stałem się jedną z ważniejszych osób w wiosce? Nie aby coś, ale będziesz się musiał mocno postarać, by tego nie zepsuć. Zebrałem dla ciebie też paru sprzymierzeńców (masz choćby najmniejsze pojęcie, jakiego bajzlu narobiło Hebi, gdy się pojawili w Konosze? I to w najgorszym momencie? W dodatku naprawdę, ich obecność NIE pomaga w przekonaniu wioski, że jestem z "tych dobrych". Ci ludzie się chyba z psychiatryka urwali), a pewne osoby zawdzięczają ci życie. Cóż, dokładniej to mi, ale powiedzmy, że jak wrócisz, to to pójdzie na twoje konto. Taka mała ciekawostka – zawarliśmy sojusz z pewnymi osobami z Akatsuki, więc mamy całkiem silnych sprzymierzeńców. Mówię o tych normalnych i w miarę dobrych członkach Akatsuki. Nowy Hokage myśli, co by z nimi zrobić, ale pewnie zostaną w wiosce trochę, bo czemu by nie?
– Sasuke – Shisui przerwał czytanie.
– Hm? – kuzyn popatrzył na niego obojętnie.
– Coś ty tam powyprawiał, że chciano cię zabić?
– Nic wielkiego – odparł enigmatycznie Sasuke.
– A co to jest ta cała "Akatsuki? – zastanowił się na głos Naruto, mrużąc oczy. – Tato nigdy nic o tym nie mówił.
Młodszy Uchiha wywrócił oczami.
– Tu ich najwyraźniej nie ma. Ogólnie to są "ci źli".
– Aha, czyli ich nie lubimy? – upewnił się Namikaze.
Shisui uśmiechnął się lekko, słysząc to pytanie.
– Tak by wynikało z tego listu – skomentował. – Dobra, lecimy z resztą.
Na razie Piąta Hokage jeszcze się nie obudziła. A to nie jest dobry znak. Haruno stara się, jak może, by jej pomóc. Ale Haruno też ma masę roboty. Nie może zająć się wszystkim i wszystkimi naraz. Po ataku Paina/Nagato/Yahiko/kto–wie–jak–mu–tam–było przybyło trochu rannych, a nie chcemy, aby wszyscy nam padli trupem, nie? W dodatku w wiosce przebywa paru kryminalistów–nie–kryminalistów, z którymi nikt nie wie, co zrobić. Tak, zwalmy wszystko na Namikaze. Zamiast walczyć, ten woli rozmawiać i wyszukiwać w każdym dobrych stron. I właśnie dlatego teraz są problemy.
Naprawdę, powinieneś przywalić Namikaze.
Serio. Mówię to na poważnie. Namikaze tak bardzo wszystko zamieszał.
Mamy tymczasowego Hokage, ale tu mowa o Hatake. Kto był takim idiotą, by powierzyć mu ten urząd, nie mam pojęcia. Jeszcze gdyby to był mój Hatake, wtedy byłaby to połowa problemu. Ale tutejszy Hatake... Aż czasami muszę się zastanawiać, czy mówimy o tej samej osobie. Aczkolwiek, choć tutejszy Hatake jest idiotą, który nigdy nie zdąża na czas (mówię o tutejszym Hatake, ani się waż mówić czegokolwiek mojemu Hatake, bo przysięgam, znajdę cię i sprawię, że pożałujesz, że mnie poznałeś! Nie wiem jeszcze jak to zrobię, ale znajdę taki sposób, przysięgam!), zdarzają mu się przebłyski geniuszu. Z naciskiem na "przebłyski".
Cóż, nie jest dobrze, ale tragicznie też nie jest. Jakoś się trzymamy, ale wolałem nie ryzykować, że wszystko diabli wezmą w czasie, gdy zniknę (no i że pewna niesamowicie uparta osoba wpadnie na jakiś kolejny głupi pomysł pod moją nieobecność). Dlatego właśnie mam zamiar wysłać ten list przez Taro (jak wrócę do siebie, KONIECZNIE będę musiał zawrzeć jakiś kontrakt ze zwierzętami. Masz choćby pojęcie, jak bardzo są przydatne? Powiedz mi, gdzie tu sprawiedliwość? Pół życia chciałem mieć chowańca, ale ojciec się nie zgadzał! A tu co? Przychodzi sobie taki jeden i jak gdyby nigdy nic mówi, że jego słuchają się zwierzęta. Naprawdę, to NIE jest sprawiedliwe). Nie martw się, za miesiąc na pewno już się zjawię. Dla pewności umówmy się w same południe. Dzięki temu nie będziemy musieli stać przez pół dnia, wgapiając się w to cholerne lustro.
Dobra, Taro się niecierpliwi (swoją drogą, uwielbiam go. Od dzisiaj to moje ulubione zwierzątko). Namikaze też się niecierpliwi, choć w jego przypadku to nic nowego.
Cóż, to tyle ode mnie.
Powodzenia tam u ciebie,
Uchiha Sasuke
PS. Jeśli tam jest koło ciebie Namikaze, przywal mu raz jeszcze. Ten facet naprawdę bywa irytujący.
PS. 2. Nawet nie myśl, by się za mnie godzić z Namikaze! Nie zgadzam się! Nie i tyle!
PS. 3. Naprawdę, jakim cudem skończyłeś jako wróg publiczny Konohy nr 1, nie mam pojęcia. Facet, masz pojęcie, jak bardzo musiałem się nastarać, by to zmienić? Jesteś mi winny sake. Albo cokolwiek. Liczę na jakąś nagrodę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro