Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

kontakt


Zgromadzili się w pokoju Sasuke następnego dnia. Lustro, dotąd zasłonięte kocem, który wykombinował skądś Shisui, teraz zostało zasłonięte, pokazując puste, przyciemnione pomieszczenie, które znali już doskonale.

– Myślicie, że on się zjawi? – rzucił Naruto, wpatrując się w powierzchnię lustra.

– Kto wie? – wzruszył ramionami Sasuke, upewniając się po raz ostatni, że zrobił wszystko, co chciał zrobić przed opuszczeniem tego świata. Pożegnał się z rodzicami, wiedząc, że nie zobaczy ich przez długi, długi czas. Spędził wieczór z rodziną Naruto – z rodziną, której chłopak nie miał za Lustrem. Przeszedł się dzielnicą klanu Uchiha – dzielnicą, która od dawna była opuszczona w jego świecie.

– Mamy jeszcze trochę czasu – odparł Shisui. – Zresztą, ktoś na pewno tam był wcześniej. List zniknął.

Istotnie, list został przez kogoś zabrany mniej więcej tydzień po tym, jak wrócili do Konohy. Nie udało im się dowiedzieć, kto był za to odpowiedzialny, ale właściwie, to nie miało to większego znaczenia.

– Patrzcie! – poderwał się Naruto. – Coś się dzieje!

Blondyn wyciągnął palec w stronę gładkiej powierzchni lustra. Ciemne, ponure pomieszczenie rozjaśniło się i już po chwili mogli zobaczyć Sasuke zmierzającego w ich stronę z pochodnią w dłoni. Zatrzymał się przed lustrem i uśmiechnął się krzywo, widząc zgromadzonych.

– Wreszcie – poderwał się Sasuke, po czym odwrócił się do dwójki w pokoju. Tym razem nie miał zamiaru się z nimi żegnać. Zrobił już to i choć zapewnie będzie mu przez pierwsze kilka dni brakować kuzyna, nie zmieniało to faktu, że u niego Shisui już nie żył.

Naruto z fascynacją obserwował, jak jego przyjaciel podchodzi do lustra i wyciąga dłoń. Ta zagłębiła się w nim, a następnie cała postać Sasuke zniknęła w lustrze.

Namikaze wzdrygnął się. Teraz, gdy widział to na własne oczy, został zmuszony do uwierzenia w historię przyjaciela.

Nie minęła nawet sekunda, gdy powierzchnia lustra zafalowała i wyłonił się z niego Sasuke, którego znali. W odróżnieniu od Sasuke, z którym jeszcze przed kilkoma sekundami rozmawiali, ten Sasuke miał dłuższe włosy, związane w niesfornego kucyka oraz ubrany był w typowy strój jounina.

Sasuke zamrugał oczami, po czym westchnął.

– Serio? – spytał. – Konoha?

Naruto pokiwał głową.

– A no Konoha – potwierdził. – Wiesz, ile było z tym problemu?

– Nie mam pojęcia, Namikaze. Tak samo, jak nie wiem, co ty u mnie robisz – odparł sucho Sasuke, po czym podszedł do kuzyna, a jego głos zabrzmiał złowrogo, gdy dodał: – Shisui~

– Tak, Sasuke? – Shisui uśmiechnął się jak tylko najładniej potrafił.

– Nienawidzę cię – powiedział Sasuke radośnie, tuż zanim przywalił mu z całej siły pięścią.

Shisui nawet nie próbował się bronić. Skrzywił się, po czym, trzymając się za brzuch, wydusił:

– Ale ja chciałem dobrze...

– Dobrze, dobrze! – powtórzył Sasuke. – Po cholerę ci było zwiedzanie tamtej kryjówki Uchiha?! Czy. Ty. Masz. Choćby. Najmniejsze. Pojęcie. Ile. Mi. Przysporzyłeś. Tym. Kłopotów?!

Jego kuzyn zaśmiał się cicho.

– Mogę się tylko domyślać po tamtym liście – odparł.

– To ja ci powiem! – podniósł głos młodszy Uchiha. – Spotkałem seryjnego mordercę, potem pół Konohy chciało mnie zabić i ukamienować, wioska prawie zniknęła z map świata, jakaś banda kryminalistów wpadła do niej, wrzeszcząc, że będą mnie chronić przez złem, a potem Namikaze wypaplał coś, o czym mówiłem mu, by milczał, potem jeszcze wybrano nowego Hokage, zupełnie niepotrzebnie moim zdaniem, ponieważ chwilę później Tsunade–sama się obudziła i nawrzeszczała na każdego, na kogo się tylko dało, a potem rozpętała się istna zawierucha i skończyłem w środku wojny, tylko dlatego, że KTOŚ wymyślił sobie, by zwiedzić starą kryjówkę Uchiha!

Urwał. Odwrócił się do Naruto.

– A ty, Namikaze – jego głos pełen był złości. – Ty jesteś idiotą! Idiotą nad idiotami!

– Przecież ja nic nie zrobiłem! – zaprotestował. – Złość się na tamtego Naruto!

– Nie mogę się na tamtego złościć, bo już na niego nawrzeszczałem! – skrzywił się Sasuke. – Ale nadal jestem wściekły! Więc się na tobie wyżyję! Jesteś idiotą! Idiotą! Mówiłem ci coś! A ty co? Nie słuchasz mnie!

– Nie drzyj się na mnie za coś, czego nie zrobiłem! – Naruto podniósł głos. – Dlaczego to zawsze ja jestem tym złym? Znajdź se kogoś innego do darcia się na niego! Mnie nawet nie było w tamtej Konosze!

– Nikt cię tutaj nie zapraszał! – przypomniał mu Uchiha.

– Sam się zaprosiłem! A zresztą, tamten Sasuke mnie lubił!

– A TEN Sasuke cię NIE lubi! –oznajmił dobitnie czarnowłosy. Z irytacją potarł skronie. – Cholera, głowa zaczyna mnie boleć od twojej tępoty. Weź się powieś na klamce. Albo utop się w kałuży. Zrób cokolwiek, bylem tylko nie musiał cię oglądać.

Naruto wziął się pod boki.

– Wiesz co, tym bardziej mnie zachęcasz do zostania tutaj. Shisui–nii, on jest dla mnie niemiły, prawda? Prawda?

– Taaak, oczywiście, że tak – odpowiedział Shisui.

– Nie żartuj sobie za mnie, Shisui–nii – parsknął Naruto. – Ja mówię poważnie.

– Ja też jestem poważny – uśmiechnął się starszy Uchiha. Obejrzał kuzyna z góry na dół i zagwizdał pod nosem: – Proszę, proszę, zrobili cię jouninem.

Sasuke rozciągnął kąciku ust w uśmieszku.

– No wow. Brawo za spostrzegawczość. Jakże mi brakowało tej twojej umiejętności zauważania rzeczy oczywistych.

– Też za tobą tęskniłem, kapitanku – zaśmiał się Shisui. – Za tobą i za twoim przyjacielskim nastawieniem do każdej istoty żywej.

Uśmiech zniknął z ust Sasuke.

– Ale ja tak na serio – powiedział. – Naprawdę, tamten świat...

– Jaki był? – zaciekawił się Naruto. – I jaki był tamtejszy ja?

– Jeszcze bardziej irytujący niż ty. A to coś.

– Ale zobacz, są tego pozytywy! – wykrzyknął triumfalnie Naruto. – Ja wydaję ci się teraz mniej irytujący!

– Też racja – westchnął Sasuke. Przeciągnął się i rozejrzał się po pokoju. – Mam wrażenie, jakby mnie tu nie było lata, a nie dwa miesiące.

– To nie trzeba było siedzieć tyle w tamtym świecie – zauważył Shisui.

– Hej, pisałem ci, że dużo się działo! – jego kuzyn przymknął lekko oczy, zadowolony, że wreszcie przebywa wśród swoich przyjaciół. – Więc? Chcecie wiedzieć, jak tam jest?

– To chyba oczywiste! – Naruto usadowił się wygodnie na łóżku, przybierając pozycję do słuchania. – Dawaj, dawaj. Chcę wiedzieć, co było dalej.

Sasuke stłumił jęk.

– Nawet nie zacząłem.

– Ale zaczniesz – Namikaze nie widział w swym rozumowaniu problemów. – Dawaj. Kim jest ta Hinata i czemu jest moją dziewczyną?

Tym razem Sasuke naprawdę jęknął.

– Hinata to Hinata. Taka dziewczyna.

Zastanowił się.

– Wiesz co, chyba najprościej będzie, jak opowiem wam, jak to wszystko wyglądało od samego początku. Zaczęło się od tego, że spotkałem się z pewną nieznajomą dla mnie osobą...

–––––

kilka minut później, świat Naruto

Na gałęzi drzewa siedziała dwójka osób, specjalnie dbając o to, by nie zostali zauważeni przez ludzi znajdujących się kawałek od nich. Choć pozornie dzieliło ich kilkadziesiąt metrów, wciąż ktoś mógł zorientować się, że przebywają w pobliżu, a wtedy całą ich misję szlag by trafił.

– Co widzisz? – wyszeptała różowowłosa dziewczyna, wiercąc się. – Zaczęli już?

– Nie wierć się – zganił ją jej towarzysz. – Tak, zaczynają. Sasuke właśnie wyszedł z tej kryjówki. Na razie stoi w miejscu, więc chyba są w iluzji. Itachi–san wspominał coś o tym, że spróbuje siłą przebudzić w nim Mangekyou Sharingana, ale kto wie, czy to zadziała.

Dziewczyna przygryzła wargę.

– Jak wygląda? To już nasz Sasuke–kun, prawda?

Chłopak skinął głową, a następnie jego wzrok skierował się w stronę budynku. Był w stanie zobaczyć to, czego oczy dziewczyny nie widziały i co zasłaniały jej gęste drzewa.

– Tak, bez wątpienia. Ma inny strój, jego włosy są krótsze i właśnie się rzuca na Itachiego.

– Itachi–san trzyma się? – zaniepokoiła się dziewczyna. – Jego zdrowie nie jest najlepsze i...

– Mówimy o Itachim – zauważył chłopak. – Sakura, oboje będą w porządku.

– A jeśli któryś z nich przesadzi? – poruszyła się niespokojnie. Aż ją ręce świerzbiły, byle tylko się ruszyć i pójść na pomoc. Któremu z braci, jeszcze nie wiedziała. Być może obu.

– Jak myślisz, po co tu jesteśmy? – jej towarzysz z trudem się powstrzymał przed spojrzeniem na nią. Ale wiedział, że nie może tego zrobić i że teraz powinien obserwować walkę. – O, poleciała Amaterasu. Itachi–san nie oszczędza brata.

Sakura zacisnęła i rozluźniła dłoń.

– Już? – spytała. – Czy już możemy się wtrącić?

– Nie – pokręcił głową. – Musimy poczekać jeszcze trochę. Itachi–san dopiero się rozkręca. Chyba właśnie zaczyna monolog godny zawodowego złoczyńcy – uśmiechnął się pod nosem. – Jest naprawdę dobrym aktorem. Nic dziwnego, że nabieraliśmy się tak długo na jego grę.

– A Sasuke–kun? – dociekała Sakura.

– Jest wściekły, ale to zrozumiałe.

Dziewczyna odczekała chwilę, po czym wstała.

– Dobra, idę! – zdecydowała. – To nie zadziała!

Chłopak złapał ją za ramię i zmusił do usiądnięcia na gałęzi. Różowowłosa nadęła policzki.

– Neji! – jęknęła. – To trwa już za długo! A jeśli się pozabijają?

– To był pomysł tamtego Sasuke, miejże do niego zaufanie – Hyuuga zirytował się lekko. – Zapomniałaś, że sama zgodziłaś się na ten plan?

– Zgodziłam się, ale to było przed tym, gdy się zorientowałam, że oni będą chcieli się pozabijać! Dobrze wiesz, że jeśli Sasuke–kun przesadzi, to Itachi–san może dać się mu zabić!

– Nie da się zabić, bo coś sobie z nim ustaliliśmy – westchnął Neji. Gdzieś przed nimi w niebo wzbił się strumień płomieni, sprawiając, że Sakura wzdrygnęła się. – Ale muszę przyznać, oboje dobrze sobie radzą.

– Tyle to i ja mogę powiedzieć – przewróciła oczami dziewczyna. – Więc? Już?

– Jeszcze nie. Poczekaj chwilę.

Sakura nabrała oddechu, zamknęła oczy i zaczęła odliczać w myślach. Gdy doszła do stu, otworzyła oczy i spojrzała na Hyuugę.

– Już? Idziemy?

– Myślę, że powoli możemy zacząć się zbierać – potwierdził Neji. – Sasuke wygląda na naprawdę zirytowanego. Przeklęta pieczęć powinna się uaktywnić za... o, proszę. Pojawił się.

Sakura skrzywiła się.

– Orochimaru?

Neji kiwnął głową.

– Itachi–san i tamten Sasuke mieli rację. Faktycznie udało się w ten sposób go wybawić.

– Dobra, to idziemy! – Sakura wstała.

Chłopak raz jeszcze powstrzymał ją przed niepotrzebnym ruchem.

– Czekaj – syknął. – Itachi–san dopiero teraz używa Susanoo. Musimy odczekać, aż pozbędzie się Orochimaru i uwolni Sasuke od tej pieczęci.

Różowowłosa zirytowała się.

– To trwa wieki!

– Dajże mu jeszcze minutę, Sakura – powiedział Neji, powoli wstając. – Nie możemy nawalić w tym miejscu. Jeśli pojawimy się za wcześnie...

– ...Sasuke–kun wszystkiego się dowie i Itachi–san nie zdąży zapieczętować Orochimaru, tak, wiem – zacisnęła zęby dziewczyna. – Ale ja już tego nie mogę znieść! Ranią się nawzajem, choć wcale nie muszą tego robić!

– To Uchiha. Ich nie zrozumiesz – stwierdził Neji. – Dobra. Gotowe. Idziemy.

– Dłużej już się nie dało! – wykrzyknęła dziewczyna, po czym wystartowała w kierunku, gdzie, jak wiedziała, znajdowała się dawna kryjówka klanu Uchiha. Dystans nie był zbyt daleki, stąd już wkrótce znalazła się na niewielkiej polanie. Tam naprzeciwko siebie stała dwójka braci – Itachi otoczony był swoim obronnym awatarem, potężnym Susanoo, zaś Sasuke ściskał w dłoni miecz. Oboje oddychali ciężko, nie spuszczając z siebie wzroku.

Sakura wpadła na pole bitwy, jej wzrok przenosił się to na Sasuke, to na jego brata.

– Myślę, że tyle wystarczy, Itachi–san, Sasuke – odezwał się Neji, stając obok niej.

Oczy młodszego Uchihy rozszerzyły się.

– Wy... – nie dokończył. Zerknął na znienawidzonego brata. Dlaczego cała trójka tak po prostu stanęła, nic nie robiąc? Czy oni nie zdawali sobie sprawy z tego, kim był Itachi i co zrobił?

– Tak, to my – uśmiechnęła się Sakura. – Mógłbyś opuścić broń, Sasuke–kun? Nie mamy zbyt wiele czasu. W każdej chwili możemy zostać odkryci przez kogoś innego.

– Ona ma rację – wtrącił się Neji. – Itachi–san, przesadziłeś. Obawiam się, że zaraz będziemy mieć gości.

Sasuke zacisnął zęby ze złością. Co tu się działo? Ledwo co przeszedł przez Lustro i wrócił do siebie, to już przyszło mu się spotkać z Itachim. Nienawiść, którą w miarę udało mu się powstrzymywać przez minione dwa miesiące, wróciła jak na zawołanie. Wdał się w nim walkę, która, początkowo wyrównana, wkrótce zmieniła swój przebieg. Zaczął przegrywać, a nawet obawiać się o własne życie. Teraz zaś dotarła dwójka osób, które znał lepiej, niżby chciał i tak po prostu sobie gawędzili. Mało tego, zachowywali się, jakby byli przyjaciółmi z tym mordercą!

– Nie dało się inaczej – powiedział Itachi, a otaczające go Susanoo znikło. Oczy Uchihy zmieniły swój kolor i powróciły do uspakajającej czerni, gdy dezaktywował swojego Sharingana. Powoli osunął się na ziemię, oddychając ciężko. Jego barki zatrzęsły się, gdy napadł go silny atak kaszlu, ale dodał: – Wszystko musiało pójść zgodnie z placem.

– Ty i je twoje plany. Nie dość, że szalone, to i tylko tobie szkodzą – parsknęła Sakura. – Neji, wytłumacz, proszę, wszystko Sasuke.

Odwróciła się i, ku zdumieniu i niedowierzaniu młodszego Uchihy, podeszła do Itachiego. Przykucnęła przy nim z troską i wyciągnęła w jego stronę rękę, która zajaśniała leczącą czakrą.

– Co wy robicie? – wywarczał Sasuke. Czy to na pewno był jego świat? Czy też może znalazł się w jeszcze innym?

– Realizujemy plan, który wymyślił tamten Sasuke – odpowiedział spokojnie Neji, zakładając ręce na piersi i przesuwając się tak, by zasłonić sobą Sakurę i Itachiego. – Plan, który miał pozbawić cię przeklętej pieczęci.

– W takim razie, dlaczego z nim współpracujecie? – Sasuke podniósł głos. – Czy wy nie wiecie, co on zrobił? Dlaczego tak po prostu go chronicie?

– Bo o to poprosił nas tamten Sasuke – Neji spojrzał na niego z czymś, co mogło być politowaniem. – Oraz cała ta sprawa jest bardziej skomplikowana, niż ci się zdaje.

Wściekłość zaczęła narastać w Sasuke. O czym on zaczynał bredzić?

– Nie mam zamiaru rozmawiać! Ja go zabiję!

– Nie zabijesz go – sprzeciwił się Neji. – Nie możemy sobie pozwolić na utratę ani jednego z was.

– Czy ty wiesz, kim on jest? – warknął Sasuke. – To morderca! On odpowiada za to, że mojego klanu już nie ma! Jest jednym z Akatsuki! Chciał porwać Naruto!

– Tak, to prawda – potwierdził Hyuuga. – Ale, jak już mówiłem, to wszystko jest bardziej skomplikowane, niż się zdaje.

– Może ja to wyjaśnię – głos Itachiego sprawił, że oboje, Neji i Sasuke, odwrócili się w stronę starszego Uchihy. Itachi wstał, opierając się na Sakurze. Dziewczyna zerknęła na niego z troską.

– Nie powinieneś – sprzeciwiła się różowowłosa. – Już i tak zbytnio się przemęczyłeś. Zapomniałeś, co powiedziała mistrzyni o walce, Itachi–san?

Coś niezwykłego wydarzyło się na oczach Sasuke. Jego przeklęty brat, na którym chciał się zemścić od tak dawna, uśmiechnął się – ale nie w ten szaleńczy, okrutny sposób, który pokazywał mu podczas walki. Nie, był to łagodny uśmiech, przywodzący Sasuke na myśl ich dzieciństwo.

– Dam sobie radę – powiedział Itachi. Jego głos też był inny, dużo bardziej miły i spokojny. Bardziej znajomy. – To mnie nie zabije.

Sakura spojrzała na niego sceptycznie.

– Mam ci przypominać, że twój stan i tak jest już krytyczny, Itachi–san?

– Nie musisz – Itachi pokręcił głową z rozbawieniem.

– Co wy chcecie mi wyjaśniać? – Sasuke zacisnął dłoń na mieczu. Nie podobała mu się cała ta sytuacja. I pomyśleć, że wydawało mu się, że zdążył przyzwyczaić się do wszelkiego rodzaju dziwów w tamtym świecie.

– To, co się działo, gdy cię tutaj nie było – tym razem odezwał się Neji. – Oraz kłamstwa, którymi karmił cię twój brat.

Sasuke zamarł. Wiedział, że Itachi jest kłamcą. Co jednak tym razem im wmówił?

– I wy tak po prostu mu wierzycie? – spytał z niedowierzaniem.

Sakura obejrzała się nagle przez plecy, po czym powiedziała:

– Nie mamy czasu. Musimy iść stąd jak najszybciej. Zaraz nas odnajdą. Itachi–san, pokaż mu prawdę, a potem się zbieramy.

Itachi skinął głową, a w jego oczach zalśnił Sharingan. Sasuke cofnął się, wiedząc, co to oznacza, ale mimo tego i tak nie zdołał uciec przed Tsukuyomi. Świat wokół chłopaka zmienił swoje kształty, gdy iluzja wzięła go we władanie, przenosząc go we wspomnienia jego brata. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro