Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

hebi

– I? Co było potem? – spytał z wyraźnym zainteresowaniem Shisui.

Sasuke wzruszył ramionami.

– Zaatakował nas Pain. Jakimś cudem dostał się do środka wioski, powodując panikę i przerażenie. Niby wiedzieliśmy, kiedy się go możemy mniej więcej spodziewać, ale cały czas nie chcieliśmy wierzyć, że do ataku faktycznie dojdzie. A problem się zaczął, gdy okazało się, że był nie jeden, a sześciu Painów.

Westchnął głośno.

– Oczywiście, Namikaze musiał z nim walczyć, bo jakże by inaczej? A potem zaczął sobie z nim gadać, coś tam jakieś bzdurki o nienawiści, wojnie i pokoju i–––

– Uchiha. – Naruto przerwał mu ostro. – Czekaj chwilę. Nie skacz tak bardzo.

Shisui kiwnął głową z aprobatą.

– Wypadałoby powiedzieć, jak to dokładnie wyglądało.

– Nie chce mi się – Sasuke wzruszył ramionami. – Poza tym, przez pierwszą połowę byłem w innym miejscu. Dopiero potem pojawiła się ta trójka.

Ta trójka, czyli kto?

– Hebi – głos Sasuke przypominał syk węża.

Sasuke zmarszczył brwi, zapatrzony w wioskę. Co jakiś czas słychać było tam huki i wybuchy, zapewnie będące efektem jakiejś techniki. Uchiha już od dłuższej chwili walczył z chęcią ruszenia na pomoc walczącym, ale świadomość, ile osób przebywa w schronach, zawierzając mu swoje życie, wystarczała, by się powstrzymał.

Zagrożenie było realne – już wcześniej miał okazję pozbyć się jednego z ciał Paina, który najwyraźniej zdumiał się tym, jak niewiele osób przebywa w wiosce i poszukiwał ludzi. Na szczęście, sam Pain bardziej interesował się walką z Naruto, ale zawsze istniało prawdopodobieństwo, że tutaj wróci.

Dlatego właśnie też Sasuke stał teraz w okolicy schronów, słuchając raportów z obecnej sytuacji. Wszystko zawdzięczał jednemu z członków klanu Hyuuga, który dzięki swoim oczom był w stanie wszystko doskonale zobaczyć. Sasuke nie miał pojęcia, dlaczego akurat ten Hyuuga zdecydował się z nim współpracować, ale też niezbyt go to interesowało.

– Został tylko jeden Pain – poinformował Hyuuga, zapatrzony w ruiny wioski. Większość budynków została już zniszczona – nic dziwnego, pośrodku wioski bowiem widniała wielka, głęboka dziura. Tam właśnie toczyły się najcięższe walki. Tylko dzięki sprawnej ewakuacji mieszkańców udało się uniknąć ogromnych strat w ludziach, ale cały czas sytuacja nie była zbyt ciekawa. – Na razie toczy walkę z Naruto.

– Pain jest sam? – upewnił się Sasuke.

Hyuuga, którego imienia Sasuke cały czas nie potrafił spamiętać, kiwnął głową.

– Owszem.

– Nie ma nikogo? – dopytał się Uchiha. – Ani jednego innego z Akatsuki? On jest sam, samiuteńki jak palec?

– No właśnie to powiedziałem – Hyuuga spojrzał na niego z irytacją.

– Ty się lepiej gap przed siebie – parsknął Sasuke. – Mam na myśli, że zazwyczaj jak ktoś atakuje wioskę, szczególnie taką wioskę jak Konoha, to stara się mieć jakiś plan w zapasie. Lub jakiegoś sojusznika. No, chyba, że jest samobójcą. Ale ten cały Pain mi na samobójcę nie wygląda. A to oznacza, że pewnie ma coś – lub kogoś – jeszcze w zapasie i...

Nie dokończył.

– Przejmij chwilowe dowództwo – rozkazał Sasuke.

– Co? – Hyuuga odwrócił się do niego gwałtownie.

– Patrz. W. Wioskę. – Wysyczał Sasuke. – Jeśli Namikaze zginie lub przegra, a Pain skieruje się w naszą stronę, wyślij oddział ANBU do odwrócenia jego uwagi i ewakuuj cywili. Ja zaraz będę. Powodzenia.

Nie czekając na reakcję Hyuugi, prędko opuścił swój posterunek. Nienawidził porzucać swoich ludzi w takim momencie, ale tak czysto teoretycznie, to ich nie porzucał. Tylko na minutę udawał się w miejsce, z którego wyczuł dziwne źródła czakry. W tym jedno znajome.

Zagłębił się w las, dzięki czemu hałasy toczonej bitwy lekko ucichły.

– Co wy robicie? – spytał, zatrzymując się.

Zza drzew wyjrzała trójka ludzi. Jedną z osób rozpoznał od razu – to była ta dziewczyna, szalona okularnica, która zaatakowała go, gdy tylko przeszedł przez Lustro. Obok niej stał szczupły chłopak, którego wyszczerzone zęby z jakiegoś dziwnego powodu przypominały Sasuke rekina. Z nim zaś, trzymający się nieco na uboczu, stał dobrze zbudowany mężczyzna. On także wpatrywał się uważnie w Sasuke.

– Pytałem się, co––

Nie zostało dane Sasuke skończyć.

Po raz kolejny chłopak został potraktowany jak poduszka. Czerwonowłosa dziewczyna wtuliła się w niego, wpadając w ryk.

– Gdzie ty byłeś tyle czasu, Sasuke–kun?! – krzyknęła, rozemocjonowana. – Ba–Bałam się, że ktoś cię zaatakował – zachlipała. – Miałeś wrócić do bazy, ale cię tam nie było.

– A potem posłyszeliśmy, że Konoha cię zgarnęła – wtrącił się niższy chłopak, zakładając ręce na piersi. – Przyszliśmy zobaczyć, jak sobie radzisz, ale widzę, że dość mocno się zaaklimatyzowałeś.

Sasuke miał ochotę coś powiedzieć, ale dziewczyna zaczęła coś krzyczeć. Być może wysłanie ją na Paina byłoby dobrym pomysłem. Powrzeszczałaby, a władca Amegakure stwierdziłby, że nie, że ma dość i że zostawia Konohę na łaskę i niełaskę czerwonowłosej.

– Uspokój się w końcu, Karin! – warknął Sasuke, przypominając sobie, co opowiadał mu o dziewczynie Itachi.

Trójka stojąca przed nim wchodziła w skład drużyny zwanej Hebi, której celem było doprowadzenie do śmierci nikogo innego, tylko Itachiego.

No i oczywiście, że gdy Sasuke nagle zniknął, nie mogli tego zostawić tak po prostu.

– A–Ale – Karin siorbnęła nosem. Sasuke skrzywił się. Będzie musiał później sobie wyczyścić ubranie. Jeśli tylko Konoha przetrwa, rzecz jasna. – Martwiłam się. Tak bardzo się o ciebie martwiłam.

Ona jest gorsza od mojej matki. A to naprawdę coś!

– Dobrze, dobrze, już nie będę uciekać, zgoda? – spytał Sasuke, licząc, że tyle wystarczy, by ją spławić.

Naiwne myślenie.

– Pomożemy ci uciec! – wykrzyczała Karin, patrząc na niego z uwielbieniem. – Chodź, Sasuke–kun! Teraz, dopóki oni sobie tam walczą!

Uchiha westchnął i delikatnie, acz zdecydowanie, zmusił ją, by go puściła.

– Nie mam zamiaru opuszczać Konohy.

Drużyna Hebi zamarła.

– Co? – głos Karin złamał się. – Ale...

– A co z twoim bratem, Sasuke? – Suigetsu uniósł brew. – Nie mieliśmy go atakować?

– A, kwestia Itachiego? – Sasuke zerknął na chłopaka uważnie. – Znudziło mi się to.

Uchiha zastanowił się przez chwilę.

– O, mam pomysł. – Uśmiechnął się radośnie. – Może zostaniecie tutaj? Pomówię z Tsunade–sama. Albo z kimkolwiek innym. Jeśli pomożecie teraz Konosze, na pewno was przyjmą. A przynajmniej udadzą, że się nad tym zastanawiają.

Stojąca przed nim trójka wymieniła zdezorientowane spojrzenia.

– Przyznaj się, kim jesteś i co zrobiłeś z Sasuke? – Suigetsu przychylił głowę w bok.

Karin zagryzła wargę, po czym wybuchnęła:

– O czym ty mówisz, Suigetsu?! – podniosła głos. – Jak nie patrzeć, to to Sasuke! Jak chce zostać w Konosze, to dobrze! Ja też zostaję!

– Zdecydowałem, że podążę za tobą, Sasuke – wtrącił się dotąd milczący Juugo.

Suigetsu popatrzył z niedowierzaniem na tę dwójkę, a potem na Sasuke.

– Serio? – spytał. – Tak po prostu zmieniamy stronę?

Najmłodszy żyjący Uchiha skinął radośnie głową.

– Nom.

Suigetsu przyjrzał mu się podejrzliwie.

– Chcę miecz. Ten, który ma Kisame. Samehadę.

– Dobra. – Sasuke raz jeszcze pokiwał głową. – Jak ocalimy świat, będziemy mogli zabrać za walki z różnymi ludkami.

Drużyna Hebi popatrzyła po sobie, po czym powzruszali ramionami. W sumie dobre to i to.

– No, to teraz, czy moglibyśmy zabrać się za ważniejsze rzeczy? – Sasuke klasnął w dłonie ponaglająco. – Takie jak ratowanie świata i inne bzdurki? Wiem, że wam się nie chce, ale choćby poudawajmy, że coś robimy, dobra? Wtedy też...

Urwał.

Odwrócił się z irytacją, wyczuwając zbliżającą się czakrę.

– No co tym razem? – warknął, widząc Hyuugę, tego samego, z którym nie tak dawno rozmawiał. – Konoha już padła? Czy może Apokalipsa się rozpoczęła? Albo atak zmutowanych zombie?

Oczy Hyuugi rozszerzyły się, gdy zobaczył zgromadzonych, ale nie skomentował tego. Zamiast tego zwrócił się do Sasuke:

– Pain się zatrzymał.

Uchiha zmarszczył brwi.

– W sensie że nie żyje?

– Nie. Zatrzymał się. W samym środku jakiejś przemowy.

Sasuke wywrócił oczami.

– No to niech ktoś go dobije! Tak ciężko to zrobić?

Hyuuga zawahał się.

– Jeśli o to chodzi...

– To? – ponaglił go Sasuke.

– Naruto chciał to zrobić, ale potem sam także zamarł, jakby dostał jakąś wiadomość i ruszył poza wioskę. A potem wszyscy zmarli zaczęli wracać do życia.

Sasuke jęknął.

– I gdzie tu sprawiedliwość? Jak umiera bohater drugoplanowy, to nikt go nie wskrzesza! A ci to se po prostu wracają do życia!

Pewna myśl sprawiła, że zamarł, po czym zaczął liczyć w pamięci ilość krzyków Karin. Ile oni spędzili na takiej, zdawałoby się, krótkiej rozmowie?

– A więc to koniec? – Karin spojrzała na chłopaka.

– Na to wygląda – wymruczał Sasuke. – Chyba świat i Konoha zostały uratowane bez naszej pomocy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro