Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

decyzja

Shisui umilkł, a jego oczy wróciły do normalnego koloru. Przez krótką chwilę ani jeden ze zgromadzonych się nie odezwał.

Oh, cudownie. Genialnie wręcz. Sasuke po prostu marzył o takiej sytuacji.

Za kogo uważał się tamten Sasuke?

– To kim jest ta moja dziewczyna? – odezwał się Naruto.

– Nie twoja, tylko tego drugiego Naruto – poprawił go Sasuke.

Przechylił głowę w bok.

– Ale przecież skoro tamten to też ja, to z tego wynika, że jesteśmy tym samym, nie?

Sasuke spojrzał na niego z irytacją. Wygłupiał się czy mówił to na serio?

– Cóż... – odchrząknął Shisui. – Z tego wynika, że póki co nie możesz wrócić do siebie. Może to i nawet lepiej, skoro tam najwyraźniej nie jest za ciekawie.

Młodszy Uchiha raz jeszcze przejrzał list, licząc, że znajdzie coś nowego, że zwróci uwagę na jakąś informację, którą wcześniej przegapił.

Informacje, które zmusiły Starszych Konohy do samobójstwa lub ucieczki z wioski... Co to mogło być? Oraz tajemnicza dwójka pozostałych Akatsuki... Z tego, co wiedział, było ich wcześniej więcej. Po pokonaniu przez Sasuke Deidary powinna zostać ich szóstka:Tobi, Pain, Konan, Zetsu, Kisame oraz Itachi. Jeśli więc zostało ich tylko dwoje, to kto to był? I jakim cudem w tak krótkim czasie aż tak bardzo się zmniejszyła ich liczba?

Mógł mieć tylko nadzieję, że tamten Sasuke nie zabił Itachiego. Itachi był jego celem. Nikt inny nie mógł go zabić. To musiał być on.

– Hinata – powtórzył Naruto. – Nie, jednak jej nie znam. Teraz tak na serio, kim ona jest?

– Weź daj sobie siana. Jej tutaj nie ma – warknął Sasuke, zastanawiając się, co teraz po powinien zrobić.

Tak po prostu wrócić do wioski?

I potem za miesiąc przemierzać tą samą drogę?

– Sasuke – zaczął Shisui, jakby namyślając się, co powinien powiedzieć. I czy w ogóle miał prawo pytać się o to w obecności Naruto. – Cały czas nie powiedziałeś nam, dlaczego wasza Hinata u was nadal żyje.

Sasuke rzucił mu zirytowane spojrzenie. Czy to naprawdę było aż takie ważne? On tu miał cały inny świat do ogarnięcia!

– To potem. Właśnie, Shisui – odezwał się powoli młodszy Uchiha.

– Hm?

– Będziemy musieli zabrać to lustro ze sobą – stwierdził Sasuke z wyraźnym niezadowoleniem.

Naruto i Shisui spojrzeli na niego z zaskoczeniem.

– Czy ty wiesz, jak bardzo jest ono ciężkie? – blondyn popatrzył na niego sceptycznie.

– Nie wiem – przyznał Sasuke. – Ale nie ma sensu bawić się w ucieczki z Konohy. Nie spędzę też tutaj kolejnego miesiąca.

– Przydałoby nam się jakieś zwierzę, by je przenieść – zaczął zastanawiać się na głos jego kuzyn, stwierdzając, że dopyta chłopaka o kwestię Hinaty i klanu Uchiha, obecność którego członka miałaby być zaskoczeniem, później.  – Albo jakiś powóz. Możnaby coś spróbować wypożyczyć z pobliskiej miejscowości.

– Zboczony Pustelnik ma swoje żaby – zauważył Naruto, po czym westchnął. – Ale tato wysłał go z jakąś misją do Kraju Błyskawic... a może Wody? Nie wróci przez jakiś czas.

– No to chyba zostaje nam pożyczenie wozu – Shisui wzruszył ramionami. – Trochę się wykosztujemy, ale mówi się trudno. Drastyczne czasy wymagają drastycznych środków.

Sasuke kiwnął głową. Pomysł nie był zły.

––––

W Konosze czekał nich komitet powitalny w postaci Uchihy Fugaku oraz Czwartego Hokage.

Stali przed bramą wioski. Nietrudno było się domyślić, że dostali wiadomość, iż zbliżają się uciekinierzy – od pewnego czasu nie dało się nie wyczuć obecności shinobi, którzy obserwowali powracających, nawet nie starając się ukrywać.

– Uchiha Sasuke. Uchiha Shisui. Namikaze Naruto – zaczął Czwarty, a jego głos był dziwnie radosny. – Gdzie byliście przez ostatnie dwa tygodnie?

– Cholera – wyszeptał do ucha Sasuke Naruto. – Jest wściekły.

Shisui jedynie założył ręce na piersi.

– Musieliśmy coś zbadać – oznajmił, podnosząc podbródek.

– I dlatego opuściliście wioskę? – Minato uniósł brew. Na szczęście, obok nich nie było zbyt wiele osób, jedynie dwójka strażników, która nagle zainteresowała się swoimi butami.

– Owszem – odezwał się Sasuke.

Kuzyn rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie, a wzrok Czwartego skierował się w jego stronę.

– Sasuke – tym razem to Fugaku przejął inicjatywę. – Czy ty jesteś świadomy, co zrobiłeś?

– Mam szesnaście lat – zauważył jego syn.

– Nadal jesteś dzieciakiem – odparł Fugaku, a jego głos był suchy i bezuczuciowy. – Jak mam uwierzyć, że mogę powierzyć ci przyszłość naszego klanu, gdy zachowujesz się w taki sposób? Twoja matka niemal zawału dostała, gdy dowiedziała się o twoim zniknięciu.

– Przecież zostawiłem wiadomość i––

– A ty, Shisui – ojciec wydawał się nie usłyszeć jego słów – po tobie spodziewałem się czegoś więcej.

Starszy z kuzynów spróbował się zaśmiać.

– Chciałem zapewnić im odpowiednią ochronę – zaczął. – Na wszelki wypadek, gdyby––

– Właśnie, nie byliśmy sami! – wszedł mu w słowo Naruto. – To nie był pierwszy raz, gdy wyruszaliśmy na jakąś misję!

– Ale dotąd zawsze wiedziałem, gdzie jesteś i co robisz – wtrącił się Minato. – Skąd mogliśmy mieć pewność, że odeszliście z własnej woli? Naruto, jesteś synem Hokage, wiele osób przez ciebie może chcieć się na mnie zemścić.

Chłopak wzruszył ramionami.

– Nie przesadzajmy. Przez szesnaście lat nikt nie próbował mnie porwać czy zabić tylko z powodu mojego nazwiska.

– Ponieważ przez te szesnaście lat za każdym razem był ktoś przy tobie, albo ANBU, albo Jiraiya–sensei. Świat shinobi nie jest przyjemny. Nie myśl sobie, że każdy będzie chciał zostać twoim przyjacielem.

Naruto jedynie wywrócił oczami.

– Okej, okej, zawaliłem. Przyznaję. Mogłem ci powiedzieć. Ale wtedy ty byś mi nie pozwolił iść. Dlatego właśnie nic nie powiedziałem, dattebayo!

– A twoja siostra? Neisha nie miała pojęcia, co o tym wszystkim myśleć! – Minato lekko podniósł głos. A to było już coś. Bowiem z tego, co go poznał Sasuke, to Minato nigdy nie podnosił głosu. Zawsze był opanowany i radosny. W porównaniu do swojej żony był istną oazą spokoju.

Fugaku chrząknięciem zwrócił na siebie uwagę.

– Shisui, Sasuke, chodźcie za mną – powiedział, co nie zwiastowało niczego dobrego. – Musimy porozmawiać. Na osobności.

Sasuke spojrzał na wóz, który póki co stał spokojnie. Koń do niego przywiązany radośnie skubał trawę, nie przejmując się niczym i nikim.

– Naruto, zajmij się tym – nakazał blondynowi, który powoli zaczynał się wkręcać w kłótnię z ojcem. Na szczęście, usłyszał przyjaciela i skinął głową.

Sasuke westchnął ciężko w duchu, podążając za ojcem.

Naprawdę, w jego świecie niektóre rzeczy były o wiele, wiele prostsze.

––––

– Jesteś zirytowana – w pokoju rozległ się cichy głos.

Dziewczyna pokręciła z werwą głową, wpatrując się w pustą ścianę.

– Wcale nie – sprzeciwiła się.

– Siedź spokojnie – od razu zganił ją jej towarzysz, siedzący na niewysokim taborecie za nią. – Inaczej nie uda mi się ładnie ci zapleść włosów.

Wywróciła oczami, ale posłusznie przestała się ruszać. Zamiast tego przeniosła spojrzenie na swoje kolana, na których trzymała ochraniacz ze znakiem Kraju Błyskawic. Pogładziła jego rzeźbienia machinalnie, czując, jak łagodne dłonie jej przyjaciela metodycznie zgarniają kosmyki jej długich, ciemnoniebieskich włosów.

– Więc? – chłopak odezwał się po chwili ponownie. – Co cię tak bardzo irytuje, Nao?

Zacisnęła dłonie na ochraniaczu.

– Itsuki – syknęła.

Palce chłopaka zatrzymały się na sekundę, po czym wróciły do swojej pracy.

– Tak? – spytał niewinnie. – Pociągnąłem za mocno? Jeśli tak, to przepraszam.

– Dobrze wiesz, o co mi chodzi – wytknęła mu. Choć dzieliło ich kilka dobrych lat, Itsuki był przy niej od maleńkości, gotowy ją chronić, gdyby zaszła taka potrzeba. On jeden nigdy jej nie zdradził, na nim nigdy się jeszcze nie zawiodła.

– A ty dobrze wiesz, że zmieniasz temat, Naomi – zauważył, zawiązując końcówkę warkocza gumką do włosów. – Proszę. Gotowe.

Dziewczyna odwróciła się przodem do brata, który uśmiechnął się delikatnie, widząc jej skwaszoną minę.

– Czekam na odpowiedź. – Skrzyżował ręce na piersi.

Ona w ciszy uniosła dłonie, zawiązując ochraniacz na czole, byle tylko czymś się zająć. Uciekła wzrokiem w bok, omiatając spojrzeniem pokój, w którym mieszkała przez większość część swojego życia. To tu wracała po wycieńczających treningach, to tu spotykała się z nieliczną grupą zaufanych przyjaciół. Ale to było jej miejsce. Jej dom. Nie zamieniłaby go na nic innego.

– Jiraiya–sama nadal nie opuścił Kumogakure – wyznała ostatecznie Naomi, a jej głos był cichszy niż zazwyczaj. To cały czas był Itsuki, ale mimo wszystko czuła się zakłopotana, mówiąc o emocjach na głos. – Niepokoi mnie to.

Oczy chłopaka patrzyły na nią z cierpliwością.

– Z całą pewnością ma jakieś powody, aby tutaj przybywać – powiedział ostrożnie.

– Wiem – potwierdziła prędko. Przygryzła wargę, szukając odpowiednich słów. – Ale... Nie podoba mi się, jak się na mnie patrzy.

Itsuki wstał z taboretu, po czym, nie patrząc na nią, zabrał się za układaniem papierów, które dziewczyna wcześniej nierozważnie rozrzuciła.

– A, poczekaj chwilę, ja to posprzątam! – poderwała się Naomi. Itsuki miał tendencję do sprzątania po niej i naprawiania wszystkiego, co zepsuła. Zawsze tak było.

On jedynie uniósł rękę, zatrzymując ją w pół ruchu.

– Porozmawiam z Jiraiyą–sama na twój temat – obiecał, kontynuując swoje zadanie.

– Nie, to nie o to mi chodziło! – zaprzeczyła prędko.

– To o co? – uniósł brew.

– Ja... – zacięła się. Wbiła wzrok w podłogę. – Mam wrażenie, że on...

Urwała. Nie potrafiła się zmusić do wypowiedzenia tych słów.

– Że on? – Itsuki cierpliwie czekał na ciąg dalszy, co tylko speszyło jego przyjaciółkę.

– Że on się patrzy na mnie, ale nie widzi mnie, tylko kogoś innego – słowa opuściły jej usta, nim zorientowała się, co właściwie powiedziała.

Naomi cofnęła się o krok, sama zszokowana tym, co powiedziała. Na jej nieszczęście, nie zauważyła krzesła, na którym sama przed chwilą siedziała, przez co wywróciła się i upadła na podłogę.

Zamknęła oczy, leżąc rozłożona na ziemi. Jakby z daleka dobiegł ją cichy śmiech przyjaciela.

– Chodź, niezdaro – gdy tylko otworzyła oczy, zauważyła, że tamten wyciąga w jej stronę dłoń i nachyla się nad nią. – W tym tempie nigdy nie zdążymy na spotkanie.

Chwyciła jego dłoń z wdzięcznością i pozwoliła mu się podnieść.

– Jakie spotkanie? – spytała sennie. Zbyt późno położyła się wcześniejszej nocy i choć wiedziała, że Itsuki poszedł spać jeszcze później – widziała, jak w skupieniu kończy raport z ich ostatniej misji – czuła się okropnie.

– Z Jiraiyą–sama, oczywiście – odparł tamten, a w jego czarnych oczach zabłysły łobuzerskie iskierki. Pierwotnie to ich dwójka została przypisana, by pilnować sannina, który zapuścił się wgłąb Kraju Błyskawic z tylko sobie wiadomych powodów. Gdy dotarli do Kumogakure, Naomi liczyła, że tu ich zadanie się skończy i będzie mogła odgonić się od mężczyzny. Tak się jednak nie stało. Jiraiya sam poprosił, by to oni mu towarzyszyli podczas załatwiania swoich spraw w stolicy. Raikage po chwili namysłu przychylił się do jego prośby.

Naomi jęknęła.

– Proszę, tylko nie to.

Zmusiła się do ruchu. Prędko zebrała najpotrzebniejsze rzeczy i zniknęła na kilka minut w łazience.

– Hej, Nao – głos przyjaciela dobiegł zza zamkniętych drzwi.

– Hm? – spytała, prędko poprawiając makijaż. Nie należała do osób nadmiernie dbających o wygląd. Wręcz przeciwnie, nienawidziła przykuwać niepotrzebnej uwagi i czuła się dziwnie, gdy inni patrzyli na nią zbyt długo. Ale była też dorastającą nastolatką i miała swoje potrzeby.

– Lubisz swoje obecne życie? – pytanie było tak niespodziewane, że dziewczyna zamarła. Zaklęła pod nosem, gdy zorientowała się, że przy okazji też omsknęła jej ręka i pobrudziła się tuszem do rzęs.

Po co ja się w ogóle maluję? Zastanowiła się przelotnie. I tak podczas misji nie wolno im było się malować. Teraz robiła to tylko dlatego, że przebywała w stolicy.

– No tak – odezwała się po chwili, gdy już ogarnęła swój mały kryzys kosmetyczny. – A czemu pytasz, nii–san?

– Tak z ciekawości – odparł lekko jej przyjaciel.

Wzruszyła ramionami, a następnie opuściła łazienkę. Itsuki czekał już na nią, jak zawsze w pełni gotowy.

– Idziemy, Nao? – wskazał głową na drzwi.

Uśmiechnęła się słabo.

– Mówimy o Jiraiyi. Aż się boję, co znowu wymyśli.

Itsuki otworzył przed nią drzwi, a ona zadrżała lekko. Nie była pewna, czego to było efektem – chłodnego powietrze, które wdarło się do środka czy też tego, że przyjaciel spojrzał na nią z uwagą, zupełnie jakby widział ją po raz pierwszy. Nie spodobało jej się to spojrzenie. Czasami, gdy Itsuki tak na nią patrzył, nie była w stanie się domyślić, o czym on myśli.

Naomi uniosła lekko podbródek, zmuszając się do porzucenia ciemnych myśli i, postanowiwszy, że nie da się tego dnia wyprowadzić z równowagi, udała się na spotkanie z wysłannikiem Konohy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro