Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 6: In The Mirror


Uważaj na siebie, Alice.

Walcząc z potworami, sama możesz stać się jednym z nich. 


   Nie zmrużyłam oka przez całą noc. Czułam się jak skacowany szop, ale nie wzięłam tabletek. Nie obudziłam również Ellie. Głowę miałam przepełnioną słowami, które przeczytałam z jej laptopa. Brak przyjaciół. Śmierć. Psychopata. Pokój. To o mnie musiało chodzić. Chwilami wahałam się, czy Ellie naprawdę rozmawiała ze sztuczną inteligencją, choć czy ktokolwiek inny wiedziałby o moich problemach?

   Nie. Nie mógłby. Nikomu nie ufałam na tyle, żeby powiedzieć prawdę. Nawet w myślach nigdy nie nadałam temu żadnej nazwy.

   To musiał być bot. Straszny, głupi i nieśmieszny bot.

   Spokoju ducha jednak nie odzyskałam. Nieważne, jak bardzo próbowałam, i jak bardzo czułam się zmęczona, sen nie nadchodził. Posunęłam się nawet do takiej desperacji, że zaczęłam liczyć barany — bez efektów.

   Nagle w mojej głowie zrodził się pomysł, którego nie byłam w stanie wyperswadować. Walczyłam z tym, naprawdę, ale gdy pozostały dwie godziny do świtu straciłam cierpliwość i nadzieję na spokojny sen.

   Potrzebowałam odpowiedzi. Potrzebowałam pewności, że wszystko, co widziałam i słyszałam, było wymysłem mojej wyobraźni. Nie obchodziło mnie, jak zareaguje Ellie, gdy się dowie. Jeśli coś sobie uroiłam, przeproszę. Jeśli nie... nie wiedziałam, co mogłabym zrobić.

   Sięgnęłam po laptopa Ellie, którego nie schowałam z powrotem do walizki, i uruchomiłam go ponownie. Wzięłam głęboki oddech, kiedy ekran się rozjaśnił. Tym razem sama weszłam na stronę Cleverbota; o dziwo, była pusta, bez żadnego śladu po odbytej wcześniej rozmowie, którą widziałam. Może sprzęt złapał jakiegoś wirusa albo rzeczywiście się zepsuł? Chciałabym, żeby okazało się to prawdą.

   Z lekkim wahaniem wystukałam na klawiaturze pierwszą frazę.



User: Hej.

Cleverbot: Pa.

User: Chcę porozmawiać.

Cleverbot: Teraz wychodzę.

User: Dlaczego?

Cleverbot: Bo chcę.

User: Znasz Ellie?

Cleverbot: Nie.

User: Jesteś botem?

Cleverbot: Domyśl się :)

User: Myślę, że jesteś.

Cleverbot: Porozmawiajmy później, Ali.

Cleverbot: Chciałby cię bliżej poznać, ale nie teraz :)



   Dreszcze niepokoju przebiegły mi wzdłuż kręgosłupa. Krew odpłynęła z twarzy. Przeczytałam tekst kilka razy, lecz wciąż nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Przygryzłam w zamyśleniu dolną wargę, zaczęła szczypać, gdy zdarłam z niej naskórek. Na języku poczułam smak krwi. Przełknęłam ją razem ze śliną, zawieszając dłonie nad klawiaturą. Popełniłam błąd, pozwoliłam ponieść się emocjom i teraz miałam jeszcze większy mętlik w głowie. Nie znałam możliwości tej osoby, AI — czy czegokolwiek, co się za tym naprawdę kryło — więc nie wiedziałam, jak daleko mógł się posunąć. Jednak sama świadomość tego, że ktoś poznałby moje słabe punkty i sekrety, była zatrważająca. A jeszcze nie tak dawno sądziłam, że mojej zrujnowane psychiki nic nie zniszczyłoby bardziej. Cóż za ironia. Potwory przeszłości nie tylko machały do mnie z daleka — one przedzierały się do teraźniejszości.

   Uśmiechnęłam się enigmatycznie. Czy podczas ostatniej sesji terapeuta nie powiedział, że nie mogło mnie spotkać nic gorszego od tego, co już przeżyłam? Jak głupia byłam, wierząc w to.

   Wzdrygnęłam się, kiedy usłyszałam kolejny jęk Ellie. Wstyd przyznać, ale na moment całkowicie zapomniałam o jej obecności. Przypomniałam sobie, że miałam ją obudzić i przysięgam, że naprawdę chciałam to zrobić. Był tylko mały problem z moimi nogami — odmówiły mi posłuszeństwa. Gdybym trzymała się swoich postanowień i od początku ignorowała egzystencję Ellie, wszystko wyglądałoby inaczej.

   Tytuł hipokrytki roku znajdował się w zasięgu moich rąk.

   — Alice? Nie śpisz?

   Niemal wyskoczyłam ze skóry, słysząc głos Ellie. Moje serce przypominało teraz rozpędzonego mustanga. Spojrzałam na nią rozwartymi oczami, widząc, jak przeciera opuchnięte powieki z taką intensywnością, jakby chciała z nich coś zedrzeć.

   — Czy... wszystko w porządku? — zapytałam.

   Nie było za późno, żebym naprawiła swój błąd i przestała dbać o Ellie, ale kompletny brak zainteresowania — do tego w takiej sytuacji — wydawał mi się aż zanadto okrutny. Ellie zasługiwała, by się o nią martwiono.

   — To nie ja ślęczę w środku nocy nad laptopem — wymamrotała, siadając i przysuwając poduszkę na kolana, żeby oprzeć na niej łokcie. Zaraz potem położyła głowę na dłoniach.

   — Ale to ty wydajesz się... wykończona i wymizerniała.

   — Zawsze z rana tak wyglądam. — Uśmiechnęła się lekko, ale jej oczy nagle zmieniły wyraz, jakby były dwoma martwymi kamieniami, w których nie można odczytać absolutnie niczego i nie widać śladu życia. — Czy to nie mój laptop?

   Przez kilka sekund wpatrywałam się pustym wzrokiem w obudowę laptopa, surrealistycznie słodkiego i uroczego, zanim odłożyłam go z powrotem na biurko.

   — Chciałam sprawdzić... — Czy coś cię opętało. Nie. Nie mogłam tego powiedzieć. — Nie byłam do końca pewna, czy mówiłaś prawdę, że twój laptop się zepsuł. Pomyślałam, że może się zdenerwowałaś na poziom, którego nie możesz przejść czy coś w tym stylu. Nie jestem taką profesjonalistką jak ty, ale czasami też w coś pogrywam, więc chciałam spróbować ci pomóc i dowiedzieć się, co tak naprawdę się stało. Przepraszam, że zrobiłam to bez twojej zgody.

   Myślałam, że moje oświadczenie ucieszy Ellie. Albo przynajmniej nie wywoła żadnej dramatycznej reakcji. Jednak znowu się pomyliłam.

   Twarz Ellie wykrzywił brzydki grymas. Z gniewem w oczach, zmarszczonymi brwiami i drgającymi mięśniami przy policzkach wyglądała jak zła bliźniaczka Ellie, z którą przyszło mi przez cały ten czas koegzystować. Sprawiała naprawdę straszne wrażenie. Szczególnie z nabiegłymi krwią białkami i czarnymi cieniami pod powiekami.

   — Jak mogłaś grzebać w moich rzeczach?! Co z ciebie za współlokatorka?

   — Przepraszam, postąpiłam źle, ale... O co chodzi z tym Cleverbotem? Wiem, że zawsze wypisuje głupoty, ale rozmowa, którą z nim odbyłam była co najmniej psychodeliczna.

   Ellie rozwarła szeroko oczy. Jej twarz stała się trupioblada.

   — Rozmawiałaś... z nim?

   — Tak. Minutę albo dwie. I sam zamknął okno chatu. Uwierzysz w to? — Celowo nadałam swojemu głosowi beztroski ton, aby Ellie nie myślała, że traktowałam rozmowę z Cleverbotem poważnie.

   Rzecz jasna, nie mogłam wspomnieć o tym, że przeczytałam również ich rozmowę. Przyniosłoby to więcej szkody niż pożytku. Tak myślałam, do czasu aż Elie gwałtownie nie wstała ze swojego łóżka. Zszokowana patrzyłam, jak chwyta laptopa i rzuca nim z całej siły o podłogę. Zaraz potem zaczęła po nim skakać, następnie kopać i uderzać pięściami, aż knykcie jej nie poczerwieniały. Byłam tak otępiała, że dopiero widok krwi mnie ocucił.

   — Ellie! Ellie, wystarczy! Przestań! — Złapałam ją za ramiona, odsuwając siłą do tyłu. Dostałam łokciem w nos, ale nie puściłam jej, dopóki się nie uspokoiła. — Co ci strzeliło do głowy? Jeśli tak bardzo chciałaś się tego pozbyć, wystarczyło wyrzucić przez okno.

   Ellie powoli przeniosła na mnie wzrok. Widziałam w jej oczach obłęd oraz strach. Musiało do niej dojść, co właśnie zrobiła.

   Zerknęłam na jej zakrwawione ręce i odetchnęłam z ulgą, kiedy zauważyłam, że nie zrobiła sobie poważnej krzywdy.

   — Już dobrze — powiedziałam i przytuliłam ją niezgrabnie. W uszach dudniło mi bicie mojego serca. Serc. Były dwa. Nie, to tylko iluzja. Chciało mi się płakać, ale to Ellie płakała, więc nie mogłam się rozkleić. — Niczym się nie martw. Pomogę ci.

   Nie jesteś w stanie sobie pomóc, a innych chcesz ratować? Co za arogancja. To brzmiało jak moje myśli. Tylko głos, który je wypowiedział, się nie zgadzał.



~ ♠ ~



   Spuściwszy głowę, Ellie szybko mnie wyminęła i zniknęła w jednej z kabin po tym, jak zasunęła ohydną morelową zasłonkę za sobą. Westchnęłam ciężko i podreptałam z kosmetyczką do umywalki, krzywiąc się na widok lustra upaćkanego pastą do zębów, ropą z pryszczy i szminką. Położyłam pudełko na zlewie i odwróciłam się z zamiarem pójścia pod prysznic, gdy nagle dostrzegłam jakiś ruch kątem oka. Zwróciłam się ku szklanej tafli i zaczęłam przyglądać się odbiciu swojej twarzy. Chwilę później moje wnętrzności przemieniły się w watę cukrową.

   Patrzyła na mnie błękitnymi oczami, wyglądającymi jak dwa spodki, uśmiechając się przy tym miło. Gest ten był prawie niezauważalny, lecz delikatny i subtelny, jak u Mona Lisy czy Damy z gronostajem. 

   Tyle że prawdziwa ja się nie uśmiechała.

   Lustro zaczęła pokrywać para. Uniosłam rękę, żeby coś napisać, jako dziecko uwielbiałam mazać po szybach, ale w porę się powstrzymałam. Udawaj, że tego nie widzisz — nakazałam sobie i uśmiechnęłam się szeroko. Tym razem moje odbicie odpowiedziało w taki sam sposób. Zbyt długo męczyłam się z podobnymi sytuacjami, żeby nie wiedzieć, jak należy je rozwiązać. A przynajmniej na niektóre z nich miałam sprawdzone sposoby.

   Weszłam do kabiny obok Ellie, ściągając szlafrok i odkręcając zawór z ciepłą wodą. Przez kilkanaście sekund strumień biczował moje plecy. Pozwoliłam sobie na to z uwagi na wczesną porę i brak innych dziewczyn. Gdyby nie pulsujący ból nosa i drobne skaleczenia na palcach, których nabawiłam się przy sprzątaniu pozostałości po laptopie Ellie, mogłabym zapomnieć, że cokolwiek takiego się wydarzyło. Jakbym nie musiała uważać teraz na Ellie, z przyjemnością zostałabym pod prysznicem jak najdłużej. To byłby dopiero luksus. Zaczęłam więc myć włosy i resztę ciała, sprężając się na tyle, aby szybko skończyć.

   Odsunęłam zasłonkę i wyszłam z kabiny na chłodne płytki, sięgając po ręcznik zawieszony na haczyku. W łazience było gęsto od pary, wszystkie lustra wyglądały na pokryte mgiełką. Spod jednej z kabin rozlegało się nieprzerwane kapanie. Założyłam szlafrok i odwróciłam się, żeby zapytać Ellie, czy już skończyła, ale nie było takiej potrzeby. Stała za mną.

   — I jak, lepiej się czujesz? — zapytałam.

   Nadal prezentowała się strasznie, jednak nie mogłam jej tego powiedzieć. Tylko uśmiech sprawiłby, że blada twarz nabrałaby odrobiny wigoru, ale tego też nie mogłam jej powiedzieć. Właściwie to miałam ograniczoną ilość bezpiecznych słów, które nie wywołałyby u niej dziwnej reakcji.

   — Trochę... — odparła szeptem.

   Nie odrywając od Ellie wzroku, na półślepo wymacałam kosmetyczkę i wyjęłam z niej grzebień.

   — Chodź, pomogę ci rozczesać włosy. — Pomachałam ponaglająco ręką, uśmiechając się zachęcająco.

   Ellie bez słowa stanęła przed lustrem, co teoretycznie miało mi ułatwić zadanie. Było jednak na odwrót. Nie odważyłam się jednak poprosić ją o zmianę miejsca.

   — Nie powiedziałam ci tego wcześniej, ale uważam, że masz naprawdę piękne włosy — dodałam i wzięłam w garść kilka mokrych kosmyków, rozczesując je kolejno od dołu do góry. — Sprawiają, że wyglądasz jak księżniczka.

   Paplałam bez sensu ze strachu o ciszę. Świt nastał parę minut temu, ale na zewnątrz wciąż było ciemno i przez to żadne naturalne światło nie oświetlało łazienki. Gdybym milczała, gdybym się wsłuchała... usłyszałabym głosy. A dla dobra Ellie musiałam pozostać trzeźwa umysłowo. Zanadto zamyślona nie zauważyłabym w porę czegoś podejrzanego albo niebezpiecznego.

   Tak jak teraz.

   Gdy skrzypiącemu na suficie wentylatorowi udało się usunąć z łazienki nadmiar wilgoci, na powierzchni lustra zaczęły pojawiać się litery. Ściekały z nich kropelki wody, przypominające spływającą z rany krew.

   Ellie w żaden sposób nie zareagowała. Najpewniej dlatego, że głowę miała pochyloną, a wzrok wbity w ziemię. Mimo to wyprowadziłam ją czym prędzej z łazienki, nie oglądając się ani razu na lustro. Nie musiałam. W głowie bez przerwy tłukły mi się słowa wymalowanej wiadomości:

   WISI NAD TOBĄ FATUM.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro