Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dwa kroki w tył


Poe przyglądał się Huxowi leżącemu obok na łóżku. Od incydentu z Prydem rudowłosy był nerwowy. Chyba nie do końca wierzył, że Poe nie zamierza nic z tym zrobić. Ale prawdę mówiąc nikt w bazie szczególnie nie tęsknił za Prydem więc sprawa szybko ucichła. Mieli ważniejsze rzeczy na głowie niż martwy generał. A Poe zamierzał dopilnować, żeby nikt nie kwestionował niewinności Huxa. I chociaż było to nie do końca zgodne z jego zasadami to od kiedy poznał Huxa nic nie było tak jak zwykle. Przeczesał jego włosy widząc, że już nie śpi.
- Jesteś z Arkanis prawda?
- Mhm... - mruknął Armitage nie otwierając oczu.
- Mają.... Wiele tradycji? Jak to? - dotknął jego ust. Hux westchnął i spojrzał na niego rozdrażniony.
-To planeta, na której liczą się gesty... Bardziej niż słowa... I nie chcę o niej rozmawiać.
- O Arkanis?
- Tak Dameron. - Poe westchnął obejmując go.
- Chciałem cię lepiej poznać. - Hux przewrócił oczami.
- W porządku. Ale ani słowa o Akademii. Ani Komendancie.
- Jasne jak słońce Tage. Arkanis ma króla?... Rząd?
- Królową. To planeta starej arystokracji przywiązanej do imperialnych tradycji... Pałac, bale... Akademia.
- Bale? - Rudowłosy skinął głową godząc się już z tym, że Poe nie da mu dalej spać - Takie z tańcem? W dużej sali i... Um? Takie bale?
- Tak na tym zwykle polegają bale Dameron.
- Umiesz tańczyć? - rudowłosy przewrócił oczami.
- Umiem. Umiałem w każdym razie. Na Niszczycielach raczej się nie tańczyło. Raczej już nie pamiętam...
- Na Arkanis mówi się w basicu?...
- Od kiedy zajęło je Imperium tak. Ale mamy własny język.
- Znasz go? - rudowłosy skinął głową.
- Teraz jest raczej trochę zardzewiały, ale... Tak. Um. - uśmiechnął się rozbawiony, nachylił się i zamruczał mu coś do ucha. Poe poczerwieniał.
- Kriff... nie mam pojęcia co powiedziałeś Hux, ale dałbym sobie uciąć rękę, że było to coś nieprzyzwoitego.
- Bardzo. Nie powtarzaj tego nikomu... – posłał mu lekki uśmiech.
- Zapamiętam. Co z akcentem?
- z Akcentem?
- Włączasz go i włączasz? - uniósł brew - Słyszałem twoje przemówienia. I masz go, kiedy wydajesz rozkazy.
- Oh... Masz na myśli imperialny akcent? Tak... Tak to działa. Moja macocha mówiła w basicu bez akcentu, Komendant miał go zawsze, a moja matka częściej używała ojczystego języka. Nauczyłem się go w akademii. Wszyscy oficerowie go mają. Nie traktują cię poważnie jeśli mówisz z innym.
- Mitaka go nie ma
-I właśnie przez to i parę innych rzeczy nigdy nie awansował wyżej niż Kapitan. Czemu pytasz. Nie lubisz mojego akcentu pilocie? - zamruczał mu do ucha, a Damerona przeszedł dreszcz. Całe życie mógłby spędzić na kolanach, gdyby Hux do niego mówił. Nie ważne jak. Z akcentem, bez, w języku, który by rozumiał czy nie.
- Lubię twój głos - wciągnął powietrza czując jego usta na swojej szyi.
- Hm?... Lubisz mój głos?
- Kriff tak. Mógłbyś... Mógłbyś czytać instrukcje ewakuacji po arkanijsku i nadal byłbym zachwycony. - Hux zaśmiał się rozbawiony.
- Masz skłonności do przesady.
- Wiem. - Pocałował go. Rudowłosy odsunął go od siebie
- Mam pracę, Dameron.
- Za bardzo się nią przejmujesz, Hux.
- Nie wszyscy mają takie beztroskie pojęcie o swoich obowiązkach - Hux usiadł..
- Kto by pomyślał, że będziesz tak poważnie traktował naprawianie naszych myśliwców. -przygryzł wargę widząc wyraz twarzy Huxa - Kriff... Ja...
- Daruj sobie Dameron - mruknął rudowłosy naciągając na siebie koszulkę. - Mam pracę. - podniósł się zakładając resztę ubrań. Poe westchnął patrząc jak rudowłosy wychodzi. Podniósł się z łóżka. Kiedy przebrał się i doprowadził do porządku poszedł zjeść. Wziął trochę batoników proteinowych i herbatę. Znalazł Huxa siedzącego nad jakimś rozgrzebanym silnikiem.
- Przyniosłem ci śniadanie.
- Nie jestem głodny.
- Tage.
Rudowłosy westchnął.
- Mam cię dość Dameron, jesteś nie do zniesienia. Nie jestem głodny. - spojrzał na niego zirytowany.
- Przepraszam nie chciałem cię urazić. Wiesz, że doceniam to co robisz...
- Nie uraziłeś mnie. Zirytowałeś i nadal to robisz. Zejdź mi z oczu.
- Hugs.
- Nie.
- Powinieneś coś zjeść. Znam cię. Będziesz tu siedział cały dzień i nic nie zjesz.
- Zabawne. Nie masz o mnie najmniejszego pojęcia więc...
- Najmniejszego? - prychnął Dameron. Hux zacisnął usta wbijając wzrok w silnik. Poe westchnął i usiadł obok. Objął go ostrożnie. Rudowłosy nie odsunął się. - Chyba jednak mam... Jakieś pojęcie, Armitage...
-Przestań.
-Co?
- Przestań używać mojego imienia jak broni. - Poe pokręcił głową rozbawiony i oparł czoło na jego ramieniu
- Nie używam. Serio Hux. Nie możesz... Nie używam go jako broni. Po prostu mówię do ciebie po imieniu. Po prostu. To normalne. Wiem, że nie jesteś przyzwyczajony, ale to nic więcej. - Rudowłosy milczał. Zmusił się, żeby skupić uwagę znów na silniki. Dameron westchnął przyglądając się jak pracuje. - Nie chodzi o moje głupie paplanie prawda? Więc o co....? Wiesz, że możesz mi powiedzieć. Nie użyje tego jako broni. Nigdy. Jeśli o to się boisz.
- Nie boje się. - warknął rudowłosy.
- A ja tak. I przestań się zachowywać jakby to było coś złego. Boje się wielu rzeczy, a najbardziej boje się, że cię stracę. Wiem, że się starasz. Ale ja też Hux. Martwię się. Zależy mi na tobie. Wiem, że...
- Zamknij się Dameron. - Poe umilkł. Hux westchnął opierając czoło na silniku. Zamknął oczy nieruchomiejąc. Poe odsunął się powoli podnosząc się.
- Zjedz proszę. - zostawił go i odszedł w kierunku namiotu wspólnego. Usiadł przy jednym ze stolików z kawą.
- Poe.
- Fin!... Co u ciebie?
- Właściwie miałem spytać o to samo wyglądasz...
- To nic. Drobne... Ekhm... Jest ciężko.
- Z ... Nim?
- Mhm.
- Cóż. - usiadł naprzeciwko - nikt nie mówił, że będzie łatwo, prawda?
- Tak. Pewnie masz rację... Jest trochę... Trudny.
- Wyobrażam sobie. Przepraszam, że cię unikałem.
- Nie to... To jasne. Niecodziennie przyjaciele oświadczają, że chodzą z twoim byłym szefem, który... - westchnął. Wolał chyba nie kończyć tego zdania. – Fin pokiwał powoli głową.
- Tak. Coś w tym rodzaju. Więc. Jesteście razem.
- Można tak powiedzieć? Tak myślę. Mam nadzieję, że, to...
- Trudne.
- Tak. - przetarł twarz. -Od tego incydentu z Prydem. Zrobiło się jeszcze trudniej. Bardzo się od siebie różnimy. No wiesz... Znasz mnie. – zrobił bliżej nieokreślony ruch ręką. Fin zaśmiał się cicho i pokiwał głową. - Właśnie. A... On jest typem, który ukrywa nawet ulubione danie a co dopiero swoje uczucia. Nie jestem w to tak dobry jak on. Nie zgadnę o co chodzi, a on nic nie mówi. Myślałem, że do czegoś doszliśmy, ale – rozłożył ręce – Chyba jednak nie.
Fin pokiwał głową.
- Cóż... Wiem, że ci się to nie spodoba, ale w takim razie to jego problem. Nie twój.
- Martwię się - westchnął patrząc na kubek.
- Nie ma takiej potrzeby. - Poe podskoczył na krześle.
- Kriff! - Hux usiadł naprzeciwko z kubkiem kafu. - Od kiedy robisz sobie przerwy Armitage?
- Przynieś mi śniadanie. Poe. – Jeśli ktoś przy stole miał jakieś pojęcie o używaniu imion jako broni to był to bez wątpienia Hux. Dameron zacisnął usta nie wiedząc co na to odpowiedzieć. Wstał po chwili idąc w stronę barku z jedzeniem. Rudowłosy przeniósł wzrok na Fina.
- Martwi się.
- Nie mam na to wpływu.
- Owszem masz dupku. – Rudowłosy zacisnął usta i spojrzał na niego wściekle.
- Przepraszam. Generale Hux -zadrwił Fin. - Mój przyjaciel się o ciebie martwi - syknął.
- Przyjaciel? Nie odzywasz się do niego od dwóch miesięcy. Nie nazwałbym was przyjaciółmi.
- Ty zdaje się też często z nim nie rozmawiasz. Ja przynajmniej jestem z nim szczery. - Hux chciał się odciąć, ale Poe postawił przed nim talerz ze śniadaniem. Fin wstał. - Zostawię was. Poe usiadł naprzeciwko Huxa uśmiechając się.
- Jestem z was dumny. Nie rzuciliście się na siebie. - Rudowłosy odpowiedział mu krzywym uśmiechem. - Lepiej ci Armitage?...
- Mówiłem ci już, że wszystko... - Hux urwał biorąc głębszy oddech i kładąc ręce na stole. - Nie. - pokręcił głową i spojrzał na niego. – Nie Dameron. I obawiam się, że już nigdy nie będzie.
Zacisnął oczy próbując się uspokoić. Zabrał szybko rękę, kiedy Poe chciał go złapać.
- Tage...
Hux zacisnął zęby biorąc kolejny oddech.
- Nie. Nie dotykaj. Nie ma mowy. Nie będę miał pieprzonego ataku paniki przy śniadaniu - syknął przez zaciśnięte zęby. Wziął kolejny głęboki oddech czując, że traci kontrolę. Poe usiadł obok niego, objął go jedną ręką.
- Hej. Świetnie ci idzie Armitage. Nie przestawaj oddychać. Słyszysz mnie prawda?...
Rudowłosy pokiwał powoli głową. Chowając twarz w jego ramieniu. Poe poczuł jak jego ręce zaciskając się na jego kurtce i złapał go mocniej.
-Policzysz dla mnie do dziesięciu? Tage?
Wdech.

- Od - wydech - pieprz -wdech - się.

Tak. Z Huxem nigdy nie będzie łatwo.
- Jestem tu Hux. Jesteś bezpieczny. Oddychaj. A... Niszczyciele...? Mieliście ich trochę miały kreatywne nazwy.... - Hux milczał przez dłuższą chwilę walcząc z oddechem i Poe myślał, że go zignoruje ale usłyszał po chwili odpowiedź.
-Absolution, Conqueror, Fellfire, Finalizer, Ha... - Hux wziął głęboki oddech - Harbinger, Incinerator, Retribution, Silencer, Steadfast, Subjugator, Thunderer.
- Alfabetycznie - Poe uśmiechnął się - To wszystkie?
- Wszystkie typu Resurgent - Hux wziął jeszcze jeden oddech prostując się. Zamknął jeszcze na chwilę oczy.
- Chcesz wrócić do namiotu? Tam zjeść?
Hux pokręcił głową biorąc widelec.
- Nie. Wszystko w porządku. - Poe odchrząknął przyglądając się mu. Rudowłosy westchnął. - Wolę zjeść tu. - poprawił się i zerknął na niego. - I nie jest... Nie jest...
- Wiem. - Objął go. Rudowłosy pokiwał głową. Po śniadaniu rudowłosy wrócił do pracy. Poe nie zatrzymywał go, przynosił mu jedzenie. Wieczorem wyglądało na to, że Hux uspokoił się już całkiem. Był trochę apatyczny. Poe usiadł na łóżku całując go. Rudowłosy nie zagregował.
- Hej Tage...? - Hux oparł się plecami o chłodną ścianę. Poe pocałował go w ramię, ale rudowłosy znów nie zareagował. - Na co masz ochotę?
- Obojętnie mi. - Poe usiadł obok i zerknął na niego i chciał złapać go za rękę. Rudowłosy odsunął się. Dameron przymknął oczy odliczając w myślach do pięciu. Jeden krok na przód, dwa w tył. W porządku.
- Tage. Co powiesz... No nie wiem... Na... Jakieś słowo... Będziesz mógł dać mi znać, że czego nie chcesz bez... Większego wysiłku. No wiesz takie...
Hux uśmiechnął się rozbawiony i spojrzał na niego.
- Tak. Jestem zaznajomiony z ideą bezpiecznego słowa, Dameron.
- Uh... Więc?
- Fellfire. - Poe zaśmiał się cicho przymykając oczy.
- Oryginalne.
- Twoja kolej.
- Co? - spojrzał na rudowłosego który ciągle mu się przyglądał.
- Słyszałeś.
- Um... Dobrze... X-wing. - Hux prychnął. - Co?
- Nic. Idę spać - pocałował go. - Dziękuję. Poe.
Pilot zamrugał patrząc ja rudowłosy kładzie się na łóżku i zamyka oczy. Uśmiechnął się lekko i położył się obok.
- Zawsze do usług Armitage.

***********

- Znów się gapisz Dameron - wymamrotał Armitage ziewając.
- Nie śmiał bym...
Hux usiadł rozbawiony w widocznie lepszym humorze niż wczoraj.
- Mamy stawić się na odprawie. Rusz ten zgrabny tyłek.
- A... Więc jest zgrabny?... Tak myślałem, że ci się podoba.
- Prosisz się o siniaki Dameron
- Tylko jeśli będą na moim zgrabnym tyłku.
Hux westchnął zniecierpliwiony.
- Będą na twojej twarzy jeśli spóźnimy się na odprawę.
- Pracoholik. -zanucił Poe. Wydał z siebie bardzo nieprzystojny dźwięk, kiedy Hux pociągnął go za włosy odchylając jego głowę.
- Chyba nie słyszałem.
- Odprawa. Już wstaje.
- Tak myślałem. - skierował się w stronę prysznica. Poe uśmiechnął się patrząc za nim. Mój własny generał Hux. Mój własny Armitage Hux. Wszystko było tego warte.
*********
Poe oparł się o Holo stół obok Huxa. Resh i Velmont stali naprzeciwko w swoich mundurach.
-Panowie. - Leia weszła do środka. - Mamy coś do omówienia. - zamknęła drzwi. - Według informacji, które pozyskaliśmy pozostałe siły Najwyższego Porządku przegrupowują się bazie kosmicznej w Nieznanych Regionach.
- W bazie 206 - przerwał jej Hux wprowadzając koordynaty. - Dokładnie tutaj. Nie jest duża. Według procedur powinni udać się do co najmniej paru punktów zbiorczych. Jeśli wybrali jedną bazę kosmiczną to znaczy, że nie zostało im wiele zasobów.
- Albo dowódca nie wykazuje się kompetencją... - Hux przygryzł wargę zastanawiając się nad słowami Velmonta. Pokręcił głową.
- Ren jest niekompetentny, ale to nie on zajmuje się przegrupowaniem. Nie było go, ktoś inny musiał wydać rozkaz. Zdecydować, że baza ma wystarczająco pojemność, żeby przyjąć wszystkie jednostki. To dobra decyzja strategiczna. Jest oddalona od większości planet na której odnotowano aktywność Ruchu Oporu. Dotarcie tam zajęłoby wam miesiące bez nawigacji i baz danych Najwyższego Porządku. Bez Niszczyciela to praktycznie nie możliwe...
-Mamy Niszczyciela... - Leia spojrzała na niego.
- Nadal mówimy o liczbie personelu idącej w tysiące, ma'am. Baza została stworzone, żeby obsłużyć siedem okrętów typu Resurgent nie mówiąc o innych. Jeden Niszczyciel niewiele zdziała.
- Chyba, że zrobicie to w czym jesteście najlepsi. - Resh uśmiechnął się pokazując zęby -Wysadzicie ją. Jeśli Niszczyciela są zadokowane nie zdążą uciec.
-Nadal mówimy o setkach tysięcy personelu.
- Nie sądzę, żeby ich to obchodziło, Generale. Założę się, że nie widzą nawet ile personelu zginęło na Starkillerze.,. Może ich oświecisz? - Hux zacisnął usta czując na sobie spojrzenie rebeliantów. - Nie? Co najmniej dwa miliony personelu nie mówiąc o obsłudze cywilnej...
- A to nawet nie połowa populacji systemu Hosnian - odciął się Hux wbijając wzrok w Resha. Pilot zamknął się. - Starkiller był celem militarnym.
- Baza 206 też... - Hux pokręcił głową.
- Zakładając, że połowa personelu na Steadfaście była gotowa zdezerterować to wysadzenie bazy...
- Byłoby pozbyciem się potencjalnych sojuszników - powiedziała Leia patrząc na stół. - Co pan proponuje Generale?
Hux spojrzał na nią. Generale.? Pokręcił głową.
- Zabić Kylo Ren i zaproponować negocjacje. I zanim ktoś zarzuci mi osobistą zemstę jego odsunięcie jest konieczne. Nie zgodzi się na negocjacje. I nie dacie rady go zamknąć...
- Skąd ta pewność? - Rey spojrzała na niego. Wyzywająco. Dumnie. Ale Hux uśmiechnął się tylko pobłażliwie. Widział rzeczy, które z ludźmi robił Ren. Poczuł je na własnej skórze i nigdy nie uwierzy, że drobna dziewczyna byłaby go w stanie pokonać. Może kiedyś. Nie teraz.
- Nie dacie rady. - Rey zacisnęła usta.
- Nigdy nas nie doceniałeś - warknęła - i chyba kosztowało cię to bazę wojskową. - Hux zawiesił na niej wzrok.
- Nie dacie rady - powtórzył i przeniósł wzrok na Leie.
- Rey poleci pierwsza. Odwróci jego uwagę. Odciągnie go.
- A jeśli go się nie uda...? Co, jeśli ...
- Wtedy nie będzie negocjacji. Wysadzimy bazę. - spojrzała na niego. Hux zacisnął zęby. - siły nowej Republiki nadal tu nie dotarły mamy całą konieczną obsługę okrętu.
- 51% obsługi okrętu - przerwał jej Velmont. Leia patrzyła na niego w milczeniu.
- Każdy kto zdecyduje się lecieć zostanie oczyszczony z jakichkolwiek zarzutów.
-Moich oficerów nie da się kupić.
-Może sami powinni podjąć decyzję.
- Nie poprowadzę okrętu. Zresztą co, jeśli trafimy na Rena? Nie znamy jego pozycji. Nie wyczuje naszych intencji?
- Będę na okręcie. Jestem wstanie zakłócić jego zdolności nie będzie wiedział, że na okręcie są członkowie Ruchu Oporu ani jakie mamy intencje.

- Przy odrobinie szczęścia może się udać. – odezwał się Poe. Hux prychnął kręcąc głową. Na tym właśnie opierała się większość ich planów? Na szczęściu?

- Przy odrobinie szczęścia będziemy martwi. – spojrzał na pilota. – Potrzebujemy ton szczęścia, Dameron. Nie powinniśmy wyjawiać załodze szczegółów. – dodał po chwili przełykając dumę. Był przyzwyczajony do dowództwa, które lekceważyło jego sugestie. Które go nie doceniało i nie słuchało. Ale nigdy nie zamierzał przez to milczeć. -Powinni wiedzieć tylko to co konieczne. Kto dowodzi i że lecimy do punktu zboru, żeby się przegrupować.
- Chcesz ich wysłać na ryzykowną misję nie ujawniając ryzyka? Wystarczy jedno potknięcie i wszyscy będą martwi.
- Wszyscy jesteśmy już martwi, jeśli tego nie zrobimy. To kwestia czasu aż Ren tu dotrze.

- Nie przyłożę do tego ręki. – powiedział Velmont. Leia spojrzała na Huxa wyczekująco. Rudowłosy poczuł jak pilot obejmuje go. Chciał się w nim zatopić. Zamknąć oczy i już nigdy się nie poruszyć. Pokręcił głową.
- Nie. Polecę, ale nie będę dowodził. Ale znam kogoś kto nada się do tego doskonale.
*******
Hux kategorycznie odmówił wpuszczenia na pokład członków Ruchu Oporu bez przeszkolenia. Ci którzy mieli czynnie uczestniczyć musieli zostać włączeni w łańcuch dowodzenia inaczej przypłaciliby to chaosem. Na Gwiezdnym Niszczycielu nie ma miejsca na chaos. Hux zapiął kurtkę munduru i spojrzał na Damerona przyglądającemu się czarnemu mundurowi, który dostał. Uśmiechnął się pod nosem.
- Ogarnij się Dameron to tylko mundur.
- Będę wyglądał jak idiota.
- Ubieraj się musimy iść na mostek i nie pójdziesz tam w skórzanej kurtce. Za dobrze w niej wyglądasz będziesz rozpraszał oficerów.
Poe zaśmiał się.
- Oficerów? Czy ciebie.?
- Ja też jestem oficerem. Generałem.
- Skoro nie dowidzisz to po co idziemy na mostek. Mam TIEa w hangarze nie powinienem go... Pilnować? - Hux uniósł brew.
- Małe prawdopodobieństwo, że będzie potrzebny. Kapitan prosił, żebym był na mostu, a ja chcę żebyś ty był tam ze mną. Więc proszę składać mundur Komandorze, bo się spóźnimy. Zrozumiano?
- Sir, tak, sir.? - przedrzeźnił salut uśmiechając się.
- Jeśli zrobisz tak w mundurze podam cię do raportu i poniesiesz odpowiednie konsekwencji.
- To znaczy? Kto niby będzie czytał ten raport...?
- Generał Hux oczywiście i będziesz spał na podłodze. - Poe wywrócił oczami biorąc mundur. Przebrał się i założył oficerki. Hux utkwił w nim wzrok czując gorąco na twarzy. Poe wyglądał nieprzyzwoicie dobrze. Tak dobrze, że powinno być to nielegalne, odchrząknął. - Miałeś rację. Wyglądasz idiotycznie - odwrócił wzrok starając się skupić. Dameron prychnął oglądając się w lustrze, a potem spojrzał na Huxa i uśmiechnął się szeroko widząc jego zmieszanie. Objął go i przyciągnął do pocałunku.
- Niedosłyszałem Tage - zamruczał mu do ucha. - Jak wyglądam?
- Jak kompletny idiota – syknął rudowłosy. - Mamy być na mostku za pięć minut...

Poe zaśmiał się.

- Będę zaraz za tobą.
****††
Mitaka wziął oddech zaplatając ręce za plecami i prostując plecy.
- Spocznijcie, kapitanie.
Dolpheld prawie podskoczył. Odetchnął widząc obok siebie Huxa.
- Generale. Nadal uważam, że...
- Spokojnie. Jesteś na odpowiednim miejscu, Dolpheld. - Mitaka pokiwał powoli głową. - Kontynuuj. Musimy ruszać. - Kapitan skinął głową.

Misja wymagała dużo szczęścia, którego nie mieli. Po tygodniu musieli zrobić przerwę, żeby dokonać koniecznych napraw. Niszczyciel był daleko od idealnego stanu. Do tego Rey wróciła na pokład po nieudanej próbie znalezienia Rena. Co było jeszcze bardziej niepokojące. Każdy oficer był chodzącym stanem lękowym, a stymulantów ubywało w zastraszającym tempie. Hux zaciągnął się papierosem wtulając twarz w ramię Poe.
- Armitage? Trzęsiesz się.
- To nic. - mruknął cicho - Z wyczerpania. Źle spałem.
- Od tygodnia ledwo śpisz.... - wsunął rękę w jego włosy. - Zostańmy w łóżku.
Rudowłosy przymknął oczy rozważając propozycje, ale pokręcił głową.
- Musze zmienić Mitakę. Jest na nogach już drugą zmianę. - Poe westchnął przytulając go mocniej. Nie było sensu się kłócić.
- Przyniosę ci kafu?
- Tak proszę. - podniósł się sięgając, po płaszcz. Poe dołączył do niego na mostku z kubkiem kafu. Mitaka kończył rozmawiać z jakimś oficerem chciał do nich podejść, ale zatrzymał go oficer obserwujący radar.
- Sir. Zbliża się do nas jednostka typu Upsilon. - Dolpheld zamarł. Hux upuścił kubek na ziemię i zaklął w swoim języku. Poczuł dotyk na ramieniu. Organa stała obok. Nie ruszaj się. Usłyszał w głowie. Będzie cię szukał. Przełknął ślinę czując chłód prześlizgujący się po jego umyśle. Nie spojrzę, wpuść mnie, nie może wiedzieć, że tu jesteś. Rey zajmie się resztą. Rudowłosy wziął oddech poddając się, czując, że nawet gdyby chciał nie mógłby się ruszyć. Spojrzał na Mitakę, który nadal się nie poruszył i modlił się, żeby Dolpheld nie padł na środku mostka.
- Sir. Kylo Ren nas wywołuje. - Mitaka drgnął prostując się i zaciskając rękę za plecami na swoim nadgarstku. Stanął na środku mostka.
- Połączyć - powiedział cicho i odchrząknął. - Połączyć. - powtórzył głośniej zbierając się w sobie i Hux czuł niemal fizycznie jego strach. Stał się dziwnie świadomy otoczenia, odkąd wpuścił Organe. Świadomy emocji, które go otaczały. Hologram sylwetki Rena pojawił się przed Mitaką. Brunet zdjął maskę i spojrzał na oficera.
- Kapitanie Mitaka.., - mruknął obchodząc go dookoła jak wygłodniały wilk.
-Najwyższy Przywódco.
- Co robisz na Steadfaście?
- Sir. Po uszkodzeniu Supremancy ewakuowałem się z częścią załogi. Natrafiliśmy na Steadfast.
- Kapitan Velmont?
- Został uznany zdrajcą i stracony, sir. Zdradził Najwyższy Porządek i zabił Generała Pryda.
-Hm... Przejąłeś dowodzenie? - Kylo spacerował po mostku rozglądając się jakby mógł widzieć otoczenie. Hux wziął głęboki oddech starając się zachować spokój, ale czuł, jak rośnie w nim panika. Musisz się uspokoić. Inaczej będzie wiedział. Kriff.
- Tak, sir.
- Generał Hux jest na okręcie - Ren przystanął. To nie było pytania. Zimny dreszcz przeszedł po kręgosłupie rudowłosego. - Żywy czy martwy? - ruszył znów w jego kierunku
Ren zmarszczył brwi patrząc teraz wprost na Huxa, który czuł, że zaczyna się trząść. Poe objął go w pasie podtrzymując mocno. Drugą rękę trzymał na blasterze co w obecnej sytuacji było dość absurdalne, ale w jakiś sposób sprawiało, że Hux czuł się bezpieczniej.
- Martwy. - powiedział Mitaka. - Z... Zabraliśmy jego ciało. Pomyślałem, ż. że... - że co Mitaka? Pomyślał Hux rozdygotany. Co ty najlepszego wyrabiasz?
- Że co Mitaka? - Ren odwrócił się w stronę oficera unosząc brew.
- Że będzie je pan chciał... - że będzie je chciał? Po co? Hux zadrżał.
- Po co miałbym chcieć jego ciało Kapitanie? - Ren spojrzał znów w stronę Huxa stając jeszcze bliżej i każda komórka ciała rudowłosego chciała się odsunąć. Ale Organa nie pozwalała mu się ruszyć. Przestań walczyć Hux. Jeśli cię puszczę będzie wiedział. Rudowłosy chciał umrzeć. Odsuń się. Odsuń się. Odsuń się. Odsuń się! Ren zrobił kolejny krok w jego stronę. - Po co mi ono kapitanie Mitaka? - powtórzył. Wyglądał na zaintrygowanego, Huxowi zrobiło się słabo.
- Nie... nie wiem, sir- wyjąkał Dolpheld - i... Nie chciałbym wiedzieć - wykrztusił. - i wolałbym nie wiedzieć. Sir. Lecimy do punktu zboru 206. Jeśli...
- Nie.... - mruknął Ren odczytując jego intencje - Spotkamy się na miejscu. Mam coś do załatwienia. Możecie lecieć. Dobrze się pan spisał, Kapitanie. I dziękuję, że przywiózł mi pan prezent. - Ren uśmiechnął się rozbawiony oglądając się na niego. A Hux usłyszał czyjś jęk. Dopiero później zdał sobie sprawę, że dźwięk wyszedł z jego ust i że leży na ziemi. Załkał nie mogąc się uspokoić i desperacko próbował złapać oddech. Poe dopadł do niego obejmując go mocno.
- Armitage? Tage? Słyszysz mnie? Jesteś bezpieczny. Armitage?
Hux załkał znów próbując się opanować. Zacisnął mocni ręce na ramionach Poego widząc ciemne plamy przed oczami i poczuł, że spada. Stracił przytomność.
Obudził się łóżku w oddziale medycznym. Poderwał się gwałtownie przypłacając to falą mdłości i bólem głowy tak mocnym, że oczy mu się zaszkliły. Podniósł się mimo ciemnych plam przed oczami dopadł do łazienki. Zwymiotował próbując utrzymać się na nogach.
-Kriff Hux! - Dameron stanął właśnie na progu.
Podbiegł do niego i podtrzymał ratując go przed upadkiem.
- Musisz leżeć...
- Ja... - znów zwymiotował. - To obrzydliwe. – wymamrotał.
Poe przewrócił oczami
- Przestań. Chodź... - pomógł mu przemyć usta i wrócić do łóżka. - Nie powinieneś był wstawać. - usiadł przy nim.
- Jak długo?
- Prawie dwa dni. Budziłeś się, ale pewnie tego nie pamiętasz? - Hux pokręcił głową powoli.
- Mówiłem coś?
- Nie przejmuj się tym teraz. Musisz do siebie dojść... - pogłaskał go. - Jak się czujesz?
- Potwornie. Co mi jest?...
- Hum? Miałeś atak paniki, jesteś wycieńczony no i... Obecność Lei w twojej głowie pewnie też dodała swoje... - Westchnął i spojrzał na niego - od dziś będę przy tobie siedział, dopóki nie zjesz wszystkiego co masz na talerzu Hux. - rudowłosy mruknął coś cicho po arkanijsku zamykając oczy. - To było obraźliwe?
- Nazwał cię pieprzonym pilocikiem - Hux drgnął słysząc znajomy głos i otworzył oczy zerkając w stronę drzwi.
- Słucham? - Poe spojrzał na niego.
- Phasma? - rudowłosy spojrzał na kobietę unosząc się na łokciach. Blondynka podeszła bliżej.
- Generale. Jakie rozkazy? - uśmiechnęła się lekko. Hux wypuścił powoli powietrze z płuc kładąc się.
- Spocznij - powiedział cicho. - Co tu robisz?...
- Natrafiliśmy na kapsułę ratunkową. Kapitan Phasma zaoferowała swoją pomoc.
- Ruchowi Oporu?...
- Tobie. Spytała, czy jesteś na pokładzie... - Hux skinął lekko głową zerkając jeszcze raz na Phasme.
- Ja... - zaczął.
- Może jeszcze się powstrzymaj. Ja też będę siedzieć obok przy każdym posiłku Hux. Nie ma mowy żebyś znów się głodził. - rudowłosy prychnął mrucząc kolejne przekleństwa i przewracając się na bok. - Słucham? Może grzeczniej? Próbujemy się tobą zająć niewdzięczniku.
Rudowłosy odpowiedziałby z pewnością obelgą, ale odpłynął.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro