Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

40. GREGOR

Nie wiedziałam, jak długo siedziałam sama w aucie. Głowę miałam opartą o kierownicę i próbowałam zebrać myśli. Spodziewamy się dziecka — te słowa nie chciały opuścić mojego umysłu. To nie moje dziecko  z drugiej strony słyszałam głos Richarda. Miało być dobrze. Od momentu, kiedy on zadzwonił, żeby powiedzieć, że wybacza mi mój pocałunek z Arturem, miało być już tylko lepiej, a było tragicznie.

Wzdrygnęłam się, kiedy ktoś zastukał w boczną szybę. Podniosłam głowę i zobaczyłam Rafała.

— Znalazłem ją. Jest w aucie — powiadomił kogoś przez telefon, a następnie otworzył drzwi auta. — Gośka! Co ty robisz!? Czemu masz wyłączony telefon!? Wszędzie cię szukaliśmy, przeszliśmy cały teren skoczni. Odchodziliśmy od zmysłów! — krzyczał, przyklękając przy mnie, a ja tylko wzruszyłam ramionami.

— Musiałam pobyć sama — z powrotem, oparłam czoło o kierownicę

— Mogłaś, chociaż powiadomić któregoś z nas, że idziesz — odpowiedział. Phi... też coś... mogłam kogoś powiadomić. I co miałam powiedzieć? "Spadam stąd, bo właśnie się dowiedziałam, że Freitag będzie ojcem?"  myślałam sobie. Po chwili, poczułam dłoń Rafała na swoich plecach. — Co się dzieje? Stało się coś? — dopytywał ze smutkiem w głosie, a ja walczyłam sama ze sobą, żeby się nie rozpłakać.

— Nie — odpowiedziałam cicho, łamiącym się głosem i podniosłam głowę, po czym oparłam ją o zagłówek. W tym momencie zauważyłam, że reszta ekipy zmierza do nas. Rafał wstał i zrobił kilka kroków w ich kierunku.

— Co się dzieje? — usłyszałam pytanie Piotra.

— Nie wiem. Nic nie chce powiedzieć.

— Dobra, najważniejsze, że się znalazła. Jedźmy już do hotelu — powiedział Karol.

Przed maską mojego samochodu, stał zamyślony Artur i patrzył na mnie, a następnie przeszedł do drzwi od strony pasażera i zajął miejsce. Pozostali ruszyli już w kierunku hotelu, a ja nadal trzymałam trzęsącą się rękę na kluczyku w stacyjce, ale nie przekręciłam go.

— Poprowadzisz?

— Pewnie — odpowiedział i zamieniliśmy się miejscami. Kątem oka widziałam, że spogląda na mnie z zatroskaną miną. Tylko o nic nie pytaj  mówiłam do siebie w duchu— Powiesz mi, co się stało? — No i zapytał. — Bo widzę, że coś cię trapi.

— Nie chcę o tym mówić. Jedź już — odpowiedziałam, nie spoglądając na niego, a on odpalił silnik i pojechaliśmy w stronę hotelu. Całą drogę wpatrywałam się tępym wzrokiem w przednią szybę i przypominałam sobie to zdarzenie. Przetarłam dłońmi twarz, jakbym łudziła się, że to był tylko zły sen.

                                                                      ***

Kiedy dotarliśmy do hotelu i weszłam do pokoju, Rafał rozmawiał z kimś przez telefon. Widząc go uśmiechniętego od ucha do ucha, domyśliłam się, że rozmawia z Karoliną. Zrzuciłam z siebie kurtkę i weszłam do łazienki, żeby przemyć twarz. Stałam chwilę przed lustrem, patrząc na swoje odbicie, jakby to miało w czymś pomóc. Nie chciałam przeszkadzać mojemu koledze w rozmowie, więc po wyjściu z łazienki, wzięłam kurtkę w dłoń, pomachałam mu i wyszłam. Nie wiedziałam jeszcze, dokąd pójdę, ale musiałam się przewietrzyć. Wychodząc z hotelu, włączyłam telefon, na który momentalnie przyszło mnóstwo powiadomień o tym, że próbowali połączyć się ze mną nie tylko moi koledzy, ale też Freitag. Po chwili komórka ponownie zaczęła dzwonić. Spojrzałam na wyświetlacz. To był Richard. Stałam z telefonem w ręku i nie wiedziałam co zrobić, jednak po chwili postanowiłam odebrać.

— Kochanie moje, gdzie jesteś? Porozmawiajmy.

— O czym? Będziesz ojcem. Oszukałeś mnie, tu nie ma o czym rozmawiać.

— To nie jest moje dziecko.

— Jasne, zawsze tak można powiedzieć.  I po co była ta propozycja przeprowadzki do ciebie? Chciałeś mnie w ten sposób zniszczyć? Porzuciłabym wszystko w Polsce, i kiedy nie miałabym już do czego wracać, to wróciłbyś do tamtej? To miała być jakaś twoja zemsta za wydarzenia w Zakopanem?

— Nie słyszysz, co do ciebie mówię?! To nie jest moje dziecko! — zaczął krzyczeć przez telefon. — Ja ci dałem szansę, po tym, jak pocałowałaś się z Arturem, o Schliereznzauerze nie wspomnę, a ty teraz od razu mnie skreślasz?!

— Naprawdę nie widzisz różnicy pomiędzy tymi zdarzeniami? Masz narzeczoną, zaraz będziesz ojcem, a ty mi wypominasz jakieś pocałunki?!

— No nie wytrzymam! Jeszcze raz powtarzam, że ta dziewczyna chce mnie wrobić w tę ciążę! Jak zrobię testy na ojcostwo, to jej kłamstwo wyjdzie na jaw — mówił, pewny siebie. Zaczęłam się wahać. Zastanawiało mnie jednak to, w jakim celu kłamałaby ta kobieta? — Powiedz, gdzie jesteś? Przyjdę i porozmawiamy — zmienił ton na spokojniejszy.

— Richard, nie dzisiaj. Nie mam na to sił — odpowiedziałam i się rozłączyłam.

 Po chwili dostałam od niego SMS-a: 

OD RICHI: Kocham cię i nie mogę cię stracić.

— Zdecydowanie muszę się napić — powiedziałam do siebie, po czym włączyłam w telefonie przeglądarkę, żeby wygooglować, gdzie najbliżej znajduje się jakiś bar, a następnie skierowałam swoje kroki w jego kierunku.

Po wejściu do lokalu rozejrzałam się po sali. Szukałam jakiegoś wolnego stolika, który będzie raczej na uboczu i taki też znalazłam. Zamówiłam piwo, a następnie podeszłam do miejsca, które wcześniej sobie wybrałam. Potem wypiłam jeszcze kilka piw i chyba jakąś wódkę. Nie byłam pewna, bo po jakimś czasie nie zwracałam już uwagi na to, co zamawiam. Kiedy poczułam szum w głowie, wiedziałam, że już czas przestać pić, bo nie wrócę do hotelu. Wstałam od stolika i chwiejnym krokiem wyszłam z baru.

Mroźne, zimowe powietrze uderzyło w moją twarz. Mocniej otuliłam się szalikiem. Czułam, jak kręci mi się w głowie, ale powoli ruszyłam przed siebie. Po pierwsze, za dużo wypiłaś idiotko, a po drugie głupia, alkoholi się nie miesza — skarciłam siebie w duchu. Po przejściu kilkudziesięciu metrów skręciłam w małą uliczkę, a następnie usiadłam na pobliskim murku. Cały świat dookoła mnie wirował. 

— Jak tak dalej pójdzie, to do jutra nie dojdę do celu — powiedziałam do siebie pod nosem. Rozejrzałam się dookoła. Nie było żadnej żywej duszy. Postanowiłam, że jednak zadzwonię do któregoś z kolegów, żeby po mnie przyjechał, bo wiedziałam, że sama nie dojdę. Wyciągnęłam telefon z kieszeni, który niestety wypadł mi z dłoni. Kiedy chciałam go podnieść, kątem oka zauważyłam, że ktoś przy mnie stanął. W moim polu widzenia pojawiły się czyjeś buty. Męskie buty.

— Może pomogę? — zapytał po angielsku mężczyzna i podał mi moją komórkę. Spojrzałam na niego. Był dość wysokim, przystojnym brunetem i intensywnie mi się przyglądał. Poczułam się trochę nieswojo. Przełknęłam mocno ślinę, mając nadzieję, że facet nie miał złych zamiarów.

— Dziękuję — miałam nadzieję, że brunet sobie pójdzie, ale dalej stał przy mnie.

— Chyba ktoś tu jest w kiepskiej formie. Podwiozę cię.

— Nie dziękuję, poradzę sobie — odpowiedziałam grzecznie, ale stanowczo.

— Jednak ja nalegam — powiedział ostrzejszym tonem i chwycił mnie za ramię, podciągając do góry. — Niedaleko mam zaparkowane auto. Podwiozę cię, gdzie tylko będziesz chciała. Bastian jestem — przedstawił się i zaczął ciągnąć mnie w stronę swojego samochodu. W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Czułam, że będę miała kłopoty.

— Ale ja powiedziałam, że nie chcę pomocy! — zaczęłam mu się wyrywać, jednak on był znacznie silniejszy. Dodatkowo mój stan upojenia alkoholowego nie ułatwiał mi stawiania skutecznego oporu.

— Mnie się nie odmawia, maleńka — powiedział cicho, patrząc mi prosto w oczy i jeszcze mocniej zacisnął swoją dłoń na moim ramieniu, a ja syknęłam z bólu. — Jak pójdziesz sama, po dobroci, to nie będzie bolało, a potem może być nawet całkiem miło. Tylko musisz przestać się stawiać. Wybór należy do ciebie — mówił i nagle poczułam jego drugą dłoń, na swoim pośladku.

— Puszczaj! — krzyczałam, wyrywając mu się, a on z całej siły uderzył mnie w twarz. Zamroczyło mnie na chwilę. Czułam, jak mój policzek piecze, a po wardze spływa strużka krwi.

— Zostaw ją! Już zadzwoniłem po policję! — kiedy mój napastnik usłyszał te słowa, odepchnął mnie na ziemię i uciekł w popłochu.

Po chwili klęknął przy mnie mężczyzna, który pomógł mi w opresji. Na głowie miał kaptur, który skutecznie zasłaniał jego twarz.

— Nic ci nie zrobił? Masz rozciętą wargę  — powiedział wystraszony.  Miałam wrażenie, że skądś znam ten głos, ale w tej chwili nie mogłam skojarzyć, do kogo on mógł należeć.

— To nic takiego. Dziękuję za pomoc.

— Trzymaj — powiedział, podając mi wyciągniętą z kieszeni chusteczkę, żebym mogła wytrzeć krew.

— Kim jesteś? — zapytałam niepewnie, a on zdjął kaptur i uśmiechnął się do mnie. — Gregor — wyszeptałam zszokowana.

GREGOR

Po kolacji wyszedłem z hotelu, żeby pobiegać. Nie chciało mi się siedzieć w pokoju, więc stwierdziłem, że mała przebieżka przed snem dobrze mi zrobi. Włożyłem słuchawki w uszy i pobiegłem trasą znaną mi z poprzednich sezonów. Lubiłem ją, bo była praktycznie nieuczęszczana. Na palcach jednej ręki mogłem policzyć osoby, które kiedyś spotkałem w tym miejscu. Po jakimś czasie zrobiłem sobie małą przerwę na krótkie rozciąganie. Kiedy wykonywałem ostatni skłon, zauważyłem, że w oddali na murku siedzi Gosia. Trochę się zdziwiłem, że jest sama w takim miejscu. Po chwili zaczął się do niej zbliżać jakiś mężczyzna. Przyglądałem się im chwilę. Rozmawiali, więc założyłem, że to jakiś jej znajomy. Już miałem pobiec dalej, kiedy on zaczął ją szarpać, a następnie uderzył w twarz. Szybko pobiegłem w ich stronę, zbliżając się, założyłem kaptur na głowę. Nie chciałem, żeby przez przypadek mnie rozpoznał.

— Zostaw ją! Już zadzwoniłem po policję! — krzyknąłem, a on na te słowa odepchnął Gosię na ziemię i uciekł. Podbiegłem do niej i przyklęknąłem.

— Nic ci nie zrobił? Masz rozciętą wargę — powiedziałem przestraszony, kiedy na mnie spojrzała.

— To nic takiego. Dziękuję za pomoc.

— Trzymaj — podałem jej chusteczkę.

— Kim jesteś? — zapytała niepewnie. W tym momencie zdjąłem kaptur i uśmiechnąłem się do niej. — Gregor — zszokowana wyszeptała moje imię.

— No tak. To ja. Żałuję, że nie podszedłem do ciebie od razu. Nie spotkałoby cię to wszystko, ale na początku myślałem, że to jakiś twój znajomy. Daj rękę, pomogę ci wstać.

— Jeszcze raz dziękuję, że mi pomogłeś.

— Pokaż to — powiedziałem, chwytając ją za dłoń i odciągając od ust. — Jest dość mocno rozcięta, może warto pojechać do szpitala na szycie.

— Nie! — krzyknęła. — Nie trzeba — po chwili zmieniła ton na spokojniejszy. — Poza tym, jestem pod wpływem alkoholu, więc tym bardziej nie chcę nigdzie jechać — powiedziała, wyraźnie zawstydzona swoim stanem.

— A, bo to pierwsza trafisz do szpitala, będąc pod wpływem? — zaśmiałem się, żeby ją trochę rozbawić, ale chyba nie wyszło, bo w dalszym ciągu była smutna. — Dlaczego jesteś tutaj sama? — zapytałem, ale nie odpowiedziała. W tym samym momencie dostałem SMS-a od Hubera "Stary, wejdź w Internet. Zobacz, jakie tam są newsy". — Przepraszam, to od kumpla z kadry, tylko coś sprawdzę — powiedziałem. Kiedy włączyłem przeglądarkę w telefonie, nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. Wszędzie były artykuły o tym, że Freitag zostanie ojcem, a Gosia rozbiła jego wieloletni związek. Spojrzałem na nią i już rozumiałem, dlaczego była w takim stanie, ale chyba jeszcze nie była świadoma tego, co dzieje się w wirtualnym świecie. — Widziałaś już to? — zapytałem, podając jej telefon.

— Ale bagno — powiedziała po chwili, mając w oczach łzy. — Jestem zrujnowana. Nie wiedziałam o tej dziewczynie. Richard słowem się nie zająknął o niej — mówiła, jakby próbowała się przede mną usprawiedliwiać.

— A Freitag? Co on na to?

— On twierdzi, że to nie jego dziecko, że ta kobieta go wrabia. Co jest ze mną nie tak? Dlaczego los ciągle kładzie mi kłody pod nogi? — odezwała się, wyraźnie załamana.

— Może po prostu dokonujesz złych wyborów? — zapytałem, patrząc jej głęboko w oczy. Wzruszyła tylko ramionami i westchnęła. W tym momencie zadzwonił jej telefon.

— Rafał, pewnie moi kumple też już widzieli te rewelacje w necie — powiedziała zrezygnowana i odebrała połączenie.

Chwilę rozmawiali. Już po jej widziałem, że nie otrzymała dobrych wiadomości. Widać było, że jeszcze bardziej się zmartwiła. Zastanawiałem się, czy mogłaby mieć z tego powodu kłopoty w pracy. Rozłączyła się i schowała telefon do kieszeni.

— Już cię nie zatrzymuję. Jeszcze raz dziękuję za pomoc. Ja wracam do hotelu — powiedziała do mnie, a następnie ruszyła przed siebie.

— Przecież nie pozwolę ci wracać samej. Pójdę razem z tobą — odparłem. — Jakieś złe wieści? 

— Szef dzwonił do Rafała. Jest wkurzony. Chociaż wkurzony to mało powiedziane. Powiedział, że mamy jakoś posprzątać ten syf, bo on nie chce żadnych skandali z udziałem swoich dziennikarzy.

Postanowiłem, że nie będę już więcej drążył tego tematu i zacząłem mówić o czymś innym. Szliśmy, rozmawiając o różnych rzeczach. Byłem zaskoczony tym, że po ostatnich zgrzytach pomiędzy nami, będziemy ze sobą jeszcze normalnie rozmawiać. 

 No proszę, jesteśmy już na miejscu. W miłym towarzystwie droga zawsze zbyt szybko mija — odezwałem się, uśmiechając się do niej.

— Dzięki za rozmowę, chociaż na chwilę udało mi się zapomnieć o ostatnich wydarzeniach.

— Polecam się na przyszłość. Wiem, że ostatnio trochę nabroiłem, ale moja propozycja nadal jest aktualna. Jak będziesz miała ochotę pogadać, to jestem do twojej dyspozycji — mówiłem, kiedy przemierzaliśmy hotelowy korytarz w stronę wind.

— Będę pamiętała — uśmiechnęła się. — Mam pytanie. Dlaczego mnie wtedy pocałowałeś?

— No cóż... Powiem wprost, podobasz mi się. To był impuls — odpowiedziałem, a ona zrobiła wielkie oczy. — Taka prawda — dodałem po chwili. — A jak warga? — zapytałem, kiedy czekaliśmy na windę, na co ona odsunęła swoją dłoń wraz z chusteczką. — Już prawie nie krwawi — powiedziałem, muskając palcami okolice rany. — Ale zapewne będzie mocno opuchnięta, musisz przyłożyć jakiś lód — mówiłem i w tym momencie drzwi windy otworzyły się, a za nimi stali Rafał z Arturem.

— Co się stało? Co jej zrobiłeś? — zapytał z przerażeniem Rafał i spojrzał na mnie ze złością

— On mi tego nie zrobił — powiedziała do niego Gosia. — Przyczepił się do mnie jakiś typ, a jak zaczęłam mu się stawiać, to mnie uderzył. Na szczęście Gregor był w pobliżu i mi pomógł.

— Dzięki — powiedział do mnie Rafał i podał rękę, którą uścisnąłem — Przepraszam, że podejrzewałem ciebie.

— Spoko, nie mam żalu. No to przekazuję ją pod waszą opiekę. Ja idę do pokoju — zaśmiałem się, wsiadając do windy.

— Jeszcze raz dziękuję — powiedziała Gosia w moim kierunku.

 No Gregor, zdaje się, że złapałeś ogromnego plusa — powiedziałem do siebie, kiedy wjeżdżałem na piętro.

RICHARD

To wszystko, co działo się po konkursie, było dla mnie, jak zły sen. Może i kilka miesięcy temu przespałem się z tą dziewczyną, ale na pewno nie zrobiłem jej dziecka, a tym bardziej nie była moją narzeczoną. Nawet parą nigdy nie byliśmy. Laska chciała mnie wkręcić. Przysiągłem sobie, że nie uda się jej to. Jeśli sądziła, że uwierzę na słowo, to była w błędzie. Po przyjeździe do hotelu, od razu zacząłem szukać kliniki, w której robią testy na ojcostwo.

I jeszcze te jej wywiady szkalujące Gosię. Dziewczyna miała nierówno pod sufitem i przypominała mi moją byłą, która też nieźle mataczyła. Wiedziałem, że muszę na spokojnie porozmawiać z Gosią. Cieszyłem się, że wieczorem odebrała połączenie ode mnie, chociaż rozmowa nie była przyjemna. Jednak mimo wszystko miałem nadzieję, że jeszcze nie wszystko było stracone. Domyślałem się, że jej przyjaciele zapewne będą utrudniać mi kontakt z nią. Dodatkowo do ich grupy dołączył Artur. Nie miałem żadnych wątpliwości, że wykorzysta sytuację i zacznie się koło niej kręcić. Wszystko zaczynało się niebezpiecznie sypać.

— O czym, tak intensywnie myślisz? — wyrwał mnie z zamyślenia Eisenbichler.

— A jak sądzisz? Nie widzisz, co się dzieje w Internecie?

— Nie wściekaj się tak, tylko zacznij myśleć, co dalej. Musisz zabrać głos w tej sprawie — zauważył Geiger.

— Wiem — odpowiedziałem bezradnie. — Moje milczenie tylko pogarsza sprawę.

— Jesteś pewny na sto procent, że to nie jest twoje dziecko? — zapytał Markus, uważnie mi się przyglądając.

— Tak. Może wypiłem wtedy trochę alkoholu, ale nie tyle, żeby nie pamiętać o zabezpieczeniu — zgromiłem go wzrokiem, za to, że w ogóle tak pomyślał.

— Zastanawia mnie jedno — odezwał się Wellinger. — Laska odzywa się do ciebie, dopiero po kilku miesiącach, jak gdyby nigdy nic. Wcześniej nawet SMS-a do ciebie nie napisała, że jest jakieś dziecko, a teraz pojawiają się z nią wywiady jeden za drugim. To wygląda tak, jakby ta cała akcja była zaplanowana — dokończył, a ja zacząłem zastanawiać się nad tym, co powiedział i miało to jakiś sens. — Może ona chce od ciebie kasę wyłudzić?

— Nie mam pojęcia. Nie chcę, żeby to zaszkodziło Gosi, bo teraz to na nią spadnie największy hejt.

— Myślę, że lepiej by było, gdybyś się z nią, póki co przestał spotykać. Przynajmniej w takich miejscach, gdzie można wam zrobić zdjęcia — powiedział Karl.

— A dlaczego niby mam się z nią nie spotykać? Jesteśmy parą i wszyscy dobrze o tym wiedzą — zezłościłem się. — Ta sytuacja niczego nie zmienia. Nie zamierzam z niej rezygnować.

— Zrobisz, jak uważasz, a zresztą, to musi być wasza wspólna decyzja — dodał Markus.

— Jutro będę z nią rozmawiał, powiedziała, że dzisiaj nie ma na to sił.  A teraz wybaczcie, ale ja chyba jednak już się położę spać, nie mam ochoty na dalszą konwersację. Mam dość tego przeklętego dnia — powiedziałem, znikając za drzwiami łazienki, żeby się wykąpać.

Kiedy po kilkunastu minutach wróciłem, moich kolegów nie było już w pokoju. Widocznie poszli gadać gdzieś indziej i w sumie to dobrze. Położyłem się na łóżku i chwyciłem telefon. Wiedziałem, że Gosia nie chciała ze mną rozmawiać, ale postanowiłem, że mimo wszystko zadzwonię do niej. Niestety nie odebrała połączenia ode mnie. Napisałem do niej SMS-a. Miałem cichą nadzieję, że chociaż mi odpisze.

JA: Kochanie, co robisz? Tęsknię — wysłałem, ale przez dłuższy czas nie dostawiałem żadnej odpowiedzi. Zmartwiłem się tym.

OD SŁONECZKO: Idę spać — odpisała po kilkunastu minutach, a mi ulżyło, pomimo tego, że z tej wiadomości powiało chłodem.

JA: Już niedługo wszystko się wyjaśni. Mam nadzieję, że nie rezygnujesz z nas.

OD SŁONECZKO: Chyba musimy zrobić sobie małą przerwę. Tak będzie lepiej — przeraziłem się, gdy odczytałem tę wiadomość.

JA: To brzmi prawie jak rozstanie.

OD SŁONECZKO: Richard, niech to wszystko najpierw trochę przycichnie. I tak mam już problemy.

JA: Dobrze, zrobimy, jak będziesz chciała. Porozmawiamy jutro?

OD SŁONECZKO: Tak, a teraz wybacz, ale idę spać, jestem zmęczona. Dobranoc.

JA: jasne. Dobranoc, kochanie. Kocham cię, tulę i całuję.

Zasypiałem z nadzieją na lepsze jutro.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro