Rozdział 4.4
Weszły na piętro domu przy Queen Street. Willow starała się nie patrzeć na porozrzucane naczynia w kuchni i nieskończone, podeschłe już nieco ciasto leżące na stolnicy. Usiadły na nieużywanym łóżku w jednym z pokoi na piętrze. Willow wydawało się, że kiedyś był to pokój jej matki, ale były to tylko marne przypuszczenia, popierane zaledwie skrawkami niewyraźnych wspomnień.
Dom przy Queen Street wydawał się jedynym sensownym wyborem, jeśli chodzi o miejsce, z którego - jak spodziewała się Willow - miały nagle zniknąć. Z początku obawiała się, że Mroczni w dalszym ciągu mogą tutaj być, ale niepokój zmalał, kiedy przeszły przez cały dom, nie znajdując po drodze żywej duszy, ani choćby jakichkolwiek przedmiotów czy wskazówek mających prorokować ponowne przyjście Mrocznych do tego domu. Tak więc, już mniej podenerwowana Willow wyjaśniła Aryi plan punkt po punkcie i w skrócie streściła senną rozmowę z Owenem, bo przyjaciółka była tego bardzo ciekawa.
Powoli zbliżały się do najprostszej, jak się im wydawało, części planu - zaśnięcia. Po zjedzeniu przyniesionych przez Willow kanapek i przyniesieniu z salonu jednego koca, którym się okryły, położyły się na nieużywanym materacu łóżka.
Być może dlatego, że była w ubraniu, albo dlatego, że prawdopodobnie leżała w starym pokoju matki, Willow nie mogła zasnąć. Jednocześnie ganiąc się w myślach, że tylko opóźnia czas rozpoczęcia tej akcji, przekręcała się z boku na bok, próbując znaleźć odpowiednią pozycję. Nigdy wcześniej nie miała kłopotów z zaśnięciem, ale jak to się mówi, wyjątek potwierdza regułę.
W końcu, po ciągnących się w nieskończoność trzydziestu minutach, Willow zapadła sen. Arya zasnęła parę minut przed przyjaciółką, bez przerwy powtarzając w myślach kolejne kroki, jakie będzie musiała wykonać.
Tej nocy, wbrew swoim domysłom, Willow nie miała snów. Zasypiając poczuła tylko chłodne powietrze, zwiewające jej włosy na czoło. Nieświadomie odgarnęła je dłonią, a potem po prostu spała. Najdłużej i najmocniej w swoim dotychczasowym życiu.
Przepraszam za opóźnienie!
ZuMa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro