Pośród deszczu
Krople deszczu bębniły o chodnik zalewając całą okolicę. Nieszczęśnicy, którzy jakimś zrządzeniem losu znaleźli się pośród tej ulewy, starali się jak najszybciej uciec do domów lub jakichś kawiarni, aby tam, popijając w przyjemnym ciepełku herbatę, patrzeć przez okno na deszcz i śmiać się z osób, które jeszcze nie zdążyły przed nim uciec.
Jednak, pośród tłumu uciekających ludzi, można zauważyć ewenement - dwóch mężczyzn spokojnie idących wśród ulewy, jakby krople deszczu w niczym im nie przeszkadzały. Jednak... W przypadku niższego z nich wyrażenie "spokojnie" można uznać za niepoprawne określenie. I to bardzo niepoprawne. A dlaczego? Przyjrzyjmy się temu bliżej...
- Dazai, ty idioto! - warknął Chuuya. Chciał dodać coś więcej, ale przeszkodziło mu w tym kichnięcie. Rudowłosy zatrząsł się z zimna. - Po cholerę chciałeś wychodzić w taką pogodę?! Ty durna makrelo, przez ciebie się przeziębię!
- Spokojnie, Chu Chu~ - odpowiedział Dazai z tym swoim uśmieszkiem, za który Chuuya miał ochotę mu przywalić. - Podobno, jak się postoi długo w ulewie, to można urosnąć. A tobie akurat by się to bardzo przydało. A poza tym - pochylił się, by spojrzeć rudowłosemu w oczy. - Wcale nie musiałeś ze mną iść, to po co teraz narzekasz?
Wzmianka o wzroście zadziałała na Nakaharę jak płachta na byka; mocno walnął Osamu w ramię, po czym prychnął i odwrócił się obrażony.
- W takim razie wracam do doooo... Apsik! - znów przerwało mu kichnięcie. - Cholerny katar! Wracam do domu, a ty sobie stój na deszczu wierząc w te swoje bujdy, ty obandażowany głupku! Ale wiesz co ci powiem? Jesteś wysoki jak brzoza, ale głupi jak koza! A poza tym... - tyradę Nakahary przerwał donośny śmiech Dazaia.
- Uwielbiam, jak się złościsz, Chuu - zawołał Osamu. - Jesteś w tym momencie taki słodki - wiedział, że tymi słowami sam sobie kopie grób, ale w sumie nie przejmował się tym. Miał plan, najpierw rozzłościć Chuuyę, a potem... Hehe, niespodzianka.
Jego słowa, jak się domyślał, jeszcze bardziej rozsierdziły rudowłosego, przez co Osamu dostał kolejny mocny cios w drugie ramię.
- Obandażowany idiota! Ja nie wiem, po jaką cholerę, ja się z tobą zadaję! Durna makrela! - wykrzykiwał dalej Chuuya. - Samobójca, co się nawet zabić nie potrafi! A idź sobie do tej rzeki i skocz! Pytasz się, czemu chciałem z tobą wyjść? Bo myślałem, że to będzie miły spacer w lekkim, letnim deszczyku, ale nie! Musiał przerodzić się on w ulewę, a w dodatku ty mnie wkurzasz! Idę sobie stąd, cześć - po tych słowach Nakahara obrócił się na pięcie i odszedł w przeciwną stronę, co chwila pociągając nosem i kichając. Był cały przemoknięty, łącznie z kapeluszem, więc nie zdziwiłby się, gdyby złapał grypę. A to wszystko przez tego cholernego Dazaia, który się jeszcze na dodatek z niego śmiał.
Osamu natomiast stał i patrzył za odchodzącym Chuuyą uśmiechając się lekko. Wszystko szło zgodnie z jego planem. A Chuu i tak potem mu wybaczy te żarty. Gdy tylko rudowłosy zniknął za rogiem, Dazai ruszył boczną uliczką, która posłużyła mu za skrót. Nie zwracał uwagi na krople deszczu spadające na niego i wokół niego. W sumie, to lubił deszcz, a jako, iż miał żelazną odporność, nie groziło mu przeziębienie. Po drodze wstąpił do sklepu i kupił gruby, ciepły koc, który niósł dumnie pod pachą do czasu, aż dotarł do celu. Tam też stanął pod daszkiem i czekał na Nakaharę, który, według jego wyliczeń, powinien zaraz się tutaj zjawić.
Nie pomylił się. Chwilę później zza rogu wyszedł naburmuszony Chuuya mruczący coś pod nosem o durnych makrelach i rzece. Był tak zdenerwowany, że nie zauważył Dazaia, dopóki ten nie zarzucił mu koca na ramiona. Uniósł głowę zaskoczony.
- Weź ten koc, bo się jeszcze bardziej zaziębisz! - pouczył go Osamu. - A tego nie chcemy, prawda? - zapytał robiąc przy tym tak komiczną minę, że cała złość Nakahary uleciała w jednym momencie i rudowłosy roześmiał się.
- Dazai, ty idioto! - zawołał wśród śmiechu i kichania. - Przecież koc też przemoknie! Ale widzę, że miałeś dobre chęci, dlatego... - Chuuyą użył swojej mocy panowania nad grawitacją, by unieść się trochę do góry i cmoknąć Dazaia w policzek. - Osamu, jesteś idiotą. Ale kochanym idiotą i... Czego się tak szczerzysz?!
Rzeczywiście, twarz Dazaia rozjaśnił szeroki uśmiech. Wszystko poszło zgodnie z planem, a nawet lepiej. Przyciągnął Nakaharę bliżej siebie.
- Chuu, śmieję się, bo jestem szczęśliwy, że mam chłopaka takiego, jak ty - oznajmił. - Poza tym, ja jestem idiotą, a ty małym złośnikiem, pasujemy do siebie - Dazaiowi zebrało się na romantyczne wyznania. Wprawdzie nie to, co powiedział, było powodem jego śmiechu, ale chciał wypowiedzieć te słowa. Osamu spojrzał w oczy Nakahary i złączył ich usta w pocałunku.
Chuuyę zaskoczył ten nagły ruch Dazaia, ale szybko oddał pocałunek i zarzucił Osamu ręce na szyję. Trwali tak przez długą chwilę, nie zważając na deszcz wokół nich. Teraz liczył się tylko ten drugi. W pewnej chwili nagły podmuch wiatru zerwał kapelusz z głowy Nakahary, ale ten nie przejął się tym. W tym momencie liczył się tylko pocałunek z Dazaiem na pustej ulicy, wśród deszczu. Pocałunek, który rozgrzał ich serca do tego stopnia, że żaden deszcz nie mógł teraz sprawić, by było im zimno. Nagle spośród chmur wyłoniło się słońce, oświetlając, wśród kropel deszczu, zakochaną parę.
***
- Apsik! To wszystko przez ciebie, ty zabandażowany głupku! - wychrypiał Chuuya spod koca. Leżał sobie na kanapie, nakryty kocem, a podłogę wokół niego pokrywały zużyte chusteczki. - Gdybyśmy nie stali tak długo w deszczu, byłaby jeszcze szansa, że nie złapałbym tego cholernego choróbska. Zobaczysz, jak tylko wyzdrowieję, to...
- To co? - przerwał mu Dazai wchodząc do salonu z miską pełną gorącego rosołu. - A poza tym, czy nie podobał ci się ten pocałunek? Wśród deszczu, taki romantyczny! A teraz otwórz buzię, nakarmię cię rosołkiem! - podniósł łyżkę z zupą. - Leci samolocik!
- Osamu, nie jestem dzieckiem... - załamał się Chuuya.
- Nie, ale jesteś moim chłopakiem i muszę o ciebie dbać, zwłaszcza, że to przeze mnie jesteś chory. A teraz jedz.
Nakahara posłusznie zaczął jeść zupę karmiony przez Dazaia, a później wtulił się w niego.
- Ah, Osamu, i jak tu cię nie kochać... - westchnął sennie, a potem usnął wtulony w ukochanego.
- Ja ciebie też kocham, Chuuya - szepnął Dazai. - A pocałunek pośród deszczu był cudowny - po tych słowach złożył całusa na czole ukochanego i czuwał nad spokojnym snem tego małego złośnika, który był dla niego całym światem.
A za oknem krople deszczu znów bębniły o chodnik, nie mogąc tym razem dosięgnąć pary zakochanych.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro