Rozdział 23.
Miesiące zleciały w zastraszająco szybkim tempie. Po śniegu nie było żadnego śladu. Ogrody Malfoy Manor jarzyły się przepięknie soczystą zielenią, a kwiaty łapczywie chwytały promienie słońca. Mroczny Znak zapiekł jakoś intensywniej niż zwykle, jednak nie miało to zbytniego znaczenia, gdyż Katharina była już na miejscu.
Wybrani śmierciożercy dostali wyraźny sygnał. Mieli pojawić się na ulicy Śmiertelnego Nokturnu, by za pomocą szafy zniknięć pojawić się w Pokoju Życzeń w Hogwarcie. Katharina jako nierozpoznawalna zwolenniczka Sami-Wiecie-Kogo, stała właśnie oparta o ścianę sklepu Borgina i Burkesa. Zza zakrętu wynurzyła się pierwsza zakapturzona postać, a zaraz za nią następna i następna, aż w końcu przed sklepem zebrała się siedmioosobowa grupka.
— Gotowi? — spytała Katharina, lustrując wzrokiem zachmurzone niebo.
Śmierciożercy skinęli głowami.
— Bardzo dobrze, wchodźcie do...
— Wiemy co mamy robić, Koners. Nie rządź się — syknęła Bellatriks i ostentacyjnie wparowała do sklepu. — Nie rządź się — powtórzyła Katharina wyjątkowo irytującym tonem, przedrzeźniając starszą kobietę. — Posuń się. — Lekko odepchnęła brunetkę i sama weszła do szafy, zamykając za sobą wrota.
Po chwili poczuła się naprawdę dziwnie, zupełnie tak, jakby ktoś niósł ją na rękach, mimo to cały czas stała w miejscu. Kiedy tylko uczucie ustało, otworzyła drzwiczki i znalazła się w nieznanym jej dotąd wielkim pomieszczeniu, w którym znajdowało się dużo różnych rzeczy: od regałów wyładowanych starymi księgami, po zniszczone i przeżarte kociołki, służące do warzenia eliksirów. Obok stosu kociołków stał wysoki, smukły blondyn.
— Draco! — Rzuciła się w jego kierunku, po czym przytuliła go z całej siły. — Tak się cieszę, że wszystko w porządku.
— Tak, tak. Dzięki — mruknął słabym głosem. Jego zaczerwienione oczy patrzyły na nią z ulgą, a na twarzy błąkał się triumfalny wyraz. — Ilu was jest?
— Siedem ze mną. Idę po Severusa, przekaż im to — oznajmiła i ruszyła przed siebie. — A, zaraz! Gdzie jest wyjście?
Dracon kiwnął podbródkiem w jedną stronę, a Katharina puściła się biegiem we wskazanym kierunku. Kiedy dopadła do drzwi, zamaskowała się i zbiegła z siódmego piętra aż do samych lochów. W połowie drogi cudem uniknęła skręcenia kostki przez fałszywy stopień, ale nie przejęła się tym, tylko pędziła dalej. Przy drzwiach do gabinetu Snape'a zażyła porządnej dawki powietrza, następnie szarpnęła za klamkę od drzwi i wpadła do środka. Severus siedział przy biurku, masując sobie skronie. Poderwał głowę i wycelował różdżką w drzwi, widząc niespodziewany ruch, ale kiedy tylko ujrzał znajomą twarz spod zdjętego zaklęcia, opuścił dłoń.
— Już? — spytał beznamiętnym tonem.
— Już. — Zatrzasnęła drzwi — Severusie, pozwól sobie na chwilę słabości. Przywal w biurko, czy coś. Żebyś później się nie zdradził.
— Ty mi mówisz co mam robić? — Uniósł specyficznie brew, powodując u niej ciarki. — Zabieraj swoje zwłoki na Wieżę Astronomiczną.
— Dobra — odetchnęła. — O szlag, ja sama nie wyrabiam, a co dopiero ty — mruknęła do niego, gdy wchodzili po schodach.
— Jesteś słaba — skwitował i przyspieszył kroku.
Po drodze omijali członków Zakonu Feniksa, którzy starali się opanować zaistniałą sytuację. Katharina przez szybę przy krętych schodach dostrzegła błysk zielonego światła. Przycisnęła policzek do szyby i zobaczyła wielką czaszkę — Mroczny Znak. Severus pospieszył syknięciem Katharinę, ryglując za nią drzwi. Wbiegli po ostatnich schodach, napotykając na swojej drodze drzwi, które Mistrz Eliksirów rozwarł z hukiem.
— Mamy problem, Snape — powiedział Amycus, celując różdżką w skuloną postać Dumbledore'a. — Ten chłopak chyba nie jest w stanie...
— Severusie... — odezwał się Dumbledore, tonem który u Kathariny wywołał dreszcze.
Zerknęła na czarnowłosego, którego twarz wykrzywiał teraz grymas nienawiści i pogardy. Grał dobrze. Tak dobrze, że Katharina sama zaczęła wątpić w to, czy jest po stronie Zakonu. — Severusie... błagam...
Postrach Hogwartu wyszarpnął różdżkę, odtrącając drugą ręką Dracona. Wszyscy, z wyjątkiem Kathariny, cofnęli się i patrzyli na scenę, wstrzymując oddech.
— Avada kedavra! Jasnozielony strumień światła przeciął powietrze ze świstem, które zdawało się być tak ciężkie, że możnaby w nim zawisnąć. Promień ugodził dyrektora, wyrzucając go z ogromną siłą w powietrze. Katharina poczuła jak jej serce zamiera, a cała scena zdawała się być taka nierealna, zupełnie jak gdyby odgrywali ją aktorzy w mugolskim filmie. Wszystko powróciło do normy dopiero wtedy, gdy martwe ciało profesora spadło z wysokości na ziemię.
— Jazda stąd, szybko! — nakazał Snape, szturchając oniemiałą Katharinę w ramię.
Złapał Dracona za kark i pociągnął w stronę drzwi. Greyback dźwignął się z ziemi i z wyraźnym podnieceniem, które udzielało się nie tylko jemu, podążył za Mistrzem Eliksirów. Katharina postanowiła ich wyprzedzić. Odblokowała drzwi machnięciem ręki, a kiedy tylko je otworzyła wśród obłoków kurzu z zawalonego sufitu dostrzegła zarys dwóch postaci. Rzuciła się na jedną z nich, oszołomiła ją i złapała za uczniowską szatę, dociskając jakiegoś chłopaka do posadzki.
— Przepraszam — szepnęła, czując cisnące się łzy do jej oczu; to były jeszcze dzieci.
Wstała i pobiegła za Snape'em znikającym za rogiem. Zbiegali po schodach, oszałamiając wszystkich spotkanych na drodze uczniów, unikając rzucania zaklęć uśmiercających. Biegnący za nimi śmierciożercy mijali oszołomione ciała, nie zwracając na nie uwagi. Katharina poślizgnęła się na szkarłatnej kałuży i przeskoczyła nad zepsutym schodem, unikając poważnego obrażenia nogi. Przeturlała się w przód i wypadła na błonia.
— Impedimenta! — wrzasnął ktoś za nimi, kiedy osłaniali się od nieudolnie rzuconych zaklęć gajowego Hagrida.
Katharina przekręciła głowę i zobaczyła chłopca z wyjątkowo roztrzepanymi, krótkimi włosami.
"Harry" — pomyślała, przyśpieszając.
Rowle odciągnął uwagę półolbrzyma od trójki śmierciożerców. Miotał w niego zaklęciami raz po raz, jednak bez skutku.
— Drętwota! — krzyknął Harry, mijając Hagrida i jego przeciwnika, a czerwony promień ugodził w ziemię nieopodal pędzącego Snape'a.
— DRACO, UCIEKAJ! — ryknął Snape, popychając blondyna w stronę bramy Hogwartu.
Katharina dobiegła do Dracona, jednak zatrzymała się, patrząc na Severusa stojącego przodem do Pottera.
— Cruc... — zaczął, ale prawie natychmiast zwalił się na ziemię.
Harry przetoczył się na bok i już miał rzucać następne zaklęcie, jednak za jego plecami rozległ się krzyk Rowle'a.
— Incendio! — Śmierciożerca machnął różdżką po raz kolejny, tym razem celując w chatkę, która w przeciągu paru sekund zajęła się ogniem.
— Kieł jest w środku, ty diable! — ryknął Hagrid.
— Cruc... — zawołał Harry, lecz i tym razem bez skutku.
Snape uśmiechnął się drwiąco.
— Nie rzucisz żadnych Niewybaczalnych Zaklęć, Potter! — powiedział, przekrzykując trzaski płomieni i ujadanie przerażonego Kła. — Brak ci zimnej krwi i umiejętności...
— Incarc... — ryknął Harry, a Snape jakby od niechcenia odbił kolejne zaklęcie. — Walcz! — zawołał Harry. — Walcz, ty tchórzliwy...
Katharina syknęła, wiedząc, że chłopak wstąpił na niebezpieczny grunt.
"Tchórzliwy" — odbijało się jej echem pogłowie. "Żeby tylko miał świadomość przez co ten człowiek naprawdę przechodzi.".
— Nazwałeś mnie tchórzem, Potter? Twój ojciec atakował mnie tylko wtedy, gdy miał obok siebie swoich kumpli, to jak nazwiesz jego?
— Drętwo... — Znowu zablokowane i znowu, i znowu, Potter, aż nauczysz się milczeć i nie otwierać umysłu przed obcymi! — zadrwił Snape. — Hej, TY! — krzyknął do wielkiego śmierciożercy za plecami Harry'ego. — Czas na nas, zanim pojawią się ci z ministerstwa...
— Impedi... — chłopak odezwał się znowu, jednak zza jego pleców z wyszarpniętą różdżką wyłoniła się Bellatriks; jej sadystyczny wyraz twarzy Kathatina dojrzała nawet z daleka.
— Nie! — krzyknął Snape, a brunetka cofnęła zaklęcie torturujące. — Zapomniałaś, jakie mamy rozkazy? Potter należy do Czarnego Pana... mamy go zostawić. Idziemy, idziemy!
Katharina odwróciła się na pięcie, kiedy minęło ją rodzeństwo Carrowów, Bella i Rowle. Nie zaszła jednak daleko, gdyż usłyszała kolejny wrzask, przepełniony nienawiścią. Obejrzała się. Potter znów stał na nogach.
— Sectum... Ogień pochłaniający chatkę rzucił światło na profil Snape'a, który zablokował zaklęcie. Jego wyraz twarzy uległ gwałtownej zmianie. Nie uśmiechał się już drwiąco, teraz jego twarz wykrzywiona była wściekłością.
— Nie, Potter! — krzyknął.
Rozległ się huk, a Harry odleciał na parę metrów w tył.
— Śmiesz używać przeciw mnie moich własnych zaklęć, Potter? To ja je wymyśliłem... ja, Książę Półkrwi! A ty chciałbyś zwrócić moje wynalazki przeciw mnie... jak twój plugawy tatuś, tak? O, nie, nie sądzę... NIE!
Harry rzucił się w bok, by dosięgnąć swojej różdżki. Snape wystrzelił klątwę, a różdżka podskoczyła, poszybowała w powietrze i zniknęła w ciemności.
— A więc zabij mnie — wydyszał Harry, który nie czuł wcale strachu, tylko wściekłość i pogardę. — Zabij mnie, jak zabiłeś jego, ty tchórzu...
— NIE NAZYWAJ MNIE TCHÓRZEM!!! — ryknął Snape, a jego twarz stała się nagle twarzą szaleńca, na której malował się niewyobrażalny ból.
Snape machnął różdżką, a z policzka Harry'ego pociekła strużka krwi.
— Severusie! — zawołała Katharina, widząc zbliżający się z ogromną szybkością kształt hipogryfa.
Osłoniła Snape'a zaklęciem przed pazurami zwierzęcia i umożliwiła mu w miarę łatwą drogę ucieczki. Mistrz Eliksirów puścił się biegiem w jej stronę, a kiedy znalazł się obok, zacisnął jej palce na ramieniu, niemalże rzucając ją w stronę bramy. Hardodziób nie dawał za wygraną. Zamachnął się swym skrzydłem, podrywając ciało na parę stóp ponad ziemię, a jego ostry jak brzytwa pazur zahaczył o pelerynę Severusa, która rozerwała się w jednym miejscu. Katharina odepchnęła falą uderzeniową wielkiego hipogryfa, zasłoniła Snape'a z jednej strony i razem z nim przeniosła się wprost do Malfoy Manor.
— Wszystko w porządku? — spytała z nutką troski w głosie, dysząc ciężko.
Severus zmiażdżył ją wzrokiem, więc odsunęła się od niego na wyciągnięcie ręki.
— Tylko pytam. — Spojrzała na niego spode łba. — Nie bierz do siebie tego, o czym mówił Potter.
— Zamknij się — warknął, ruszając żwawym krokiem przed siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro