Rozdział 9
Wylądowaliśmy w Obozie. Thalia policzyła nas.
- O 3 mniej. 3 zaginęło.
- Było 27 jest 24, tak? Wiesz Thalia co mnie to obchodzi?
Pobiegłem w dół zbocza. Płakałem z całych sił. Nie mogłem pogodzić się z Jej stratą. Obozowicze oglądali się za mną. Przed moim domkiem stała Silena.
- Percy? Masz now... Co się stało???
- Nic-odtrąciłem ją- Nie twoja sprawa.
Spojrzałem na łóżko Oliwii. Leżało tam zdjęcie. Gdy podeszłem bliżej zobaczyłem że było to MOJE zdjęcie otoczone serduszkami i napisami "Kocham cię". Walnąłem się na jej łóżko i zacząłem znowu płakać. Silena patrzyła na mnie dziwnie ale wyglądała na taką co rozumie mój ból. Po moim zachowaniu widać było że Oliwia nie żyje. Wieść o tym rozniosła się do popołudnia. Teraz jak przechodziłem wszyscy patrzyli mnie z litością i współczuciem. Nie lubię tego. Myślą że jestem słaby. Chejron spotkał się z dziewczynami i nowymi obozowiczami ale nie miał odwagi podejść do mnie. Czułem do niego uraze. Wieczorem przyszła do mnie Thalia.
- Cześć Percy- powiedziała niepewnie
- Hej.
- Oliwia...
- Nie zaczynaj tak tego tematu!
- Nawet nie wiesz co chciałam powiedzieć!
- Chciałaś powiedzieć- odwróciłem się do niej- że Oliwia żyje. Że nic się nie stało! Stało się! Ty tego nie rozumiesz! Widziałem wiele śmierci i wyglądały tak samo! Później też miałem nadzieje ale nic! Koniec!
- Nie... Chejron...spotkanie o Oliwii... dziedziniec...- uciekła
- Aha. Wolałbym moją wersję niż ryczeć przed wszystkimi na apelu.- powiedziałem do siebie i wyszedłem z domku.
Na dziedzińcu stały już wszystkie domki. Gropowi powiedzieli by ubrali się na czarno. Wiedziałem że to na znak żałoby. Wszyscy mieli smutne miny ale niektórzy posępnie do mnie machali. Nie odmachiwałem. Kroczyłem między rzędami domów. Byłem pilnie obserwowany przez wszystkich. Chciałem się rozpłakać ale za bardzo się wstydziłem i łzy nie napływały mi do oczu. Pod koniec stanąłem w rzędzie oznaczonym świadkowie, dyrekcja i grupowi. Obok mnie stała Thalia i Silena. Ta druga była ubrana na czarno i miała piękne rozpuszczone, blond włosy. Thalia ubrała się w skórzaną kurtkę i ciemne spodnie. Typowa stara Thalia. Jednak się cieszę że nie dołączyła do Łowczyń. Tylko gdzie ona teraz jest?
- Oliwia nie zginęła- szepnęła Silena
- Nic nie wiesz więc się zamknij.
- Naprawdę...
- Zamknij mordę, słyszysz?
Już więcej się nie odezwała. Czułem że lekko drży. Wiedziałem że gdyby nie okoliczności dostałbym od niej z liścia. Też z chęcią bym jej przyłożył. Kto decydował o tym że córka Afrodyty ma stać obok mnie? Chejron wystąpił na środek.
- Wiecie z jakiego powodu się tu zebraliśmy prawda?
Przez zebranych przetoczył się cichy pomruk.
- Oliwia Jackson...
Wzdrygnąłem się kiedy usłyszałem to nazwisko. Zapomniałem że Oliwia ma takie same nazwisko jak ja. To przyprawiło mnie o dużo mdłości.
- Zagnięła przez Luka Castelana.
- Zginęła.- odezwała się osoba stojąca obok mnie. Silena?
- Nie. ZAgnięła.
- Niech ci będzie.
- Taka jest prawda panno Chase.
Odwróciłem się obok mnie stała już Annabeth uśmiechając się do mnie promiennie. Wiedziałem że ona odczuwa ogromną ulgę bo nie ma już konkurentki w walce o moje serce.
- Cześć- szepnęła
- Hejka. Nie musisz pokazywać wszystkim że jest to dla ciebie święto.
- Ej... nie wiem o co ci chodzi.- ale wyglądała na urażoną
- O nic.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro